czwartek, 31 grudnia 2015

Brogbladd Mózgotrzep | Brogbladd Brain Belter

Trzecia figurka do mojej drugiej bandy poszukiwaczy przygód w mieście Frostgrave, ork o uroczej nazwie Brogbladd Mózgotrzep. Oczywiście, urocza rzeźba Keva Adamsa, wydana, jak mi się zdaje, w 1987 r., pod taką właśnie nazwą, jako czempion orków. U mnie będzie, zapewne, "rycerzem", natomiast w armii zielonoskórych... jeszcze nie wiem, zapewne szeregowym orkiem, big'unem.

Rzeźba uroczo odmienna od obecnie produkowanych orków, niestandardowa poza i morda. Początkowo trochę marszczyłem się na obecność grzybka na tarczę (nie lubię ich odcinać, bo to ingerencja w figurkę), ale ostatecznie wybrnąłem z tego, odpowiednio podmalowując "umbo". Sama tarcza dostarczyła mi sporo zabawy przy malowaniu...

Third miniature for my second Frostgrave adventurers' team, orc named Brogbladd Brain Belter. Lovely sculpt of Kev Adams, released in 1987 if I'm not mistaken, as an orc champon. This orc will be a "knight" I think, and in my greensking 3rd edition army it will be... I don't know yet, probably big'un of sorts...

Sculpt is really different from today's, it has rarely seen pose and a funny face. Initially I wasn't happy about shield peg (I don't like to cut them off, as it changes miniature) and I thought it would interfere with painting on the shield but finally I managed to paint something onto it...:) Shield painting was funny too.







wtorek, 29 grudnia 2015

Szaman Wielkiego Oka | Shaman of the Great Eye

Szaman do orków od dawna przeszkadzał mi spać spokojnie po nocach. Świetna figurka, przynajmniej moim zdaniem, poza tym był jedyną niepomalowaną figurką, którą używałem do Frostgrave. Koniec końców, przyszła pora, że i ona poszła "pod pędzelek". Efekt każdy oceni sam. Ja, pomimo, że nie jest taki "przyciemniony" jak inne moje orki, jestem zadowolony i trochę tylko żałuję, że wersja szamana na wargu osiąga jakieś chore ceny.
- Mormeg

Orc shaman miniature was troubling me for a long time. Excellent miniature, at least in my opinion, and it was the only one I use for Frostgrave, which was still unpainted. Well, something had to be done with this, so I finally took it "under my brush". Final result is yours to comment. Personally, I like it, despite being "lighter" in overall look then the rest of my orcs. I only regret that the version of warg riding shaman is so expensive nowadays...
- Mormeg






niedziela, 27 grudnia 2015

Imperialny Rycerz: wywiad z Andym Chambersem

Następny z serii wywiadów, przeprowadzonych z ludźmi pracującymi w tzw. Złotym Okresie Games Workshop, w czasach wykuwania się mythosu Warhammera i Warhammera 40K. Po przedstawionym dwa tygodnie temu drugim wywiadzie z Bryanem Ansellem, a wcześniej  z Tonym Acklandem, czas na Andy'ego Chambersa. Wywiad ukazał się pierwotnie na łamach bloga Realm of Chaos 80s, przeprowadził go twórca tamtego bloga, Orlygg. Oryginalna wersja dostępna jest tutaj.

Bohaterem najnowszego wywiadu w naszej serii jest jedyny w swoim rodzaju Andy Chambers, autor wielu podręczników i dodatków do 40k, pod którego wpływem gra rozwijała się w sposób, którego - jak podejrzewam - brakuje obecnie wielu starszym graczom i fanom "Warhammera 40,000". Po zakończeniu pracy w GW zajmował liczne stanowiska, w Mongoose Games pracował nad "Starship Troopers", potem w Blizzard Entertainment nad grami z serii "Starcfaft". Jeszcze później napisał "Dust Warfare" dla amerykańskiej firmy produkującej gry planszowej. Oczywiście, wielu spośród was wie też, że udziela się w Black Library, dla której napisał ostatnio "Path of the Renegade".

