niedziela, 29 listopada 2015

Wielki Mistrz Chaosu: wywiad z Tonym Acklandem

Jeszcze jeden z wywiadów, jakie z ludźmi pracującymi dla Games Workshop w okresie uważanym za "złoty wiek" działalności tej filmy przeprowadził Orlygg z bloga Realm of Chaos 80s. Oryginał można znaleźć tutaj.

Jedną z osób, które wywarły olbrzymi wpływ na wygląd podręcznika "Slaves to Darkness" jest Tony Ackland, należący do grona tych, którzy w ogromnym stopniu przyczynili się do sukcesu Citadel i Warhammera we wczesnych latach działalności firmy. Nawet jeśli jego nazwisko niewiele komuś mówi, jest spora szansa, iż jeśli ktoś interesuje się retro GW, spodobają mu się jego rysunki. Ackland przez lata pracował nad praktycznie wszystkim wydawanym przez GW - od "Laserburna" do "Spacefarers", "Zewem Cthulhu", "WFRP", "Warhammerem", czy "Rogue Traderem", po czym przeniósł się do Flame Publications, a następnie Harlequina i Black Tree Design. Prawdę mówiąc, jeśli lubisz demony chaosu, jesteś dłużnikiem Tony'ego - to on nadał im wygląd!

Fantastyczne krajobrazy - być może przypominacie sobie tę ilustrację z pierwszego wydania WFRP.
Dzięki współczesnym mediom społecznościowym udało mi się skontaktować z samym autorem i zadać mu pytania na temat jego pracy w GW. Tony w swej łaskawości dostarczył nam skany wysokiej rozdzielczości niektórych swoich prac z tego okresu, w tym liczne ilustracje z książek "Realms of Chaos" - niektóre z nich nie były wcześniej publikowane i przedstawiamy je, jak przypuszczam, po raz pierwszy!

Poniżej wywiad z Tonym i wybór jego prac. Rozmawiamy o jego początkach w Citadel, a potem w Games Workshop, o tym, co wywarło na niego wpływ, w jaki sposób powstawały wówczas projekty graficzne i jego pracy nad książkami "Realms of Chaos".


RoC80s: Pracę w GW rozpoczęłeś w 1981 r. Jak to się zaczęło? Wyszukali cię i zaproponowali pracę? Przypadek?
TA: Wszystko zaczęło się, gdy Bryan Ansell wraz z parnerami założył Asgard Miniatures pod koniec lat siedemdziesiątych. Zacząłem rzeźbić figurki, głównie po to, by wypełnić lukę w dostępnych komercyjnie figurkach - dla siebie i przyjaciół. Podczas któregoś z konwentów spotkałem Bryana i zacząłem od czasu do czasu rzeźbić coś dla Asgardu i - czasami - robić dla nich jakieś ilustracje promocyjne.
Bryan sprzedał swoim partnerom udziały w Asgardzie i wraz z Ianem Livingstonem i Stevem Jacksonem założył Citadel. Układ, który łączył mnie z Asgardem, przeniósł się do Citadel. Po nieporozumieniach z Ianem i Stevem, Bryan sprzedał swoje udziały i tak zaczęło się coś, co sam określa jako rok na wygnaniu. Po roku prowadzenia Citadel z raczej zmiennym szczęściem, Ian i Steve poprosili Bryana by zarządzał dla nich firmą. Wtedy Bryan zapytał mnie, czy nie chciałbym pracować dla Citadel w pełnym wymiarze czasowym.

Powrót do domu - kolejna działająca na wyobraźnię ilustracja z gry "Warhammer Fantasy Roleplay".
RoC80s: Jaka była filozofia stojąca za projektami w tym wczesnym okresie? Czy miałeś swobodę twórczą, czy też twoją pracą rządziły ciasne ramy szkiców projektowych?
TA: W tych wczesnych dniach nie było czegoś takiego, jak formalny proces projektowania. "Studio" było raczej grupą przyjaciół, a nie zhierarchizowanym biurem. Poza ilustracjami robiłem w tym czasie mnóstwo szkiców potrzebnych do projektowania figurek, siedziałem też nad reklamami. W tym czasie byliśmy "biednym kuzynem" właściwego GW, które mieściło się w Londynie.

