wtorek, 29 listopada 2011

Nowości z Amercomu 8 | Amercom news 8

48. numer "Kolekcji wozów bojowych" będzie zawierał opis historii oraz konstrukcji niemieckiej haubicy samobieżnej Panzerhaubitze 2000. Do pisma zostanie dołączony gotowy model die-cast tego pojazdu w skali 1:72 w barwach niemieckich.

48th issue of "Kolekcja wozów bojowych" will cover history and construction of German self propelled gun Panzerhaubitze 2000. Ready-made diecast modle of this vehicle in Bundeswehr colors (1:72 scale) will be bundled with the magazine.



10. numer "Helikopterów świata" zapozna czytelników z opisem lądowych wersji brytyjskiego śmigłowca Westland Lynx. Do pisma dołączony będzie gotowy model die-cast tego helikoptera w wersji AH.7 w skali 1:72 w malowaniu brytyjskim.

10th issue of "Helikoptery świata" will describe British Westland Lynx helicopter, its army versions to be more precise. Ready-made 1:72 scale diecast model of AH.7 version will be bundled with the magazine.





Ósmy zeszyt kolekcji "Latające fortece" będzie zawierał opis konstrukcji i historię niemieckiego bombowca Dornier Do 17. Do pisma dołączony będzie gotowy model diecast samolotu Dornier Do 17Z w skali 1:144.

Eight issue of "Latające fortece" will be dedicated to German Dornier Do 17 bomber of WWII fame. Ready-made 1:144 scale model of Dornier Do 17Z will be bundled with the magazine.










niedziela, 27 listopada 2011

Wybrane z tygodnia 37 | Chosen from the week 37

Bardzo duża galeria zdjęć z wystawy i konkursu modelarskiego i figurkowego Monte San Savino Show 2011. Jest na co popatrzeć, zwłaszcza że fotek jest blisko 500. Popiersia, figurki w rozmaitych skalach, modele sprzętu wojskowego. Mam sporą ochotę pomalować jakieś popiersie.... wygląda to na niezłą zabawę.

C'tan na swoim blogu Fantasygames zamieścił bardzo dobry poradnik dotyczący malowania spękań i szczelin. Przejrzyste opisy i dobre ilustracje, zdecydowanie warte obejrzenia.
A na koniec fajna dioramka przedstawiająca bitwę pod Kłuszynem 1610 r. Autor ma więcej ciekawostek na swojej stronie, warto dokładniej przejrzeć jego notki... Zdjęcie obok pochodzi własnie z tej dioramy wykonanej przy użyciu figurek Zvezdy w skali 1:72.

Very large photo gallery from the latest Monte San Savino Show 2011. Lots of eye candy. Busts, miniatures in different scales, military vehicle models... Looking at some painted busts I think I will try to paint one someday, looks fun indeed.
There is nice tutorial about painting cracks written by C'tan on his Fantasygames blog. Really good descriptions and detailed illustrations, well worth a read.
And last but not least diorama of Kłuszyń battle of 1610. There are many more interesting short articles and photos on author's site too. Photo next to this note is taken from this site. Diorama was built with Zvezda 1:72 miniatures. 

czwartek, 24 listopada 2011

Ponownie Chaos | Chaos again

I raz jeszcze berzerker Khorne'a Czarnego Legionu - ostatni na jakiś czas. Tym razem składany i malowany od podstaw. Sama figurka pochodzi z okresu, w którym ukazały się chyba pierwsze plastikowe multizestawu do Marines Chaosu, czyli pewnie sprzed dobrych 15 lat. Jedno trzeba powiedzieć - w tym czasie GW poczynił olbrzymie postępy w produkcji plastikowych figurek. Wystarczy spojrzeć na nogi tego berzerkera, na jednej z nich wisi łańcuch - olbrzymie ogniwa, ze względu na ograniczenia technologii prawie zlewające się z pancerzem. Czegoś takiego nie ma w nowych zestawach... A sama figurka... Machnięta raczej na szybko, zdecydowanie na poziom stołowy, choć prawdę mówiąc trochę się nią znudziłem, malowałem ją a "w tle" przygotowywałem kilka kolejnych miniaturek. Starałem się utrzymać ogólną kolorystykę zgodną z wcześniej pomalowanymi berzerkerami, stąd też zdobienia pancerza malowane kolorami, których generalnie już nie wykorzystuję do tego - Burnished i Shining Gold produkcji GW.

