And they shall know no fear - to zdanie zna chyba każdy miłośnik WH40K - kolejny epizod Herezji Horusa w recenzji książki autorstwa Mormega...
Ostatnią (jak dotychczas – Inkub) książką z serii Horus Heresy jest niedawno opublikowana Know no Fear starego, dobrego Dana Abnetta. Poddtytuł książki to Bitwa o Calth (The Battle of Calth). Książka opisuje zdradziecki atak Legionu Niosących Słowo (Word Bearers) na niczego nie spodziewających się Legionistów Guillimana i jest chronologicznym zapisem wydarzeń, które rozegrały się tego pamiętnego dnia na Calth, widzianych oczami Astartes XIII Legionu. Tak naprawdę akcja książki rozpoczyna nieco ponad 5 dni przed atakiem ale trzy czwarte książki stanowi zapis 24 godzin działań bojowych na Calth, które zmieniły historię Imperium.
Zanim jednak omówię nieco bardziej fabułę, parę słów poświęćmy okładce – kolejne, dzieło autorstwa Neila Robertsa – na której widać rozwścieczonego Primarchę XIII Legionu. Okazało się bowiem, że ten chłodny, analityczny umysł, traktujący wojnę jak wielkie laboratorium rządzące się żelaznymi, nienaruszalnymi prawami, jest mimo wszystko zdolny do emocji. Podejrzewam jednak, że Wy również, będąc świadkiem ogromu zniszczeń i zdrady brata bylibyście odrobinę wyprowadzeni z równowagi. Scena przedstawiona na okładce jest szczegółowo opisana na kartach powieści, nie będę więc zdradzał więcej szczegółów.
Wracając do fabuły. powiedzmy sobie szczerze, że Abnett nie zawodzi. Na niemal 400 stronach tekstu przenosi nas na ogarnięta wojną Calth. Pisałem wyżej, że akcja rozpoczyna się nieco przed początkiem bitwy. Autor na początkowych kartach powieści przybliża bowiem czytelnikowi nieco szczegółów dotyczących planety i XIII Legionu. Dane nam jest poznać wiele postaci, często zresztą od razu Abnett nie pozostawia żadnych złudzeń co do ich losów w nadciągającej bitwie. Przede wszystkim jednak poznajemy powody ogromnej koncentracji sił obu Legionów. Aby jednak je zrozumieć odwołajmy się do innej książki - The First Heretic Aarona Dembskiego-Bowdena. Te dwie książki są jak A Thousand Sons i Prospero Burns. Można je, oczywiście, czytać osobno ale nie można zrozumieć Bitwy o Calth bez zrozumienia powodów, które pchnęły XVII Legion, najbardziej wiernych synów Imperatora, na drogę, która doprowadziła do krwawej łaźni na tej planecie. XVII Legion dosłownie ubóstwiał Imperatora. Przykładał również wielką wagę do tego, by wiarę tę zaszczepić na podporządkowanych planetach. W sekularyzowanym Imperium takie działanie nie mogło spotkać się z aprobatą Imperatora, biorąc zaś spowodowaną takim działaniem niewielką liczbę planet opanowanych przez Legion Lorgara, Imperator postanowił pouczyć swojego syna i cały XVII Legion czego od nich oczekuje i jakich zachowań nie będzie tolerował.
Przeciwieństwem głęboko uduchowionego, wierzącego z fanatyczną gorliwością w boską naturę Imperatora XVII Legionu jest XIII Legion – twardo „stąpający po ziemi” żołnierze Imperium – nic więc dziwnego, że zostają wybrani by pokazać XVII-mu kim mają się stać. Na rozkaz Imperatora Ultramarines niszczą, z typową sobie skutecznością, Monarchię – Doskonałe Miasto, stworzone przez Niosących Słowo, na planecie Khur, pełne świątyń wzniesionych ku czci Imperatora. Wydarzenia na Khur kładą się głębokim cieniem na stosunkach pomiędzy Legionami. Od zniszczenia Monarchii dzieli je głęboka przepaść. Tak głęboka, że nie widać jej dna, tylko ciemność. W przypadku Niosących Słowo rację miał Nietzsche mówiąc, że „gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas”. Monarchia pogrążyła Legion Lorgara. Zbyt długo patrzyli w ciemność, która zalęgła się w ich sercach od czasu zniszczenia Miasta. W końcu ciemność wyciągnęła do nich rękę, ukoiła ich, potwierdziła ich przekonanie, że bogowie istnieją, Lorgar jedynie mylnie wziął Imperatora za boga… Teraz jednak, gdy poznali już prawdę stali się gorliwymi wyznawcami nowej religii. Wkroczyli na ścieżkę, która zapoczątkowała Długą Wojnę.