RoC80s: Pracowałeś też nad projektem i rozwijaniem ulubieńców fanów, zoatów i fimirów. Być może uda ci się pomóc w rozwiązaniu zagadki, od dawna trapiącej kolekcjonerów. Ten model jest od dawna przedmiotem debaty, w kręgach hobbystów znany jest jako "Baby Zoat" - ze względu na niewielkie wymiary. Co stało za tym projektem? I po co była halabarda?
TA: Bryan chciał rasy podobnej w charakterze do Adzelów z Ligi Polesotechnicznej Poula Andersona. Ale chciał, żeby nie byli aż tak gadzi w wyglądzie, tak narodziły się zoaty. Nie przypominam sobie tej figurki. Jej ogólny wygląd bardziej przypomina adzela niż zoata. Być może odlano ją na życzenie któregoś z projektantów figurek. Zdarzało się to czasami, a sama figurka wchodziła w skład najbardziej odpowiedniej serii. Dziś nie pozwolono by na coś takiego. Stworzenie nowej rasy powierzono Graeme Davisowi. Wspólnie wymyśliliśmy fimira. On pracował nad tekstem, ja zająłem się wyglądem. Punktem startowym była okładka książki, znaleziona przez Graema, przedstawiająca fomora, a narysowana przez Alana Lee. Zmutowałem trochę ten wygląd, a Graeme skrócił nazwę i zmienił samogłoski. Powiedzmy, że nie była to nasza najbardziej oryginalna praca.

Oryginalny szkic koncepcyjny fimira. W pełni kolorowy skan, widać na nim technikę pracy Tony'ego.

Szkic koncepcyjny figurki dżabbersmoka.
RoC80s: Jak zmienił się/ewoluował proces twórczy w późnych latach osiemdziesiątych i jaki wpływ na twoją pracę miało kupienie firmy przez Ansella?
TA: Przed końcem 1983 r. Citadel była najsilniejszą, pod względem finansowym, częścią Games Workshop. To, oraz sukces książek z serii Fighting Fantasy Iana i Steve'a (seria zrobiła z nich milionerów) leżało u podstaw planu Bryana, który wymyślił sobie, że wykupi ich udziały. Jak możecie sobie wyobrazić, był to raczej powolny proces. Tak samo zmiany w GW były stopniowe. Z pozytywów, z wyjątkiem jednego lub dwóch projektów, mieliśmy teraz więcej czasu na ich dopracowanie. Wadą było to, że coraz więcej decyzji podejmowano zbiorczo. Stało się to tym bardziej wyraźne, im mniejszą rolę w samym studio grał Bryan. Jedną z przyczyn, dla których zacząłem pracę we Flame Publications (a tak naprawdę cała nasza trójka), była chęć ucieczki przed tymi zmianami.

Ilustracja z kampanii "Kamienie Zagłady", powstała w czasach, gdy Tony pracował we Flame Publications.
Oryginalne ilustracje pregenerowanych bohaterów z kampanii "Wewnętrzny wróg".
RoC80s: W twoich pracach wyraźnie wyczuwalna jest nuta "miecza i magii". Co, poza briefami projektowymi z GW było dla ciebie (lub jest nadal) inspiracją podczas tworzenia ilustracji fantasy?
TA: Od najmłodszych lat pociągało mnie fantasy i science fiction - książki, filmy, komiksy. Przypuszczam, że moje pierwsze doświadczenia tego rodzaju to stare komiksy Eagle. Wkrótce potem zaczytywałem się w pulpie sf, takiej jak "Astounding Science Fiction", "Future", "Original SF" i "Galaxy". Pisma te zamieszczały ilustracje grafików takich jak Virgil Finlay, Frank Kelly Freas i Wally Wood - wszyscy oni wywarli na mnie wpływ. Podobnie jak plakaty filmowe Reynolda Browna, choć wtedy nie wiedziałem, kto je stworzył. Później nadszedł czas magazynów wydawnictwa Warren, w Wielkiej Brytanii najłatwiej dostępne były "Creepy" i "Eerie". Publikowano w nich grafiki starych artystów Eagle Comics, takich jak Al Williamson, Frazetta i - ponownie Wally Wood. Oni również wprowadzili na rynek artystów hiszpańskich, w rodzaju Estebana Maroto i Jose Ortiza.Potem, w połowie lat siedemdziesiątych, pojawił się "Heavy Metal" i mnogość prezentowanych w nim stylów artystycznych. To był też świetny okres pod względem okładek książek i płyt. Wszystko sprowadza się do tego, by czerpać z oglądanych ilustracji, ale wypracować swój własny, indywidualny styl.

