Kolejny wywiad przeprowadzony przez Orlygga z bloga Realm of Chaos 80s w serii rozmów z ludźmi pracującymi dla Games Workshop w złotym okresie działania firmy, w latach osiemdziesiątych. Jego oryginał można przeczytać tutaj, a ja przypomnę tylko, że bohaterem poprzedniego wywiadu był Mike Brunton.
|
Kev wyrzeźbił na tej zapalniczce zadziwiającą ilość szczegółów. Niesamowita wyobraźnia. |
Wiele lat temu Simone de Beauvoir, francuska myślicielka, filozofka i egzystencjonalistka stwierdziła, że: "nikt nie rodzi się geniuszem, tylko się nim staje". Jestem pewny, że mimo całej swej zróżnicowanej twórczości nie mogła sobie nawet wyobrazić, że jej myśl znajdzie zastosowanie w świecie zabawkowych żołnierzyków, prawdopodobnie jednak dlatego, że - z całą pewnością - nie słyszała o Kevinie Adamsie.
Piszę tak, bo Mistrz Goblinów wywiera wpływ na sztukę fantasy, figurki i gry bitewne. To jego bogata wyobraźnia całe lata temu stworzyła dzikie, komiczne twarze goblinoidów, pozostawiając spuściznę kulturową, której echa rozbrzmiewają po dziś dzień.
Nie ma znaczenia, kim jesteś. Jeśli tylko kiedykolwiek ugniatałeś masę plastyczną, trzymając w ręku narzędzie, którym chciałeś wyrzeźbić jakiegoś zielonoskórego, pracowałeś w cieniu Kevina.
I nie uda ci się z niego wyjść.
Nikomu przed nim i nikomu po nim nie udało się tak doskonale uchwycić w niewielkich figurkach okrucieństwa, szaleństwa, zadowolenia i komicznego strachu goblinów. Jeśli mi nie wierzysz, przekonaj się sam. Praktycznie każdy duży producent figurek zatrudniał go do stworzenia swoich goblinoidów, ponieważ nikt nie mógł mu w tym dorównać - i to widać.
|
Niewiarygodna liczba szczegółów na całym tym modelu (jeśli w ogóle można użyć tutaj tego słowa). W tym jednym dziele widać geniusz Kevina Adamsa. |
Przez lata zastanawiałem się, dlaczego figurki orków i goblinów produkowane przez GW zatraciły swój komiczny dynamizm, dlaczego przeistoczyły się w prostych, muskularnych osiłków, tracąc jakąkolwiek głębię i jestestwo. Dopiero kiedy głębiej wniknąłem w ten temat, dowiedziałem się, że zielonoskórych zaczęli rzeźbić inni rzeźbiarze.
Współczułem im. Kto naprawdę chciałby robić coś takiego po Adamsie? A potem kupiłem mnóstwo gobosów Harlequina!
Witam szanownych czytelników wywiadu z jedynym i unikatowym Mistrzem Goblinów we własnej osobie. Po raz pierwszy Kev podzieli się ze światem historią swego życia w czasach Złotego Wieku Brytyjskiego Fantasy - powie też wiele więcej. Jak zapewne wielu z was wie, w minionym roku Kev stał się ofiarą brutalnego włamania i napadu. Obrażenia wymagały serii operacji. Mimo tego, Kevin nadal poświęca swój wolny czas na pomoc w prowadzeniu kawiarni w pobliskim szpitalu psychiatrycznym. To bezinteresowne poświęcenie najlepiej podsumowują słowa Pete'a Browna, który powiedział:
"Co tydzień, czasami dwa razy w tygodniu, w deszcz lub w upał, w snieżną zamieć lub w wichurę, pojawia się tam, by dać kilka godzin swego życia tym pacjentom, dla których odrobina czasu spędzona nad kawą i przy rozmowie jest jedyną jaśniejszą chwilą w czasie ich hospitalizacji, jedynym momentem, w którym mogą porozmawiać z kimś, kto nie dzieli ich położenia".
