środa, 28 grudnia 2011

Prezenty | Christmas gifts

Jakoś tak się składa, że Mikołaj od pewnego czasu dokładnie wie, co chciałbym znaleźć pod choinką. Być może pewien wpływ na to mają moje rozmowy w domu na ten temat z dziećmi, przy okazji wysłuchiwania ich próśb może załapują się i moje. W tym roku pod drzewkiem świątecznym znalazłem książki i coś jeszcze. W ramach pierwszej kategorii dostałem biografię Aleksandra Wielkiego autorstwa Petera Greena. Dość stara pozycja, wydana w oryginale w latach siedemdziesiątych minionego wieku, w Polsce chyba sześć lat temu, niemniej jednak warta - moim zdaniem - zakupu. Część przedstawionych teorii jest pewnie dość kontrowersyjna, Green bez litości rozprawia się też z teoriami swych kolegów po fachu, jednak czyni to z olbrzymim talentem literackim. Nie przeczytałem jeszcze całości, jestem dopiero w trakcie opisu kampanii bałkańskiej Aleksandra, niemniej jednak dzieło Greena czyta się doskonale. To pełna anegdot i barwnych opowieści z epoki historia, opowiedziana z lekkością pióra godną autora dobrych powieści. Intrygi, fortele wojenne, wyjaśnienia spraw zagmatwanych brakiem źródeł i upływem tysięcy lat, opisy bitew... Wszystko przyprawione lekkim sarkazmem - jak w zdaniu o pewnym plemieniu bałkańskim, scharakteryzowanym w ten sposób - "plemię pijackich brutali, protoplaści współczesnych Albańczyków".
Druga z pozycji literackich jakie dostałem to "Helikopter w ogniu" Marka Bowdena. Podejrzewam, że zdecydowana większość czytelników bloga wie o czym jest ta pozycja, ja przypomnę sobie tragiczną opowieść o Somalii bardzo chętnie. Czytałem ją w oryginale kilka lat temu, zrobiła na mnie duże wrażenie, ciekawe jak będzie z polskim tłumaczeniem...
Ostatnim prezentem był zestaw Dremela - narzędzie Dremel 4000, wałek giętki i kilkadziesiąt końcówek. Od dawna odczuwałem brak czegoś podobnego, wczoraj wypróbowałem prezent szlifując elementy rydwanu egipskiego i jestem zachwycony. Super sprawa, muszę dokupić parę różnych końcówek, głównie ściernych, ale już teraz widzę, że dremelek będzie na stałe wpięty w listwę zasilającą.

I don't know why but I'm finding just the right kind of gifts in my Christmas' sock last few years. It's probably my conversations with kids, when I ask them what kind of gifts they would like to get, that my wishes are being heard of too. There were books and something else in my sock this year. Biography of Alexander the Great by Peter Green and "Black Hawk Down" by Mark Bowden. The second one is widely known so I won't describe it but I will love to confront it with my memories, as I've read that one in English some time ago. "Alexander the Great" was written at the beginning at 70., but it doesn't show. I'm not specialist in macedonian's history, I don't know if the Green's theories are still valid or not but believe me - this book reads like a good adventure story, it's full of anecdotes, little side-stories, explanations, etc. Very, very good read and amazingly good study of ancient politics.

Last gift was a major one for me - Dremel 4000 set. I wanted such microtool for a long time, it was used first time yesterday helping me to assembly Egyptian 15 mm chariot. I still have to buy some additional tools but results so far are very satisfying. It helps immensly with filing and drilling. I'm very glad with it so far.

niedziela, 25 grudnia 2011

Z półki Mormega: Deliverance Lost

Następna recenzja książki Black Library autorstwa mormega, który kontynuuje podróż po swoim ulubionym uniwersum, w którym jest tylko wojna...

Kilka dni temu skończyłem czytać ostatnią książkę z serii Horus Heresy – Deliverance Lost Gava Thorpe’a. Nie oszukujmy się, nie jest to autor, którego nazwisko przyciąga miliony czytelników. Ja również z dużą dozą sceptycyzmu zacząłem czytać jego nową książkę. Zanim jednak opiszę króciutko swoje wrażenia z lektury, nakreślę kilka słów o jej „opakowaniu”. Niewątpliwie okłada z Coraxem, za którą odpowiedzialny jest Neil Roberts, jest jedną z najlepszych, jakie do tej pory zdobiły książki Black Library. Primarch Kruczej Gwardii jest centralną postacią tak okładki jak i całej książki. Przedstawiony w chwili natarcia na Doskonałą Fortecę, uzbrojony w bicz, którego z takim powodzeniem używał na Isstvan V, z ponurem wzrokiem, wpatrzony we wrogów, za chwilę wyląduje pomiędzy nimi by siać śmierć i zniszczenie… Podoba mi się bardzo. Wielkie brawa za atmosferę, niemal słychać ryk silników i czuć pęd powietrza na twarzy.

Na 460 stronach Thorpe snuje historię Legionu, który niemal podzielił los Salamander i Żelaznych Dłoni w czasie masakry na Isstvan. Książka rozpoczyna się króciutkim streszczeniem wydarzeń omówionych w Raven’s Flight i The Face of Treachery, by następnie skoncentrować się na działaniach podejmowanych przez Coraxa w celu odbudowania sił Legionu. Głównym oponentem Coraxa, czego ten nie jest świadomy aż do samego końca,  jest Omegon i jego legioniści, którzy zinfiltrowali Kruczą Gwardię. Legioniści Alphariusa i Omegona zostali przedstawieni zgodnie z charakterem, który tak zapadł mi w pamięć w czasie lektury Legion Dana Abbneta. Zaserwowano nam więc wielowątkową intrygę snutą przez Alphariusa i Omegona, która ma celu całkowite zniszczenie Kruczej Gwardii, zwiększenie potęgi Legionu Alfa, zapewnienie zwycięstwa Horusa nad Imperatorem, co jednak ma być jedynie wstępem do osiągnięcia ostatecznego celu – zniszczenia Chaosu. Omegon napomyka zresztą, że przygotowania do doprowadzenia sił Horusa do podziału na wrogie sobie obozy już się rozpoczęły.

W książce jest kilka bardzo dobrych scen. Najbardziej przypadły mi do gustu dwie. Pierwsza, gdy Alpharius został wezwany przez Horusa, by wytłumaczył się dlaczego umożliwił ucieczkę niedobitkom Kruczej Gwardii. Rozumiejąc, że jego życie jest zagrożone zdradza, że jego legioniści przeniknęli w szeregi wroga i wyjaśnia powody, dla których to uczynili. Horus jest pod wrażeniem wieści ale po wyjściu Alphariusa rozkazuje Abbadonowi, by przeprowadził dokładny przegląd procedur bezpieczeństwa. Tak na wszelki przypadek, gdyby Legion Alfa zinfiltrował nie tylko Kruczą Gwardię. To tyle jeśli chodzi o zaufanie wśród zdrajców.

Druga scena to atak Kruczej Gwardii na mały garnizon Niosących Słowo. To chyba jedna z lepszych scen batalistycznych. Akcja toczy się szybko. Thorpe świetnie oddał atmosferę rajdu na wrogą bazę, gwałtowną walkę, zachowanie weteranów Coraxa i stworzonych przez niego żołnierzy, dla których był to chrzest bojowy.

Autor zamieszcza również kilka scen retrospektywnych, które pozwalają czytelnikowi wejrzeć w „dzieciństwo” Coraxa na Lyceus oraz walkę jaką prowadził w celu wyzwolenia księżyca spod władzy gildii rządzących na Kiavahr. Niestety Thorpe najwyraźniej nie czytał Wiedźmina, nie wpadł więc na świetny pomysł pana Sapkowskiego w jaki sposób w płynny sposób łączyć sceny rozgrywające się aktualnie ze wspomnieniami bohatera. Nasz AS pozostaje w tym względzie niedościgłym mistrzem.