Meduza - patrząc na tę ilustrację, myślę o Frazettcie, który wywarł wielki wpływ na prace Tony'ego. Grafika ze "Slaves to Darkness".
Miażdżący wyobraźnię widok krajobrazu rodem z horroru... Ilustracja z "Realms of Chaos".
RoC80s: Co było inspiracją dla twoich jeźdźców jaszczurów Mrocznych Elfów i ich dziwnych pancerzy, tak charakterystycznych dla wczesnych figurek tej rasy?
TA: Tu muszę dobrze wytężyć pamięć. Myślę, że punktem wyjściowym była powszechwnie uznawana wówczas wizja Wysokich Elfów, której ukoronowaniem były figurki przedstawicieli tej rasy, wyrzeźbione dla Ral Parthy przez Toma Meiera. Sztuczka polegała na tym, by wykrzywić ten wygląd, zmienić ich z "dobrych" na "złych". Stąd dużo ostrych krawędzi na częściach pancerza, a także ozdoby, które miały nadać im, przynajmniej trochę, takiego wyglądu stereotypowego SS. Musicie pamięać, że Citadel powstał początkowo po to, by produkować na licencji figurki Ral Parthy w Wielkiej Brytanii. Dodatkowe figurki miały być projektowane w kompatybilnym z nimi stylu. Zmieniło się to, gdy Ian Livingstone odkrył bliźniaków Perrych, wtedy serie Citadel nabrały własnego charakteru. Figurki Ral Parthy były silnie inspirowane ilustracjami fantasy z tego okresu, a one same - z kolei - wywarły olbrzymi wpływ na innych producentów figurek. Bliźniacy jednak, którzy i wówczas, i teraz, umiłowali prace historyczne, nadali swym pracom fantasy nieco dziwaczny charakter. Zostałem zatrudniony również po to, by nadać pewien kierunek temu, co rzeźbili.

"Kiedy byłem mały, zwierzoludzie byli zwierzoludźmi..."

Szkic koncepcyjny horroru Tzeentcha. Rzeźbiarz Kevin Adams dodał do tego swoją słynną "złośliwą twarz" - zawsze uważałem, że ta zmiana uczyniła te demony jeszcze bardziej strasznymi.
RoC80s: Jak sądzisz, co powoduje, że po ponad 25 latach książki "Realm of Chaos" nadal budzą entuzjazm? Czy uważasz, że to tylko nostalgia stoi za tym, że osiągają tak wysokie ceny na rynku kolekcjonerskim?
TA: Kiedy "Realms of Chaos" pojawiły się na rynku, były czymś unikatowym. Był to pierwszy produkt GW, w którym tak wiele czasu i pieniędzy poszło na grafiki. Może się wydawać, że dzieło tego rodzaju powinno być wpływowe, nigdy jednak historycy gatunku nie poświęcili tym książkom wystarczającej uwagi. Odpowiedzialne za to jest, do pewnego stopnia, samo GW, ponieważ firma zdystansowała się od produktów tego rodzaju, przestawiając się na młodszych odbiorców. Podejrzewam, że mogło to mieć wpływ na ten kultowy status, jakim książki te cieszą się dzisiaj.

Fala pomiotów chaosu zalewająca krajobraz. Ilustracja z "Realm of Chaos".
Demonica i ogary chaosu. Ilustracja z "Realm of Chaos".
RoC80s: W jaki sposób zaprojektowano czterech bogów Chaosu (wraz z ich grafikami i seriami figurek)? Jak wyglądało to od początkowych szkiców, do gotowych produktów?
TA: Pomysł powstał z tego, że Bryan był zafascynowany bogami chaosu opisanymi w książkach Michaela Moorcocka z serii o Wiecznym Wojowniku. Bryan wymyślił ich imiona i atrybuty, natomiast surowe, pierwsze szkice każdego z czterech bogów wykonał John Blanche. Ja bazowałem potem na tych pomysłach i szkicach. W pewnym momencie mieliśmy jeszcze piątego boga Malala, stworzonego przez Johna Wagnera i Alana Granta (autorów Judge Dredd) i narysowanego przez Bretta Ewinsa w komiksie, który ukazywał się w "Compendium" lub "Journalu" (nie pamiętam, w którym z tych wydawnictw).

Niepublikowany wcześniej szkic koncepcyjny demona Malala.
TA: Tego boga, Malala, nie mogliśmy wykorzystać w "Realm of Chaos", ponieważ Wagner i Grant zadbali o to, żeby prawa autorskie pozostały przy nich. Nie zdawaliśmy sobie z tego początkowo sprawy, stworzyłem nawet szkice boga i jego stworów. Jeśli chodzi o stwory, zazwyczaj tworzyłem najpierw gotowe szkice, po czym dyskutowaliśmy nad tym, które z nich wykorzystamy, a które nie. Mutacje wojowników pozostawiono mojej decyzji.