Pozostaje mi tylko złożyć Kevinowi gorące, serdeczne podziękowania za to, że zgodził się użyczyć nieco swego czasu dla nas, społeczności oldhammerowców.
Orlygg
PS: W czasie przeprowadzania tego wywiadu nie ucierpiały żadne gobliny.
|
Kev kiedyś pisał artykuły do White Dwarfa na temat malowania i konwertowania. |
|
Sprawdźcie, czy znajdziecie któryś z pokazanych tutaj modeli gdzieś indziej! |
RoC80s: Kevin, jak obecnie wygląda twoja sytuacja? Czy w pełni doszedłeś do siebie po zeszłorocznym pobiciu?
KA: Pracowałem w fabryce Wargames Foundry i będę to robił jeszcze przez jakieś dwa tygodnie, ponieważ moje oko w tej chwili nie działa zbyt dobrze, a w Foundry mogę pracować jako wół roboczy. Mają mało czasu na przeprowadzkę. Cieszę się z towarzystwa Bryana, dobrze się bawię i nie mogę doczekać się Warmongera.
W zeszłym roku robiłem figurki egipskie, skończyłem właśnie obiad i siedziałem na swoim stryszku, kiedy zobaczyłem kogoś, kto wyglądał jak mój syn stojący na szczycie drabiny, z tym że miał zarzucony kaptur. Zauważyłem chwilę potem, że ma w ręku nóż, okazało się, że to włamywacz.
Podbiegł do mnie, zaczął wymachiwać nożem przed moją twarzą, krzyczał coś rozzłoszczony i chciał wiedzieć, gdzie jest całe zioło. Powiedziałem mu, że musiał pomylić domy. Na strych weszło jeszcze dwóch z nożami, wszyscy zakapturzeni, z szalikami zawiązanymi na twarzach, dlatego od razu stwierdziłem, że muszą być tchórzami. Cała trójka zachowywała się jak naćpana i śmierdzieli, jakby nie myli się od tygodni.
Zaczęli domagać się pieniędzy i złotej biżuterii, chcieli też moją komórkę. Powiedziałem, że nie mam pieniędzy ani złota, i że w życiu nie używałem komórki. Któryś z nich dźgnął mnie wtedy nożem i wielokrotnie uderzył w twarz czymś ciężkim. Byli bardzo nerwowi i coraz bardziej rozzłoszczeni, kłuli mnie bezustannie nożami.
Próbowałem wstać, żeby pokazać im, że w domu nie ma niczego cennego, a wtedy najwyższy spanikował i kazał mi siadać.
Cały czas czegoś chcieli, ale zachowywałem spokój. Wtedy jeden z nich dźgnął mnie nożem w twarz, ale nie cofnąłem się, więc uderzył mnie ponownie, i jeszcze raz, i jeszcze. Nigdy wcześniej nie dostałem tak mocno, nawet nie zauważyłem tego, ale bił mnie kastetem. Zmasakrował mi całą twarz, łącznie z oczodołem. A potem uciekli, zabierając ze sobą mojego I-Maca, bo bardzo mocno krwawiłem.
Najpierw myślałem, że dźgnęli mnie w oko, ale na szczęście tak nie było, zadzwoniłem do syna. Przyszła moja córka i nie mogła na mnie patrzeć, tak źle wyglądałem, zabrali mnie do szpitala. Tam zrekonstruowali mi twarz, wstawili mi metalowe płytki w policzek i w oczodół. Wciąż czuję tam mrowienie, mam uszkodzone nerwy, dodatkowo od czasu tego pobicia mam też zablokowany prawy przewód nosowy. Miałem też złamaną szczękę, wybite zęby, a mój nos był złamany w trzech miejscach.