And Khorne berzerker of Black Legion one more time - the last for some time I think. This time it was fully assembled and painted in last few days. Miniature itself is taken from the box which I think is one of the earliest plastic mulitpart Chaos Space Marines box - at least 15 years old I think. I'd like to say one thing. GW technology of production of plastic figures is now much, much better. Just look at the leg of the miniature, that one with chain hanging. Large chain links are casted together with armor, with very little hard, defining edges. It looks just like a blob of plastic in some places. No such things in new boxes. Miniature itself...  Painted quickly, definitely tabletop level, I became a little bored with it, so I prepared some other miniatures at the same time. I wanted to have coherent look between new miniatures and older ones, so to paint ornaments I used some colors which rarely use nowadays, especially on such large areas - Burnished and Shining Gold by GW.




wtorek, 22 listopada 2011

Sługa Oka | Servant to The Eye

Mormeg nie próżnuje, trzaska kolejne figurki orków do Lotra. Dziś wprawdzie tylko jedna miniaturka, jednak w następnym wpisie z jego miniaturkami będzie ich już kilka. A tymczasem - ork z toporem. Mam nadzieję, że mój brat znajdzie może chwilę i wspomni coś o jego malowaniu - choćby w komentarzu.

Mormeg is working hard, painting more orcs for his Mordor army. Just one miniature today but in the next entry dedicated to his miniatures, I will show more of them. An orc with an axe for a time being.




sobota, 19 listopada 2011

Na chwałę boga krwi | For the glory of god of blood

Kilka tygodni temu pisałem, że pomalowałem ostatniego z wcześniej złożonych i podmalowanych berserkerów Chaosu. Kłamałem. Niechcący, ale kłamałem. Znalazłem jeszcze jedną figurkę w tym stanie i dziś pokazuję ją po dorobieniu brakujących elementów - plecaka, naramienników, podstawki i dokończeniu kilku innych drobiazgów. Ponownie berzerker Khorne'a Czarnego Legionu, ponownie dość stary zestaw plastikowy. Ponieważ nie wymagał zbyt wiele pracy w celu doprowadzenia go do jako takiego wyglądu "stołowego", a jednocześnie był dość monotonny, machnąłem na nim dodatkowo kilka symboli Chaosu... W sumie, kiedy już trochę opanuje się ich malowanie, nie są zbyt trudne do dokładnego nakreślenia na figurce. Malując zauważyłem też, że obecnie całkowicie inaczej robię efekt złotych czy też wykonanych z brązu ornamentów...


Few weeks ago I wrote about painting last Khorne berzerker built and painted to "almost finished" level few years ago. Well, I lied. Not purposefuly, but still, it was a lie. I've found one more such miniature and managed to paint it yesterday. There was only backpack, shoulder pads, base and some details missing, so it wasn't a lot of work. As it was almost ready to use on the tabletop, I've decided to add some additional Chaos icons. They are not hard to do once one knows how to paint them on the miniature and looks ok I think. I noticed that I paint golden/bronze ornaments in totally different way nowadays too...




środa, 16 listopada 2011

Obliterator Chaosu | Chaos Obliterator

W najbliższą sobotę jestem umówiony na małą rozgrywkę Wh40k, czas więc było wzmocnić moje mizerne siły Czarnego Legionu czymś nieco cięższym niż berserkerzy. Na pomalowanie dreadnoughta nie starczyłoby mi czasu, padło więc na ten model - obliterator. Jeden z trzech równie kiepskich wzorów - przynajmniej patrząc na oficjalne malowanie z kodeksu i strony GW. W rzeczywistości figurka nie jest aż tak zła, choć do zachwycających raczej też nie należy. Upiornie się ją składało. Poświęciłem na to kilka godzin, wyrównując niedoskonałości, zalepiając szpary i dopasowując ręce do korpusu. Mimo tego spasowanie rąk jest, nazwijmy to jasno, średnie. Na dodatek jestem pełen obaw co do trwałości połączenia rozmaitych broni z ramionami. O ile same ramiona są umocowane na piny, o tyle spinowanie większości arsenału okazało się mało możliwe, powiększyłem więc otwory montażowe i osadziłem broń ciut głębiej, maskując (i wzmacniając) połączenie greenstuffem. Samo malowanie nie należało do przesadnie skomplikowanych - czarny kolor pancerza, zgniło-szary kolor mutującego mięsa i mięśni (przesadnie pomalowany ten element to mój główny zarzut do malowania z kodeksu), trochę brązu i kolorów na rozmaitych rurach i przewodach. Niestety, samo malowanie zajęło mi blisko półtora tygodnia. Jakoś... po prostu powoli szło, zresztą starałem się malować płynne przejścia na mięśniach i generalnie nie spieszyć się z robotą. Efekt końcowy mi odpowiada, miniaturkę czeka jeszcze sesja dopieszczania, ale to już po grze... Do zrobienia lub poprawienia zostały już naprawdę drobiazgi...