Dla mnie osobiście Andy Chambers był przez wiele, wiele lat twarzą "Warhammera 40,000". Charakterystyczna kombinacja fryzury i brody przyozdabiała liczne raporty bitewne i artykuły opisujące hobby, podczas gdy wszyscy dookoła niego zaczynali przypominać z wyglądu młodych członków Partii Konserwatywnej. Mogłem wyobrazić go sobie, wjeżdżającego z rykiem do pracy w Lenton na wielkim motocyklu, ustawiającego swój pojazd na miejscu ruchem nogi obutej w kowbojski but ze stalowym czubem i idącego swobodnie do biura na fali zapachu oleju i benzyny, po to tylko, by w firmowej kampanii roznieść wszystkich armią gretchinów.

Wy nie? Zdaje się jednak, że to tylko moja wyobrażenie...

Dowiedzieliśmy się już wcześniej, że Andy należał do bardzo wczesnego grona osób przewijających się w pobliżu Asgard Miniatures, na początku lat 80. Właśnie w tym momencie zaczyna się nasza opowieść, choć może w nie do końca "kiedy byłem młody jak wy" sposób - zdaje się, że młody wiek Andy'ego był przyczyną wielu żartów. Trudno to sobie teraz wyobrazić, gdyż dla każdego, kto interesuje się Wh40K, Andy jest niczym tytan. Łatwo sobie wyobrazić, że pan Chambers pojawia się na scenie już w pełni ukształtowany, ze sterczącą, wielką brodą i kruczoczarnymi, długimi włosami, powiewającymi w powietrzu przesyconym zapachem gumy.

Zanim oddam głos Andy'emu, pozwolę sobie być pierwszym, który podziękuje mu za czas, jaki poświęcił na te wspomnienia z dawnych czasów. Jestem przekonany, że dla wielu czytelników będzie to fascynująca opowieść, dlatego bez zbędnego przedłużania skończę już swoje pisanie i oddaję głos prawdziwej legendzie Brytyjskiego Grania...

RoC80s: Jamie Sims wspomniał, że należałeś do "kręgu Asgardu", czy to od tej grupy rozpoczął się twój upadek w mroki gier fantasy, czy bakcyla połknąłeś już wcześniej?
Andy Chambers: Zanim znalazłem Asgard, byłem już neofitą, w sumie właśnie dlatego szukałem tej firmy. Razem z kolegą z podstawówki grałem w grę o II wojnie światowej Airfixa i w zasady przedstawiające walki w Śródziemiu opublikowane przez SELWG odkąd skończyłem jakieś 10 lat. Razem z nim w końcu znaleźliśmy Asgard w jakimś małym sklepiku na Lace Market w Nottingham, w 1979, czy 1980. Oczywiście, nabijali się z nas, młodziaków, więc mój kolega nie powrócił już na kolejne spotkanie, ale ja, praktycznie rzecz biorąc, stamtąd nie wychodziłem. Tam poznałem setki nowych gier i pomysłów, to, co wcześniej było tylko zainteresowaniem, przerodziło się w prawdziwą pasję. Nadal mam kontakt z wieloma osobami, które tam poznałem - ponad trzydzieści lat temu. Sims z pewnością pamięta mnie jako czternastolatka, który kopie go pod stołem za doprowadzenie go do przegranej w grze. Nie jestem z tego dumny, ale na szczęście ten facet nie żywi uraz zbyt długo.

RoC80s: Opowiedz nam o tym, jak po raz pierwszy dowiedziałeś się o Citadel Miniatures lub o którymś z wczesnych wydań Warhammera.
AC: Absolutnie pierwszy raz to było na jakimś pokazie gier bitewnych w Nottingham, może nawet na którymś wczesnym Salute. Citadel wystawiała tam wielką grę demonstracyjną na zasadach pierwszego wydania "Warhammera", brał w niej udział zapadający w pamięć stegozaur z lektyką pełną goblinów i hobbitem powieszonym niczym marchewka na kiju przed skonfundowanym roślinożercą. Pamiętam, że był tam Rick Priestley, który prowadził grę, ale nie poznałem go przez wiele kolejnych lat, nie grałem też - byłem zbyt młody i nieśmiały. Tak czy siak, do mojej wyobraźni przemówiły różnice widoczne między dość statycznymi ludźmi z Gondoru i orkami z Gór Mglistych, a szaleństwami i przesadą, widocznymi w Warhammerze.

