Kolejny z wywiadów z ludźmi pracującymi dla Games Workshop w "złotym wieku" firmy, na przełomie lat 80. i 90. minionego wieku. Bohaterem jest Andy Craig, malarz figurkowy zespołu 'Eavy Metal. Oryginał można przeczytać na blogu Realm of Chaos 80s, prowadzonym przez Orlygga.
Chciałbym, żebyście pomyśleli o chwili, w której odkryliście gry figurkowe fantasy. O tych kilku pierwszych godzinach, gdy siedzieliście oczarowani, chłonąc nowe, ekscytujące możliwości, układając w swojej głowie listę figurek, które chcielibyście mieć.
Jeśli jesteście naprawdę starymi graczami, być może było to nad otwartym podręcznikiem do D&D, White Dwarfem, czy nawet Owl and Weasel.
Nie ma znaczenia!
Z pewnością przewinęła się wam wówczas "ta myśl". Marzenie, że moglibyście zarabiać na życie malując i grając. Niestety, dla większości z nas marzenie to pozostaje jedynie marzeniem, ale osoba, z którą przeprowadzam dzisiejszy wywiad, zdołała je zrealizować! Nasz rozmówca pracował w Games Workshop jako malarz figurek podczas złotego wieku studia, przyczynił się do sukcesu "The Lost and the Damned", the "Rogue Trader" i "Bloodbowla", by wymienić tylko kilka nazw.
Jego nazwisko? Andy Craig
|
Pierwsza rozkładówka Andy'ego w White Dwarfie - arlekiny Eldarów. |
Pamiętam, że czytałem o jego przybyciu do studia na stronach 112 numeru White Dwarfa. Mała notatka w dziale Culture Shock stwierdziła, że w studiu zjawił się nowy pędzel. Wiecie, te strony z wiadomościami zawsze były pierwszym, co czytałem (lubiłem wiedzieć, co ukaże się wkrótce w sprzedaży), natomiast drugi w kolejności był dział 'Eavy Metal. Zobaczyłem tam prace mojego rozmówcy, wspaniałe arlekiny, widoczne powyżej. W tamtym miesiącu Andy Craig był tematem wielu naszych rozmów w szkolnym autobusie, czy nad paletą. Dlatego z wielką przyjemnością przedstawiam ten obszerny wywiad z kolegą-malarzem, który też miał "to marzenie", a poprzez poświęcenie i dzięki talentowi zdołał je zrealizować.
Dość już jednak mojego marudzenia, oddaję głos Andy'emu, który opowie nam swoją historię, zilustrujemy ją obrazami pokazującymi jego dzieła. To osobista, intymna opowieść o jego pracy w zespole ' Eavy Metal.
Miłej lektury
Orlygg.
RoC80s: W jaki sposób zająłeś się malowaniem figurek, i co doprowadziło cię z urzędu miejskiego Lincoln do studia projektowego GW?
AC: Malowaniem figurek zająłem się około 1983 r. Mój przyjaciel, najbliższy przyjaciel do dziś dnia, Chris Gent, opowiedział mi o Dungeons & Dragons. Zawsze byłem fanem fantasy: książek, obrazów, i tak dalej, zdecydowałem się więc zagrać. Przyciągnęły mnie figurki, zwłaszcza te, które były całkiem dobrze pomalowane. W kilka tygodni zacząłem kupować i zbierać figurki. Pokazano mi egzemplarz White Dwarfa, w którym były zdjęcia miniaturek pomalowanych przez ojca chrzestnego malowania, Johna Blanche'a. Byłem zmiażdżony i jednocześnie zafascynowany tym co zobaczyłem! Pełen inspiracji! Bardzo chciałem być równie dobry.
