Martwe istoty spod wzgórz - ilustracja z opowiadania "Jeźdźcy wilków" |
Kolejny z serii wywiadów, jakie Orlygg z bloga Realm of Chaos 80s przeprowadził z ludźmi pracującymi dla Games Workshop w "złotym okresie" działalności tej firmy, w latach 80 i na przełomie lat 80. i 90. minionego wieku. Oryginał tekstu w języku angielskim można znaleźć tutaj.
Wkład Williama Kinga w mythos Warhammera jest znaczący. To on przecież stworzył ikonicznego obecnie bohatera, Gotreka (nie wspominając nawet o Feliksie), jak również napisał wczesne przygody Ragnara Blackmane'a. Jego twórczość można także znaleźć w podręcznikach kilku gier z klasycznej ery GW, w tym w "The Lost and the Damned", a jego pokręcone poczucie humoru i zamiłowanie do grozy są tym, co czyniło wczesne edycje Warhammera i 40K tak wspaniałymi.
Od dawna miałem chęć przeprowadzić wywiad z panem Kingiem, rozmowę mającą być uzupełnieniem serii opowieści o starym Games Workshop. Jednak udało się to dopiero wtedy, gdy swoją pomoc zaoferował Graeme Davis, legendarny autor WFRP i licznych dodatków tej gry. Dziękuję Graeme! Dziękuję również Williamowi za czas, jaki znalazł w swoim napiętym planie zajęć, by porozmawiać z nami o minionych dniach.
Przypuszczam, że moim - podobnie jak wielu z was - pierwszym spotkaniem z twórczością Williama Kinga było opowiadanie "Geheimnisnacht". Widziałem reklamy w White Dwarfie, gdzieś w okolicach 1989 r., zapowiadające ukazanie się serii nowych powieści i antologii opowiadań, z radością ujrzałem je na półkach księgarni Wonderworld, kiedy się tam wybrałem. Niestety, gotówki starczyło mi tylko na dwie książki, wybrałem więc "Konrada" i "Śmiech mrocznych bogów". Wciąż je posiadam i czytam. Później udało mi się zdobyć wszystkie pozostałe antologie, które wydano w pierwszej serii - "Jeźdźców wilków" i "Czerwone pragnienie". Do sagi o Gotreku powróciłem, gdy byłem już studentem, miało to miejsce dzięki wydanym przez Black Library powieściom "Zabójca Trolli", "Zabójca Skavenów" i "Zabójca Demonów".
Jedna z budzących wyobraźnię reklam, jakie promowały serię książek osadzonych w świecie Warhammera pod koniec lat osiemdziesiątych. |
Przyglądając się tej pierwszej serii książek widać, że William King napisał w tej "złotej erze" całkiem sporo opowiadań. Jeśli nie zapoznaliście się jeszcze z jego twórczością z tego okresu, być może pomoże wam w tym krótki opis jego prac:
"Śmierć mrocznych bogów - dwa opowiadania, wspomniane już Geheimsnisnacht i opowiadanie Nieświadome armie.
"Jeźdźcy wilków" - w tym wydaniu jedynie opowieść tytułowa, druga w sadze o Gotreku i Feliksie.
Czerwone Pragnienie - ponownie tylko jedno opowiadanie, trzecie w historii Gotreka i Felixa - Mrok pod światem.
Route 666 (wersja będąca antologią opowiadań) - opowiadanie Uptown Girl osadzone w świecie gry Dark Future.
Deathwing - dwa opowiadania, tytułowe (jego współautorem jest Bryan Ansell) i Devil's Marauders.
Miłych poszukiwań, jeśli w swojej dotychczasowej działalności oldhammerowej nie zapoznaliście się jeszcze z tymi opowiadaniami. Ale starczy już mojej pisaniny, czas porozmawiać z Billem o jego wspomnieniach. Zapraszam.
RoC80s: Opowiedz nam proszę o swojej młodości. Jakie były twoje pierwsze doświadczenia z literaturą sci-fi/fantasy?
BK: Urodziłem się wiele miesięcy temu w Stranraer w Szkocji. Wargaming odkryłem pod koniec lat 60./na początku 70, dzięki książkom Dona Featherstona i Charlesa Granta pożyczonym z miejscowej biblioteki i produktom Airfixa.
W RPG wciągnąłem się za pośrednictwem D&D na pierwszym roku studiów, w 1977.
Zmieniło to moje życie!
Najwcześniejszą literaturą SF/Fantasy, jaką pamiętam że czytałem, były rzeczy Andre Norton i Ursuli Le Guin w sekcji dziecięcej wspomnianej biblioteki. Wkrótce zacząłem wydawać kieszonkowe na książki Edgara Rice'a Burroughsa, Roberta E. Howarda, Michaela Moorcocka i Tolkiena. Lubiłem też Franka Herberta i Rogera Zelaznego. Miałem szczęście dorastać w czasach, które były, prawdopodobnie, pierwszym okresem prawdziwej popularności fantasy i science-fiction. Odkrywano na nowo zapomnianych, starych pisarzy pulp, kształtowało się całe nowe pokolenie bardzo dobrych autorów fantasy. Doskonale pamiętam książki Moorcocka wydawane przez Mayflower, twórczość Lovecrafta w serii wydawnictwa Panther, czy Clarka Ashtona Smitha na półkach sklepów John Menzies.