Nowi pracownicy: Tak na łamach "White Dwarfa" pojawił się Andy Chambers. Broda i zabawne grymasy na twarzy pozostaną częścią pisma przez wiele, wiele lat.
RoC80s: W jaki sposób dostałeś pracę w Citadel/GW?
AC: To będzie odpowiedź na dwa pytania, bo najpierw pracowałem w Citadel, rzuciłem pracę, a potem zacząłem pracować w GW.

Najpierw pracowałem w Citadel, jako trol od zamówień pocztowych, to było w 1986 r., w fabryce w Eastwood. Byłem dodatkowym pomocnikiem, wynajmowanym do roboty w czasie przedświątecznej gorączki, Pank i Tim z Asgardu pracowali już wcześniej w wysyłkach, dzięki nim dostałem tę pracę (choć nie można powiedzieć, by wymagania były jakoś specjalnie wyśrubowane). Z pierwszego dnia pracy najlepiej zapamiętałem świąteczną muzykę nadawaną przez radiowęzeł i smród gumy palonej w procesie wulkanizacji. To przez to zapach palonej gumy sprawia, że czuję się jak w domu. Zwolniłem się po trzech miesiącach, kiedy wprowadzili obowiązkowe nadgodziny w weekend.

Po kilku latach obijania się, prawie zginąłem w wypadku motocyklowym, doszedłem do wniosku, że muszę zrobić coś konstruktywnego ze sobą. W tym czasie grałem dużo w "Adeptus Titanicus" i kupowałem "White Dwarfa", żeby zobaczyć czy jest coś nowego do tej gry. Od Tima, który w tym czasie był już w Studio, dowiedziałem się, że do fajnych figurek jednoosobowych Tytanów, jakie widziałem w sklepie (teraz nazywają się Rycerzami) nie będzie zasad w piśmie, bo Jervis Johnson był na długim urlopie. Od dawna sam dostosowywałem zasady różnych gier do własnych potrzeb, pisałem też straszne własne systemy, kradnąc CAŁĄ mechanikę, która mi się podobała z gier innych autorów. Napisałem więc artykuł do "White Dwarfa" o tych jednoosobowych Tytanach, dbając o to, by wiernie oddać format innych artykułów - cały ten kolorowy tekst, cytaty, itd, plus - oczywiście - zasady (były zbyt przegięte). Mój przyjaciel przepisał to wszystko (w tym okresie w większości domów nie było jeszcze komputerów), po czym wysłałem ten artykuł. Kilka tygodni potem zadzwonił Phil Gallagher, który był wtedy szefem Studia.

RoC80s: Jakie były twoje zadania w sławnym Studio Projektowym Bryana Ansella? Jak wyglądała tam wówczas praca?
AC: Z pewnością było to najciekawsze miejsce, w którym kiedykolwiek pracowałem, wliczając w to studio projektowe z późniejszych okresów pracy dla GW. Na początku dzieliłem biuro z Jervisem, niedaleko od pokoju Richarda Halliwella i Billa Kinga. Za zakrętem można było znaleźć Jesa Goodwina i Bliźniaków, Aly, Trish, Colina, Keva i innych projektantów. Na górze byli graficy i osoby pracujące nad składem analogowym, na dole administracja i kierownictwo, jeszcze niżej zespół 'Eavy Metal, choć nie pamiętam, czy od samego początku tak się nazywali.

Zostałem zatrudniony na dwa tygodnie, żeby "wykończyć" artykuł o jednoosobowych Tytanach (tzn. napisać go całkowicie od początku, tak żeby był o Rycerzach). Studio było wtedy jeszcze w Enfield Chambers, w centrum Nottingham (niedaleko od starej siedziby Asgardu). To był dziwny, wąski, pokręcony witktoriański budynek, wielokrotnie przebudowywany i zmieniany, miał w sobie coś z geometrii nieeuklidesowej. Po Rycerzach dostałem za zadanie napisanie kolejnego artykułu (listy armii Kosmicznych Marines do "Adeptus Titanicus", coś w tym rodzaju), a także zacząłem pisać charakterystyki dla nowych modeli. Jervis już wtedy wrócił do pracy, byłem więc pewny, że zwolnią mnie lada dzień, ale Si Forrest chciał ode mnie kolejne artykuły do "White Dwarfa".