Ponad czterdzieści lat od zniszczenia Monarchii oba Legiony, na rozkaz Mistrza Wojny (Warmaster) mają zaatakować i zniszczyć Orki, które rzekomo zagrażają Imperium. Ultramarines koncentrują 200 tys. Legionistów, 4/5 wszystkich posiadanych sił, z odpowiednią liczbą auxillia, zbierają ogromną flotę i czekają na przybycie reszty jednostek swoich sojuszników – XVII Legionu. Część bowiem ich jednostek i okrętów już przybyła, są porozmieszczane na planecie i w przestrzeni wokół Calth, pośród jednostek Ultramarines.
Guilliman potwierdza przeczucia oficerów – zagrożenie orkami jest fikcyjne. Horus rozkazując obu Legionom współdziałać chce dopomóc w zasypaniu przepaści, która je dzieli. Wspólna, szybka, zwycięska kampania ma scementować Legiony, dopomóc w zabliźnieniu się starych ran i podkreślić autorytet Mistrza Wojny, na którego skinienie 250 tys. Astartes i flota wielkości niewidzianej od początku Wielkiej Krucjaty, wyruszy by zgnieść wroga. Życzeniem Primarchy jest by dołożone wszelkiej staranności aby operacja przebiegła sprawnie.
Guilliman nie zna wydarzeń, które rozegrały się w systemie Isstvan. Niczego nie podejrzewa. Nawet wtedy, gdy niebo nad Calth jest pełne ognia, gdy jeden po drugim okręty wielkiej armady są niszczone, nawet wtedy, w pierwszych krytycznych minutach ataku, wciąż uważa, że jest to tragiczna pomyłka, że Niosący Słowo mylnie zinterpretowali wybuch jednej ze stacji orbitalnych jako atak ze strony XIII Legionu. Na powierzchni planety XVII Legion wyrzyna astartes XIII-go. Cios jest potężny. Legion Guillimana jest na kolanach. Pozbawiony łączności, zdradziecko zaatakowany, bez wsparcia, jego członkowie giną w systematycznej masakrze. Cała planeta staje w ogniu. Jedna z pereł w koronie Imperium Ultramar, w ciągu 24 godzin zostaje całkowicie spustoszona, flota Ultramarines ulega zagładzie, siły naziemne idą w rozsypkę. A jednak… A jednak XIII Legion wciąż walczy, cios - choć potężny - nie był śmiertelny, XVII Legion popełnił błąd – nie zdołał zabić wszystkich Ultramarines.
Abnett opisuje nierówną walkę, toczoną przez Legionistów z XIII z astartes z XVII. Zderza heroizm tych pierwszych z morderczymi metodami walki tych drugich. Dane jest czytelnikowi zaznać głębi upadku legionu Lorgara, poznać metody walki, do jakich się odwołuje, nowych, potężnych sojuszników, jakimi się otoczył.
Akcja jest wartka. Zdania krótkie. To niemal reporterski zapis jednej z najsłynniejszych bitew uniwersum Warhammera 40K. Nie należę do wielbicieli XIII Legionu, a jednak Abnettowi udało się zmienić moje nastawienie do nich. Pokazał ich nieco z innej strony, ciekawszej, bardziej do mnie przemawiającej. Książkę czyta się bardzo szybko. Ostrzegam - może być przygnębiająca dla lojalistów. Ultramarines dostali naprawdę tęgie baty.
Książka zawiera mnóstwo smaczków o Ultramarines, choćby o roli jaką mają odgrywać w czasach pokoju, przybliża nam również nieco bardziej Imperium Ultramar. Najbardziej jednak przypadła mi do gustu historia tłumacząca skąd wzięło się czerwone malowanie hełmów sierżantów.
Kończąc w konwencji przyjętej przez Abnetta –
+++Gorąco polecam+++
End of transmission
A jednak kołacze się we mnie taka myśl co by było gdyby Lorgar zabił Erebusa i Kor Phareona, tak jak powinien? Co się dzieje również z samym Urizenem? Czy aby na pewno dobrowolnie odsunął się od swojego Legionu?
BTW. Nabyłem właśnie omnibusa z trylogią o Marduku. Książka zawiera mały bonus opowiadanie Torment – opisujące dalsze losy Buriasa. Tak zakręconego, szalonego opowiadania dawno nie czytałem. Również polecam.
Mormeg