Demoniczna maszyna Khorne'a, jedna z ostatnich ilustracji, jakie Tony wykonał dla GW, 1991 r.
Niepublikowana wcześniej scena bitewna z Warhammera.
Niepublikowana wcześniej ilustracja z "Realm of Chaos".

Niepublikowana wcześniej ilustracja z "Realm of Chaos".
Niepublikowana wcześniej ilustracja z "Realm of Chaos".
Niepublikowane wcześniej szkice koncepcyjne z "The Lost and the Damned" - prawdopodobnie studium proporcji Pana Zmian, płomieńca i horrora. Fascynujące...
Niepublikowany szkic z "Realm of Chaos".
RoC80s: Intryguje mnie ten obrazek wyżej. Przypomina jedną z ilustracji ze Slaves to Darkness, przedstawiającą demony Slaanesha i Khorne'a. Tu widzimy demony Nurgla w szeregach, przypomina to inną znaną grafikę (pokazaną poniżej dla porównania). Co ciekawe, Bestia Nurgla przypomina tutaj figurkę, która nie ukazała się ostatecznie na rynku (była zbyt mała, zobaczcie tutaj), a nie tę, która jest powszechnie znana. Brak ilustracji tego rodzaju uderzył mnie, kiedy czytałem "The Lost and the Damned". Być może istniała kiedyś również podobna ilustracja, przedstawiająca demony Tzeentcha. Zapytałem o to Tony'ego.
TA: Początkowo miała być tylko jedna książka. Dlatego główne ilustracje rozmaitych rozdziałów o demonach miały współgrać ze sobą. Plan był taki, by autorami większości ilustracji byli Ian Miller i ja, dodatkowe grafiki miały pochodzić od freelancerów. Potem okazało się, że napisano za dużo tekstu (stosunek tekstu do ilustracji ustalono na początku prac nad projektem), by zmieścić to w jednym tomie. Zdecydowano więc, że wydane zostaną dwa tomy. Po ukończeniu "Slaves to Darkness" musieliśmy zająć się innymi projektami, wstrzymanymi na czas prac nad pierwszą książką. Wyszło tak, że "The Lost and the Damned" poświęciliśmy, w końcu, mniej uwagi. W międzyczasie Ian zajął się innymi rzeczami, a studio urosło, zatrudniono więcej artystów, rozmyła się też trochę pierwotna wizja całości.

Słynne przedstawienie dwóch przeciwstawnych potęg ze "Slaves to Darkness".
RoC80s: Po ukazaniu się "Realms of Chaos" przeszedłeś do Flame Publications, zająłeś się tam produktami RPG, zwłaszcza uwielbianą serią o Marienburgu i Confrontation - grą, z której pewnego dnia powstała "Necromunda". Na ile różne były oryginalne projekty od tego, co w końcu zobaczyliśmy?
TA: Zmiana była bardzo duża. Część tła fabularnego opublikowano w White Dwarfie. Nigdy nie ukazały się ilustracje, których narysowanie zajęło mi sześć miesięcy. Uznano, że nadają się dla odbiorcy starszego, niż ten, w którego wówczas już celowano, i że gra fabularna nie wygeneruje odpowiednio dużej sprzedaży figurek. Materiał, który ukazał się w White Dwarfie zredagowano i skrócono w stosunku do tego, jaki wyszedł z Flame Publications (pracowali tam wówczas Mike Brunton, Graeme Davis i ja). Flame stworzono, by produkować rzeczy związane z GW, głównie do "Warhammera Roleplay". To Flame dostarczył wszystkie materiały do serii o Marienburgu, które ukazały się w White Dwarfie. Z rozmaitych przyczyn (całkowicie legalnych) GW utrzymywał wrażenie, że Flame była osobną firmą. 
Stwór opracowany dla "Confrontation". Ma zdecydowanie obce przymioty...
Obcy z "Confrontation". Ta ilustracja nigdy nie została opublikowana.
RoC80s: W jaki sposób związany byłeś z projektem Marienburg? Czy dostarczałeś tylko ilustracje, czy też odgrywałeś większą rolę przy tworzeniu tła fabularnego?
TA: Oryginalny pomysł na Marienburg pochodził od Richarda Halliwella. Scenariusze, które ukazały się w White Dwarfie, zredagował Mike na podstawie materiałów dostarczonych przez rozmaitych autorów zewnętrznych i Graema. Przypominam sobie, że kilkakrotnie ja i Mike sprzeczaliśmy się z Graemem na temat wyglądu bohaterów. Ale poza tymi nielicznymi sprzeczkami pracowaliśmy wspólnie, trójka przyjaciół, dawaliśmy z siebie wszystko. Był też jeden scenariusz, którego publikację wstrzymałem osobiście. Był oparty na postaci z "Sokoła Maltańskiego". Główną różnicą było to, że Gutman (postać grana przez Syndey'a Greenstreeta w najbardziej znanej adaptacji filmowej) prowadziła burdel i zajmowała się różnymi innymi mrocznymi przedsięwzięciami. Biorąc pod uwagę, że White Dwarf kierowany był do coraz młodszych odbiorców, wydawało mi się to mało odpowiednie. Ponieważ ilustracje i tekst były już gotowe, zamierzaliśmy ostatecznie wydać to razem z innymi rzeczami w kompendium produkcji Flame Publications, adresowanym przecież do nieco starszych czytelników. Tak się jednak nigdy nie stało.