W końcu zacząłem też robić fotografie, bo zawodowiec, który wcześniej to robił, Chris Colston, był świetnym facetem, ale nie był graczem. My chcieliśmy mieć zdjęcia z gier, nawet takich ustawianych, a nie tylko fotki atrakcyjnych modeli. Odrobinę pomagałem też przy robieniu makiety składu do "The Lost and The Damned". Dziwna praca, naprawdę. Pisałem też artykuły do "WD". Mój pierwszy ukazał się w 127 numerze (charakterystyki do Baneblade'a i wagonu orków).

Imperialny Rycerz. Mam kilka takich gdzieś w domu.

RoC80s: Czy przyczyniłeś się do późniejszych prac nad "Rogue Traderem"? Czy gra miała jakiś plan rozwoju, czy stała się takim monstrum, jakim jest teraz, po prostu dzięki wysiłkowi pracujących nad nią osób?
AC: Zacząłem pracować w 1990, więc w tym okresie "Rogue Trader" był już na rynku parę lat, sporo było list armii i dodatkowych zasad. Nie było żadnej ogólnej strategii rozwoju, ale byłem pracownikiem niskiego szczebla, więc niewiele wiem na ten temat. Razem z Jervisem pracowałem nad pomysłami na system magii/psykerów oparty na kartach, kampaniami, scenariuszami i raportami bitewnymi, które zmaterializowały się potem w zestawach kart "Dark Millenium" i "Warhammer Battle Magic". Większość czasu poświęcałem wówczas na robienie dodatków do "Space Marine" na podstawie materiałów z "Rogue Tradera" i wciągałem się w Warhammera. Osobiście, grałem wcześniej sporo w "Rogue Tradera", zanim wciągnąłem się w "Adeptus Titanicus", i uważałem, że gra jest świetna pod względem pomysłu, ale straszliwie pogmatwana. Na jej sukces złożyła się ciężka praca, dużo ciężkiej pracy i odrobina szczęścia.

RoC80s: Czy przypominasz sobie z tego okresu jakieś zawieszone projektu, coś "nigdy nie wydanego", co mogłoby zainteresować czytelników bloga?
AC: "Confrontation", inne ujęcie systemu "Laserburn" autorstwa Bryana Ansella - jedna z trzech nadmiernie skomplikowanych gier bitewnych, jakie widziałem. Ostatecznie pojawiła się jako "Necromunda", tzn. tło fabularne pozostało zbliżone, ale sama gra była całkiem inna (w tej postaci była naprawdę fajna). Dodatek opracowany przez Richarda Halliwella jako rozwinięcie "Space Hulka" miał się ukazać jako oryginalna gra "Battlefleet Gothic", ale nigdy nie ujrzał światła dziennego, poza jakimiś fragmentami wykorzystanymi w "Space Fleet". Hal pracował też nad grą fantasy podobną w zarysie do późniejszego "Warmastera", ale z całkiem odmienną mechaniką, nie wiem nawet, czy miała jakąś nazwę.

RoC80s: Słyszeliśmy już parę dość szalonych opowieści o życiu w ówczesnym GW, masz jakieś podobne wspomnienia?
AC: Nic specjalnie dziwnego, chyba za dużo czasu pracowałem, by mieć czas na jakieś szaleństwa. Przypominam sobie tylko, że kiedyś wszedłem przez drzwi studia na Castle Boulevard (świetne miejsce, dosłownie dwadzieścia metrów od mojego mieszkania na Fish Pond Drive - czy też Pisciny, jeśli ktoś gra w 40K). Ale odbiegam od tematu. Wchodzę przez te drzwi, po czym znajduję się pomiędzy Billem Kingiem i Waynem Englandem, którzy dosłownie rzucają się na siebie z pięściami. Obaj to wielkie chłopiska, Szkot i facet z Yorkshire, mają też więc odpowiednie charakterki. Z troski o siebie, stojącego pomiędzy nimi, trochę ich uspokoiłem. Wtedy wydawało mi się, że dałem popis solidnego krasomóstwa, dziś przypuszczam, że raczej nawrzeszczałem na nich, żeby się uspokoili. Do dziś nie wiem, o co się kłócili.