Teraz już widzę w porządku, tylko moje oko jest na wierzchu, jest to bardzo nieprzyjemne, nie mogę długo pracować. W szpitalu powiedzieli mi, że będę potrzebował operacji do zrekonstruowania dolnej powieki, ale wyznaczenie jej daty strasznie się przeciąga, to już rok! Ktoś, kto mieszka w pobliżu mojego domu musiał być prawdziwym celem tego napadu, musieli pomylić domy. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że drzwi do domu nie były zamknięte na klucz, zostawiłem je tak, żeby dzieci mogły wejść do środka.
Napastników nie złapano, policja zaniechała już poszukiwań, ale w wydziale kryminalnym powiedzieli mi, że chcieli napaść na dom, w którym hodowano dużą ilość marihuany, powiedzieli też, że napady tego rodzaju są coraz częstsze.
Dzięki Ianowi, Dagsowi, Paulowi Reidowi, Wargames Foundry i wielu innym osobom udało mi się jakoś przeżyć, nie mogłem przecież pracować przez większą część roku. Wielką pomocą okazała się inicjatywa Goblinaid - ponieważ jestem freelancerem, nie dostawałem żadnych zasiłków, mimo tego, że przez lata płaciłem podatki i składkę ubezpieczeniową. Gdyby nie Goblinaid, inicjatywa, której celem była pomoc dla mnie, byłbym w prawdziwych tarapatach finansowych.
Czas, kiedy nie mogłem pracować, spędziłem na remoncie całego domu, byłem więc całkiem zajęty. Dodatkowo miałem mnóstwo wizyt w szpitalu, zajmowałem się też ogrodem, pomalowałem dom z zewnątrz. To jeden z powodów, dla których nie uczestniczyłem osobiście w Goblinaid, byłem naprawdę bardzo zajęty - nie ma mnie jednak na Facebooku, nie mam też czasu na żadne takie media społecznościowe, za dużo pracuję.
Nie wiem, kiedy będę miał następną operację, ale kiedy już będę wiedział, powiem o tym. A na razie chciałbym serdecznie podziękować wszystkim ludziom, którzy mi pomogli!
RoC80s: Czy od dziecka interesowałeś się sztuką fantasy i graniem, czy też zainteresowania te nadeszły później?
KA: Zacząłem zbierać żołnierzyki Airfixa kiedy miałem jakieś sześć lat, a potem budowałem i malowałem modele czołgów. Robiłem plastelinowe umocnienia dla stanowisk dział, jak widać więc od zawsze miałem zdolności do improwizacji i smykałkę do tworzenia. Uwielbiałem malowanie modeli. Kiedy miałem osiem lat, często na lekcjach, zamiast się uczyć, rysowałem hiszpańskie galeony, kochałem piratów!
Moją pierwszą figurką była rzeźba Noddy'ego Holdera, jakieś 25 cm wysokości, zrobiłem ją na lekcjach garncarstwa. Wciąż stoi w ogrodzie moich rodziców, któregoś dnia zrobię jej zdjęcie i wrzucę do sieci. Jest dość komiczna. Miałem wtedy 15 lat.
W tym czasie robiłem też strachostwory, miniaturowe strachy na wróble, jakieś osiem centymetrów wysokie, ze słomy i gałązek, z głowami z rzepy. Wycinałem w nich usta i oczy, a kiedy wysychały, kurczyły się i marszczyły, wyglądały jak starsi ludzie. Podrzucałem je na wycieraczki domów dla zabawy, albo wieszałem na drzewach.
Zrobiłem figurki takich strachostworów dla Monolithe, były oparte na tych moich wczesnych strachach.
Nigdy nie wsiąkłem specjalnie głęboko w granie, czy to w gry bitewne, czy fabularne, choć kiedy miałem dwadzieścia parę lat grałem w zmodyfikowane Dungeons & Dragons ze swoim starym kolegą, Gavinem Baddely. Był zabawnym mistrzem podziemi i wielkim miłośnikiem figurek. Nigdy nie rozumiałem tych wszystkich zasad, ale miałem kilka ciekawych postaci, jak wiedźma czy nekromanta, miałem też parę innych. Grałem w jego wymyślonych kampaniach i miałem z tego kupę radochy. Moim głównym hobby były jednak zawsze nie gry, tylko figurki.