Stara Mateczka Crumhorn, jedna z bardziej niepokojących kreacji Flame Publications i GW.
To byłoby na tyle. Mam nadzieję, że z zaciekawieniem przeczytaliście te zapiski i dowiedzieliście się, przy okazji, czegoś nowego. Wielkie dzięki dla Tony'ego za podzielenie się z nami wspomnieniami i pracami.

czwartek, 26 listopada 2015

Pierwsza drużyna poszukiwaczy skarbów | First team of treasure hunters

Takie wpisy lubię pisać najbardziej. Gotowa drużyna poszukiwaczy magicznych skarbów, zrobiona z myślą o "Frostgrave", ale nadająca się do każdej skirmishowej gry fantasy. Ogółem 15 miniaturek, wszystko oldskulowe produkty Games Workshop. Zapraszam do oglądania.

This is kind of note I like writing most. Finished team of treasure hunters, painted for "Frostgrave" but suitable for all kinds of fantasy skirmish games. 15 miniatures in total, all oldschool Games Workshop miniatures. Enjoy!

Cała drużyna w pełni chwały. Obrazek można obejrzeć w dużym powiększeniu.
Full team in all its glory. You can see this photo much bigger.
Herr Rotteblau, czarodziej i główny bohater drużyny (środek), Po prawej jego uczennica Wanda, po lewej Aptekarz, stary Otto.
Herr Rotteblau, wizard and main hero of the team (middle). His apprentice Wanda (right) and Apothecary, old Otto (left)
Strzelcy drużyny: od lewej  łucznicy Klaus i Hans, mistrz łuczniczy Erol i kusznik Giovani.
Shooters, from left: archers Klaus and Hands, marksman Erol and crossbowman Giovani.
Muskuły drużyny, od lewej: graf Joachim, barbarzyńca Doman, templariusz Haber i łotrzyk Perlemann.
Muscles of the team, from left: graf Joachim, Doman the barbarian, templar Haber and thug Perlemann.
Szybcy i zwinni: Czerwony Kapturek, rabuś Messer i Logar.
Fast and dexterous: Little Red Riding Hood, Mugger Messer and Logar.
I w końcu pies, zwany Wilkiem.
And lasty hound called Wolf.

wtorek, 24 listopada 2015

Dowódca wojsk Gondoru | Gondor Commander

Mormeg przy okazji pokazywanego ostatnio żołnierza Minas Tirith wspomniał, że maluje figurkę, przy której po raz pierwszy zastanawia się, czy warto ją pokazywać na blogu. Chodziło o widocznego obok dowódcę wojsk Gondoru. Oczywiście, rzecz nie w malowaniu. Miniaturka wykonana z finecastu okazała się, pod pewnymi względami, nie do uratowania - widać to, przykładowo, po dwuręcznym mieczu, krzywym i mocno pofalowanym. Wydawałoby się, że wyprostowanie czegoś takiego nie powinno stanowić problemu. Otóż, mili moi, stanowiło i okazało się niemożliwe... Podobnych kwiatków jest lub było zresztą więcej.

Miniaturka sama w sobie jest zaś, moim zdaniem, bardzo ciekawa. Interesująca poza, dwuręczny miecz w zamachu, w ciosie... Dynamika połączona ze statecznością postawy samego dowódcy. Szkoda, że to finecast...