A, jeszcze była ta historia w klubie ze striptizem w Baltimore, ale o tym nie będę opowiadał.

Armia skavenów Andy'ego została pokazana w 137 numerze "White Dwarfa". Jest znana do dziś. Widać tutaj niektóre z oddziałów. Warto zwrócić uwagę na dym zrobiony z wełny stalowej, wylatujący z miotacza ognia i chorągwie Jesa Goodwina.


Skaveńska armia Andy'ego w walce z jakimiś Bretończykami. Olbrzymia różnica stylu malowania, świeże podejście do sprawy.
Ujęcie z daleka. Plastikowe konie z drugiego wydania gry, wydane dopiero co, niemal równocześnie z publikacją artykułu.
RoC80s: Wszyscy pamiętają twoją armię skavenów z trzeciej edycji gry. Masz ją jeszcze? Albo wiesz co się z nią stało?
AC: Wciąż ją mam, leży w trzech starożytnych czarnych walizkach na figurki, ponieważ nigdy niczego nie sprzedaję. Podróżowała ze mną dwukrotnie przez Atlantyk i nie widziała bitwy pewnie od dwudziestu lat. Od czasu do czasu wciąż ją oglądam, niestety niektórzy z cienkołydkich gości z klanu Eshin są na krawędzi złamania się z powodu degradacji białego metalu, są tak stare. Ludzie, chrońcie swoje figurki lakierem!

RoC80s: Artykuł jest zbyt dobry, by nie rzucić na niego okiem raz jeszcze. Widać go poniżej, brakuje w nim kilku ilustracji, które były zbyt trudne do zeskanowania.



RoC80s: Patrząc w przeszłość, co sądzisz na temat wczesnych wydań Warhammera (1-3), "Rogue Tradera" i "WFRP", szczególnie jeśli chodzi o porównanie do nowszych wydań?
AC: Odkładając nostalgię na bok, nowsze wydania są praktycznie pod każdym względem lepszym produktem. Nie za dobrze znam "WFRP", ale nowe wydannia zostały dobrze przyjęte przez tych graczy, których znam.

Ale...

Nigdy nie uda się drugi raz zrobić czegoś po raz pierwszy. Drugie pokolenie jest ładniejsze, silniejsze, szybsze - lepsze pod każdym względem - poza jednym. Może to niezbyt uczciwe, ale tak już jest - po prostu nie jest oryginalne.

RoC80s: Czy masz taki produkt lub projekt, o którym myślisz, że uosabia twój najlepszy moment w GW? I czy jest coś, za co odpowiadasz, co chciałbyś, by zostało zapomniane?
AC: "Battlefleet Gothic" to projekt, który widzę jako swoje Magnum Opus w GW, ponieważ ta gra była skończoną całością - grafiki, figurki, tło fabularne, zasady - osadzone w świecie 40K, ale uszyte z nowego materiału - poza nazwą, którą zagarnąłem ze starego projektu Hala, ponieważ była świetna i niektórzy już coś o niej słyszeli. To tak naprawdę nic rewolucyjnego, przykładowo "Necromunda" była zrobiona w ten sam sposób, ale uważam, że "BFG" była naprawdę dobra, jestem dumny z tego, co zrobiliśmy z tą grą. A to, o czym wolałbym, żeby świat zapomniał... Waham się między "Titan Legions" i "Gorkamorka". Szkoda trochę, bo w obu tych grach jest trochę fajnych rzeczy, i lubiło je naprawdę wiele osób. Ale. Nie. Ja.


Andy Chambers, połowa lat 90., sądząc po koszulkach i figurkach na stole.

W mrocznej ciemności odległej przyszłości są tylko... okulary przeciwsłoneczne!
RoC80s: Jak, w twojej opinii, GW zmieniło się po wykupie firmy w grudniu 1991 r?
AC: To nie stało się nagle, był to proces stopniowy, dla mnie najłatwiej mierzalny przeprowadzkami studia. To w Enfield Chambers było, by użyć właściwego słowa, trochę niczym dom obłąkanych, ale panowała tam bardzo, bardzko kreatywna atmosfera.

