Ponury świat niebezpiecznych przygód... A nie, to nie to uniwersum... Mroczna przyszłość, w której jest tylko wojna oraz kolejna książka (a nawet dwie), których akcja osadzona jest w świecie "czterdziestki" w omówieniu Mormega.
Jakiś czas temu przeglądając zapowiedzi wydawnicze Black Library skusiłem się na kupno pierwszego omnibusa o Krwawych Aniołach – The Blood Angels Omnibus - myśląc sobie, że zaoszczędzę kilka złotych na jego kupnie, a niedługo potem kupię zapowiedziany właśnie drugi, zawierający dalsze części losów Rafena i będę miał komplecik. Widać jaki jestem sknera. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Paczka przyszła, rozpakowałem ją, książkę postawiłem na półce i zapomniałem o niej na dłuższy czas. No, może nie do końca zapomniałem, ale najpierw czytałem inne, potem zacząłem malować Władców Nocy i gdzieś na dnie serca drzemała obawa żebym nie zapałał chęcią zmiany koloru farb, których najczęściej używam, z Necron Abyss na Blood Red. Sanguinius, Mephiston - te postaci silnie oddziałują na moją wyobraźnię, fluff zakonu Flesh Tearers jest taki, taki … przemawiający, do czegoś w moim „wargamingowym” sercu. Cóż, w końcu, z wahaniem sięgnąłem po tę pozycję, uprzednio dla pewności kilkakrotnie odsłuchując "Throne of Lies", aby się uodpornić na ewentualne niebezpieczeństwo zmiany barw klubowych.
Omniubus zawiera dwie powieści – "Deus Encarmine" i "Deus Sanguinius", a także mały przerywnik w postaci opowiadania "Blood Debt", rzucającym nieco światła na wydarzenia leżące u podstaw zdarzeń opisanych w "DE" i "DS". Ponadto w książce zawarte są dodatkowe materiały w postaci słowniczka - Appendix Angelus – z licznymi hasłami, przybliżającymi czytelnikowi postaci, wydarzenia, okręty czy planety wspomniane na kartach powieści.
Akcja książek koncentruje się na losach dwóch rodzonych braci należących do zakonu Krwawych Aniołów. Wspomnianego już Rafena i młodszego od niego Arkio. Poznajemy ich w chwili spotkania po dziesięcioletniej rozłące, kiedy Krwawe Anioły, wśród których jest Arkio, powracają z niebezpiecznej misji polegającej na odzyskaniu Włóczni Telesto - broni stworzonej ponoć przez samego Imperatora, którą z zabójczą sprawnością władał Primarcha Krwawych Aniołów. Arkio ratuje wykrwawione Anioły przed zniszczeniem przez Niosących Słowo, którzy zaatakowali planetę, na której służbę garnizonową pełniła kompania Rafena. W czasie ceremonii ku czci poległych, dotyka Włóczni za zezwoleniem Inkwizytora Stele, towarzyszącego Aniołom w niebezpiecznej misji jej odzyskania, zyskującego też coraz większy wpływ na ich działania. Dotyk relikwii sprawa, że przez moment wszyscy obecni widzą nie Arkio ale świetlistą postać samego Sanguiniusa. Anioły są przekonane, że dzieje się coś niezwykłego. Kiedy zaś fizycznie Arkio zaczyna wyglądać jak Sanguinius nabierają przekonania, że Primarcha zmartwychwstał, w czym utwierdza ich Stele. W taką wersję wierzą niemal wszyscy. Niemal. Wątpliwości ma przede wszystkim Koris – mentor Rafena i Arkio, a także sam Rafen. Dość powiedzieć, że wiara Aniołów zostaje obrócona przeciw nim, powolutku, małymi kroczkami, kierując się szlachetnymi pobudkami wstępują na drogę, która może doprowadzić do wojny domowej. Niebawem sam Arkio wierzy niezłomnie, że jest Odrodzonym Aniołem. Wierzy, że jego przeznaczeniem jest poprowadzić Anioły do Krwawej Krucjaty. Zbyt długo – uważa - Dante pozwolił, by Niosący Słowo działali na szkodę Imperium, On – Arkio – zniszczy ich wszystkich. Przystępuje do zaciągu armii i planuje odsunąć od władzy Dantego i Mephistona, jeśli nie uznają go za odrodzonego Sanguiniusa. Wszystkie te przekonania i plany umiejętnie podsyca Stele, który - co w miarę prędko odkrywamy - raczej nie jest wiernym sługą Imperatora. Wpływ Arkio jest przemożny, jeden jedyny Rafen nie wierzy, że jego młodszy brat jest Odrodzonym Aniołem. Potajemnie wysyła wiadomość na Baal z prośbą o pomoc. Gdy jednak zaniepokojone Anioły wierne Dantemu przybywają zapoznać się z sytuacją, na miejscu dochodzi do tragedii. Wojna wisi na włosku…
Jak to wszystko się kończy? Cóż, długim pojedynkiem pomiędzy braćmi, wielką bitwą pomiędzy oboma frakcjami Aniołów i Niosącymi Słowo, którzy to, między innymi, stali za cudownym odrodzeniem Sanguiniusa.
