czwartek, 25 lutego 2016

Banshee z Kręgu Krwi | Banshee from Circle of Blood

Pokazywana dziś banshee jest nieco odmienna w stylistyce od pokazywanych już wcześniej istot tego rodzaju, wyprodukowanych przez Games Workshop. Nic dziwnego - była to figurka wydana z okazji publikacji kampanii 'Circle of Blood' do 5. edycji Warhammera (wraz z Czerwonym Księciem), a dopiero potem trafiła do katalogów jako groźna, wyjąca płaczka.
Miniaturka ma znacznie więcej szczegółów niż jej poprzedniczki, dlatego zastanawiałem się, czy malować ją w całości tak, by uzyskać efekt eteryczności. Ostatecznie zdecydowałem się na to, wybierając szybkość malowania nad detale. Gdyby przyszła mi kiedyś ochota na powtórne malowanie tej figurki, mam ją w zapasie...

Banshee shown today is slightly different in style then previously shown, older such monsters produced by Games Workshop. It is understandable - this miniature was released as a special character for 'Circle of Blood' campaign for 5th edition of Warhammer (another was Red Duke miniature), and then next it was listed in catalogues.

This banshee is much more detailed then older ones, so painting all details in slightly more elaborate way was not out of question. Still, I decided to paint it ethereal fully again, as it was much faster. If I would like to paint it again, in more detailed way, I still have a duplicate miniature.






wtorek, 23 lutego 2016

Alexis Polux

Alexis Polux. Postać która z marszu podbiła moją wyobraźnię w czasie lektury The Crimson Fist. Wprost nie mogę uwierzyć, że minęły już prawie cztery lata... W każdym razie jego rola w bitwie układzie Phall, charakter i postać samego Poluxa nakreślona przez w tym opowiadaniu przez Johna Frencha sprawiła, że jest to jeden z bohaterów Herezji Horusa, którego losy śledzę z wielką uwagą i niemałym zniecierpliwieniem jednocześnie.

Nie powinno więc dziwić, że kiedy Forge World wreszcie wypuścił jego figurkę zacząłem walczyć ze sobą. Przez jakiś czas udawało mi się nawet powstrzymywać przemożną chęć jej kupna ale wiedziałem, że stoją na straconej pozycji. Nadszedł wreszcie dzień, kiedy zacząłem zmagać się z żółtym kolorem pancerza. Dzisiaj niewiele już pamiętam z tych wieczorów, kiedy po pracy mogłem godzinę albo dwie poświęcić na malowanie bohatera Imperial Fists. Ogółem poświęciłem mu około dwóch tygodni czasu. Była to pierwsza figurka, którą malowałem całkowicie "rozłożoną" na poszczególne części, osobno korpus, głowę, ramiona, podstawkę i plecak. Pamiętam, że dwa razy, DWA RAZY, odklejał się od pomalowanej już podstawki, zniszczenia nie do końca udało mi się ukryć.

Inkub pytał o sposób malowania pancerza, więc bardzo króciutko na ten temat - nazwy farb podaję za ich etykietami, czasem jednak są to wiekowe farbki - podkład to fabka biała, następnie kładłem Tausept Ochre, po niej kładłem warstwę Flesh Wash, kolor podstawowy to Sunburst Yellow, rozjaśnienia robiłem żółtą farbką kupioną w Empiku (producent Morocolor Włochy:)), o dziwo całkiem, całkiem. Końcowe rozjaśnienia to już ta ostatnia farbka i mieszana z coraz większą domieszką białej tego samego producenta. Całkiem fajny efekt końcowy, bardzo ale to bardzo fajnej figurki jednego z moich ulubionych bohaterów czasów Herezji.
-Mormeg

Alexis Polux. My favourite character from "The Crimson Fist" novella, love at first sight. I can't really belive that it was four years ago... Anyway, his actions during battle in the Phall system, his nature and - simply - he, as described in this story by John French, has made him one of my all-time favourite heroes from the times of Horus Heresy. I read about his deeds with great attention and - at the same time - with no lesser impatience.