This Saturday I will play Wh40k, so it was a time to strenghten my weak Black Legion army with something having more ranged punch then Khorne berzerkers. Painting dreadnought in three weeks is beyond my abilities, so obliterator was chosen instead. One of the three equally bad miniatures - looking at official photos at codex and on GW website at least. In reality miniature is not that bad - but it is not great either. Assembling was major pain in the ass. I spent few hours filing, gluing, working with putty and greenstuff, and - generally - cursing bad fit of arms to the torso. It is not perfect maybe but I couldn't do better. I think that weapons joints are a little too fragile too. I've pinned arms to the torso but it was impossible to do with weapons as joints are very small. So I've deepened montage holes and strenghtened and masked joint with greenstuff. Painting itself was relatively easy - black as main color to fit miniature with rest of my forces, rotten grey color of mutating meat and muscles (color of this part on the official photo is the weakest part of "official" image I think), some bronze and other colors on various pipes and cables. Painting was... slow. Maybe because I wanted to carefully blend all colors on muscles and to not haste with painting. I rather glad final effect, to be honest. It will be touched here and there a little to make some areas better standing out, but I will do it after the game...


wtorek, 15 listopada 2011

Nowości z Amercomu 7 | Amercom news 7

Siódmy numer "Latających Fortec" poświęcony będzie brytyjskiemu ciężkiemu bombowcowi z okresu II wojny światowej Avro Lancaster. Do pisma, w którym omówiona zostanie ta maszyna, dołączony będzie gotowy metalowy model die-cast Lancastera B Mk. I w skali 1:144 w malowaniu brytyjskiego 617. dywizjonu bombowego.

Seventh issue of "Latające Fortece" will describe British-built heavy bomber Avro Lancaster of WW2 fame. Ready-made metal die-cast model of Lancaster B. Mk. I in British 617. Squadron colors (1:144 scale) will be bundled with the magazine.



Kolejny numer pisma "Helikoptery świata" omawiać będzie jednosilnikowe wersje pierwszego prawdziwego śmigłowca szturmowego na świecie - AH-1 Cobra. Do pisma dołączony będzie gotowy, metalowy model śmigłowca AH-1S Cobra w barwach izraelskich w skali 1:72.

Next issue of "Helikoptery świata" will cober one-engine versions of first dedicated assault helicopter of the world - AH-1 Cobra. Ready made die-cast model of AH-1S (1:72 scale) in Israeli colors will be bundled with the magazine.






poniedziałek, 14 listopada 2011

Z półki Mormega: Nagash Immortal


Kolejna recenzja książki osadzonej w realiach światów Games Workshop, autorstwa mojego brata Mormega. Tym razem przenosimy się z pustych otchłani przestrzeni kosmicznej realiów WH40K do ponurego Starego Świata, pełnego niebezpiecznych przygód... - Inkub