            Teraz parę słów o minusach. Kompletnie, ale to kompletnie nie przekonują mnie powody wskazane przez autora, dzięki którym jeden z bohaterów nabrał przekonania, że jego towarzysze nie są legionistami Coraxa. Zdarzenie, byłoby nie było jedno z najważniejszych w książce, powinno być więc solidnie i logicznie wytłumaczone. Ciekawe czy Was Thorpe przekona? Po drugie, nawet zakładając, że istotnie powody te są zrozumiałe, dlaczego czekał tak długo i nie podzielił się swoimi podejrzeniami z Coraxem? Zwłaszcza w sytuacji, w której przyszłość Kruczej Gwardii wisiała na włosku.

            Akcja książki jest nierówna, świetny początek, który nie ukrywam, zaostrzył mój apetyt i sprawił, że łatwo i chętnie dałem się wciągnąć w lekturę, przeradza się w wolno toczącą się fabułę, która powolutku niesie nas z Terry na Deliverance, by znowu przyspieszyć przed końcem książki. Ten wolniutki, pozbawiony widowiskowych albo przykuwających wyobraźnię scen rytm w sposób znaczący wpłynął na moją ogólną ocenę książki. Śmiało można byłoby wykroić kilkadziesiąt stron bez szkody dla całości.

            Pomimo tych kilku gorzkich słów, być może nazbyt mocnych, nie chciałbym wyrobić w Was przekonania, że książka jest słaba. Na kilkuset stronach trudno jest pewnie utrzymać wartką akcję, zwłaszcza że książka dotyczy specyficznego tematu – badań genetycznych i operacji szpiegowskich. Jest to solidna pozycja, którą miłośnicy serii przeczytają na pewno, zaś przypadkowy czytelnik może się zainteresować światem Warhammera 40K.

sobota, 24 grudnia 2011

Święta! | Christmas!

Wszystkim odwiedzającym tego bloga życzymy wszystkiego dobrego, spełnienia wszystkich marzeń - oczywiście tych powiązanych z naszym ulubionym hobby. Wielu udanych bitew, dziesiątek świetnie pomalowanych figurek, licznych przyjaźni nad stołem i poza nim... Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!
mormeg i Inkub

We'd like to wish all the best to all our visitors, many great battles, dozens of beautifully painted miniatures, numerous friends both at the table and in the "outside" world... Merry Christmas!
mormeg and Inkub

Ilustracja obok to zestaw świąteczny Ścibora, pobrany z jego strony, za co - mam nadzieję - się nie obrazi. Warto zajrzeć na jego stronkę.
Photo next to this phote is taken from Scibor miniatures website - well worth to take a look.

piątek, 23 grudnia 2011

Egipski warband | Egyptian warband

Trochę rzutem na taśmę wrzucam tu jeszcze przed Świętami wynik mojej ostatniej grzebaniny - element 3WB do armii Nowego Państwa Egipskiego. Chciałem, co prawda, by oddział ten przedstawiał grupę najemnych Libijczyków służących faraonowi, jednak z braku odpowiednich figurek przerobiłem trochę standardowych Egipcjan, kupionych "na zapas" wraz z resztą figurek armii. Na szczęście w armii egipskiej interesującego mnie okresu służyło sporo formacji lekkiej piechoty rdzennie egipskich - moja interpretacja nie jest więc jakoś szczególnie niezgodna z historią. Na podstawce widać dwóch oszczepników i jednego łucznika. Tego ostatniego przerobiłem z figurki zastawiającej się włócznią i tarczą przeciw atakowi wroga - z uwagi na odlanie włóczni razem z figurką, skutkującego tym, że broń przypominała powyginany zgodnie z konturami ciała makaron, nie wykorzystałem żadnej takiej figurki na wcześniejszych podstawkach. Dorobiłem tylko z greenstuffu kołczan z pasem, w dłoni - zamiast tarczy - znajduje się toporek czy też maczuga - dokładnie tak wyglądali niektórzy łucznicy z kraju faraonów. Oszczepnicy teoretycznie mogli też mieć kołczany z oszczepami, jednak w praktyce zazwyczaj nosili je specjalni tragarze, nie zawracałem więc sobie głowy ich modelowaniem. W sumie mogłem zrobić jeden i przykleić go leżący do podstawki.
Malowanie... Hmmm... Nazwę to łagodnie, cała armia prezentuje poziom raczej średnio tabletopowy, a dzisiejszy oddział nie odbiega od niego w górę;). Dzisiejszy warband kończy pracę nad elementami pieszymi armii egipskiej, do pomalowania zostały już tylko dwa rydwany...

As I have had few hours of relatively free time in the pre-Christmas heat, I've decided to paint last foot element for my New Kingdom Egyptian DBA army. I wanted to make this element representing Libyan mercenaries in pharaoh's service but - as I don't have any suitable miniatures - I've decided to use standard native Egyptians, bought as "spares" with rest of the army miniatures. Fortunately, in Egyptian army from Quadesh period there were quite a few native Egyptian light infantry units. My interpretation of this element is relatively historical I think. The are two javelinmen and archer on the base grouped together. Archer is converted from spearmen miniature. I have had four such miniatures but decided to not use them at all as spear was casted with the body and closely resembled very soft and bended spaghetti. So, after some cutting and bending I've got passable archer pose. All that was left to do was to add quiver made from greenstuff and some belt to hang it. Archer holds small axe or mace in hand - it is accurate with historical sources too. Javelinmen could - theoretically - have quivers for javelins too, but as this piece of equipment was carried to the battle by special bearers, I've decided to not make tem.
Painting... Well, let's say that this army is definitely middle level table-top painted, and element visible here represents the same level;) This warband is the last foot unit of my NKE army, all what is left to paint are two chariots...




A tak wygląda cała część piesza armii Nowego Państwa Egipskiego.

And here it is a group photo of whole foot part of New Kingdom Egyptian army.


poniedziałek, 19 grudnia 2011

Kawaleria normańska | Norman cavalry

Ostatnia podstawka do armii normańskiej do DBA stworzona na bazie dotychczasowych unikatowych wzorów produkcji Bauedy. Jedną lub dwie kolejne podstawki jazdy pomaluję używając dotychczasowych figurek, kolejne zrobię po uzupełnieniu linii nowymi miniaturkami, przedstawiającymi jeźdźców z włóczniami trzymanymi nad tarczami lub głowami. Pokazywana podstawka to oddział 3Cav, których maksymalnie mogę wystawić dwa, albo zamiast jednego z elementów Knights, albo zamiast Knights lub Light Horsemen. Figurki przedstawiają towarzyszy milites (późniejszych giermków czy pocztowych). Nie noszą kolczug, ich uzbrojenie ochronne to grube kurty lub skórzane kaftany. Sami jeźdźcy podobają mi się najbardziej z dotychczas malowanych Normanów Bauedy - to chyba właśnie sprawa zróżnicowanych pancerzy. Chciałem jakoś pokazać także malowaniem, że nie są to najbogatsi członkowie armii - stąd brak zdobień, proste symbole na tarczach utrzymane w jednakowej kolorystyce i konie o zbliżonej maści.

Last element of Norman DBA army made from Baueda miniatures produced so far. Next element or two elements of horsemen will be built using miniatures shown previously, next ones will be made from yet-unrealeased poses of milites charging with spears holded over heads. Element next to this note is a 3Cav unit, I can field max two of such elements in III/51 army. One instead of Knights, second instead of Knights or Light Horsemen. Miniatures represents poorer horsemen, later known as serjants or squires I think. They don't have chainmail hauberks, armour consists of leather or padded jerkins. I like those miniatures the most from the current Baueda range - I think they look the best. As I wanted to show that they are not the wealthiest part of Norman society, I have painted them in similar, natural colors, without ornaments, with simple shield devices and with similar colors on the shields.



środa, 14 grudnia 2011

Nowości z Amercomu 9 | Amercom news 9

49. numer "Kolekcji wozów bojowych" będzie zawierał opis amerykańskiej ciężarówki M35 i jej wersji. Do pisma dołączony będzie model w skali 1:72, przedstawiający ten pojazd w wersji "gun-trucka", wykorzystywanego podczas wojny w Wietnamie.