It shouldn't be suprise then, that when his miniature was released - at last - by Forge World, I fought with myself. I managed to stop, for a time being, overwhelming desire to buy this miniature, though I knew that I can't fight with myself for too long. At least, there came the day when I started to struggle with yellow armour. I don't remember clearly those evenings of painting, when I managed to squeeze an hour or two for painting. I think that it took me about two weeks to paint him fully. It was also my first miniature, which was painted fully dissassembled - body, head, arms, base and backpack - all were painted separately. I remember that it TWICE (yes, TWICE) came off assembled base though. Unfortunately, the damage was done and I wasn't able to hide it fully.

Inkub has asked me, how armour was painted, so - shortly - here is a recipe. Just remember that some of the paints used are quite old. Miniature was primed white, then it was painted with Tausept Ochre, then it was painted with one layer of Flesh Wash. Basic color is Sunburst Yellow, highlights were made with yellow paint bought in art store (Morocolor Italy). It is strange, but I think it was just the right shade of color. Final highlights are made with this yellow mixed with more white and white paint. I really like final effect and I really like this very, very nice miniature of one of my favourite Horus Heresy era heroes.
-Mormeg








niedziela, 21 lutego 2016

Wywiad z Andy Craigem - wyznania malarza zespołu 'Eavy Metal!

Kolejny z wywiadów z ludźmi pracującymi dla Games Workshop w "złotym wieku" firmy, na przełomie lat 80. i 90. minionego wieku. Bohaterem jest Andy Craig, malarz figurkowy zespołu 'Eavy Metal. Oryginał można przeczytać na blogu Realm of Chaos 80s, prowadzonym przez Orlygga.

Chciałbym, żebyście pomyśleli o chwili, w której odkryliście gry figurkowe fantasy. O tych kilku pierwszych godzinach, gdy siedzieliście oczarowani, chłonąc nowe, ekscytujące możliwości, układając w swojej głowie listę figurek, które chcielibyście mieć.

Jeśli jesteście naprawdę starymi graczami, być może było to nad otwartym podręcznikiem do D&D, White Dwarfem, czy nawet Owl and Weasel.

Nie ma znaczenia!

Z pewnością przewinęła się wam wówczas "ta myśl". Marzenie, że moglibyście zarabiać na życie malując i grając. Niestety, dla większości z nas marzenie to pozostaje jedynie marzeniem, ale osoba, z którą przeprowadzam dzisiejszy wywiad, zdołała je zrealizować! Nasz rozmówca pracował w Games Workshop jako malarz figurek podczas złotego wieku studia, przyczynił się do sukcesu "The Lost and the Damned", the "Rogue Trader" i "Bloodbowla", by wymienić tylko kilka nazw.

Jego nazwisko? Andy Craig

Pierwsza rozkładówka Andy'ego w White Dwarfie - arlekiny Eldarów.
Pamiętam, że czytałem o jego przybyciu do studia na stronach 112 numeru White Dwarfa. Mała notatka w dziale Culture Shock stwierdziła, że w studiu zjawił się nowy pędzel. Wiecie, te strony z wiadomościami zawsze były pierwszym, co czytałem (lubiłem wiedzieć, co ukaże się wkrótce w sprzedaży), natomiast drugi w kolejności był dział 'Eavy Metal. Zobaczyłem tam prace mojego rozmówcy, wspaniałe arlekiny, widoczne powyżej. W tamtym miesiącu Andy Craig był tematem wielu naszych rozmów w szkolnym autobusie, czy nad paletą. Dlatego z wielką przyjemnością przedstawiam ten obszerny wywiad z kolegą-malarzem, który też miał "to marzenie", a poprzez poświęcenie i dzięki talentowi zdołał je zrealizować.

Dość już jednak mojego marudzenia, oddaję głos Andy'emu, który opowie nam swoją historię, zilustrujemy ją obrazami pokazującymi jego dzieła. To osobista, intymna opowieść o jego pracy w zespole ' Eavy Metal.