Wczoraj w nocy skończyłem czytać ostatnią część trylogii Rise of Nagash Nagash Immortal – wydaną w ramach serii Time of Legends. Autorem trylogii jest Mike Lee, odpowiedzialny także za opublikowany w ramach Horus Heresy drugi tom o Dark Angels – Fallen Angels  - zresztą jednej z lepszych pozycji w całej serii HH – a wraz z Danem Abbnetem niesamowitych książek opisujących losy Malusa Darkblade’a, bodajże najlepszych ze „stajni” Black Library, jakie dane mi było czytać. Bez wątpienia trylogia o Wielkim Nekromancie jest najlepszą w ramach Time of Legends. Do dzisiaj zastanawiam się, jak Graham MacNeill zdobył w 2010 r. David Gemmell Legend Award za najlepszą powieść fantasy. Bardzo lubię czytać MacNeilla, nawet jeżeli pisze o Ultramarines, ale trylogia o Sigmarze w porównaniu do trylogii o Nagashu jest - najzwyczajniej - słaba. Jedyne wytłumaczenie jakie przychodzi mi do głowy jest takie, że - po prostu - Nagash the Unbroken nie został zgłoszony. Wracając jednak do serii o Nagashu króciutko tylko wspomnę, że opisuje ona losy Nekromanty na przestrzeni około 800 lat. Od pełnych niepowodzeń prób zgłębienia tajników magii pod kierunkiem więzionych Druchii, aż do wielkiej bitwy pod murami Mahrak (Nagash the Sorcerer).  Drugi tom (Nagash the Unbroken) kończy się podbiciem przez Nagasha plemion ludzi zamieszkujących okolice jego twierdzy wzniesionej na dalekiej północy (dalekiej przynajmniej od Nehekhary;)), trzeci zaś, który miałem właśnie przyjemność skończyć, opisuje koniec panowania ludzi w Nehekharze i przebudzenie, na rozkaz Nagasha, umarłych Królów. Historia Nehekhary jest wszystkim fanom Warhammera zapewne dobrze znana, nie zdradzę więc żadnej tajemnicy, że Nagash Immortal koncentruje się na walce Alcadizzara - ostatniego i jednocześnie największego króla Nehekhary - najpierw z wampirzymi władcami Lahmi, a później z siłami samego Nagasha.

Walce tej poświęcone jest niemal 600 stron książki, na których zostały opisane najważniejsze wydarzenia około 200 lat, które ostatecznie zakończyły panowanie żywych nad Nehekharą. Autor dzieli książkę niemal równo na zmagania skavenów z Nagashem pod Nagashizzar – wspomnianą już wyżej twierdzą - a wydarzeniami, które doprowadziły do zniszczenia Lahmi i objęcia tronu Khemri przez Alcadizzara. Końcówka książki, około 100 stron, poświęcona jest już wyłącznie starciu głównych oponentów. Czytało mi się ją bardzo szybko, jest napisana lekko, świetnie kreśli postaci i motywy jakimi się kierują. Sceny batalistyczne choć nie robią takiego wrażenia jak w poprzednich częściach wciąż stoją na wysokim poziomie.

Pisałem do tej pory same superlatywy o książce. Niestety nie zmienia to faktu, że pomimo wszystkich tych ciepłych słów, jest to najsłabsza część serii. Najsłabsza nie znaczy jednak, że nie jest dobra. Po prostu, poziom dwóch pierwszych był bardzo wysoki. Ostatnia też jest dobra ale na tle pierwszej i drugiej części nie wywiera takiego wrażenia, jakie wywarłaby gdyby była odrębną książką. Z całą pewnością należy ją przeczytać bo to dobra rozrywka, zaznaczam też, że odrobinę niebezpieczna. Znowu bowiem zacząłem przeglądać figurki jakie mam do armii Tomb Kings i rozważać jak dużo pieniędzy musiałbym wyłożyć, żeby zetrzeć legiony Nagasha, które Inkub powoli przygotowuje do ataku.

Wracając do książki i kilku wad, które moim zdaniem odrobinę obniżają ogólną ocenę zacznę od tego, że bardzo sobie ceniłem świetny klimat książek o Nehekharze. Czytając je czułem gorąco pustyni, drżałem ze strachu przed armiami Nagasha, o dziwo troszkę też sympatyzowałem z tym „sympatycznym” typem Arkhanem Czarnym. Podziwiałem rękę i wyobraźnię autora, który z takim rozmachem i tak przekonywująco nakreślił wierzenia Nehekharan, wyjaśnił również kilka szczegółów jak choćby długość życia ludzi (w czasach, kiedy urodził się Nagash mężczyzna był uważany za dojrzałego, gdy osiągał wiek 80 lat), czy powody które stały za zbudowaniem Czarnej Piramidy. Tymczasem jakby troszkę, zwłaszcza o tym ostatnim, Lee zapomniał. Cóż bowiem się okazało - Alcadizzar założył szkoły magii. Nie bardzo jednak wiadomo jak i od kogo mieliby się Nehekharanie nauczyć nią władać. W czasach Alcadizzara prymitywne plemiona barbarzyńców nie znały przecież prawdziwej magii, której nauczyć ludzi miał dopiero Teclis kilka tysięcy lat po wydarzeniach opisanych w książce, kontakt z krasnoludami zaś nawiązano zaledwie na kilkanaście lat przed zniszczeniem Królestwa. Zresztą nie bardzo też mogę sobie przypomnieć choćby jednego czarodzieja krasno ludzkiego;) Potencjalnie magii ludzie mogliby się nauczyć od Lizardmenów, z którymi od setek lat toczyli zażarte wojny ale autor wiąże założenie szkół magii z ekspansją Nehekhary na północ. Ten pomysł również zatem odrzucam. Nawet jednak jeżeli przejdziemy do porządku dziennego nad tym aspektem, to przecież Nagash zbudował Czarną Piramidę po to, żeby ogniskowała w sobie słabe wiatry magii, ledwie wyczuwalne tak daleko na południe od Pustkowi Chaosu, stąd przecież jako źródło magii Nagash zaczął wykorzystywać siły witalne ludzi. Autor pozostawia tę zagadkę bez racjonalnego wytłumaczenia.