Mormeg wrote in his previous note, the one about Minas Tirith soldier, that he is currently painting first miniature which he is not certain that it should be posted on the blog. He had this Gordon commander miniature in mind. Painting is fine, as it is clearly visible, but this finecast figure was one big problem. The most visible part of this problem is clearly bended sword, which was beyond recovery. It may seem that straightening resin sword is easy - believe me, this one was impossible to correct. There are some other, lesser faults too...

Miniature itself is really interesting in my opinion. It perfectly represents swing of heavy two-handed sword... It is a pity that this is finecast only...










niedziela, 22 listopada 2015

Z otchłani czasu: sławne oddziały - Krasnoludzcy Zwiadowcy Bugmana (wersja 2) | From the abyss of time: Regiments of Renown: Bugmans's Dwarf Rangers (version 2)

W grudniu 1986 r. ukazał się pierwszy regiment wydany w nowym stylu. Oddział zawierał cztery różne modele żołnierzy, można było go kupić w sporym pudełku ozdobionym ilustracją przedstawiającą jednostkę. Jako pierwsi na rynek trafili krasnoludzcy zwiadowcy Bugmana. Autorami rzeźb byli Alan i Michael Perry. Opis pierwszej wersji tej jednostki można znaleźć tutaj.

Wczesnowiosennym, rześkim i bezchmurnym porankiem pod wrota Karak-Varn skrzypiąc podjechał wóz zaprzężony w muła. Dwóch strażników podejrzliwie przyjrzało się woźnicy, małej, zgarbionej postaci opatulonej w cuchnące i zapchlone koce. To mógł być krasnolud, ale nie byli pewni.
"Kim jesteś i jaki masz tutaj interes?" - zawołał jeden ze strażników. Woźnica miękko zakaszlał. - "Przybyłem zobaczyć się z waszym królem, o tak" - powiedział otulając się dokładniej kocami, gdy zsuwał się z siedziska. "Mam coś dla niego". Strażnicy spojrzeli, nieco nerwowo, na siebie.
- "I cóż to jest?" - zapytał jeden z nich. Drugi podszedł do tyłu wozu i zaczął podnosić płótno, które skrywało ładunek.
- "NIE ŚMIEJ TEGO TKNĄĆ!" - zaskoczony władczym tonem głosu woźnicy, strażnik niczym oparzony opuścił przykrycie.
- "Sama podróż już wystarczyła" - wymamrotał woźnica. - "A jeśli jeszcze zaczniecie postukiwać i kołysać, nie będzie się nadawało nawet dla goblinów. A teraz, jeśli pozwolicie, mam już dość naoliwionych szmat i porozmawiam z mechanikiem".
Przemowa tego rodzaju mogła wyjść z ust jedynie krasnoluda, wóz wpuszczono więc do krasnoludzkiej twierdzy. Nim na miejsce dotarł król, dookoła wozu zrobiło się już niewielkie zbiegowisko.

Dał się słyszeć zduszony pomruk, gdy przybysz zręcznie zrzucił nakrycie ładunku, odsłaniając dużą beczkę.
- "Nie gwarantuję, że podróż nie dała mu się we znaki" - przemówił woźnica, nie mówiąc do nikogo konkretnego. Spośród koców wyciągnął brudny, metalowy kufel, nalał do niego odrobinę zawartości beczki i przyjrzał się jej krytycznie.
- "Hmm" - powąchał - "zmętniało". Głośno przełknął, wykrzywił się i splunął.
- "Gorsze, niźlim przypuszczał" - ciągnął dalej. - "Z pewnością mogłoby jeszcze poleżakować choć z miesiąc, czy dwa. Ale i tak, da wam ogólne pojęcie". Wysunął kufel w stronę króla.
Po chwili wahania władca przyjął naczynie, dokładnie wytarł brzeg mankietem, po czym pociągnąl łyk. Efekt był nadzwyczajny. Królewskie brwi podniosły się niemal do samej korony, załzawione oczy wyszły na wierzch, a kaszlący król zgiął się w pół. Po kilku sekundach kaszel minął, rozległo się za to donośne beknięcie. Król zdołał przemówić dopiero po niemal minucie.
- "Nie wierzę" - krzyknął. - "To niemożliwe. To piwo... Bugmana!".

W komnacie rozległy się krzyki. Minęło wiele lat od bitwy o browar Bugmana. Joseph Bugman był już jedynie wspomnieniem, nazwiskiem na wpół zapomnianym, legendarnym, tak samo jak nazwa Bugman's Bitter.