Miłej lektury

Orlygg.

RoC80s: W jaki sposób zająłeś się malowaniem figurek, i co doprowadziło cię z urzędu miejskiego Lincoln do studia projektowego GW?
AC: Malowaniem figurek zająłem się około 1983 r. Mój przyjaciel, najbliższy przyjaciel do dziś dnia, Chris Gent, opowiedział mi o Dungeons & Dragons. Zawsze byłem fanem fantasy: książek, obrazów, i tak dalej, zdecydowałem się więc zagrać. Przyciągnęły mnie figurki, zwłaszcza te, które były całkiem dobrze pomalowane. W kilka tygodni zacząłem kupować i zbierać figurki. Pokazano mi egzemplarz White Dwarfa, w którym były zdjęcia miniaturek pomalowanych przez ojca chrzestnego malowania, Johna Blanche'a. Byłem zmiażdżony i jednocześnie zafascynowany tym co zobaczyłem! Pełen inspiracji! Bardzo chciałem być równie dobry.

To wtedy zrozumiałem, że chciałem zajmować się tym zawodowo. Ogłoszono, że odbędzie się pierwszy Golden Demon, nie wziąłem w nim udziału, bo nie byłem wystarczająco dobry. W następnym roku, 1988, wziąłem udział w eliminacjach regionalnych i zająłem pierwsze miejsce. W finale nie wygrałem, ale moja praca (cheerleaderka wyłaniająca się z tortu) została pokazana w książce z pracami z tych zawodów. W kolejnym roku ponownie zająłem pierwsze miejsce w kwalifikacjach regionalnych, i wtedy przedstawiciel GW z biura głównego zasugerował, żebym wysłał list do Phila Lewisa w sprawie pracy w studio jako malarz figurek. Wysłałem list i dwa tygodnie później dostałem odpowiedź od Phila, który zapraszał mnie na spotkanie w Nottingham. Nie wierzyłem we własne szczęście i doskonale pamiętam dzień tej rozmowy. Czy uwierzysz, że pierwszą osobą, na którą natknąłem się w studio był sam John Blanche? "Ty malujesz figurki?" - zapytał. Studio (wówczas w Enfield) byo niczym królicza nora, poszliśmy prosto do pokoju malarzy, gdzie Mike McVey, Ivan Bartleet, Darren Mathews i Phil Lewis zajmowali się swoją pracą. John i Phil zabrali mnie do sąsiedniego pokoju, żeby omówić prace, które przywiozłem ze sobą. Wysoko ocenili moje umiejętności i z miejsca zaoferowali mi pracę w firmie, na co się, oczywiście, zgodziłem. Pokazali mi studio, spotkałem Jesa Goodwina, który w tym czasie pracował nad snajperami Eldarów. Byli też bliźniacy Perry, Kev Adams, wszyscy projektanci gier: Rick Priestley, Richard Halliwell, itd. Powiedzieć, że byłem całkowicie oszołomiony tym, co się działo, to nic nie powiedzieć. Zacząłem pracować w studio dwa tygodnie później. Pierwszą figurką, jaką dostałem do pomalowania, był Błękitny Horror, całkiem trudny do zrobienia, ale jakoś mi się udało.


RoC80s: Jak wówczas wyglądała praca w studio? Mogłeś wybierać modele i tyle, czy otrzymywałeś jakieś wskazówki i polecenia?
AC: Dobre pytanie! Jak już mówiłem, studio było niczym królicza nora. Przez pierwszych kilka dni trudno było się przyzwyczaić. Pokój malarzy figurek był na tyle duży, że mieścił sześć osób, przylegał też do niego malutki pokoik na tyłach, gdzie kładliśmy podkład na miniaturki.... Często więc wychodziliśmy z tej klitki dosłownie chorzy z powodu toksycznych składników w sprayach, ponieważ wentylator był tak zapchany resztkami farby, że działał niespecjalnie wydajnie.