To wtedy zrozumiałem, że chciałem zajmować się tym zawodowo. Ogłoszono, że odbędzie się pierwszy Golden Demon, nie wziąłem w nim udziału, bo nie byłem wystarczająco dobry. W następnym roku, 1988, wziąłem udział w eliminacjach regionalnych i zająłem pierwsze miejsce. W finale nie wygrałem, ale moja praca (cheerleaderka wyłaniająca się z tortu) została pokazana w książce z pracami z tych zawodów. W kolejnym roku ponownie zająłem pierwsze miejsce w kwalifikacjach regionalnych, i wtedy przedstawiciel GW z biura głównego zasugerował, żebym wysłał list do Phila Lewisa w sprawie pracy w studio jako malarz figurek. Wysłałem list i dwa tygodnie później dostałem odpowiedź od Phila, który zapraszał mnie na spotkanie w Nottingham. Nie wierzyłem we własne szczęście i doskonale pamiętam dzień tej rozmowy. Czy uwierzysz, że pierwszą osobą, na którą natknąłem się w studio był sam John Blanche? "Ty malujesz figurki?" - zapytał. Studio (wówczas w Enfield) byo niczym królicza nora, poszliśmy prosto do pokoju malarzy, gdzie Mike McVey, Ivan Bartleet, Darren Mathews i Phil Lewis zajmowali się swoją pracą. John i Phil zabrali mnie do sąsiedniego pokoju, żeby omówić prace, które przywiozłem ze sobą. Wysoko ocenili moje umiejętności i z miejsca zaoferowali mi pracę w firmie, na co się, oczywiście, zgodziłem. Pokazali mi studio, spotkałem Jesa Goodwina, który w tym czasie pracował nad snajperami Eldarów. Byli też bliźniacy Perry, Kev Adams, wszyscy projektanci gier:
Rick Priestley, Richard Halliwell, itd. Powiedzieć, że byłem całkowicie oszołomiony tym, co się działo, to nic nie powiedzieć. Zacząłem pracować w studio dwa tygodnie później. Pierwszą figurką, jaką dostałem do pomalowania, był Błękitny Horror, całkiem trudny do zrobienia, ale jakoś mi się udało.
RoC80s: Jak wówczas wyglądała praca w studio? Mogłeś wybierać modele i tyle, czy otrzymywałeś jakieś wskazówki i polecenia?
AC: Dobre pytanie! Jak już mówiłem, studio było niczym królicza nora. Przez pierwszych kilka dni trudno było się przyzwyczaić. Pokój malarzy figurek był na tyle duży, że mieścił sześć osób, przylegał też do niego malutki pokoik na tyłach, gdzie kładliśmy podkład na miniaturki.... Często więc wychodziliśmy z tej klitki dosłownie chorzy z powodu toksycznych składników w sprayach, ponieważ wentylator był tak zapchany resztkami farby, że działał niespecjalnie wydajnie.
Koordynatorem malowania był Phil Lewis. Zazwyczaj dawał nam wolną rękę, byle tylko figurka nadawała się do pokazania w White Dwarfie. Wiele razy, kiedy pokazywaliśmy mu skończone malowanie, stawiając figurkę na jego biurku, żartował, żeby położyć dłonie na blacie. Dlaczego? Mówił wtedy, że połamie nam palce, bo nikt nie może tak świetnie malować.
Jeśli chodzi o malowanie, nie było zbyt wielu wytycznych, mieliśmy wolną rękę w zasadzie we wszystkim, chyba że chodziło o zgodność z kodeksami w przypadku Ultramarines, Kosmicznych Wilków, orków, itd. Pamiętam, że dostałem miniaturki dwóch gangerów z wówczas jeszcze niewydanej Necromundy. John Blanche skończył dopiero co grafikę na pudełko, przyniósł ją nam i zostawił na moim biurku, by korzystać z niej podczas malowania, jeśli chodzi o dobór kolorów. Zerknął na mnie i powiedział, żebym tylko nie pomazał jej żadnymi farbami.
RoC80s: Jaka atmosfera panowała pomiędzy malarzami zespołu 'Eavy Metal?