Kolejna sprawa to skaveny. Nie zrozumcie mnie źle, są fajnie oddane, wraz z całą polityką, zabójstwami, truciznami, machlojkami na większą i mniejszą skalę ale… Ale są odrobinkę zbyt uczłowieczone jak na mój gust. Wychowałem się niejako na Thanquolu i nawet niewielkie odstępstwa od kanonu są dla mnie trudne do przełknięcia. Wystarczy więc jeśli powiem, że Lee nie kreśli skavenów według ustalonych wzorców rodem z przygód Gotreka i Felixa. Największą jednak wątpliwość wzbudza długość życia bohaterów skavenów wynosząca co najmniej 200 lat. Troszkę trudno mi jakoś to przełknąć, nawet jeżeli byli oni magicznie utrzymywani przy życiu. Magia skavenów jest oparta na spaczeniu i z biegiem lat nagromadziłoby się w nich po prostu zbyt dużo zielonego proszku. Tym bardziej, że mieli z nim stały kontakt prowadząc najpierw wojnę z Nagashem, a potem nadzorując układ handlowy, jaki skaveny z nim zawarły. Pewną niespodzianką był również fakt, że stosownie do wersji opisanej przez Lee szczuroludzie nigdy nie zdobyli Nagashizzaru. Moja znajomość świata warhammera może nieco kuleć ale stawiam brylanty przeciw orzechom, że tak jednak było – tzn. że twierdzę zdobyły, dopiero zaś po pewnym czasie Nagash ją odzyskał. (Sprawdziłem właśnie ostatni podręcznik do armii Skavenów i faktycznie wszystko jest opisane tak jak podał to Lee, głowę jednak dałbym sobie uciąć, że we wcześniejszych edycjach było tak jak napisałem wyżej). (A ja zerknąłem do najwcześniejszego podręcznika Undeadów i wersja stamtąd zgodna jest z tekstem książki - Inkub)

Ogólnie są to jednak drobne rysy na gładkiej, lśniącej, czarnej powierzchni piramidy, którą wzniósł Mike Lee i z czystym sumieniem polecam całą trylogię. Tego jednak, że tak małą rolę odgrywa w ostatniej części Arkhan nie mogę darować…
Mormeg

niedziela, 13 listopada 2011

Wybrane z tygodnia 36 | Chosen from the week 36

Efekt długiej pracy Skavenblight i Kapitana Haka jest zdecydowanie warty i nakładu środków, i czasu włożonego w cały projekt. Stół do Karak Zorn w pełnej krasie, modułowy, przemyślany, z mnóstwem smaczków. Przypuszczam, że gra na nim będzie czystą przyjemnością. Fotka obok kradziona z bloga autorów;)
A teraz coś, przy czym z zazdrością rzuciłem pędzelkiem... No, prawie. Niemniej jednak byłem bliski. Doskonały tutorial poświęcony malowaniu sztandaru armii Królów Grobowców autorstwa Stephana Ratha. Piękny wzór, warto zerknąć nawet jeśli nie interesuje nas nic fantastycznego. Doskonała robota. Tekst w języku niemieckim ale warto przebić się przez translatora googla. Nawiasem mówiąc, świetna strona jako taka.
Games Workshop docenił pracę polecanego już kiedyś przeze mnie autora, Damiena Pedley'a. Pod tym linkiem znajdziecie wojowników Chaosu, grubego hobbita i całkiem zacną dioramę z Imperialną Gwardią w roli głównej.
A na pożegnanie - dalszy ciąg recenzji pojazdów historycznych produkcji Plastic Soldier Company. Tym razem na warsztat A View from the Turret trafił "koń roboczy" Wehrmachtu, transporter Sd.Kfz. 251. Aż nie mogę doczekać się na kolejne Shermany tej firmy...