Koordynatorem malowania był Phil Lewis. Zazwyczaj dawał nam wolną rękę, byle tylko figurka nadawała się do pokazania w White Dwarfie. Wiele razy, kiedy pokazywaliśmy mu skończone malowanie, stawiając figurkę na jego biurku, żartował, żeby położyć dłonie na blacie. Dlaczego? Mówił wtedy, że połamie nam palce, bo nikt nie może tak świetnie malować.

Jeśli chodzi o malowanie, nie było zbyt wielu wytycznych, mieliśmy wolną rękę w zasadzie we wszystkim, chyba że chodziło o zgodność z kodeksami w przypadku Ultramarines, Kosmicznych Wilków, orków, itd. Pamiętam, że dostałem miniaturki dwóch gangerów z wówczas jeszcze niewydanej Necromundy. John Blanche skończył dopiero co grafikę na pudełko, przyniósł ją nam i zostawił na moim biurku, by korzystać z niej podczas malowania, jeśli chodzi o dobór kolorów. Zerknął na mnie i powiedział, żebym tylko nie pomazał jej żadnymi farbami.



RoC80s: Jaka atmosfera panowała pomiędzy malarzami zespołu 'Eavy Metal?
AC: Naprzeciwko mnie siedział Tim Prow, a Mike, Ivan i Darren siedzieli po naszych bokach. Tim przyszedł do firmy jako czeladnik, miał siedemnaście lat, ale w kilka dni podciągnął się do naszych standardów. Ze wszystkich malarzy najbliżej było mi właśnie do niego, mieliśmy niezły ubaw, kiedy pracowaliśmy nad podręcznikiem "Waaaghh The Orks", zmienionym 40K i innymi kodeksami (o tytanach, eldarach, itd), grami planszowymi... tyle było tego, choć niektóre rzeczy były niespecjalnie fajne. Orki malowaliśmy dosłownie całymi miesiącami. Poproszono nas o stworzenie schematów kolorystycznych dla wówczas nowych zakonów Kosmicznych Marines, obowiązują do dziś. Atmosfera w pracy była, zazwyczaj, dobra. Często słuchaliśmy podczas pracy audiobooków. Podczas malowania rzeczy do Warhammera Fantasy świetnie sprawdzał się "Władca Pierścieni". Każdy dzień był dla nas niczym Gwiazdka. Niemal co rano Phil pytał, czy nie potrzebujemy czegoś z fabryki, najczęściej odpowiadaliśmy, że nieeee. W biurku miałem głęboką na 30 cm szufladę wypełnioną po brzegi figurkami, które dostawaliśmy z fabryki. Dostawaliśmy kopię każdej miniaturki, którą pomalowaliśmy, a także dowolne inne, co tylko sobie życzyliśmy. Musisz pamiętać, że byliśmy fanami figurek, mimo tego, że widzieliśmy je znacznie wcześniej, nasz entuzjazm wcale nie był mniejszy.