AC: Naprzeciwko mnie siedział Tim Prow, a Mike, Ivan i Darren siedzieli po naszych bokach. Tim przyszedł do firmy jako czeladnik, miał siedemnaście lat, ale w kilka dni podciągnął się do naszych standardów. Ze wszystkich malarzy najbliżej było mi właśnie do niego, mieliśmy niezły ubaw, kiedy pracowaliśmy nad podręcznikiem "Waaaghh The Orks", zmienionym 40K i innymi kodeksami (o tytanach, eldarach, itd), grami planszowymi... tyle było tego, choć niektóre rzeczy były niespecjalnie fajne. Orki malowaliśmy dosłownie całymi miesiącami. Poproszono nas o stworzenie schematów kolorystycznych dla wówczas nowych zakonów Kosmicznych Marines, obowiązują do dziś. Atmosfera w pracy była, zazwyczaj, dobra. Często słuchaliśmy podczas pracy audiobooków. Podczas malowania rzeczy do Warhammera Fantasy świetnie sprawdzał się "Władca Pierścieni". Każdy dzień był dla nas niczym Gwiazdka. Niemal co rano Phil pytał, czy nie potrzebujemy czegoś z fabryki, najczęściej odpowiadaliśmy, że nieeee. W biurku miałem głęboką na 30 cm szufladę wypełnioną po brzegi figurkami, które dostawaliśmy z fabryki. Dostawaliśmy kopię każdej miniaturki, którą pomalowaliśmy, a także dowolne inne, co tylko sobie życzyliśmy. Musisz pamiętać, że byliśmy fanami figurek, mimo tego, że widzieliśmy je znacznie wcześniej, nasz entuzjazm wcale nie był mniejszy.
|
Myślę, że to moja ulubiona figurka pomalowana przez Andy'ego Craiga - spędziłem całe godziny próbując tak pomalować kolor żółty, jak widać tutaj, w stylu lat osiemdziesiątych. Andy powiedział, że zamierzał wystawić tą figurkę do Golden Demona, ale wcześniej otrzymał pracę w studio. |
RoC80s: Wspomniałeś nazwiska wielu sławnych malarzy figurkowych z lat osiemdziesiątych. A co z Colinem Dixonem, Sidem, Stevem Mussuardem, Petem Taylorem, Richardem Wrightem i Stevem Bluntem? Czy współpracowałeś z którąś z tych figurkowych legend?
AC: Sid siedział na lewo ode mnie, kiedy zacząłem pracować w studio, Colin projektował figurki i był naprawdę wspaniałym facetem. Rozmawiałem z nim któregoś dnia w studio na górze budynku, kiedy nagle na jego koszuli roboczej wszędzie była krew. Ciął kawałek green stuffu, kciukiem naciskając na ostrze, ostrą stroną do palca! Wydaje mi się też, że wszyscy lubiliśmy, gdy w studio zjawiał się Steve Mussuard, wspaniały facet, bardzo zabawny, unikatowy styl, figurki zawsze lakierowane na błysk, ale większość z nich wykorzystywał do grania. Pete Taylor? Ok, spotkałem go wielokrotnie, nadal zachodzę w głowę, jak dawał radę malować tak dużo i tak dobrze. Richard Wright nie malował aż tak wielu figurek, ale kiedy już coś zrobił, to było, po prostu, nieziemskie. Nadzwyczajne, nakładał farbę o gęstości praktycznie tuszu, to bardzo trudna i bardzo czasochłonna technika. Mike Beard pracował z nami na zasadzie jakiegoś urlopu, jeden z najlepszych modelarzy zajmujących się dioramami, świetny malarz i bardzo dobry przyjaciel. Także Fraser Gray, którego osobiście uważam za najlepszego malarza figurkowego wszechczasów (pamiętajcie jednak, że to moja opinia), był w studio częstym gościem. A wiecie, że używał emalii modelarskich i białego spirytusu do mieszania kolorów, podczas gdy większość z nas śliny? Jego sposób malowania był bardzo trudny, ale to go nie zrażało. Jestem szczęśliwym posiadaczem jednego z pomalowanych przez niego orków, myślę, że to ten pokazywany z pierwszej książce z pracami z Golden Demona, ork z przepaską biodrową trzymający nad głową topór. Wymienił się za jedną z moich figurek, choć nie dostał tej, której chciał, różowej "Kinky Chaosette", zdecydował się więc na limitowaną edycję Amazonki, którą pomalowałem dla niego.
RoC80s: W jaki sposób członkowie zespołu wzajemnie wspierali się i doradzali sobie podczas pracy? Czy był ktoś taki, malarz lub malarze, którzy wspierali cię i byli dla ciebie inspiracją?
AC: No cóż, moją największą inspiracją był John Blanche, podobnie zresztą jak dla wielu innych malarzy. Przesunął granice, stworzył podwaliny tego, co mamy dziś. Tuż przed moim odejściem z GW John wziął mnie na stronę i powiedział - jest dwóch malarzy, którzy mogliby malować dla mnie figurki, to ty i Mike (McVey).