49th issue of "Kolekcja wozów bojowych" will be dedicated to American M35 truck. Ready-made diecast model of this vehicle in 1:72 scale in gun-truck "version" will be bundled with the magazine.




Jedenasty zeszyt "Helikopterów świata" będzie poświęcony jednemu z najbardziej znanych śmigłowców współczesnych, amerykańskiemu helikopterowi szturmowemu AH-64D Apache Longbow. Do pisma dołączony będzie model diecast tego śmigłowca w malowaniu amerykańskim, w skali 1:72


Eleventh issue of "Helikoptery świata" collection will cover one of the most recognized modern helicopters, American AH-64D Apache Longbow. Ready-made diecast model of this craft in 1:72 scale in American colors will be bundled with the magazine.




9. numer "Latających Fortec" będzie zawierał omówienie słynnego samolotu bombowego F-117 Nighthawk. Do pisma dołączony zostanie model tej maszyny w skali 1:144.

9th issue of "Latające Fortece" will describe famous F-117 Nighthawk bomber. Ready-made diecast 1:144 scale model of this aircraft will be bundled with the magazine.







niedziela, 11 grudnia 2011

Wybrane z tygodnia 38 | Chosen from the week 38

Sporo rzeczy dziś, więc bez zbędnego gadania przechodzimy do rzeczy. Fajny poradnik dotyczący malowania płynów w przezroczystych pojemnikach, tu na przykładzie strzykaw Fabiusa Bile'a. Autor - C'tan.
Kolejny poradnik dotyczy własnoręcznej produkcji kępek trawy równie dobrych co firmowe - przynajmniej wyglądających równie dobrze. Wymaga, co prawda, dość rzadko spotykanego sprzętu, ale jestem przekonany, że może być przydatny.
Przedostatni tutorial to coś dla miłośników Necronów. Armia się właśnie niedawno ukazała, sporo ludzi zabrało się do malowania sprzętu dla niej, z myślą o nich - odpicuj swój Monolith.
I ostatni samouczek - tym razem mający już szersze zastosowanie - malowanie metalików na wysokim poziomie.
Teraz coś dla oka. A nawet kilka cosi. Na początek strona Dynamic Dioramas. Rozmaite dioramy ze sprzętem wojskowym w roli głównej - różne skale, różne okresy, różna dynamika. Łączy je jedno - warto obejrzeć. Autorem jest Joseph Neumeyer, pan znany także z pracy nad modelami filmowymi. Zdjęcie obok notki pochodzi właśnie z tej strony.
Po dużej galerii mała galeryjka z kilkoma modelami w dużej skali - Japończyk jest przezacny....
A tutaj widok ogólny i parę zbliżen na dioramkę "Outnumbered" autorstwa Crackpota ze strony www.brushhour.de. Conan, zombie i Cthulhu w tle.
Ostatnia galeria w formie zdjęć to ponownie tematyka historyczna - mroczne wieki, topory, tarcze i żagle na horyzoncie (przynajmniej w domyśle) - Wilki Odyna w pełnej krasie.
Galeria w formie filmowej - Dark Angels zrobieni na figurkach firmy Forgeworld. Kupa włożonej pracy, czasu i - oczywiście - kasy.
A na koniec, mała ciekawostka. Konto Tweetera na którym w czasie rzeczywistym odtwarzane są wydarzenia z 1939 r. Autor ambitnie zamierza w ten sposób przejść przez całą drugą wojnę światową i kawałek dalej. Prezentuje te wydarzenia, które znane są z podręczników historii, i te, o których słyszało znacznie węższe grono ludzi. Warto poczytać.

A lot of things to show today, so I will stop talking and start linking. Great tutorial about painting liquids in transparent bottles, written by C'tan.
Next tutorial shows how to make your own static grass tufts - looking as good as ones bought in the stores. Static grass aplicator is necessary I'm afraid but I think it is really nice set of instructions.
Another tutorial, this time something for all Necron fans out there. New codex is out, new models are in stores, time to paint them and time to impress your opponents in a truly unique way - pimp your Monolith.
And last tutorial for today - painting metallics.
Something to look at now. Dynamic dioramas website for a start. Large collection of detailed dioramas of various military "things" - from ancients to modern, different scales, different periods, different stories. One thing in common - well worth to see. All dioramas built by Joseph Neumeyer, he is professionally building scale replicas used as movie props too. Picture next to this note is taken from this site.
After this rather large gallery time for something smaller - few photos of bigger miniatures. I especially like Japanese soldier...
And here it is great fantasy diorama titled "Outnumbered" made by Crackpot from www.brushhour.de. Conan, zombies and Cthulhu lurking in the background.
Last picture gallery shows some Dark Age stuff - axes, shields, sails in the background - Wolves of Odin in full glory.
And one more thing to see - movie showing Dark Angels army built with Forgeworld miniatures. Lots of time, patience, skill and - last but not least - money - went into this nice battleforce.
One more curio - Tweeter account which in real-time posts notes about things which happened on this very day 72 years ago... Author would like to continue such posts till the end of II World War. He posts about events both widely known and relatively unknown. Great idead and very interesting read for all history enthusiasts out there...

sobota, 10 grudnia 2011

O farbach GW słów kilka | Few words about GW's paints

Maluję od dawna. Będzie ponad 20 lat. Po kilku miesiącach zabaw akrylami artystycznymi, dostałem od znajomego kilkanaście używanych farb GW. Firma produkowało wtedy farby sprzedawane w okrągłych buteleczkach zamykanych prostym wieczkiem. Kląłem na nie czasami, bo zdarzało się, że wieczko przysychało do butelki i było bardzo trudne do otworzenia. No cóż, zdarza się. Po tych ponad 20 latach nadal mam kilka z tych farb. Część zużyłem do dna, kilka zeschło się, kilkanaście służy mi nadal. Po 20 latach. Potem były farbki w sześciokątnych buteleczkach z podobnym wieczkiem. Moje mają po 12-15 lat. Część jest już mocno gęsta ale nadal daje się nimi malować. Największy problem z wieczkami, bowiem te - ewidentnie wykonane z innego tworzywa niż wcześniej - pękają ze starości. Nawet pęknięte jednak stosunkowo szczelnie zasłaniają wnętrze pojemnika, chroniąc je przed wysychaniem. Potem były jeszcze dwa inne opakowania, każdorazowo reklamowane jako "najnowszy superduperhiperpomysł na niewysychające farby". Hmmm, dziwne, pierwszych z nich nie mam już w ogóle, drugich niezbyt wiele. Może dlatego, że w czasie ich sprzedaży miałem dość długą przerwę w malowaniu, wskutek czego miałem ich chyba najmniej. Ale pamiętam, że psioczyłem na urywające się wieczka (pasek trzymający je z częścią okrywającą górę buteleczki) i szybkie wysychanie. A teraz, mamy coś, co woła o pomstę do nieba. Gówniane, bo inaczej się nie da tego określić, małe pojemniczki, które skonstruowane są tak, że farba wysycha w nich w sposób przyspieszony. Najstarsza jaką mam liczy trochę ponad rok i ledwo nadaje się do korzystania. Zaobserwowałem jakiś czas temu, że pomaga trochę bardzo mocne wciskanie wieczka, przy normalnym zamykaniu zostaje szczelina przy "zawiasach", pomagające pewnie przy zasychaniu. Nie ma co, profesjonalne farby w profesjonalnym pojemniczku. Doszło do tego, co w sumie nie powinno mnie już dziwić, że farby kupowane prosto z półki w sklepie, mają konsystencję gęstszą od farb stojących u mnie kilka lat. Miałem też zresztą dwa przypadki kupienia farby praktycznie zaschniętej, oba w znakomitej skądinąd pod względem krycia powierzchni serii Foundation - ok, tu mogę to zrozumieć, zawartość pigmentu w tych farbach zdaje się być wyraźnie wyższa niż w standardowych. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę cenę farbek GW, ich niewielką objętość zmniejszaną dodatkowo wysychaniem, mówię im zdecydowane nie. Od jakiegoś czasu staram się kupować niemal wyłącznie odpowiedniki Vallejo, choć na pewno upłynie jeszcze sporo czasu w Wiśle nim przestawię się na nie całkowicie. Mogę się tylko domyślać, że najdłużej posługiwać się będę tymi farbami GW, które dostałem 20 lat temu od Jacka...