Myślę, że to moja ulubiona figurka pomalowana przez Andy'ego Craiga - spędziłem całe godziny próbując tak pomalować kolor żółty, jak widać tutaj, w stylu lat osiemdziesiątych. Andy powiedział, że zamierzał wystawić tą figurkę do Golden Demona, ale wcześniej otrzymał pracę w studio.
RoC80s: Wspomniałeś nazwiska wielu sławnych malarzy figurkowych z lat osiemdziesiątych. A co z Colinem Dixonem, Sidem, Stevem Mussuardem, Petem Taylorem, Richardem Wrightem i Stevem Bluntem? Czy współpracowałeś z którąś z tych figurkowych legend?
AC: Sid siedział na lewo ode mnie, kiedy zacząłem pracować w studio, Colin projektował figurki i był naprawdę wspaniałym facetem. Rozmawiałem z nim któregoś dnia w studio na górze budynku, kiedy nagle na jego koszuli roboczej wszędzie była krew. Ciął kawałek green stuffu, kciukiem naciskając na ostrze, ostrą stroną do palca! Wydaje mi się też, że wszyscy lubiliśmy, gdy w studio zjawiał się Steve Mussuard, wspaniały facet, bardzo zabawny, unikatowy styl, figurki zawsze lakierowane na błysk, ale większość z nich wykorzystywał do grania. Pete Taylor? Ok, spotkałem go wielokrotnie, nadal zachodzę w głowę, jak dawał radę malować tak dużo i tak dobrze. Richard Wright nie malował aż tak wielu figurek, ale kiedy już coś zrobił, to było, po prostu, nieziemskie. Nadzwyczajne, nakładał farbę o gęstości praktycznie tuszu, to bardzo trudna i bardzo czasochłonna technika. Mike Beard pracował z nami na zasadzie jakiegoś urlopu, jeden z najlepszych modelarzy zajmujących się dioramami, świetny malarz i bardzo dobry przyjaciel. Także Fraser Gray, którego osobiście uważam za najlepszego malarza figurkowego wszechczasów (pamiętajcie jednak, że to moja opinia), był w studio częstym gościem. A wiecie, że używał emalii modelarskich i białego spirytusu do mieszania kolorów, podczas gdy większość z nas śliny? Jego sposób malowania był bardzo trudny, ale to go nie zrażało. Jestem szczęśliwym posiadaczem jednego z pomalowanych przez niego orków, myślę, że to ten pokazywany z pierwszej książce z pracami z Golden Demona, ork z przepaską biodrową trzymający nad głową topór. Wymienił się za jedną z moich figurek, choć nie dostał tej, której chciał, różowej "Kinky Chaosette", zdecydował się więc na limitowaną edycję Amazonki, którą pomalowałem dla niego.



RoC80s: W jaki sposób członkowie zespołu wzajemnie wspierali się i doradzali sobie podczas pracy? Czy był ktoś taki, malarz lub malarze, którzy wspierali cię i byli dla ciebie inspiracją?
AC: No cóż, moją największą inspiracją był John Blanche, podobnie zresztą jak dla wielu innych malarzy. Przesunął granice, stworzył podwaliny tego, co mamy dziś. Tuż przed moim odejściem z GW John wziął mnie na stronę i powiedział - jest dwóch malarzy, którzy mogliby malować dla mnie figurki, to ty i Mike (McVey).

Łzy napłynęły mi do oczu, bo gdy ten człowiek zaszczycił mnie tym co powiedział, poczułem się spełniony.

Pozostali malarze praktycznie bez przerwy wymieniali pomysły i techniki malarskie. Kiedyś kupowałem puszeczki matowej, czerwonej, akrylowej farby Humbrola w sklepie modelarskim w Lincoln dla Mike'a, bo były trudno dostępne. To był jedyny kolor czerwony, jakiego używał - i prawdopodobnie nadal używa tylko jego. Musieliśmy wtedy być najlepsi, więc cały czas wspieraliśmy się nawzajem.



RoC80s: Czy podczas pracy byliście ograniczeni jedynie do produktów Citadel, tzn. oryginalnych farb z zestawów (kolor, potwory, stwory, tusze, itd.), czy też wykorzystywaliście też inne produkty?
AC: Chodziło o to, by osiągnąć możliwie najwyższy standard malowania, korzystaliśmy więc ze wszelkich dostępnych materiałów. Schodziliśmy na dół po jakieś drobne, dostawaliśmy je i mogliśmy kupować za nie pożądane farby. Nie cierpiałem czerwonego Citadel, był tragiczny. Również ówczesne tusze nie były za dobre. Wielu z nas używało tuszy produkcji Windsor and Newton, ale poza tym większość kolorów Citadel była świetna.



RoC80s: Uczestniczyłeś w Games Day jako członek zespołu pokazowego 'Eavy Metal, a także jako malarz. Jakieś interesujące wspomnienia z tym związane?
AC: W czasie Games Day ludzie dosłownie nas zalewali, nie mogliśmy przejść nawet trzech metrów bez zatrzymania się, by odpowiedzieć na jakieś pytanie, czy coś podpisać. To było świetne. Któregoś roku pomagałem w przyjmowaniu zgłoszeń i umieszczaniu ich w odpowiednich szafkach. Jakiś koleś wręczał mi swoje zgłoszenie (chorążego), i dokładnie wtedy figurka się połamała. O rany, ależ był wkurzony. Na szczęście dla niego udało nam się ją szybko naprawić, dostał, jeśli mnie pamięć nie myli, srebro.