Kiedy zamknę oczy mogę przypomnieć sobie psychodeliczne okładki książek Moorcocka i wspaniałe ilustracje Bruce'a Penningtona zdobiące książkę Lost Worlds czy książki Franka Herberta.
RoC80s: W jaki sposób przeszedłeś od bycia fanem gatunku, do pisania własnych tekstów do magazynów takich jak Interzone?
BK: Zacząłem wysyłać opowiadania. Po prostu, właśnie w ten sposób. Nie miałem pojęcia w jaki sposób proponuje się wydawcy książki. Wysłałem opowiadania do Interzone dlatego, ponieważ mieli redakcję w Wielkiej Brytanii i jasno napisane, wydrukowane w piśmie zasady przysyłania materiałów.
Przed Interzone napisałem kilka artykułów do fanzinu Superhero UK i sprzedałem kilka opowieści półprofesjonalnemu magazynowi Dream.
Okładka "Route 666" - wersja będąca antologią - zawiera opowiadanie Billa osadzone w świecie gry Dark Future. Jest również wersja powieściowa o tym samym tytule, mająca jednak zupełnie inną okładkę.
|
RoC80s: Kiedy odkryłeś Warhammera, co w tej grze przyciągnęło twoją uwagę?
BK: W latach 80. dużo grałem w RPG, głównie w system Hero. Tak naprawdę nie zauważyłem Warhammera aż do wydania gry fabularnej WFRP w 1986 r. Pamiętam, jak bardzo podobała mi się kolorowa wkładka w White Dwarfie, gdzie pokazano - między innymi - człowieka porywanego przez skaveny. Kiedy w końcu dorwałem się do grubego tomiszcza w twardej oprawie - nie byłem rozczarowany.
Przemówiła do mnie mieszanka dzikiej fantasy w stylu Moorcocka połączonej z brudnym realizmem. A także brutalne i zdystansowane spojrzenie na kwestię śmierci bohaterów. Kiedy czytałem tą książkę, miałem wrażenie, że napisali ją ludzie, którzy się na tym znali, z historycznego punktu widzenia. Czuć było, że to coś innego niż większość ówczesnych gier fantasy. Myślę też, że "Wewnętrzny wróg" był najlepszą kiedykolwiek opublikowaną profesjonalnie kampanią do gry.
To z pewnością miało znaczenie.
RoC80s: W jaki sposób znalazłeś się w 1989 roku w GW, gdzie miałeś zajmować się pisaniem opowiadań?
BK: Zaraz po tym, jak sprzedałem Interzone swoje pierwsze opowiadanie, przeczytałem jakiś artykuł - mogło to być w magazynie BSFA - że David Pringle, wówczas naczelny Interzone, dostał posadę wydawcy nowej linii książek osadzonych w świecie Warhammera. Napisałem do niego, że gram w tę grę. Że znam ten świat. Że mogę go opisać, żeby dał mi tę robotę.
Zgodził się.
Premiera antologii "Zenith", w której znajdowało się moje drugie opublikowane opowiadanie, miała miejsce w Nottingham. W pomieszczeniu sprzedawcy zauważyłem Bryana Ansella. Poznałem go ze zdjęcia widzianego w White Dwarfie, podszedłem więc, przedstawiłem się i powiedziałem mu, że będę pisał coś dla jego firmy. Zapytał, czy nie byłbym czasem zainteresowany pracą dla GW na pełny etat. Po konwencie przeprowadził ze mną formalną rozmowę o pracę i tyle.
Zatrudnił mnie.
RoC80s: Co napisałeś najwcześniej dla GW, czy miałeś jakieś ścisłe wskazówki dotyczące tego, o czym możesz pisać?
BK: To było tak dawno temu, od tego czasu wiele moich komórek nerwowych uległo zagładzie! Myślę, że pierwszą rzeczą nad jaką pracowałem w GW był "Codex Titanicus". A potem "Waaargh, the Orks" i "Deathwing". Większość tego, co napisałem, znalazła się w tych książkach, pamiętam też, że otrzymałem ścisłe wskazówki dotyczącego tego, czego ode mnie chciano.
Całkiem zrozumiałe, biorąc pod uwagę całość sytuacji.
RoC80s: Czy w czasie, kiedy pisałeś rzeczy do tych wczesnych publikacji, spędzałeś w studio dużo czasu? Jeśli tak, czy możesz nam napisać coś o atmosferze, jaka panowała tam pod koniec lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych?
BK: Pracowałem w starym studio na Low Pavement przez jakiś rok, począwszy od 1989 r. To było dość... dzikie miejsce. Ludzie spali na starej, rozwalonej kanapie w studio, pracowali do późna w nocy. Cały czas coś się działo. Rzeczy nabierały kształtu. Powstawał Warhammer. Pracownicy cieszyli się z tego, co robili, a pracowało tam mnóstwo mądrych, utalentowanych ludzi.