A jakie są wasze odczucia?
(Zdjęcia ilustrujące notkę znalazłem w sieci).

I'm painting for a long time, more then 20 years. After first few months of painting with artist acrylics I received a gift from a friend of mine - about 20 used GW paints. Company produced back then paints sold in round bottles closed with a simple lid. I cursed this lid sometimes as it have had tendency to stuck in dried paint and was very hard to pry open. Well, it happens. After all this years I still have some of those paints. After 20 years. Some of them are pretty thick nowadays, still perfectly usable. Some of them I managed to use till the very bottom of the bottle, some just dried but most are still standing next to my desk. Then there were six sided bottles. My paints from this "era" are 12-15 years old I think. Some of them are thick but yet again, perfectly usable. The biggest problem I have with them are lids. They are made from some other plastic then earlier lids and crack easily nowadays. But even cracked they still protect paint inside from drying. Then there were two other bottles, advertised as "newest megahipersuperdupertechnology-in-preventing-your-paints-being-dry". Well, strange but I don't have the first of them at all anymore, second kind is still with me but in rapidly lowering numbers. But I remember well cursing lids falling off from this bottles. And now, we have something really, really bad. Shitty - one can't describe them in more gentle words - little bottles made in such a way to speed up drying up of paint. Well, professional paints in yet more professional bottles. Some of these paints are thicker then my old paints being new, straight from the shop rack. Some of them were dry when i bought them, but - as they were from Foundation range, I can understand that, as they have a lot more pigment inside. Considering low quantity of paint in current GW bottles, subpar quality of them and relatively high cost I try to use Vallejo more and more. Of course, it will be a long time when I switch to Vallejo exclusively and somehow I'm pretty sure my oldest Citadel paints will still be with me then...
What do You think about GW bottles?
(Photos next to this note are taken from the Web)

piątek, 9 grudnia 2011

W krzakach i zaroślach | In bushes and thicket

Malowanie strzelców z 95th Rifles na konkurs forum Strategie skończyłem już parę dni temu, tak wygląda ostatni, trzeci z żołnierzy pułku. Malowanie w niczym nie odbiega od wcześniejszych dwóch panów, tym razem jednak wykorzystałem od razu kępki Silflora, oszczędzając sobie frustracji. Jeszcze słówko o tytule notki i - powiązanej z tym sporej, jak dla mnie, liczby kępek traw na podstawce. Zadaniem strzelców których przedstawia ta figurka była walka w szyku rozproszonym. Nie tylko ich broń była celniejsza od standardowych Brown Bessies (swoją drogą, piękną miał karierę ten muszkiet), byli oni - rzecz jasna - lepszymi strzelcami, uczono ich walki z wykorzystaniem ukształtowania terenu. Kryli się w rozmaitych zaroślach i wysokiej trawie, strzelali z rozmaitych pozycji. Coś na kształt XIX-wiecznych strzelców wyborowych. Zważywszy jak ścisłe były regulaminy standardowych oddziałów piechoty w tym okresie, strzelcy tego rodzaju cieszyli się w walce względną swobodą taktyczną.

I have finished painting of riflemen from 95th Rifles for Strategie forum competition  few days ago, last miniature is shown below. Painting was done in exactly the same fashion as before, this time I just used Silflor tufts from the very beginning, saving myself a frustration of working with Fredericus Rex products. Few words about title and - connected with title large (large for me, at least) number of tufts visible on the bases. Riflemen purpose on the battlefield was skirmishing. Protecting own lines from skirmishers of enemy, some sniping, etc. Their weapon was more accurate then Brown Bess musket (great example of long service weapon, by the way), they were much better shooters then ordinary infantryman too. They were taught to use terrain to their advantage, to shoot from various positions. Something like XIX century marksmen. Taking into consideration how stiff were fightning drills of infantry from this period, they have had greater tactical flexibility.


środa, 7 grudnia 2011

Z półki Mormega: Storm of Iron

Raz jeszcze Mormeg wkracza w ponury świat wiecznej wojny w 40 millenium. Tym razem na warsztat trafiła książka przedstawiająca jeden z Legionów Chaosu - Iron Warriors... - Inkub

Kilka tygodni temu przeczytałem książkę pod wspomnianym wyżej tytułem, którą popełnił Graham McNeill. Egzemplarz, który posiadam pochodzi z roku 2008 r. choć książka pierwszy raz trafiła na półki księgarń w 2002 r. Jakby nie patrzeć, szmat czasu. Okładka, pędzla Andrei Uderzo, przedstawia Żelaznych Wojowników szturmujących fortecę. Jak wnoszę z lektury jest to ulubiona czynność potomków Perturabo, co jest pewnie uproszczeniem ale ci specjaliści od oblężeń kojarzą mi się nieodwołalnie w ten właśnie sposób - w transzejach, w deszczu ognia lejącym się z murów obleganej twierdzy, wśród huku artylerii, powoli, nieubłaganie prowadzący prace inżynieryjne podporządkowane jednemu celowi – wdarciu się na mury.

W trakcie lektury 400 stron powieści śledzimy losy oblężenia twierdzy na Hydra Cordatus, nieprzyjaznym dla ludzi świecie, którego garnizon - z powodów nieznanych stacjonującym tam gwardzistom - liczy ponad 20 000 tys. ludzi wzmocnionych półlegionem Tytanów z Legio Ignatium. Znajdująca się na planecie forteca staje się celem niespodziewanego ataku ze strony Żelaznych Wojowników. Jednym z dowódców sił agresora jest Honsou, który pojawi się również w późniejszych powieściach autora, kreślących losy Uriela Ventrisa, kapitana Ultramarines. W omawianej pozycji poznajemy losy Honsou tuż przed objęciem przywództwa nad oddziałem Żelaznych Wojowników.

W książce jest właściwie wszystko, począwszy od pojedynków toczonych przez Tytany, szarżę oddziałów pancernych na umocnienia sił Chaosu, poprzez opisy starć z udziałem Wojowników i ich odwiecznych przeciwników, Marines z Zakonu Imperialnych Pięści. Wszystkie te elementy tworzą jednak jedynie tło większego obrazu wojny toczonej na wielką skalę – oblężenia, falowych szturmów, walk w wyłomach, na murach i w podkopach drążonych przez oblegających. Akcja powieści toczy się wartko, obfituje w niespodziewane zwroty akcji - już, już wydaje się, że jedna ze stron konfliktu zdobywa przewagę zapewniającą jej zwycięstwo, a jednak, w wyniku działań przeciwników, jest to wyłącznie preludium do zintensyfikowania działań i - w efekcie - złożenia większej daniny krwi na ołtarzu wojny.

Przyznam się tylko, że choć w zamyśle autora leżało zapewne przybliżenie czytelnikom sposobu prowadzenia działań wojennych przez Legion Perturabo – pogardliwie określanego mianem Inżyniera – to moja sympatia całkowicie była po stronie obleganych. Być może jest to efekt wszystkich przeciwności, które McNeill wymyślił, aby utrudnić życie komendanta twierdzy i pełniących w niej służbę gwardzistów, a może jest to wynik tego, że instynktownie sympatyzujemy ze słabszą stroną konfliktu. Możliwe, że wpływ na moje preferencje miała również okoliczność, iż po stronie Żelaznych Wojowników, wśród bohaterów, a może raczej antybohaterów, trudno znaleźć postać, z którą mimo całego bagażu negatywnych emocji można sympatyzować. Brakuje im ewidentnie tego „czegoś”, co ma w sobie np. Malus – łajdak i okrutnik, któremu jednak kibicowałem w jego mrocznych występkach albo chociażby, pozostając w uniwersum WH40K, Marduk z Legionu Niosących Słowo.