Final effect of long work of Skavenblight and Kapitan Hak - stunning and beautiful, well worth of effort, table for Karak Zorn (modification of Mordheim home rules). Modular, well thought off, with lots of little suprising details. I think that playing on this table will be a great experience. Photo next to this note stolen from the blog of Skavenblight and Kapitan Hak;)
And now something which made me jelous. Well, almost... I simply admire this work. Very good tutorial on painting Tomb Kings' standard made by Stephen Rath. Well worth a visit even if fantasy is not your cup of tea. Written in German but google translate makes it at least readable. Great webpage, by the way, too.
Games Workshop shows works of Damien Pedley, of whom I've already wrote some time ago. You can find gallery of his Warriors of Chaos, fat hobbit and nice diorama of Imperial Guard here.
And last thing for today - next review of historical vehicle model made by Plastic Soldier Company, made by A View from the Turret. "Workhorse" of German army, Sd.Kfz. 251 armored transport. I can't wait for next Shermans from PSC...

sobota, 12 listopada 2011

Wspaniałe latające maszyny | Magnificent flying machines

Moja skromniutka kolekcja maszyn do "Wings of War" powiększyła się ostatnio o cztery nowe samoloty, a wszystko dzięki promocji jednego z polskich sklepów, który - zapewne sprzedając niezbyt chodliwy towar - zmniejszył w październiku ceny samolotów do "WoW" o połowę. Skorzystałem z okazji i kupiłem nowe zabawki... Dwa samoloty niemieckie, jeden francuski i jeden brytyjski. Przy okazji, testując je w "wirtualnym powietrzu" w czasie gry ze znajomymi, okazało się, że dotychczas nie doczytałem dokładnie  instrukcji gry, wskutek czego nasze wcześniejsze rozgrywki składały się głównie z latania, a nie z walki jako takiej. Na szczęście błąd został wychwycony i sama gra zrobiła się jeszcze bardziej emocjonująca... Ale przejdźmy do zabawek.
My very limited collection of "Wings of War" model has grown lately. Four new models were bought thanks to sale in one of the Polish webshops liquidating "not so hot" magazine stores in October, selling all "WoW" aircrafts with 50% price reduction. Two new Germans, one Frenchs and one British aircrafts are in my hangar now. Additionally, when I played with my friends last time, I noticed that I've played wrongly interpreting one of the critical rules, so our earlier games were very slow, with limited shooting oppurtunities. Now game is much more furious and bloody....

Na początek S.E.5a, jeden z najlepszych brytyjskich samolotów myśliwskich I wojny światowej. Malutki, bardzo zwrotny, fajne malowanie. W naszej ostatniej rozgrywce okazał się najbardziej skuteczny. Model przedstawia malowanie samolotu mjr. Roderica Stanley'a Dallasa z 40. dywizjonu Royal Flying Corps.

S.E.5a for a beginning, one of the best British built fighter aircrafts of World War I. Very small and agile, in cool camo. This plane was the most successful in our last game. Model wears colors of the aircraft of major Roderic Stanley Dallas from 40. Squadron of RFC.

Drugi nowy samolot to francuski Breguet BR. 14 B2, lekki bombowiec i samolot rozpoznawczy, uważany za jedną z najlepszych konstrukcji lotniczych tej klasy z czasów Wielkiej Wojny. Literka B w nazwie oznacza, że zakupiony model przedstawia wersję lekkiego bombowca. Tak malowaną maszyną latali capitaine Hubert de Greffier wraz z sierżantem Auguste Marseille, służący w BR 107. Po wojnie ok. 150 egzemplarzy tej maszyny służyło w lotnictwie polskim.

This is second new machine, French Breguet BR.14.B2, light bomber and reconnaissance aircraft, considered one of the best planes of the war. "B" letter in the name of the model means, that this is light bomber version. Model shows the colors of aircraft of capitaine Hubert de Greiffer and sergeant Auguste Marseille from BR 107. About 150 of such aircraftes served in Polish Air Forces after the WW1. 