Artyści, którzy mnie inspirowali, to Arthur Rackham i Brian Froud, a także Bruegel i Hieronymus Bosch, uwielbiałem też ten plakat ludzi z traw Rodneya Matthewa, czytałem książki o Corumie Moorcocka. W 1981 zainspirowały mnie produkty Minifig i szkielety Ral Parthy. Kiedy już zebrałem wszystkie modele ożywieńców, jakie tylko mogłem znaleźć, zacząłem zbierać gobliny. Uwielbiałem te o nazwie Wielkie Gobliny. Podobały mi się też Nocne Gobliny bliźniaków, były takie podobne do Jawów z Gwiezdnych Wojen.
Spędzałem wtedy całe godziny na malowaniu figurek, często wymieniałem bronie na powtarzających się modelach, a w końcu spróbowałem wyrzeźbić twarze. Malowałem figurki dla Nicka Lunda, uwielbiałem jego hobgobliny produkowane jeszcze przez Chronicles. Co miesiąc oglądałem pomalowane miniaturki w White Dwarfie, byłem wielkim fanem stylu Johna Blanche'a, inspirował mnie bardzo mocno.
Mniej więcej w tym czasie wziąłem udział w konkursie malarskim Citadel i byłem w pierwszej dziesiątce. Dostałem wtedy standardowy list od
Bryana Ansella, w którym proponował mi malowanie jego figurek. Przyjąłem tą ofertę i pomalowałem dla niego część Slaanów. Był tak zadowolony, że ostatecznie malowałem jego figurki regularnie. Dostawałem pocztą wszystkie nowości - o wiele więcej, niż sądziłem, ale Bryan zawsze był bardzo hojny. Te były fajne czasy, z tymi wszystkimi wówczas nowymi figurkami.
|
Gobliński rydwan produkcji Citadel. Część kolekcji Kevina Adamsa. |
|
Man-Mangler! Najgroźniejsza z maszyn bojowych orków. Model-ikona. Część kolekcji Kevina Adamsa. |
|
Leadbelcher! Goblińskie działo organowe! Kolejny z bogato zdobionych modeli Keva. Zawsze podobały mi się rośliny z greenstuffu, które zrobił na podstawce. Część kolekcji Kevina Adamsa. |
RoC80s: Legenda mówi, że rzeźbienia nauczył cię sam Bryan Ansell. Czy tak rzeczywiście było? Jak wyglądały twoje początki rzeźbienia figurek?
KA: Na Dragonmeet w chyba 1983 poznałem Chaza Elliota. Byłem pod wrażeniem jego chorążego orków, pomalowanego farbami akrylowymi - sam używałem wówczas jeszcze emalii Humbrola. Utrzymaliśmy znajomość i w końcu zaprzyjaźniliśmy się, odwiedził mnie w Cambridge, gdzie dał mi pierwsze lekcje rzeźbienia. Wkrótce potem spróbowałem wyrzeźbić ogra, wydawało mi się, że łatwiej będzie mi z dużym modelem, zrobiłem też bardzo duże gobliny.
Posłałem je do Bryana, który zdecydował się je odlać, ale najpierw kazał mi je poprawić do formowania. Trwało to rok, podczas którego uczyłem się poprawnego kształtowania modeli, by nadawały się do formowania. Uczył mnie Alan Merret, dzięki niemu dowiedziałem się wszystkiego na temat robienia form i rzeźbienia, do dziś korzystam z jego porad.
Bryan nauczył mnie moich pierwszych technik rzeźbienia figurek, był bardzo pomocny. Dzięki niemu zrobiłem swoją pierwszą serię miniaturek, małych goblinów. Zostały dobrze przyjęte, więc zaproponowano mi pracę. Przez rok pracowałem z domu w Cambridge, ale w 1986 przeprowadziłem się do nowego studio, pracowałem w jednym pomieszczeniu z Nickiem Bibbym, Jesem Goodwinem, Morrisonami i Bobem Naismithem. Nauczyłem się wiele po prostu patrząc na to, jak rzeźbią.