Niezależnie jednak od sympatii czytelnika, powieść czyta się szybko. Sceny batalistyczne są - jak zwykle u McNeilla - bardzo dobrze poprowadzone, pojedynki głównych postaci trzymają w napięciu do samego, najczęściej krwawego, końca. Oprócz Honsou, żaden z głównych „aktorów” nie może być pewny, że ujrzy nowy dzień. Gdybym nie wiedział, że Honsou występuje również na kartach innych powieści i opowiadań autora, nie postawiłbym złamanego grosza, że przeżyje oblężenie. Zresztą nie wychodzi z niego bez szwanku. Nie jestem jednak pewien, czy w świetle późniejszych wydarzeń, uważa że doznane obrażenia okazały się dla niego dotkliwe.

Storm of Iron to też jedna z niewielu książek, w których zawarte są szczegółowe opisy walk Tytanów. Na myśl przychodzi mi jeszcze jedynie Mechanicum tego samego autora i - oczywiście - Titanicus Dana Abnetta. Po tą ostatnią sięgnąłem pod wpływem lektury Storm of Iron, Efekt tej ostatniej lektury nie pozostał tak niewinny jak ma to miejsce zazwyczaj w moim przypadku, bowiem z Albionu nadciągają już Tytany, które kiedyś pewnie zawitają na blogu Inkuba.

Kończąc, śmiało polecam powieść do przeczytania miłośnikom WH40K. Jest to interesująca pozycja nie tylko dla speców od łopat, zbierających armie Żelaznych Wojowników, lecz również dla każdego czytelnika chcącego na kilka godzin wczuć się w los obleganych, naprzeciw których stanęli najsłynniejsi eksperci sztuki oblężniczej mrocznych czasów 40 millenium.
Mormeg

wtorek, 6 grudnia 2011

Oko wciąż patrzy | The Eye is ever watching

Ostatnia dwójka orków Mormega, jakie pomalował kilkanaście dni temu. Całkiem niezłe figurki, jak na plastiki. Podobają mi się zróżnicowane pancerze i uzbrojenie, fantastyczne wzory hełmów, podarte kolczugi. Miniaturki do Lotro mają, ogólnie, całkiem przyzwoity poziom - nawet te przedstawiające zwykłych wojowników. Minęły, na szczęście, czasy klocków identycznych sztywnych figurek z początku lat 90. minionego wieku, znanych graczom Warhammera. Do dziś śnią mi się koszmary związane z widokiem identycznych zwierzoludzi czy wojowników Chaosu...

Last pair of Mormeg's orcs painted few weeks ago. Really nice miniatures, especially considering that they are made from plastic. I really like varied look of arms and rmors, fantasy look of helmets, torn chainmails. Lotro miniatures are, overall, really nice - even standard rank and file troops. Long gone are times of blocks of identical, poorly animated miniatures from the beginning of 90s, known to Warhammer players. I still have nightmares with these monoblocks of plastic beastmen or Chaos warriors....

poniedziałek, 5 grudnia 2011

95. Rifles jeszcze raz | 95th Rifles one more time



Druga figurka strzelca z 95. pułku strzelców z okresu ok. 1815 r. Uwagi dotyczące malowania i montażu identyczne jak wcześniej, tym razem wrócę jeszcze raz do kępek trwa na podstawce. Kilka miesięcy temu narzekałem na jakość traw firmy Fredericus Rex, nie inaczej będzie dziś. Różnica jakości między jej produktami a produktami Silflora jest miażdżąca. Trawki Fredericusa wyglądają jak trawa elektrostatyczna rzucona na kroplę kleju i zostawiona sama sobie. Na dodatek, ta kropla kleju, będąca też podstawką samej kępki, jest bardzo sztywna, nie mięknie w wodzie, a przy okazji przyklejania kępki na podstawkę strzelca zauważyłem, że bardzo kiepsko łączy się też z klejem cyjanoakrylowym. Kępka jest tak sztywna, że w zasadzie nie sposób przykleić ją do choćby odrobinę nierównego podłoża - zawsze będzie widać szpary między trawą a resztą podstawki. Po zepsuciu dwóch kępek Fredericusa przykleiłem jedną małą tej firmy i drugą, znacznie większą, Silflora. Nawet nie ma co porównywać. To, co oszczędzi się kupując produkt FR, stracimy w czasie, irytacji i nerwach. Nie polecam.

Second miniature of 95th. Rifles rifleman circa 1815 year. Miniature and painting were described in detail one note below, so let me concentrate a little more on grass tufts visible on the base. Few months ago I wrote about bad quality of tufts made by Fredericus Rex, it's not different today. One can't even properly compare products of FR to Silflor, difference is so huge. Tufts made by FR looked like some static grass randomly glued to blob of glue. This glue is the base of the tuft - it's really stiff, doesn't soften in water and makes very poor connection to even superglue. Base of the tuft is so stiff really that it makes almost impossible to blend it smoothly with the base of the miniature. It leaves visible gaps between tuft and "ground". After damaging two tufts of FR with glue and having really bad results, I used Silfor tufts... Well, let me tell this - price difference is substantial but You will save on time, patience and nerves. I don't recommend FR products.



czwartek, 1 grudnia 2011

Strzelec z 95th Rifles | 95th Regiment Rifleman

Jakoś tak niepostrzeżenie wkraczam na teren dla mnie niemal dziewiczy - epoka napoleońska. Kilka miesięcy temu kupiłem parę zestawów Brytyjczyków z tego okresu w skali 28 mm, nie wiem jeszcze jednak, czy będzie to "ta" skala - strasznie kusi mnie gra "Napoleon at War". Zasady są ponoć sensowne i jednocześnie pozwalają na szybką grę, a dodatkowo można kupić pełne zestawy oddziałów w 15/18 mm - podejście trochę jak we "Flames of War"... Pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie korzystając z okazji, jaką jest kolejny konkurs forum Strategie, zdecydowałem się na pomalowanie trzech strzelców z 95th Riflemen Regiment (sławnego, między innymi, z serii filmów z Sharpem w roli głównej). Figurka pochodzi z zestawu "British Napoleonic Light Infantry" produkcji Perry Miniatures. Po złożeniu i pomalowaniu trzech figurek mam mieszane uczucia co do jakości tego boksu. Plastik jest średni - z gatunku tych "śliskich", z których farba podkładowa spływa jakby były wysmarowane tłuszczem i żadne mycie w detergencie tutaj nic nie poradzi... Linie podziału formy znajdują się - ogólnie - ukryte pod krawędziami lub w miejscach łatwo dostępnych, jednak całkiem sporo ich biegnie wprost przez detale - w praktyce są bardzo, bardzo trudne do usunięcia bez zniszczenia delikatnej rzeźby powierzchni figurki. Przyczepić można się też do "ostrości" samego odlewu. Nie należy do najlepszych, część szczegółów traci jasno określone krawędzie i zlewa się ze sobą. Ogólnie, poziom tych figurek określiłbym jako poziom plastikowych zestawów GW sprzed jakichś 12 - 15 lat. Nie jest źle ale nie rzuca na kolana. Warto jeszcze dodać, że figurki są w prawdziwej skali 28 mm, więc nie należą do przesadnie dużych - w zamian są ładne i proporcjonalne
Figurka jest dość szczegółowa - guziki, pasy, elementy wyposażenia - wszystko na swoim miejscu. Z dostrzeżonych przeze mnie brakujących elementów istotny jest w zasadzie tylko jeden - brak naramienników. Drugi, brak sznurów na czaku żołnierza, tłumaczony może być z łatwością faktem, że był to element, który "szedł w cholerę" przy pierwszej lepszej okazji, zaczepiając się o krzaki czy gałęzie.
Kilka słów o samym malowaniu - po trzykrotnym nałożeniu białej farby podkładowej (niech żyje śliski plastik) nałożyłem następujące kolory - elementy docelowo czarne pomalowane zostały kolorem Charadon Granite. Mundur to Orkhide Shade. Całość została pociągnięta washem Badab Black. Rozjaśnienia koloru czarnego robione były farbą Codex Grey, w zależności od tego, jaki efekt końcowy chciałem uzyskać, washowałem je potem ponownie czarnym tuszem lub zostawiałem bez zmian. Rozjaśnienia munduru robione były miksem Orkhide Shade i koloru Corex Grey. Ponownie zdecydowałem się na delikatne, mało widoczne rozjaśnienia, mając na uwadze bardzo ciemny kolor mundurów oryginalnych. Detale karabinu malowałem zgodnie z wyglądem egzemplarzy widniejących na zdjęciach w sieci. Elementy metalowe to Bright Bronze Vallejo rozjaśniony Burnished Gold. Guziki, które szeregowi żołnierze mieli wykonane ze stopu cyny z ołowiem, pomalowałem kolorem szarym i lekko rozjaśniłem bielą. Domalowałem też brakujące naramienniki, a w widocznych miejscach pomalowałem białe (a w zasadzie jasnoszare) wykończenia munduru.