Łzy napłynęły mi do oczu, bo gdy ten człowiek zaszczycił mnie tym co powiedział, poczułem się spełniony.
Pozostali malarze praktycznie bez przerwy wymieniali pomysły i techniki malarskie. Kiedyś kupowałem puszeczki matowej, czerwonej, akrylowej farby Humbrola w sklepie modelarskim w Lincoln dla Mike'a, bo były trudno dostępne. To był jedyny kolor czerwony, jakiego używał - i prawdopodobnie nadal używa tylko jego. Musieliśmy wtedy być najlepsi, więc cały czas wspieraliśmy się nawzajem.
RoC80s: Czy podczas pracy byliście ograniczeni jedynie do produktów Citadel, tzn. oryginalnych farb z zestawów (kolor, potwory, stwory, tusze, itd.), czy też wykorzystywaliście też inne produkty?
AC: Chodziło o to, by osiągnąć możliwie najwyższy standard malowania, korzystaliśmy więc ze wszelkich dostępnych materiałów. Schodziliśmy na dół po jakieś drobne, dostawaliśmy je i mogliśmy kupować za nie pożądane farby. Nie cierpiałem czerwonego Citadel, był tragiczny. Również ówczesne tusze nie były za dobre. Wielu z nas używało tuszy produkcji Windsor and Newton, ale poza tym większość kolorów Citadel była świetna.
RoC80s: Uczestniczyłeś w Games Day jako członek zespołu pokazowego 'Eavy Metal, a także jako malarz. Jakieś interesujące wspomnienia z tym związane?
AC: W czasie Games Day ludzie dosłownie nas zalewali, nie mogliśmy przejść nawet trzech metrów bez zatrzymania się, by odpowiedzieć na jakieś pytanie, czy coś podpisać. To było świetne. Któregoś roku pomagałem w przyjmowaniu zgłoszeń i umieszczaniu ich w odpowiednich szafkach. Jakiś koleś wręczał mi swoje zgłoszenie (chorążego), i dokładnie wtedy figurka się połamała. O rany, ależ był wkurzony. Na szczęście dla niego udało nam się ją szybko naprawić, dostał, jeśli mnie pamięć nie myli, srebro.
|
Orki Darrena Matthewsa (czerwony nob) i Andy'egp Craiga. Z kolekcji Bryana Ansella.
|
RoC80s: Jak wyglądała twoja kariera po opuszczeniu GW?
AC: Przez jakiś czas malowałem na zamówienie, a obecnie nadal to robię, mam jednak kilka stałych umów. Przez te wszystkie lata zajmowałem się wieloma rzeczami, wszystkie były, w jakiś sposób, powiązane ze sztuką. Projektowanie scenografii teatralnych było świetną zabawą. Obecnie mieszkam na wsi z moją żoną Renee i psem (Sparky).
|
Kolejne orki Andy'ego, choć środkowy model pomalował Tim Prow. Z kolekcji Bryana Ansella. |
RoC80s: Czy w latach osiemdziesiątych grałeś w którąś z gier GW, a jeśli tak, która była twoją ulubioną?
AC: "Talisman" - uwielbiałem tą grę, choć nigdy nad nią nie pracowałem. "Talisman City", "Space Hulk", dostawaliśmy wszyscy fotokopie gier na całe miesiące przed ich ukazaniem się na rynku.
RoC80s: Nadal malujesz figurki?
AC: Czasami. Zmieniłem zdecydowanie skalę, maluję teraz głównie modele w skali 1/6 dla różnych firm na całym świecie. Przejście do tej skali było dla mnie czymś naturalnym, więc kto wie, co przyniesie przyszłość?
|
Bond, Mulder i Scully. Wspaniały, cudowny blending.... Z kolekcji Andy'ego Craiga. |
|
Można by pomyśleć, że to prawdziwy szary garnitur... Z kolekcji Andy'ego Craiga. |
|
Silent Dawn - jedna z najnowszych i bardziej tradycyjnych prac Andy'ego. |
RoC80s: Życie malarza zespołu 'Eavy Metal w latach 80. wydaje się być całkiem rock'n'rollowe! Pamiętasz może coś ciekawego?