Niczym Królestwo Chaosu.

Castle Boulvard było większe, bardziej profesjonalne i bardzo dynamiczne, ale cała uwaga poświęcona była wyłącznie dużym, najlepiej sprzedającym się grą i rasom, coraz ważniejsze i bardziej widoczne stały się związki ze sklepami. Tam powstały najlepsze, według mnie, nasze prace.

To był czas Wielkiej Krucjaty.

W końcu studio przeprowadziło się do Lenton Lane, by zintegrować się lepiej z produkcją, sprzedażą i administracją. Gigantycznego znaczenia nabrały procedury i robota papierkowa, tam narodziły się dalekosiężne plany i kampanie, tam odbywały się spotkania na temat przyszłych spotkań, tam odniesiono też wielkie zwycięstwa, jednak zasypał je ciężar egzystencjalnej szarości.

Nadszedł Wiek Imperium.

czwartek, 24 grudnia 2015

Wesołych Świąt | Merry Christmas

Wszystkim zaglądającym na blog chcielibyśmy życzyć spokojnych, wesołych i zdrowych, pełnych szczęścia Świąt Bożego Narodzenia. Spędźcie je w radości razem z bliskimi, odpocznijcie, a po świętach z nową energię powróćcie do figurek i grania. Wesołych Świąt!

Merry Christmas to all readers of our blog! Enjoy this short period of rest and happiness, spend a lot of time with your loved ones, take a rest, eat and sleep well. Then return to miniatures and gaming. Merry Christmas!

środa, 23 grudnia 2015

Epic 30K: odsłona 26 - Imperialny Rycerz | Epic 30K: part 26 - Imperial Knight

Do armii Mormega trafił pierwszy z Imperialnych Rycerzy, Warden. Miniaturka z 1990 r., jeden z dziewięciu, bodajże, wydanych wówczas wzorów dla Imperium (kolejne wydano do Eldarów).

Mormeg pomalował swojego pierwszego rycerza w barwy wymyślonego dworu, wspierającego działania jego Pożeraczy Światów - stąd takie, nie inne barwy. Interesujące, że mimo wyraźnie widoczne, ba - dominującej nad figurką - wyrzutni pocisków, opis tej klasy mówił, że maszyna uzbrojona była w multilasery i działo. Wyjaśnienie może być proste - istniały wówczas trzy wzory rycerza tej klasy, każdy był uzbrojony odmiennie, a jeden był - na dodatek - skrzyżowaniem Land Raidera z czymś w rodzaju korpusu robota:) Urok starych projektów:)

First Imperial Knight Warden class from Mormeg's Epic 30K army. Miniature from 1990, one of nine Imperial Knights released back then for Epic Space Marine (nine more were released for Eldars).

Mormeg has painted his first knight in the colours of non-canonical house supporting his World Eaters - hence the colors. It is interesting that despite huge rocket launcher mounted on top of this knight, Warden class stats mention only multilasers and battlecannon. Explanation may be simple - there were three miniatures of Wardens, each was armed with different weapons, and - to make things more interesting - one of Wardens was totally different, it looked like a crossbreed of Land Raider and giant robot. Oldschool design charm I guess;)








niedziela, 20 grudnia 2015

Z otchłani czasu: Sławne Oddziały - Orkowi Łucznicy Harbotha | From the abyss of time: Regiments of Renown - Harboth's Orc Archers

Czwarty oddział z drugiej serii "Regiments of Renown" ukazał się na rynku w czerwcu 1987 r. Autorem rzeźb był Kev Adams. Oficjalne zdjęcia katalogowe pokazują cztery różne figurki łuczników, jednak wśród figurek  z serii Wojownicy Orków i Łucznicy Orków pojawia się kilka, jeśli nie kilkanaście, figurek bardzo podobnych, będących z pewnością wariantami na temat czterech pierwotnych. Niektóre z nich widoczne są zresztą na zdjęciu reklamującym oddział, jakie pojawiło się w numerze 90 "White Dwarfa". Można więc w sumie o nich powiedzieć, że również przynależą do tego oddziału. Ponieważ figurki te były produkowane przez dość długi okres, nadal można je spotkać relatywnie często.