Potem dołączyli do nas bliźniacy Perry, poznałem też Boba Olleya i Marka Copplestone'a.
RoC80s: Opisz, proszę, jak wyglądało studio i praca w nim wtedy, gdy tam pracowałeś. Czy coś się zmieniło? Co uważasz za swój najbardziej kreatywny okres?
KA: Praca w studiu była dla mnie ekscytująca, miałem okazję współpracować z Johnem Blanchem, który był dla mnie w tym czasie kimś o autorytecie ojca. Całe studio było pełne życia i pomysłów, atmosfera była niezwykle kreatywna. Lubiłem Enfield Chambers, bo było to w środku Nottingham, blisko pubów i sklepów. Spędzałem wiele czasu z ludźmi z zespołu 'Eavy Metal i zaprzyjaźniłem się z grafikami. Siadywałem obok Dave'a Andrewsa i patrzyłem, jak buduje fantastyczne elementy terenu i budynki.
Poznałem też prawdziwe osobowości, ludzi takich jak Sid Malarz, Adrian Smith i Jamie Sims.
Sid przychodził do mojego pokoju zapalić, zostawiał u mnie swoje papierosy. Wsadzałem więc w nie kawałki gumy z form, albo drut, żeby parzył się w palce. Zdołał się jednak zemścić. Któregoś razu, kiedy poszedłem do kibelka, wysmarował tuszem od środka ramki moich okularów. Sporo czasu minęło, zanim zorientowałem się, że mam czarne okręgi wokół oczu.
W tamtych czasach robiłem dużo żartów tego rodzaju, zawsze byłem lekko złośliwy, widać to w twarzach moich goblinów. Chaz Elliot ganiał Richarda Halliwella po całej firmie z nożem Rambo, złapał go, przycisnął mu dłoń do jednego z biurek i błyskawicznie uderzał ostrzem między palcami. Nieźle nas wszystkich wystraszył! To były szalone dni, spotkałem wówczas mnóstwo ludzi, w tym Briana Maya, gitarzystę Queen. On i jego syn byli w moim pokoju przez jakieś 30 minut, patrzyli jak robię pojazdy orków do Epica. Nie gadaliśmy jednak o muzyce, tylko o tym, co robiłem, jego syn lubił figurki.
Kiedy studio mieściło się w Enfield Chambers mieliśmy najlepsze pomysły. Bryan często wpadał pogadać z ludźmi. W końcu miałem swój własny pokój, ponieważ wszyscy ludzie kręcący się dookoła przeszkadzali mi w pracy. Był taki jeden kierownik, który zakradał się do mnie i patrzył jak pracuję, a ponieważ często w ogóle nie słyszałem, żeby wchodził, bo na głowie miałem słuchawki, któregoś dnia postawiłem na drzwiach pudełko pełne skrawków milliputu i pyłu powstałego ze szlifowania. Nietrudno się domyślić, że wszystko spadło na niego, wciąż pamiętam jego zszokowane, dzikie oczy wpatrujące się we mnie poprzez chmurę pyłu. To było niesamowite!
W końcu przeprowadziliśmy się na Castle Boulevard, nic potem nie było już takie same, ale nadal robiłem ludziom dowcipy. Pamiętam, że przez długi czas robiłem kulki ze szpachlówki, które przez drzwi podrzucałem pod stół bliźniaków. Któregoś dnia siedziałem coś robiąc, a nagle na mojej głowie wylądował dosłownie deszcz tych kulek. Jeden z bliźniaków odwdzięczył mi się w ten sposób. Obaj Perry to fajni faceci, ich prace nie przestają mnie zadziwiać.
|
Orki z kolekcji Keva. Czy widzieliście je już gdzieś wcześniej? |
RoC80s: Jak w latach osiemdziesiątych wyglądał proces projektowania i rzeźbienia figurek? Czy zawsze korzystałeś ze szkiców koncepcyjnych, czy też miałeś swobodę twórczą?