Orki Darrena Matthewsa (czerwony nob) i Andy'egp Craiga. Z kolekcji Bryana Ansella.
RoC80s: Jak wyglądała twoja kariera po opuszczeniu GW?
AC: Przez jakiś czas malowałem na zamówienie, a obecnie nadal to robię, mam jednak kilka stałych umów. Przez te wszystkie lata zajmowałem się wieloma rzeczami, wszystkie były, w jakiś sposób, powiązane ze sztuką. Projektowanie scenografii teatralnych było świetną zabawą. Obecnie mieszkam na wsi z moją żoną Renee i psem (Sparky).

Kolejne orki Andy'ego, choć środkowy model pomalował Tim Prow. Z kolekcji Bryana Ansella.
RoC80s: Czy w latach osiemdziesiątych grałeś w którąś z gier GW, a jeśli tak, która była twoją ulubioną?
AC: "Talisman" - uwielbiałem tą grę, choć nigdy nad nią nie pracowałem. "Talisman City", "Space Hulk", dostawaliśmy wszyscy fotokopie gier na całe miesiące przed ich ukazaniem się na rynku.



RoC80s: Nadal malujesz figurki?
AC: Czasami. Zmieniłem zdecydowanie skalę, maluję teraz głównie modele w skali 1/6 dla różnych firm na całym świecie. Przejście do tej skali było dla mnie czymś naturalnym, więc kto wie, co przyniesie przyszłość?

Bond, Mulder i Scully. Wspaniały, cudowny blending.... Z kolekcji Andy'ego Craiga.

Można by pomyśleć, że to prawdziwy szary garnitur... Z kolekcji Andy'ego Craiga.

Silent Dawn - jedna z najnowszych i bardziej tradycyjnych prac Andy'ego. 
RoC80s: Życie malarza zespołu 'Eavy Metal w latach 80. wydaje się być całkiem rock'n'rollowe! Pamiętasz może coś ciekawego?
AC: OK! Tak, mam wiele zabawnych wspomnień, ale jedna wybija się spośród pozostałych; toaleta w studio była piętro niżej, a - z jakiegoś powodu - włącznik światła był na zewnątrz, na korytarzu. Tim i ja uważaliśmy wówczas za bardzo zabawne, żeby wyłączyć światło za każdym razem, gdy ktoś poszedł posiedzieć trochę dłużej. Zabawnie było, gdy któregoś razu zapomniałem o włączeniu światła i po całym budynku rozległ się wrzask - "WŁĄCZCIE TO PIEPRZONE ŚWIATŁO!".

Kev Adams był naprawdę zabawny, wpadał często do naszego pokoju, siadał na krześle i podpalał swoje pierdy, albo naprawdę fatalnie malował jakąś figurkę i stawiał ją do oceny przed Philem. Uwielbiałem w Philu wtedy, i nadal bardzo w nim to cenię, że był z nas bardzo dumny i dbał o nasze dobre samopoczucie.

Odwiedził nas Brian May z Queen, przyszedł ze swoim wówczas małym synem, to było akurat w dzień, kiedy nie było mnie w pracy. Phil dał mu pomalowaną figurkę, a w zamian otrzymał za jakiś czas oficjalny list z podziękowaniami. Odwiedził nas też pełen skład heavy metalowej grupy Gwar, przyszli do nas w kostiumach scenicznych, byli fanami.

Powinienem też wspomnieć o artystach. Tony Ackland, Paul Bonner, Wayne England... Wszyscy byli świetnymi facetami, świetnie się z nimi rozmawiało. Trzeba było zobaczyć, jak pracowali, jak robota dosłownie paliła im się w rękach.