Opowieść o orkowych łucznikach Harbotha

- "Ej, szefie"
- "No?"
- "Byłżem u Notloba, jakżeś kazali"
- "Nooo?"
- "I pogadałem, że pogadałeś, że jakżem nie znajdziem żadnych pokurczów, zjemyż jego chopaków."
- "Noo?"
- "No to on pedział, że idzie polować na pokurczy"
- "Co?"
- "Pakuje swe włóczniomioty i rusza. Pedział, że idzie polować na pokurczy"
- "CO?"
- "Pakuje swe..."
- "STULSIE!"
- "Alemże ja tylko... AU!"
- "Pakujże..."
- "Co?"
- "Głuchyś? Myśli, że może tak nas ostawic? Noż my mu pokażem!"

... I tak doszło do tego, że Chłopcy z Gór Czarnych Harbotha wyruszyli z Przełęczy Czarnego Ognia, by siać grozę w spokojnych krainach. Skończyło się kruche partnerstwo z załogami balist wymyślonych przez Notloba, wszystko z powodu trywialnego nieporozumienia wynikłego z ubogiego słownictwa orkowego języka - orkowe słowo oznaczające "pakowanie", może też bowiem znaczyć dezercję, ucieczkę lub narobienie w spodnie...

WYPOSAŻENIE: Chłopcy z Gór Czarnych, pod wrażeniem broni strzeleckiej Notloba, uzbroili się w łuki, mają też nadal swoje standardowe krasnoludzkie łachotniki i kolczugi.
OKRZYK BOJOWY: Nadal używany jest stary okrzyk "Zmiażdżyć pokurczów", doszły jednak do niego rozmaite hasła dotyczące Notloba, jego stosunku do niebezpieczeństwa i stanu jego spodni.
DOKONANIA: W czasie bitwy o farmę Bauera Chłopcy z Gór Czarnych zostali pokonani przez siły, w skład których wchodził 17. pułk piecszy (Gwardia Barona Olafa) i kontyngent Wolnych Leśnych Stirlandu. Po tej porażce, Chłopcy przeszli do Granicznych Księstw, szukając łatwiejszych łupów.
STRÓJ: Ich strój to, ogólnie mówiąc, zbieranina łachmanów i szmat zabranych ofiarom, w mniej więcej pasujących rozmiarach.
TARCZE: Dzięki tarczom zabranym spotkanym poszukiwaczom przygód (którzy posłużyli za przekąskę), wojownicy Harbotha poznali znaczenie godeł. Teraz na ich tarczach widać twarze pokonanych przeciwników, których uznali za szczególnie wartych zapamiętania.



The Story of Harboth's Orc Archers

"Oy, boss"
"Wot"
"Bin ter see Notlob, like you said,"
"Yer............?"
"An' I sez you sez if 'e don't find some stunties we eat 'is boys,"
"Yer?"
"So 'e sez 'e's goin' 'untin' stunty,"
"Do wot?"
"E's packin' 'is spearchuckers, an' movin' out. Goin' ter 'unt some stunties, 'e sez,"
"WOT!"
"E's packin'..."
"SHADDAP!"
"But I woz only...OW!"
"Get packin'..."
"Wot?"
"You 'eard, Finks 'e can leave ud behind, duz 'e? We'll show 'im!"

...And so it was that Harboth's Black Mountain Boys moved out of the Black Fire Pass to terrorise the lands beyond. The uneasy partnership between the Black Mountain Boys and Notlob's bolt-thrower crews was dissolved, over a trivial misunderstanding due to the limited nature of the Orcish language. The Orcish Word for moving out can also mean deserting, running away or soiling one's underwear...