KA: Kiedy zacząłem robić figurki, używałem miedzianego drutu, który odpowiednio powyginany robił szkielet miniaturki. Następnie przylepiałem mokrą masę prosto na ten drut. Robiąc nogi, starałem się skończyć je za jednym posiedzeniem, a potem musiałem nadganiać resztę, przylepiając coraz więcej masy plastycznej. Potem poznałem lepsze sposoby. Rzeźbiarze tacy jak Jes i Aly nakładali na drut milliput, robiąc z niego surowe kształty, stopniowo uzupełniane detalami. To, tak naprawdę, lepszy sposób rzeźbienia, obecnie rzeźbię właśnie w ten sposób.
Któregoś popołudnia patrzyłem jak Jes i Aly robią serię takich surowych figurek wojowników Chaosu z białego milliputu. Następnego dnia masa wciąż była mokra, ponieważ ktoś pomieszał tubki milliputu. Zapewne wymieszali ze sobą dwa takie same składniki, bez utwardzacza, wszystkie bowiem były białe. Byli wściekli, bo musieli jeszcze raz zrobić wszystko od nowa.
Mistrzem wykorzystania milliputu był Bob Naismith. Widziałem go, jak wieszał u lampy na suficie długie wałki tej masy, a kiedy były suche, wycinał z nich krótkie odcinki, nadające się na nogi i korpusy. Wiercił w nich dziury, po czym nadziewał na druciany szkielet. Potem szedł na obiad, wracał i nadawał im odpowiednie pozy, a potem wykańczał w greenstuffie detale i twarze - genialne!
Wiele nauczyłem się od Boba, był starszy, bardziej doświadczony, pomagał mi więc i dawał wiele dobrych rad.
Najwięcej nauczył mnie jednak Bryan Ansell, który pokazał mi mnóstwo rzeczy kiedy pracowałem już w Foundry. Od tego czasu nie używam już drutu w ramionach, pokazał mi bowiem w jaki sposób można je zrobić wykorzystując masę plastyczną i superglue. Pokazał mi naprawdę mnóstwo sztuczek, jestem mu za to bardzo wdzięczny.
Kiedy studio mieściło się w Enfield Chambers, mieliśmy więcej swobody twórczej, więc wiele rzeczy robiłem prosto z głowy. Pierwszą rzeczą, jaka przychodzi mi do głowy, to snotliński pump wagon. W tamtych czasach wielką inspiracją był dla mnie John Blanche, a także
Tony Ackland, obaj wywierali na mnie wielki wpływ. Zawsze też podobały mi się modele bliźniaków Perry, cenię je za ich realizm i dynamikę.
Olbrzymi wpływ na mnie wywarł też Jes, pamiętam, że kiedy tylko zobaczyłem jego orki i krasnoludy wyrzeźbione dla Asgardu, kupiłem je wszystkie. Byłem zadziwiony ostrością ich szczegółów.
Szkice koncepcyjne na dobre weszły do użytku, kiedy studio przeniosło się na Castle Boulevard, ale zawsze miałem całkowitą swobodę, jeśli chodzi o twarze!
|
Pierwszy model Keva dla Citadel Miniatures. C31 Giant Hill Troll. Był też drugi wariant, który nie był produkowany, Kev przypuszcza, że gdzieś zaginął. |
RoC80s: Jakich narzędzi używasz podczas rzeźbienia? Przypuszczam, że nie jest to złamane mieszadełko do koktajlów?
KA: Obecnie korzystam prawie wyłącznie z narzędzi dentystycznych, z wyjątkiem jednego, igły osadzonej w mosiężnym uchwycie. Jej koniec ma kształt igły od strzykawki, przydaje się do robienia nacięć w kształcie C. Mam też mosiężny walec, który wykorzystuję do rozpłaszczania masy rzeźbiarskiej, jego jeden koniec jest zaostrzony, drugi zaokrąglony. Kiedy jednak zaczynałem rzeźbienie, używałem opiłowanych wykałaczek!