Slowly I'm starting to paint miniatures which are - in a way - totally unknown for me as yet - Napoleonic. Few months ago I bought few boxes of British Napoleonic soldiers in 28 mm scale. I don't know yet if this scale will be "the one" I will use though - I'm really interested in "Napoleon at War" ruleset and accompanying range of 15/18 mm miniatures. Rules are relatively simple yet fun and boxed sets of miniatures have rather nice reviews too, which reminds me "Flames of War" business strategy. Well, we will see. Anyway, as the Strategie forum announced second wargaming miniatures painting contest, I decided to paint some 28 mm Napoleonic soldiers, British riflemen to be more precise. I decided to use 95th Rifle Regiment colors (famous, amongst the other things, from the Sharpe movies). Miniature visible next to this note is one of the three I'm painting for this contest. It is from British Napoleonic Light Infantry boxed set by Perry Miniatures. After gluing and painting three figures from this box I have mixed feelings. First - plastic is terrible. It is this slippery kind of plastic which don't hold paint very well (almost at all to be honest). Carefull and numerous basecoating is a must. Mould lines are present and numerous. Usually, they are hidden on some kind of edges etc. but there are quite a few of them running straight through some details. As the miniatures have rather lovely proportions (true 28 mm), details are rather small so cleaning some mould lines is problematic. Quality of cast is... well, not that great. Some details are very soft. I would say it is the quality of plastic miniatures from GW made some 10-12 years ago. Good but nothing causing your jaw to drop on the floor. Miniatures are nicely detailed - buttons, equipment parts, belts, etc. There are only two things missing I think - loops on the shoulders and some cords on the shakos. Lack of this second detail is easily justifable though - it was one of the very first part of the uniform being lost on the campaign.
Some words about painting. White basecoat (painted on three times) with basic shadows and details made visible with Badab Black wash. Uniform was painted with Orkhide Shade color, all black elemets got first coat of Charadon Granite. Then everything was washed with thinned down Badab Black again. Uniform was gradually highlighted with basic color mixed with Codex Grey, highlights on "black" elements were painted on with Codex Grey again. Then, to differentiate between different shades of black visible on original equipment, some parts were washed with black wash again, some were left without it. As the original uniform was rather dark, I decided to use relatively light highlights there. Baker rifle painted accordingly to some great photos found on the Web. Metal ornaments and parts of the equipment were painted with Vallejo Bright Bronze and highlighted with Burnished Gold. Buttons (made from pewter for other ranks) were painted with grey and small white highlight was added later. I painted on missing loops and white (or light grey) lining on uniform too.

wtorek, 29 listopada 2011

Nowości z Amercomu 8 | Amercom news 8

48. numer "Kolekcji wozów bojowych" będzie zawierał opis historii oraz konstrukcji niemieckiej haubicy samobieżnej Panzerhaubitze 2000. Do pisma zostanie dołączony gotowy model die-cast tego pojazdu w skali 1:72 w barwach niemieckich.

48th issue of "Kolekcja wozów bojowych" will cover history and construction of German self propelled gun Panzerhaubitze 2000. Ready-made diecast modle of this vehicle in Bundeswehr colors (1:72 scale) will be bundled with the magazine.



10. numer "Helikopterów świata" zapozna czytelników z opisem lądowych wersji brytyjskiego śmigłowca Westland Lynx. Do pisma dołączony będzie gotowy model die-cast tego helikoptera w wersji AH.7 w skali 1:72 w malowaniu brytyjskim.

10th issue of "Helikoptery świata" will describe British Westland Lynx helicopter, its army versions to be more precise. Ready-made 1:72 scale diecast model of AH.7 version will be bundled with the magazine.





Ósmy zeszyt kolekcji "Latające fortece" będzie zawierał opis konstrukcji i historię niemieckiego bombowca Dornier Do 17. Do pisma dołączony będzie gotowy model diecast samolotu Dornier Do 17Z w skali 1:144.

Eight issue of "Latające fortece" will be dedicated to German Dornier Do 17 bomber of WWII fame. Ready-made 1:144 scale model of Dornier Do 17Z will be bundled with the magazine.










niedziela, 27 listopada 2011

Wybrane z tygodnia 37 | Chosen from the week 37

Bardzo duża galeria zdjęć z wystawy i konkursu modelarskiego i figurkowego Monte San Savino Show 2011. Jest na co popatrzeć, zwłaszcza że fotek jest blisko 500. Popiersia, figurki w rozmaitych skalach, modele sprzętu wojskowego. Mam sporą ochotę pomalować jakieś popiersie.... wygląda to na niezłą zabawę.

C'tan na swoim blogu Fantasygames zamieścił bardzo dobry poradnik dotyczący malowania spękań i szczelin. Przejrzyste opisy i dobre ilustracje, zdecydowanie warte obejrzenia.
A na koniec fajna dioramka przedstawiająca bitwę pod Kłuszynem 1610 r. Autor ma więcej ciekawostek na swojej stronie, warto dokładniej przejrzeć jego notki... Zdjęcie obok pochodzi własnie z tej dioramy wykonanej przy użyciu figurek Zvezdy w skali 1:72.

Very large photo gallery from the latest Monte San Savino Show 2011. Lots of eye candy. Busts, miniatures in different scales, military vehicle models... Looking at some painted busts I think I will try to paint one someday, looks fun indeed.
There is nice tutorial about painting cracks written by C'tan on his Fantasygames blog. Really good descriptions and detailed illustrations, well worth a read.
And last but not least diorama of Kłuszyń battle of 1610. There are many more interesting short articles and photos on author's site too. Photo next to this note is taken from this site. Diorama was built with Zvezda 1:72 miniatures. 

czwartek, 24 listopada 2011

Ponownie Chaos | Chaos again

I raz jeszcze berzerker Khorne'a Czarnego Legionu - ostatni na jakiś czas. Tym razem składany i malowany od podstaw. Sama figurka pochodzi z okresu, w którym ukazały się chyba pierwsze plastikowe multizestawu do Marines Chaosu, czyli pewnie sprzed dobrych 15 lat. Jedno trzeba powiedzieć - w tym czasie GW poczynił olbrzymie postępy w produkcji plastikowych figurek. Wystarczy spojrzeć na nogi tego berzerkera, na jednej z nich wisi łańcuch - olbrzymie ogniwa, ze względu na ograniczenia technologii prawie zlewające się z pancerzem. Czegoś takiego nie ma w nowych zestawach... A sama figurka... Machnięta raczej na szybko, zdecydowanie na poziom stołowy, choć prawdę mówiąc trochę się nią znudziłem, malowałem ją a "w tle" przygotowywałem kilka kolejnych miniaturek. Starałem się utrzymać ogólną kolorystykę zgodną z wcześniej pomalowanymi berzerkerami, stąd też zdobienia pancerza malowane kolorami, których generalnie już nie wykorzystuję do tego - Burnished i Shining Gold produkcji GW.