RoC80s: Podziel się z nami, proszę, szczegółami powstania Gotreka i Felixa. Czy dwójka tych bohaterów wywodzi się jeszcze z czasów przed powstaniem GW Books, czy też powstała jako część serii, z myślą o antologiach opowiadań?
BK: Zauważyłem, że wśród graczy WFRP Zabójcy Trolli cieszyli się sporą popularnością, w sumie wiadomo dlaczego. Jak tu nie kochać oszalałych, samobójczych krasnoludów z wielkimi toporami? Kiedy siadłem do pisania Gehmnischnacht, pierwszego opowiadania o Gotreku i Felixie, wykorzystałem scenariusz sesji, którą prowadziłem w kampanii Warhammera. Prawdę mówiąc, zabiłem wówczas Gotreka pod koniec opowiadania, ta scena nadal jest widoczna, jeśli dobrze się wczytać. Potem się zastanowiłem, co ja robię? Ta dwójka mogła być bohaterami całej serii opowiadań.
Jak się zdaje, miałem rację
Prawdę mówiąc, historia pisała się praktycznie sama. Zawsze chciałem napisać jakąś serię klasycznych opowiadań sword and sorcery, w których bohater wędruje i przeżywa przygody. Coś, wiecie, w stylu Conana i Fafryda i Szarego Kocura. To była szansa na spełnienie tego marzenia. Wówczas sprzedałem zaledwie trzy opowiadania. Nauczenie się tego, jak sprawnie pisać powieści, zajęło mi jakieś dziesięć lat pracy.
Trzeba dodać, że nad "Zabójcą demonów" biedziłem się jakieś pięć lat. Nikt wtedy nie wiedział, czy Black Library będzie stałą firmą (GW Books okazało się, przecież, porażką), a ja chciałem, żeby w książce było wszystko, co tylko mogę napisać o tych postaciach. Myślałem, że to moja jedyna szansa na zrobienie tego we właściwy sposób. To dlatego nasi bohaterowie mierzą się z najtrudniejszymi, najbardziej zabójczymi istotami, z jakimi, myślałem, przyjdzie im walczyć. Gdybym wiedział inaczej, zachowałbym je na później.
(Jeśli chodzi o przeznaczenie Gotreka) Mój oryginalny pomysł był taki, żeby przejechał go autobus, albo - trochę lepiej - krasnoludzka maszyna parowa :) Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Pisząc serię powieści problemem jest wymyślenie odpowiednio epickiego końca. Zawsze traktowałem ideę chwalebnej śmierci jako jeden z ważniejszych żartów całej serii, podobnie jak to, że kiedy nasi bohaterowie zostaną wynajęci do ochrony jakiegoś miejsca, zazwyczaj zostaje ono zniszczone czy spalone. Mamy tutaj cholernie upartego, ogarniętego żądzą popełnienia samobójstwa wojownika, który jest, po prostu, zbyt twardy i uparty, by zginąć.
RoC80s: Czy kiedykolwiek napisałeś coś bezpośrednio związanego z grą (zasady), czy też twoją działką była zawsze fikcja literacka?
BK: W czasie mojej kolejnej pracy w GW, w Studio Projektowym, byłem projektantem - przez kilka lat na początku lat 90. Napisałem i testowałem sporo rzeczy do Warhammera Fantasy Battle i Man O'War. Miałem swój wkład w kilka wczesnych ksiąg armii. Byłem pierwszą osobą, która przegrała z Jervisem Johnsonem w bitwie, opublikowanej w formie raportu bitewnego w White Dwarfie (to było naprawdę coś, powód do chwały!)
RoC80s: Wiemy już, że przez lata wiele osób pracujących w GW zostało sportretowanych w grze, bądź w formie ilustracji, bądź też jako pierwowzory postaci z tła fabularnego. Czy w swojej twórczości uhonorowałeś kogoś w ten sposób?
BK: Nie miałem o tym pojęcia! Szczerze mówiąc, na myśl przychodzi tylko Szary Prorok Thanquol, który jest oparty na mnie, szczególnie na mnie grającym w gry bitewne. Kiedy wygrywam, to - oczywiście - ze względu na mój geniusz taktyczny. Kiedy przegrywam, to dlatego, że opuścili mnie bogowie, albo moi podwładni okazali się wyjątkowo niekompetentni. Podejrzewam, że jest wielu graczy podobnych do mnie.
Ło matko, aż mi się łezka zakręciła bo wspomniałem czerwoną okładkę Fantastyki z krasnoludem, gdzie pierwszy raz czytałem Geheimnisnacht. Jak to rwało czachę człowiekowi jak był młody :) Teraz już stylowo jest trochę śmiesznie, ale klimat pozostał (sprawdzane ostatnio) i humor w wydaniu skaveńskim wciąż śmieszy. Wciąż lektura obowiązkowa dla każdego kto chciałby pograć w Warhammera RPG.
OdpowiedzUsuńDzięki za tłumaczenie.