Pierwsza maszyna niemiecka to Rumpler C.IV - malowanie nieco ogólne, pilot i jednostka nieznani. Samolot ten był typową maszyną rozpoznawczą, maksymalny pułap jego działania był tak duży, że jego przechwycenie w czasie lotu na takiej wysokości było mało prawdopodobne. Mimo wprowadzenia do służby w 1915 r., utrzymał się na froncie do końca wojny. Ten samolot po wojnie także wykorzystywało lotnictwo polskie.

First new German aircraft - Rumpler C.IV flown by unknown pilot. Typical reconnaissance machine with very high ceiling. Few allied aircrafts were able to fly so high as Rumpler C.IV so this particular plane was serving at the frontline units from 1915 till the end of war. Used by Polish Air Forces after the Great War too.
Ostatni nowy nabytek to rozpoznawczy LFG Roland C.II, jedyny spośród prezentowanych tutaj dysponujący jedynie karabinem obserwatora. Najsłabsza pod względem bojowym z pokazanych dziś maszyn, przeznaczona raczej do udziału w grach rozgrywanych według jakiegoś scenariusza, zakładającego rozpoznanie fragmentu pola walki. Samolot w malowaniu maszyny pilotowanej przez pilota porucznika Manfreda von Richtofena (późniejszego Czerwonego Barona), latającej w 1916 r. w Kasta 8 z Kagohl 2.

Last new aicraft is LFG Roland C.II, the only aircraft here armed in just rear facing machine gun. Definitely the worst combat aircraft from these four, bought for scenario driven games. Model wears colors of plane piloted by leutenant Manfred von Richtofen (in later years known as Red Baron) from Kagohl 2/Kasta 8, 1916.

czwartek, 10 listopada 2011

Ostatni element 4Bd Egipcjan | Last Egyptian 4Bd element

Powolutku, pomalutku, prace nad Egipcjanami docierają do momentu, w którym widać już "światełko w tunelu". Tym razem przygotowałem przedostatni element pieszy, a jednocześnie ostatni oddział 4Bd. Prawdę mówiąc, byłem trochę w kropce. Z zamówienia zostało mi sporo włóczników, jednak jestem ortodoksem - jak "blades" to ma być "blades", a nie "spears". Postanowiłem, wobec tego, przeprosić się z figurkami panów z toporami, które nie podobają mi się z powodu pozy i wykorzystać ich jednak podczas prac. Wpadłem jednak na pomysł, jak wykorzystać też włóczników. Topory egipskie miały długie trzonki, w zasadzie można byłoby je pewnie nazwać krótkimi berdyszami. W odpowiednio zmodyfikowane rączki dwóch włóczników wsadziłem topory mojej własnej produkcji i - tatadam - mam dwóch kolejnych facetów z toporami, i to jeszcze w ciut różnych pozach. Co prawda, już po zrobieniu ostrzy toporów dotarłem do wizerunków takowych egzemplarzy historycznych (robiłem je wzorując się na toporach figurek) i okazało się, że wyglądały ciut inaczej ale mam nadzieję, że w tej skali zostanie mi to wybaczone. Więcej problemów miałem z głowami włóczników. Mają na nich... coś. Tak naprawdę, nie wiem co to jest. Jest to zbyt gładkie jak na peruki lub włosy (mimo że pomalowałem je w ten sposób), ma też jakieś zdobienia w dolnej części. Na moje oko wygląda to na jakiś hełm. Sęk w tym, że w żadnym z dostępnych mi źródeł nie znalazłem niczego podobnego. No i mam. Nie dość, że moja pierwsza "konwersja" w skali 15 mm, to jeszcze element ma jakąś tajemnicę, którą mam nadzieję kiedyś wyjaśnić. A może ktoś z Was wie, co spoczywa na czarnych głowach tych dwóch Egipcjan?