RoC80s: Cechą charakterystyczną twoich prac są niesamowite, pełne wyrazu twarze. Czy to zawsze była twoja specjalność?
KA: Zawsze lubiłem rzeźbienie twarzy, to właśnie one nadają charakter modelowi. W połowie lat osiemdziesiątych kupowałem dużo figurek, zawsze miałem dużo powtarzających się wzorów, a ponieważ chciałem, żeby figurki różniły się między sobą, zacząłem sam rzeźbić im nowe twarze.
Do mojej lampy w studio na Castle Boulevard były poprzylepiane twarze orków i goblinów poodciskane z figurek. Najbardziej lubię gobliny, mają w sobie taką złośliwość, ale lubię też orki i w zasadzie wszystko, co wygląda groźnie. Staram się włożyć w twarze takich stworów tyle jadu i złości, ile tylko potrafię.
Nie tak dawno zacząłem rzeźbić ludzi, wciąż jeszcze się uczę, ale w przypadku tych figurek też staram się wyrzeźbić ich twarze możliwie najbardziej ekspresyjnie. Zwłaszcza kobiety są dla mnie czymś nowym, chciałbym ewentualnie rzeźbić je w sposób naprawdę mistrzowski, ale daleka jeszcze droga przede mną.
RoC80s: Skąd wziął się twój sławny przydomek? Kto pierwszy nazwał cię "Mistrzem Goblinów"?
KA: Nie mam pojęcia, kto zaczął mnie tak nazywać. Może był to Bryan, a może John Blanche. Wydaje mi się, że ten przydomek pochodzi z czasów, kiedy zrobiłem te maszyny bojowe zielonoskórych w studiu w Enfield Chambers - to taka, można powiedzieć, moja nieoficjalna marka.
Prawdę mówiąc, uważam ten przydomek za głupi i zawstydzający, ale jeśli dzięki niemu sprzedają się figurki, może nie jest taki zły. Nie mam absolutnie żadnych pretensji do sławy, po prostu uwielbiam rzeźbić figurki, żyję z tego, jestem szczęściarzem, że miałem okazję być częścią najciekawszego okresu w historii Games Workshop.
Wciąż kocham wygląd wczesnych figurek do Warhammera, ten okres mam we krwi.
RoC80s: W latach dziewięćdziesiątych odszedłeś z Citadel. Dokąd trafiłeś?
KA: Po pracy dla GW zrobiłem serię krasnoludów i goblinów dla Harlequina i kilka modeli dla Alternative Armies. Następnie zacząłem pracować dla Heartbreakera, zrobiłem dla nich kilka serii, w tym orków, goblinów i krasnoludów, a potem modele do Warzone. Zrobiłem też kilka dużych jaszczurów i orków w żywicy dla Fantasy Forge.
Kolejne dwa lata spędziłem pracując dla Harlequina, zrobiłem całkiem sporo modeli według szkiców Tony'ego Acklanda, które w mistrzowski sposób odlewał Pete Brown. Potem kolejne dwa lata pracowałem dla FASA nad ich grą Maelstrom, większość tych modeli była całkiem duża, to były potwory.
Potem znowu dwa lata pracy dla Foundry, wyrzeźbiłem wtedy mnóstwo orków i orklingów, tam też Bryan udzielił mi pierwszych lekcji rzeźbienia ludzi. Przez ostatnie czternaście lat pracuję jako freelancer, robiłem figurki dla Renegade, Otherworld , Hasslefree, Black Hat, Urban Mammoth ,4A, Midlam i ostatnio dla Mike'a Burnsa, wyrzeźbiłem jego serię egipską.