And Khorne berzerker of Black Legion one more time - the last for some time I think. This time it was fully assembled and painted in last few days. Miniature itself is taken from the box which I think is one of the earliest plastic mulitpart Chaos Space Marines box - at least 15 years old I think. I'd like to say one thing. GW technology of production of plastic figures is now much, much better. Just look at the leg of the miniature, that one with chain hanging. Large chain links are casted together with armor, with very little hard, defining edges. It looks just like a blob of plastic in some places. No such things in new boxes. Miniature itself...  Painted quickly, definitely tabletop level, I became a little bored with it, so I prepared some other miniatures at the same time. I wanted to have coherent look between new miniatures and older ones, so to paint ornaments I used some colors which rarely use nowadays, especially on such large areas - Burnished and Shining Gold by GW.




wtorek, 22 listopada 2011

Sługa Oka | Servant to The Eye

Mormeg nie próżnuje, trzaska kolejne figurki orków do Lotra. Dziś wprawdzie tylko jedna miniaturka, jednak w następnym wpisie z jego miniaturkami będzie ich już kilka. A tymczasem - ork z toporem. Mam nadzieję, że mój brat znajdzie może chwilę i wspomni coś o jego malowaniu - choćby w komentarzu.

Mormeg is working hard, painting more orcs for his Mordor army. Just one miniature today but in the next entry dedicated to his miniatures, I will show more of them. An orc with an axe for a time being.




sobota, 19 listopada 2011

Na chwałę boga krwi | For the glory of god of blood

Kilka tygodni temu pisałem, że pomalowałem ostatniego z wcześniej złożonych i podmalowanych berserkerów Chaosu. Kłamałem. Niechcący, ale kłamałem. Znalazłem jeszcze jedną figurkę w tym stanie i dziś pokazuję ją po dorobieniu brakujących elementów - plecaka, naramienników, podstawki i dokończeniu kilku innych drobiazgów. Ponownie berzerker Khorne'a Czarnego Legionu, ponownie dość stary zestaw plastikowy. Ponieważ nie wymagał zbyt wiele pracy w celu doprowadzenia go do jako takiego wyglądu "stołowego", a jednocześnie był dość monotonny, machnąłem na nim dodatkowo kilka symboli Chaosu... W sumie, kiedy już trochę opanuje się ich malowanie, nie są zbyt trudne do dokładnego nakreślenia na figurce. Malując zauważyłem też, że obecnie całkowicie inaczej robię efekt złotych czy też wykonanych z brązu ornamentów...


Few weeks ago I wrote about painting last Khorne berzerker built and painted to "almost finished" level few years ago. Well, I lied. Not purposefuly, but still, it was a lie. I've found one more such miniature and managed to paint it yesterday. There was only backpack, shoulder pads, base and some details missing, so it wasn't a lot of work. As it was almost ready to use on the tabletop, I've decided to add some additional Chaos icons. They are not hard to do once one knows how to paint them on the miniature and looks ok I think. I noticed that I paint golden/bronze ornaments in totally different way nowadays too...




środa, 16 listopada 2011

Obliterator Chaosu | Chaos Obliterator

W najbliższą sobotę jestem umówiony na małą rozgrywkę Wh40k, czas więc było wzmocnić moje mizerne siły Czarnego Legionu czymś nieco cięższym niż berserkerzy. Na pomalowanie dreadnoughta nie starczyłoby mi czasu, padło więc na ten model - obliterator. Jeden z trzech równie kiepskich wzorów - przynajmniej patrząc na oficjalne malowanie z kodeksu i strony GW. W rzeczywistości figurka nie jest aż tak zła, choć do zachwycających raczej też nie należy. Upiornie się ją składało. Poświęciłem na to kilka godzin, wyrównując niedoskonałości, zalepiając szpary i dopasowując ręce do korpusu. Mimo tego spasowanie rąk jest, nazwijmy to jasno, średnie. Na dodatek jestem pełen obaw co do trwałości połączenia rozmaitych broni z ramionami. O ile same ramiona są umocowane na piny, o tyle spinowanie większości arsenału okazało się mało możliwe, powiększyłem więc otwory montażowe i osadziłem broń ciut głębiej, maskując (i wzmacniając) połączenie greenstuffem. Samo malowanie nie należało do przesadnie skomplikowanych - czarny kolor pancerza, zgniło-szary kolor mutującego mięsa i mięśni (przesadnie pomalowany ten element to mój główny zarzut do malowania z kodeksu), trochę brązu i kolorów na rozmaitych rurach i przewodach. Niestety, samo malowanie zajęło mi blisko półtora tygodnia. Jakoś... po prostu powoli szło, zresztą starałem się malować płynne przejścia na mięśniach i generalnie nie spieszyć się z robotą. Efekt końcowy mi odpowiada, miniaturkę czeka jeszcze sesja dopieszczania, ale to już po grze... Do zrobienia lub poprawienia zostały już naprawdę drobiazgi...

This Saturday I will play Wh40k, so it was a time to strenghten my weak Black Legion army with something having more ranged punch then Khorne berzerkers. Painting dreadnought in three weeks is beyond my abilities, so obliterator was chosen instead. One of the three equally bad miniatures - looking at official photos at codex and on GW website at least. In reality miniature is not that bad - but it is not great either. Assembling was major pain in the ass. I spent few hours filing, gluing, working with putty and greenstuff, and - generally - cursing bad fit of arms to the torso. It is not perfect maybe but I couldn't do better. I think that weapons joints are a little too fragile too. I've pinned arms to the torso but it was impossible to do with weapons as joints are very small. So I've deepened montage holes and strenghtened and masked joint with greenstuff. Painting itself was relatively easy - black as main color to fit miniature with rest of my forces, rotten grey color of mutating meat and muscles (color of this part on the official photo is the weakest part of "official" image I think), some bronze and other colors on various pipes and cables. Painting was... slow. Maybe because I wanted to carefully blend all colors on muscles and to not haste with painting. I rather glad final effect, to be honest. It will be touched here and there a little to make some areas better standing out, but I will do it after the game...


wtorek, 15 listopada 2011

Nowości z Amercomu 7 | Amercom news 7

Siódmy numer "Latających Fortec" poświęcony będzie brytyjskiemu ciężkiemu bombowcowi z okresu II wojny światowej Avro Lancaster. Do pisma, w którym omówiona zostanie ta maszyna, dołączony będzie gotowy metalowy model die-cast Lancastera B Mk. I w skali 1:144 w malowaniu brytyjskiego 617. dywizjonu bombowego.

Seventh issue of "Latające Fortece" will describe British-built heavy bomber Avro Lancaster of WW2 fame. Ready-made metal die-cast model of Lancaster B. Mk. I in British 617. Squadron colors (1:144 scale) will be bundled with the magazine.



Kolejny numer pisma "Helikoptery świata" omawiać będzie jednosilnikowe wersje pierwszego prawdziwego śmigłowca szturmowego na świecie - AH-1 Cobra. Do pisma dołączony będzie gotowy, metalowy model śmigłowca AH-1S Cobra w barwach izraelskich w skali 1:72.