Często ludzie pytają nas, ile figurek dziennie malowaliśmy. Zazwyczaj była to jedna figurka, czasem dwie. Malowałem elfy do "Dungeon Bowl" i miałem na to dwie godziny! Ivan malował wtedy krasnoludy. Jedyny raz, kiedy kompletnie nie wiedziałem jak pomalować miniaturkę, był wtedy, gdy malowaliśmy klany orków do podręcznika "Waaaagh". To był Goth z nowymi, plastikowymi ramionami, był gówniany! Nie mogliśmy po prostu zrobić go tak, żeby wyglądał w porządku, został więc wycofany.



RoC80s: Kilkukrotnie wspomniałeś Frasera Greya. Wiele osób uważa podobnie, że był najlepszym malarzem figurek w historii hobby - ale fandom nie ma pojęcia, co się z nim dzieje. Możesz nam coś o nim powiedzieć?
AC: Fraser był super facetem. Potrafił sprawić, że każda, dosłownie każda figurka wyglądała dobrze. Przed rozpowszechnieniem internetu pisywaliśmy do siebie listy, pracował wtedy dla jakiejś firmy nagraniowej, ale nie pamiętam jako kto. Fraser malował tylko chaos i orków, a inne figurki tak, żeby wyglądały na złe - kwestia osobistych preferencji. Próbowałem naśladować jego malowanie i rezultaty były fatalne. Niestety, nie widziałem go od lat, gdziekolwiek jest, mam nadzieję, że wszystko u niego w porządku i że nadal maluje.

RoC80s: Dlaczego czułeś, że musisz zmienić pracę?
AC: Zrezygnowałem z pracy z powodu nadchodzących zmian (Bryan sprzedał firmę grupie bankierów) i to był naprawdę bardzo smutny dzień, mnóstwo łez. Nawet Rick Priestley zszedł z góry, powiedzieć jak mu smutno, że odchodzę. Mike McVey dał mi wtedy garść pędzli na pożegnanie, był wówczas już koordynatorem malowania.

I tak kończy się ta opowieść. Mogę tylko dodać, że bardzo dziękuję Andy'emu za poświęcony czas i wsparcie, jakiego udziela mojemu blogowi. Kiedy po raz pierwszy zwróciłem się do niego z prośbą o wywiad, był przekonany, że wkład zarówno jego, jak i jego przyjaciela, Tima Prowa, w klasyczny okres Citadel i zespół 'Eavy Metal był zapomniany.

Mam nadzieję, że ten artykuł choć trochę oddaje mu sprawiedliwość.
Orlygg.

czwartek, 18 lutego 2016

Duch z kijem w... prześcieradle | A ghost with a stick up its sheet

Kiedy kilkanaście dni temu pisałem o duchach produkcji GW, sztywnych niczym strachy na wróble, miałem na myśli właśnie tego jegomościa. Produkt z początku wesołych lat 90. zastąpił fajne, mające sporo charakteru duszki z wcześniejszego dziesięciolecia. Sam potem stracił miejsce w katalogach na rzecz miniaturek pokazywanych właśnie we wspomnianym wpisie, będących - moim zdaniem - sporym postępem.

Spójrzcie zresztą sami - dynamizmu brak, łapy wielkie, morda dziwna, sztywny tak, że bałbym się chyba bardziej tego, że wyjmie sobie kij z... prześcieradła, niż jego samego. Nic więc dziwnego, że pomalowałem (a właściwie przemalowałem) go trochę z obowiązku, natomiast miniaturka w tej postaci raczej nie trafi już na pola bitewne Starego Świata, wykorzystam ją zaś we Frostgrace - co widać zresztą po podstawce.

When I wrote some time ago about GW producing ghosts so stiff that they could be used as miniature scarecrows, I have had this figure in mind. This is early nineties release, which replaced older, more varied ghosts released by Citadel in eighties. Few years later it was replaced in turn by three dancing ghosts, which were - in my opinion - a major step forward.