Equipment: Impressed by Notlob's missile weapons, the Black Mountain Boys armed themselves with bows in addition to the normal Dwarf Tickler and mail coat.
Battlecry: The earlier battlecry of 'Pulp the Stunties' is still used, as well as various chants about Notlob, his attitude to danger and the state of his underwear.
Deeds: At the Battle of Bauer's Farm the Black Mountain Boys were mauled by a force including the 17th (Baron Olaf's Own) Regiment of Foot and a contingent of the Stirland Free Foresters. Following this setback, they crossed into the Border Princes in search of easier pickings
Uniforms: Their uniforms are generally ragged cast-offs obtained from past victims of approximately the right size.
Shields: From the shields of the adventurers met (and subsequently eaten) by Harboth, the Black Mountain Boys discovered the concept of pictoral art, and now their shields are painted with the faces of particularly noteworthy victims.




piątek, 18 grudnia 2015

Gotrek Gurnisson

Postać absolutnie ikoniczna dla świata Warhammera, jedna z tych, które definiują świat gry. Powstał w wyobraźni Billa Kinga, bohater kilkunastu opowiadań i powieści, dumny zabójca chyba wszystkiego, co plugawe - od trolli, do demonów, smoków, gigantów i wszystkiego, co pomiędzy. Wstyd powiedzieć, lecz to dopiero druga skończona figurka - po Snorrim Gryzonosie - do starej dioramy produkcji Forge World, przedstawiającej bohaterów sagi w dziwnej skali 40 mm. Na szczęście, towarzysz Gotreka, Felix, już jest w końcowej fazie malowania, a dwójka pozostałych bohaterów dołączy do nich wkrótce.

Poza miniaturki może wydawać się nieco dziwna, ale to tylko obecnie wygląda ona niezwykle. Docelowo, Gotrek będzie dynamicznie skakał ze skałki, podpierając się na niej nogą, którą teraz ma w powietrzu.

Gotrek Gurnisson, iconic hero of Warhammer world, one of those few, which define game world. He is a creation of Bill King, hero of dozen books and stories, proud slayer of everything what is vile - from trolls, to demons, dragons, giants and everything in between. It is a shame, but this is just a second finished model, after Snorri Nosebiter, from the old Forge World 40mm scale diorama. Fortunately his old companion, Felix, is close to being painted too, and the last two miniatures from set will be painted soon.

Pose of the miniature may seem a little awkward, but this is strange just now, as the finished diorama will see Gotrek jumping from the little rock.







środa, 16 grudnia 2015

Większa skałka | Bigger rock

Trzecia i ostatnia z robionych ostatnio skałkoprzeszkadzajek. Największa i chyba najmniej udana, z bardzo wyraźną fakturą kory widoczną zwłaszcza od góry. I, jednocześnie, nauczka na przyszłość. Kora była porządnie wysuszona, jednak aplikacja szpachlówki i gęstego kleju wodnego to nieco za dużo, jak na wytrzymałość płytki piankowej, która jest wykorzystana jako podstawka - lekko się spaczyła po wyschnięciu wspomnianych materiałów. Pomoże na to, jak i na "wygląd kory" wykorzystywanie mniejszych kawałków, uzupełnianych kawałeczkami łupnia - tak jak na prawej skałce, widocznej na ilustracji głównej tego wpisu.

Third and last of the lastly finished rocks. The biggest one and, at the same time, the least successful I think, with prominent bark texture visible, especially on the top. This is also a lesson for the future - even very dry bark (as mine) may warp foamboard when wet filler and PVC glue are used. Solution is, fortunately, relatively simple - bark must be broken into smaller pieces, which are then glued to each other, and some small slates added will further break texture into something more rocklike - just like on the rightmost rock visible on the main picture of this note.




wtorek, 15 grudnia 2015

Ostatni z czwórki | The last of the four

Po takim tytule nikogo chyba już nie zdziwi, że dzisiejsza figurka to ostatni z czwórki łuczników Gondoru, pomalowanych w ostatnich tygodniach przez Mormega. Dzieli z nimi praktycznie wszystko - od wad i zalet rzeźby, po sposób malowania. Trochę żałuję (ale tylko trochę), że nie zrobiłem im zdjęć wykorzystując mój świąteczny prezent... No cóż, Wigilia dopiero za parę dni. Ciekawe, czy nowy sprzęt zmieni choć trochę na lepsze fotografie na blogu. Mam nadzieję, że tak.

With such a title noone will be suprised that today's miniature is the last of the four Gondorian archers recently painted by my brother Mormeg. It shares everything with previously shown miniatures from this batch - quality of the sculpt, painting, etc. I wish (but just a little), that Christmas is still few days off, as I think quality of the photos will be higher with the gift I will find in my socket, and those soldiers clad in shining armour are really difficult to be properly shown...