Next issue of "Helikoptery świata" will cober one-engine versions of first dedicated assault helicopter of the world - AH-1 Cobra. Ready made die-cast model of AH-1S (1:72 scale) in Israeli colors will be bundled with the magazine.






poniedziałek, 14 listopada 2011

Z półki Mormega: Nagash Immortal


Kolejna recenzja książki osadzonej w realiach światów Games Workshop, autorstwa mojego brata Mormega. Tym razem przenosimy się z pustych otchłani przestrzeni kosmicznej realiów WH40K do ponurego Starego Świata, pełnego niebezpiecznych przygód... - Inkub



Wczoraj w nocy skończyłem czytać ostatnią część trylogii Rise of Nagash Nagash Immortal – wydaną w ramach serii Time of Legends. Autorem trylogii jest Mike Lee, odpowiedzialny także za opublikowany w ramach Horus Heresy drugi tom o Dark Angels – Fallen Angels  - zresztą jednej z lepszych pozycji w całej serii HH – a wraz z Danem Abbnetem niesamowitych książek opisujących losy Malusa Darkblade’a, bodajże najlepszych ze „stajni” Black Library, jakie dane mi było czytać. Bez wątpienia trylogia o Wielkim Nekromancie jest najlepszą w ramach Time of Legends. Do dzisiaj zastanawiam się, jak Graham MacNeill zdobył w 2010 r. David Gemmell Legend Award za najlepszą powieść fantasy. Bardzo lubię czytać MacNeilla, nawet jeżeli pisze o Ultramarines, ale trylogia o Sigmarze w porównaniu do trylogii o Nagashu jest - najzwyczajniej - słaba. Jedyne wytłumaczenie jakie przychodzi mi do głowy jest takie, że - po prostu - Nagash the Unbroken nie został zgłoszony. Wracając jednak do serii o Nagashu króciutko tylko wspomnę, że opisuje ona losy Nekromanty na przestrzeni około 800 lat. Od pełnych niepowodzeń prób zgłębienia tajników magii pod kierunkiem więzionych Druchii, aż do wielkiej bitwy pod murami Mahrak (Nagash the Sorcerer).  Drugi tom (Nagash the Unbroken) kończy się podbiciem przez Nagasha plemion ludzi zamieszkujących okolice jego twierdzy wzniesionej na dalekiej północy (dalekiej przynajmniej od Nehekhary;)), trzeci zaś, który miałem właśnie przyjemność skończyć, opisuje koniec panowania ludzi w Nehekharze i przebudzenie, na rozkaz Nagasha, umarłych Królów. Historia Nehekhary jest wszystkim fanom Warhammera zapewne dobrze znana, nie zdradzę więc żadnej tajemnicy, że Nagash Immortal koncentruje się na walce Alcadizzara - ostatniego i jednocześnie największego króla Nehekhary - najpierw z wampirzymi władcami Lahmi, a później z siłami samego Nagasha.

Walce tej poświęcone jest niemal 600 stron książki, na których zostały opisane najważniejsze wydarzenia około 200 lat, które ostatecznie zakończyły panowanie żywych nad Nehekharą. Autor dzieli książkę niemal równo na zmagania skavenów z Nagashem pod Nagashizzar – wspomnianą już wyżej twierdzą - a wydarzeniami, które doprowadziły do zniszczenia Lahmi i objęcia tronu Khemri przez Alcadizzara. Końcówka książki, około 100 stron, poświęcona jest już wyłącznie starciu głównych oponentów. Czytało mi się ją bardzo szybko, jest napisana lekko, świetnie kreśli postaci i motywy jakimi się kierują. Sceny batalistyczne choć nie robią takiego wrażenia jak w poprzednich częściach wciąż stoją na wysokim poziomie.

Pisałem do tej pory same superlatywy o książce. Niestety nie zmienia to faktu, że pomimo wszystkich tych ciepłych słów, jest to najsłabsza część serii. Najsłabsza nie znaczy jednak, że nie jest dobra. Po prostu, poziom dwóch pierwszych był bardzo wysoki. Ostatnia też jest dobra ale na tle pierwszej i drugiej części nie wywiera takiego wrażenia, jakie wywarłaby gdyby była odrębną książką. Z całą pewnością należy ją przeczytać bo to dobra rozrywka, zaznaczam też, że odrobinę niebezpieczna. Znowu bowiem zacząłem przeglądać figurki jakie mam do armii Tomb Kings i rozważać jak dużo pieniędzy musiałbym wyłożyć, żeby zetrzeć legiony Nagasha, które Inkub powoli przygotowuje do ataku.

Wracając do książki i kilku wad, które moim zdaniem odrobinę obniżają ogólną ocenę zacznę od tego, że bardzo sobie ceniłem świetny klimat książek o Nehekharze. Czytając je czułem gorąco pustyni, drżałem ze strachu przed armiami Nagasha, o dziwo troszkę też sympatyzowałem z tym „sympatycznym” typem Arkhanem Czarnym. Podziwiałem rękę i wyobraźnię autora, który z takim rozmachem i tak przekonywująco nakreślił wierzenia Nehekharan, wyjaśnił również kilka szczegółów jak choćby długość życia ludzi (w czasach, kiedy urodził się Nagash mężczyzna był uważany za dojrzałego, gdy osiągał wiek 80 lat), czy powody które stały za zbudowaniem Czarnej Piramidy. Tymczasem jakby troszkę, zwłaszcza o tym ostatnim, Lee zapomniał. Cóż bowiem się okazało - Alcadizzar założył szkoły magii. Nie bardzo jednak wiadomo jak i od kogo mieliby się Nehekharanie nauczyć nią władać. W czasach Alcadizzara prymitywne plemiona barbarzyńców nie znały przecież prawdziwej magii, której nauczyć ludzi miał dopiero Teclis kilka tysięcy lat po wydarzeniach opisanych w książce, kontakt z krasnoludami zaś nawiązano zaledwie na kilkanaście lat przed zniszczeniem Królestwa. Zresztą nie bardzo też mogę sobie przypomnieć choćby jednego czarodzieja krasno ludzkiego;) Potencjalnie magii ludzie mogliby się nauczyć od Lizardmenów, z którymi od setek lat toczyli zażarte wojny ale autor wiąże założenie szkół magii z ekspansją Nehekhary na północ. Ten pomysł również zatem odrzucam. Nawet jednak jeżeli przejdziemy do porządku dziennego nad tym aspektem, to przecież Nagash zbudował Czarną Piramidę po to, żeby ogniskowała w sobie słabe wiatry magii, ledwie wyczuwalne tak daleko na południe od Pustkowi Chaosu, stąd przecież jako źródło magii Nagash zaczął wykorzystywać siły witalne ludzi. Autor pozostawia tę zagadkę bez racjonalnego wytłumaczenia.

Kolejna sprawa to skaveny. Nie zrozumcie mnie źle, są fajnie oddane, wraz z całą polityką, zabójstwami, truciznami, machlojkami na większą i mniejszą skalę ale… Ale są odrobinkę zbyt uczłowieczone jak na mój gust. Wychowałem się niejako na Thanquolu i nawet niewielkie odstępstwa od kanonu są dla mnie trudne do przełknięcia. Wystarczy więc jeśli powiem, że Lee nie kreśli skavenów według ustalonych wzorców rodem z przygód Gotreka i Felixa. Największą jednak wątpliwość wzbudza długość życia bohaterów skavenów wynosząca co najmniej 200 lat. Troszkę trudno mi jakoś to przełknąć, nawet jeżeli byli oni magicznie utrzymywani przy życiu. Magia skavenów jest oparta na spaczeniu i z biegiem lat nagromadziłoby się w nich po prostu zbyt dużo zielonego proszku. Tym bardziej, że mieli z nim stały kontakt prowadząc najpierw wojnę z Nagashem, a potem nadzorując układ handlowy, jaki skaveny z nim zawarły. Pewną niespodzianką był również fakt, że stosownie do wersji opisanej przez Lee szczuroludzie nigdy nie zdobyli Nagashizzaru. Moja znajomość świata warhammera może nieco kuleć ale stawiam brylanty przeciw orzechom, że tak jednak było – tzn. że twierdzę zdobyły, dopiero zaś po pewnym czasie Nagash ją odzyskał. (Sprawdziłem właśnie ostatni podręcznik do armii Skavenów i faktycznie wszystko jest opisane tak jak podał to Lee, głowę jednak dałbym sobie uciąć, że we wcześniejszych edycjach było tak jak napisałem wyżej). (A ja zerknąłem do najwcześniejszego podręcznika Undeadów i wersja stamtąd zgodna jest z tekstem książki - Inkub)

Ogólnie są to jednak drobne rysy na gładkiej, lśniącej, czarnej powierzchni piramidy, którą wzniósł Mike Lee i z czystym sumieniem polecam całą trylogię. Tego jednak, że tak małą rolę odgrywa w ostatniej części Arkhan nie mogę darować…
Mormeg