Look for yourself - no dynamism at all, hands are huge, face is strange and mishapen and it is so stiff that I would be more fightened by prospect of being beaten by a pole taken from its... sheet, then by this ghosts. Nothing strange then, that I decided to repaint him more from sense of compliteness then anything else. His future role will be some ruins haunting on the Frostgrave boards, then battles in the Old World I'm afraid.







wtorek, 16 lutego 2016

Wracamy do Dunharrow | We return to Dunharrow

Od pewnego czasu we wtorki królują potępieńce pomalowane przez Mormega, nie inaczej jest i dziś. To ponownie plastikowe figurki Armii Umarłych do gry Władca Pierścieni Games Workshop, szykowane z myślą zarówno o niej, jak i Dragon Rampant. Do pokazania pozostało jeszcze kilka z pierwszej serii, a już pomalowane są kolejne. Tajemnica tkwi w naprawdę szybkim, efektywnym sposobie malowania, o którym więcej tutaj.

Mormeg's restless dead reign on the blog for a last few Tuesdays - it is not different today too. Once again great plastic miniatures from the Army of the Dead from Lord of the Ring game by Games Workshop, painted both for LotR and Dragon Rampant. There is a few of them left still to be shown and next batch is already painted - thanks to efficient painting method.







piątek, 12 lutego 2016

Epic 30K część 30: Strażnik Imperialnych Pięści | Epic 30K part 30: Imperial Fist Warden

Drugim pomalowanym rycerzem do mojej armii Imperialnych Pięści jest widoczny obok strażnik. Fajna figurka, w przeciwieństwie do wcześniej pokazywanego lancera jest tu już trochę powierzchni, można się nieco pobawić w ślady eksploatacji i zniszczenia. 

Podobnie jak w przypadku wcześniejszego rycerza, zastosowałem malowanie w kolorach Imperialnych Pięści, świadomie odbiegając od fluffu, który mówi, że domy rycerskie używały własnej heraldyki, jedynie czasowo przyłączając się lub będąc odkomenderowane do współpracy z Legionami. Przyjąłem, że z uwagi na wieloletnią, wspólną służbę, rycerze zostali uhonorowani zarówno kolorami, jak i emblematem pięści.

Second painted knight from my epic Imperial Fists army is this warden. Nice miniature, contrary to already shown Lancer it has some bigger surfaces, allowing to paint some battle damage and wear and tear.

As with the lancer, I decided to paint it in Legion's colors, deliberately contrary to the fluff, which states, that Knight Houses fought under own colors, being only temporarily attached to Legions. I decided, that my Knights were awarded with colors and badges of Imperial Fists in reckoning of decades long cooperation and service.







środa, 10 lutego 2016

Duch zrodzony z koszmarów | A ghost born from nightmares

Dlaczego taki tytuł? Cóż, powiedzmy, że rzut oka na pokazywaną dziś figurkę uzmysłowi, jak bardzo zmienił się sposób i projektowania figurek, i ich estetyka. Duch obok to jeden z moich pierwszych zakupów figurkowych z Games Workshop, kupiłem go, jeśli mnie pamięć nie myli, równo 25 lat temu.

Patrząc na niego dziś nie sposób chyba nie uśmiechnąć się, widząc zarówno sposób "rzeźbienia", jak i sam projekt tej eterycznej istoty. Pisząc w jednym z poprzednich wpisów o prześcieradle przedstawiającym widmo miałem na myśli właśnie dziś pokazywanego ducha. Oldskul pełną gębą! Brakuje tylko, żeby krzyknął "Buuuuu!"

Why such title? Well, let's just say that miniature which is shown today shows precisely how much progress was achieved both in designing and esthetic look of miniatures. Ghost shown here is one of my first GW purchases, made exactly 25 years ago, if my memory serves me right.

Looking at this miniature today, judging by nowaday's standards it is crude both in form and sculpt. When I wrote in one of the earlier notes about ghosts made from linen sheets, I was envisioning this miniature. Oldhammer in full!