- "To prawda" - rzekł przybysz. - "Gobliny zostawiły mnie na pewną śmierć. Przybycie tutaj zabrało mi tyle lat - ale sza już o tym, gdzie moje maniery". Odrzucił koce i zebrani ujrzeli postać starego krasnoludzkiego weterana, o obliczu pełnym szram i zmarszczek.
- "Joseph Bugman, Mistrz Browarniczy i - niegdyś - Kapitan Zwiadowców, do usług".

Josep Bugman w cudowny sposób przeżył bitwę o browar Bugmana, lata potem zjawił się w krasnoludzkiej twierdzy Karak-Varn. Początkowo go nie rozpoznano, lecz kiedy król skosztował przywiezionego przezeń piwa, jego tożsamość nie podlegała już wątpliwości. W Karak-Varn odtworzono oddział krasnoludzkich zwiadowców Bugmana, a reputacja warzonego przez niego piwa przyciągnęła do twierdzy krasnoludów z całej okolicy. Ekspedycja, mająca na celu odzyskanie browaru Bugmana, zmieniła się w świętą wojnę.

Wyposażenie: dwuręczne topory, toporki, krótkie miecze i kusze.
Zew: nowi zwiadowcy przyjęli za swój stary okrzyk dawnego oddziału, "Mhinz Abeir" i odzew "Zyor Rond". Używano jednak również nowego zewu, brzmiącego "Ayt Peinz" i odpowiedzi "Khaari". Oba okrzyki to przykład tajemnego języka krasnoludzkiego, a ich znaczenie nie jest wiadome.
Dokonania: opowieść o ocaleniu Bugmana i jego długiej wędrówce do Karal-Varn to temat licznych epickich poematów i pijackich pieśni. Za wielkie osiągnięcie uważane jest powstanie piwa Bugman's Castle XXXXXXXXX, specjalnego napitku uwarzonego dla uczczenia odtworzenia zwiadowców. Nadaje mu się rangę równą tej, z jaką traktuje się bitwę o Kacowe Wzgórze, podczas której oddział zwiadowców zniszczył duże siły goblinów, czekające nań w zasadzce - i to pomimo zakończonej ledwie godziny wcześniej popijawy w marszu.
Szaty: ciężkie browarnicze fartuchy skrywające kolczugi, ciężkie płaszcze, spodnie ze skóry jelenia i ciężkie buty. Odzienie ma rozmaite kolory, beże, brązy i szarości.
Tarcze: widać na nich herb rodziny Bugmanów



The first of the new style Regiments of Renown with 4 different trooper models, presented in a large box with unit specific artwork. Released in December 1986 and designed by Alan and Michael Perry. You can read history of first unit of this name here.

It was a clear, crisp morning in early spring when a mule-cart creaked up to the entrance of Karak-Varn. Two guards looked suspiciously at the driver, a small hunched figure thickly wrapped in a variety of foul-smelling and flea-ridden blankets. It might be a Dwarf, but they couldn't be sure.
'Who are you, and what's your business?' challenged one of the guards. The driver of the cart cackled softly.

'Come to see your king, I have,' it said, gathering the blankets around it as it shuffled down from the driving seat, 'Brought something for him.' The guards looked at one another, a little nervously.
'What is it, then?' asked one. The other moved towards the back of the cart, and started to lift the tarpaulin that covered its cargo.
'DON'T YOU DARE TOUCH THAT!' Surprised by the sudden power in the driver's voice, the guard dropped the tarpaulin as if it had burnt him.
'It's had enough of a messing with, just getting here,' the driver grumbled, 'And if you go a-poking and a-prodding it about, it won't be fit for Goblins. And now, if you don't mind, I've had enough of the oily rags and I'll talk to the mechanic.'

Such a speech could only have come from the lips of a Dwarf, so the cart was admitted to the Dwarf hold. By the time the King arrived on the scene, a small crowd had gathered.
A hush fell over the crowd as the stranger deftly whipped the tarpaulin off the cart, revealing a large barrel.