AC: OK! Tak, mam wiele zabawnych wspomnień, ale jedna wybija się spośród pozostałych; toaleta w studio była piętro niżej, a - z jakiegoś powodu - włącznik światła był na zewnątrz, na korytarzu. Tim i ja uważaliśmy wówczas za bardzo zabawne, żeby wyłączyć światło za każdym razem, gdy ktoś poszedł posiedzieć trochę dłużej. Zabawnie było, gdy któregoś razu zapomniałem o włączeniu światła i po całym budynku rozległ się wrzask - "WŁĄCZCIE TO PIEPRZONE ŚWIATŁO!".
Kev Adams był naprawdę zabawny, wpadał często do naszego pokoju, siadał na krześle i podpalał swoje pierdy, albo naprawdę fatalnie malował jakąś figurkę i stawiał ją do oceny przed Philem. Uwielbiałem w Philu wtedy, i nadal bardzo w nim to cenię, że był z nas bardzo dumny i dbał o nasze dobre samopoczucie.
Odwiedził nas Brian May z Queen, przyszedł ze swoim wówczas małym synem, to było akurat w dzień, kiedy nie było mnie w pracy. Phil dał mu pomalowaną figurkę, a w zamian otrzymał za jakiś czas oficjalny list z podziękowaniami. Odwiedził nas też pełen skład heavy metalowej grupy Gwar, przyszli do nas w kostiumach scenicznych, byli fanami.
Powinienem też wspomnieć o artystach.
Tony Ackland, Paul Bonner, Wayne England... Wszyscy byli świetnymi facetami, świetnie się z nimi rozmawiało. Trzeba było zobaczyć, jak pracowali, jak robota dosłownie paliła im się w rękach.
Często ludzie pytają nas, ile figurek dziennie malowaliśmy. Zazwyczaj była to jedna figurka, czasem dwie. Malowałem elfy do "Dungeon Bowl" i miałem na to dwie godziny! Ivan malował wtedy krasnoludy. Jedyny raz, kiedy kompletnie nie wiedziałem jak pomalować miniaturkę, był wtedy, gdy malowaliśmy klany orków do podręcznika "Waaaagh". To był Goth z nowymi, plastikowymi ramionami, był gówniany! Nie mogliśmy po prostu zrobić go tak, żeby wyglądał w porządku, został więc wycofany.
RoC80s: Kilkukrotnie wspomniałeś Frasera Greya. Wiele osób uważa podobnie, że był najlepszym malarzem figurek w historii hobby - ale fandom nie ma pojęcia, co się z nim dzieje. Możesz nam coś o nim powiedzieć?
AC: Fraser był super facetem. Potrafił sprawić, że każda, dosłownie każda figurka wyglądała dobrze. Przed rozpowszechnieniem internetu pisywaliśmy do siebie listy, pracował wtedy dla jakiejś firmy nagraniowej, ale nie pamiętam jako kto. Fraser malował tylko chaos i orków, a inne figurki tak, żeby wyglądały na złe - kwestia osobistych preferencji. Próbowałem naśladować jego malowanie i rezultaty były fatalne. Niestety, nie widziałem go od lat, gdziekolwiek jest, mam nadzieję, że wszystko u niego w porządku i że nadal maluje.
RoC80s: Dlaczego czułeś, że musisz zmienić pracę?
AC: Zrezygnowałem z pracy z powodu nadchodzących zmian (
Bryan sprzedał firmę grupie bankierów) i to był naprawdę bardzo smutny dzień, mnóstwo łez. Nawet Rick Priestley zszedł z góry, powiedzieć jak mu smutno, że odchodzę. Mike McVey dał mi wtedy garść pędzli na pożegnanie, był wówczas już koordynatorem malowania.
I tak kończy się ta opowieść. Mogę tylko dodać, że bardzo dziękuję Andy'emu za poświęcony czas i wsparcie, jakiego udziela mojemu blogowi. Kiedy po raz pierwszy zwróciłem się do niego z prośbą o wywiad, był przekonany, że wkład zarówno jego, jak i jego przyjaciela, Tima Prowa, w klasyczny okres Citadel i zespół 'Eavy Metal był zapomniany.
Mam nadzieję, że ten artykuł choć trochę oddaje mu sprawiedliwość.
Orlygg.