Moje ulubione modele to wciąż gobliny, zrobiłem ich sporą serię dla Crooked Claw.
|
Oryginał rzeźby maszyny bojowej goblinów, zrobionej dla Crooked Claw! |
RoC80s: Andy Craig opowiedział nam o figurce, którą wyrzeźbiłeś wzorując się na nim strojącym jakieś głupie miny. Ten model zapewne nigdy nie trafił do produkcji. Czy przypominasz sobie jakieś inne modele, które również nie doczekały się odlania?
KA: Przypominam sobie tylko jeden taki model, pochodził z serii Jolly Japes. Jeden z kierowników wstrzymał jego produkcję ze względu na jego nieprzyzwoitość, musiałem więc trochę go zmienić, posadziłem go na hełmie. W oryginale stworek robił kupę do hełmu, dziś istnieje tylko kilka odlewów tej pierwotnej wersji.
Znam dobrze Andy'ego, więc całkiem możliwe, że zrobiłem orka z włosami, a te GW były łyse. Mam jednak w swoich zbiorach kilka figurek orków mających włosy, jedna z nich to może być ta, o której mówimy. W tamtych czasach robiłem sporo konwersji istniejących modeli, malowałem je potem. Przez lata porozdawałem je jednak. Ale całkiem możliwe, że ze względu na naszą bliską znajomość, zrobiłem orka wzorując się na jego twarzy.
|
Funkcjonalna fajka-troll wyrzeźbiona przez Keva, ze zbiorów Pete'a Browna. |
|
Dwudziestowieczny troll. Rzeźba Perrych pomalowana przez Keva. Zbiory Pete'a Browna. |
RoC80s: Masz opinię żartownisia. Pamiętasz może jakieś anegdotki z tych "starych, dobrych czasów"?
KA: W GW robiłem mnóstwo żartów! Na przykład taki. Którejś nocy poszliśmy do pubu z pewnym grafikiem z GW, skończyło się na tym, że nocował u mnie w domu. Dałem mu do wyboru miejsca do spania - kanapa w salonie lub łóżko w sypialni od frontu. Nie wiedział, że w sypialni śpi mnóstwo kotów. Minęła chwila, a już wołał o pomoc. Ja dopiero co wyszedłem spod prysznica, wyglądam z łazienki i widzę, że dosłownie tańczy wśród tych wszystkich kotów. Prawie się posikałem ze śmiechu, to było naprawdę śmieszne, zdążyły już obleźć go pchły, drapał się dosłownie cały. Oczywiście, mogłem go wcześniej ostrzec, ale tego nie zrobiłem. Dałem mu jednak uczciwy wybór, nie moja wina, że wybrał zły pokój! LOL!
Przypomniałem też sobie kolejną historyjkę. Nasz zlew do mycia naczyń w studio był obok wyjścia ewakuacyjnego, trzy piętra w górze nad niewielką, zamkniętą przestrzenią na tyłach galerii Broad Marsh Shopping Centre. Któregoś dnia dwóch facetów naprawiało tam generator. Kiedy spoglądali w górę, oślepiało ich słońce.
Przyniosłem łyżeczkę i z jej pomocą zacząłem strzelać w nich zużytymi torebkami herbaty, obok zlewu zawsze leżała dosłownie sterta, miałem więc sporo amunicji. Faceci słyszeli tylko PLASK, trwało to jakiś czas, wszyscy w studio prawie płakali ze śmiechu patrząc na tych dwóch biednych gości obrzucanych mokrą herbatą.
W końcu jeden z nich wkurzył się nieziemsko, nie widział, skąd nadlatują torebki, ale krzyknął - "Kurwa mać, wypierdolę cię z tego balkonu". Nie przejąłem się, obrzucałem go nadal. W końcu nie wytrzymał i wszedł z powrotem do budynku centrum handlowego. Miałem to wejście pod obserwacją, więc kiedy się znowu pojawiał, zaczynałem rzucać. Cała praca w studio zamarła na jakieś dwadzieścia minut, wszyscy z tego rechotali.
No cóż, takie są chyba gobliny, nie?
Kev
|
Kevin 'Goblinmaster' Adams |