Książki z całą pewnością są pozycją obowiązkową dla wszystkich fanów Krwawych Aniołów. Zawierają mnóstwo szczegółów, które przybliżają czytelnikowi tych dzielnych obrońców Imperium np. poznajemy bliżej proces rekrutacji. Na kartach powieści i opowiadania spotykamy legendarne postaci, takie jak Dante, Mephiston czy Tycho. Śledzimy losy Astartes, ich walkę ze Skazą w genomie, o której, po lekturze książek, tak do końca nie wiem, czy jest wadą, czy bronią, którą muszą nauczyć się władać niczym starym, dobrym i wiernym bolterem. Poznajemy kilka rytuałów i ich życie codzienne.
Kompletnie, ale to kompletnie zawiedli Niosący Słowo - sposób w jaki zostali przedstawieni nie ma w sobie kompletnie nic z mrocznego uroku emanującego z trylogii o przygodach Marduka. Są po prostu kretynami, którym przez pomyłkę ktoś dał boltery, a którzy ciężko pracują nad zniszczeniem całej skomplikowanej intrygi tuż przed jej ukończeniem.
Autor też odrobinkę przesadza kreśląc sceny batalistyczne i opisując Anioły na Baalu. Wydaje mi się, że pisząc książki po prostu umknęło jego uwagi, że zakon Aniołów liczy tylko 1000 dusz. Kilkakrotnie na określenie Aniołów pisze o nich Legion. Najgorsze w tym całym galimatiasie jest to, że „rozjeżdża się” liczba Aniołów, które mogły być lojalne wobec Arkio ze stratami jakie ponoszą. Nie mogę też zrozumieć jak Arkio chciał zaimponować Dantemu i Aniołom zaciągając armię – 1000 zwykłych ludzi. Trochę dziwaczne.
Pisałem już, że Niosący Słowo zostali przedstawieni jak baranki, potulnie kładący głowę pod nóż Anioła? Niestety sceny batalistyczne, sama śmietanka warhammera 40K, są słabe lub raczej słabe. O wiele, wiele lepiej przedstawia się jednak wątek targających Rafenem wątpliwości, jego rozterek i zmagań pomiędzy miłością do brata a lojalnością wobec Imperatora, Sanguiniusa i Zakonu. Ta część książek faktycznie wciąga. Jest to zresztą zdecydowanie ich największy atut.
Mimo wszystko przyznaję, że zdziwiłem się, iż pomimo tych wad w miarę szybko przeczytałem tego omnibusa. Z całą pewnością nie jest to jednak zbiór, który można polecić w ciemno. Zawiera kilka błędów, które mogą drażnić (mnie drażniły bardzo). Jeśli kupię drugi omnibus, to li tylko i wyłącznie kierowany względami kolekcjonerskimi. Kiedyś może nawet przeczytam…
Jak dla mnie jedne z najsłabszych książek o Astartes. Kolejne tomy są nieco lepsze (acz wciąż jest tam sporo irytujących wpadek) głównie dlatego że można się tam nieco dowiedzieć o innych zakonach wywodzących się od BA, zwłaszcza o Flesh Tearers, jednak ogólnie to ihmo słabiutka seria. Już samo założenie, że BA chodzili by na sznurku Inkwizytora dobitnie pokazuje, że James Swallow niezbyt dobrze zapoznał się z fluffem zakonu o którym pisał ;)
OdpowiedzUsuńTa, jak czytałem recenzje Mormega też mnie uderzyła ta wzmianka o "pozwoleniu" inkwizytora:) Coż, ilu autorow tyle wizji swiata, szkoda tylko, ze nie maja na miejscu kogos, kto takie pomysly w zalazku by usuwal...
OdpowiedzUsuń