'Now I'm not guaranteeing how well it's travelled,' he announced, to no-one in particular. He produced a grubby metal tankard from among his mass of blankets, drew off a little of the barrel's contents, and peered at it critically.
'Hmmmm', he sniffed, 'Gone cloudy.' He swigged noisily, then screwed up his face and spat.
'Worse than I thought,' he continued , 'it could really do with settling for a month or two. Still, it should give you the general idea.' He held out the tankard to the King.
After a moment's hesitation, the King accepted the tankard, and, wiping the rim fastidiously with his cuff, took a swig. The effect was remarkable. His eyebrows shot up to the very rim of his crown, his eyes bulged and began to water as he was doubled over by a fit of coughing. After a few seconds the coughing subsided, and was followed by a deep, resonant belch. It was almost a minute before he was able to speak.

'I don't believe it!' he exclaimed. 'it can't be! It's.... Bugman's!'
There was uproar in the chamber. It was many years since the Battle of Bugman's Brewery. Joseph Bugman was just a memory, a name half forgotten and wreathed in legend, like the name of Bugman's Best Bitter.

'That's right,' said the stranger, 'The Goblins left me for dead. It's taken me all these years to work my way here - but hush now, I'm forgetting my manners.' He threw off his wrapping of blankets, and stood revealed as an old, grizzled and heavily scarred Dwarf.
'Joseph Bugman, Master Brewer and onetime Ranger Captain, at your service:

'Joseph Bugman miraculously survived the Battle of Bugman's Brewery, and turned up years later at the Dwarf hold of Karak-Varn. He was not recognised at first, but when the King of the Dwarfhold tasted the beer that he brought with him, his identity was proved beyond doubt. Bugman's Dwarf Rangers were re-formed at Karak-Varn, as his reputation and his brewing skills brought Dwarves from miles around flocking to his banner. The expedition to reconquer and re-establish Bugman's Brewery assumed the proportions of a holy war.

Equipment: Double-handed axe, hand axe, short sword and crossbow
Battlecry: The old Ranger battlecry, 'Mhinz Abeir', with the response 'Zyor Rond' was maintained by the new Rangers, but a new battlecry was also used, consisting of the cry 'Ayt Peinz' and the response 'Khaari'. Both cries seem to be in an arcane Dwarfen tongue, and their meaning is unknown.
Deeds: The story of Bugman's survival and his long journey to Karak-Varn is the subject of a number of epic poems and drinking songs.The development of Bugman's Castle XXXXXXXXX, a special brew to celebrate the reforming of the Rangers, is considered a great achievement, ranking alongside the Battle of Hangover Hill, when the Rangers destroyed a large Goblin ambush force despite the fact that an impromptu drinking match had finished scant hours before the attack
Uniforms: Heavy brewers' coats over chainmail, heavy cloaks, buckskin breeches and heavy boots. The uniform is in various shades of buff, brown and grey.
Shields: The shield design carries Design the Bugman family arms.



czwartek, 19 listopada 2015

Mistrz łuczniczy | Marksman

Ostatnią figurką, jaką pomalowałem z myślą o włączeniu jej do mojej pierwszej drużyny poszukiwaczy skarbów do gry "Frostgrave" jest widoczny obok Mistrz Łuczniczy. To figurka Citadel Miniatures z serii C07 Rangers, wydana w 1985 jako Targeteer. Widać w niej, moim zdaniem, bezpośrednią inspirację filmowym wcieleniem pewnego wesołego śmiałka w zielonych rajtuzach, hasającego ponoć niegdyś po puszczy w okolicach Nottingham. Z tego powodu pozwoliłem sobie pomalować go w sposób przypominający nieco jego przodka z dużego ekranu. Pewnym odstępstwem od tego schematu są jednak pióra - niebieski i czerwony kolor łączą Mistrza Łuczniczego z resztą drużyny.

W jednym z następnych wpisów pokażę całość drużyny, a na warsztat trafił chwilowo pewien znany krasnolud, w kolejce za nim czekają już zaś dwie następne grupy dzielnych śmiałków, zamierzających zdobyć wiedzę, bogactwo i sławę w ruinach magicznego miasta.

The last miniature, which I painted as a part of my first 'Frostgrave' adventure team is Marksman visible next to this note. This is Citadel Miniatures 1985 product, released in C07 Rangers range, know back then as Targeteer. I think it clearly shows that it is inspired by certain jolly good fellow in green leggins, especially his older movie incarnation. I took a liberty to paint this miniature using colors which wore Errol Flynn in 'The Adventures of Robin Hood' - with one minor difference. I decided to paint feathers in red and blue to visually join Marksman with the rest of the group.

In one of the next entries I will show completed team. I'm painting certain famous Dwarf right now, but further two adventurers group are waiting to be painted too, they desperately want to gain knowledge, fame and  wealth from the frozen ruins of the magic city too...