Slowly, my work on Egyptian army is getting to the stage when "the light in the tunnel" is visible. This time I've decided to paint second to last foot element - and last 4Bd unit at the same time. To be honest I've had a dillema of sort. My order contained some spearmen but I'm really orthodox here - blades must have blades, not spears. Finally I've decided to use some axemen figures which I dislike due to this horrendous pose. But... I've noticed that I can use some spearmen too. Egyptian axe was rather large, it looks almost as a short poleaxe. So i drilled hands of two spearmen miniatures, bend them a little, sculpted over all damages done and put inside axes made my my nimble fingers (hehe). And voila - suddenly I have two more "bladesmen", with slightly different poses too. Well, in reality after sculpting axes' blades I've noticed that they looked a little different in real but - let's face it, it's 15 mm scale and noone really sees it on the game table, right?:) More problematic were former spearmen heads. They wear... something. It is not wig or hair (but they are painted black as ones) - they are too smooth for that. Additionally, there are some details on the bottom edge. I think that this is kind of helmet but I couldn't find anything even close to this. Well, here it is. My first 15 mm unit with "conversion" of sort and with a mystery waiting to be solved at the same time. Do You know what my Egyptians here wear?


wtorek, 8 listopada 2011

Z powrotem w Mordorze | Back in Mordor

Kilka dni temu mieliśmy z bratem okazję rozegrać kilka partii gry Lord of the Rings, na nowo rozbudziło to w nas pragnienie zabaw w Śródziemiu. Ja dokończyłem kilku Rohirrimów, w przygotowaniu są kolejni, Mormeg wrócił do swoich orków. Pierwsze rezultaty już są, część z nich widać poniżej. Chorąży był tu już kiedyś pokazywany, doczekał się jednak pewnych poprawek i przemalowań. To jedyna spośród dziś pokazywanych figurek miniaturka z metalu, oba orki z mieczami są z plastiku. Jak widać są też gotowe podstawki, to - w przypadku mojego brata, chyba najtrudniejsza do zrobienia część miniaturki;)

Few days ago we have had oppurtunity to play Lord of the Rings game together with my brother. It sparkled renewed interests in Middleearth in both of us. I've finished some Rohirrimis and prepared few more to be painted, Mormeg have returned to his orcs. First miniatures are ready, some of them are visible below. Standard bearer was already shown here but he got some repaints too. His miniature is the only made from metal here, both swordsmen are plastic. As one can see, bases of the miniatures are ready too - big thing for my bro;)


sobota, 5 listopada 2011

Ostatni element 4Bw armii Nowego Państwa | Last 4Bw element of New Kingdom army

Postanowiłem, że w listopadzie skończę w końcu armię Egipcjan. Najwyższa pora, bo pracuję nad nią powoli już od lutego. Do skończenia nie zostało już wiele - z oddziałów pieszych jeden element 4Bw, jeden element 4Bd i element Wb wariantu (b) tej armii, a także dwa rydwany. Pomalowałem na początek ostatni oddział łuczników. Tym razem to rodowici Egipcjanie, nie zaciężni lub niewolni Nubijczycy. Podobnie jak w przypadku poprzednich oddziałów rdzennie egipskich, tak i teraz najwięcej problemów sprawiły paski na okryciach głowy. Malując je uświadomiłem sobie zresztą, że maluję je błędnie ale trudno. Zostaną jak są, niezorientowani się raczej nie zorientują, a ci którzy wiedzą co mam na myśli będą mieli z tego powodu satysfakcję;)


I decided to finish my DBA New Kingdom Egyptian army this month. I've started to paint them back in February and more then half a year for few 15 mm elements is really too long. There is not that much to paint left - one 4Bw element, one 4Bd and one warband from (b) sublist. And two light chariosts of course. Archers were finished first. Native Egyptians this time, as I have two elements of Nubian archers already and just one of Egyptians. As with previously painted native elements the most troublesome part was painting these thin lines on their headgears... What's more, I noticed this time that I paint them in totally wrong way.... Well, it's a pity but I will leave them as they are as the error is rather subtly and is not that visible...




A tutaj zdjęcie grupowe wszystkich oddziałów łuczników Nowego Państwa...
And here it is a group photo of all elements of archers of New Kingdom Egyptian DBA army...



czwartek, 3 listopada 2011

Malowanie figurek 15 mm

Poniższy gościnny wpis autorstwa Marcina przedstawia sposób, w jaki maluje on swoje figurki w skali 15 mm. W najbliższych tygodniach na blogu pojawi się jeszcze kilka notek jego autorstwa, poświęconych malowaniu i figurkom właśnie w tej skali.
Inkub


W tej notce postaram się przedstawić mój sposób malowania figurek w skali 15 mm, a także techniki i sztuczki, jakie stosuję w całym procesie.

Zaczynamy. Pierwszym zadaniem jest przygotowanie figurki do malowania, można je podzielić na kilka etapów. Pierwszym to, oczywiście, oczyszczenie figurki z nadlewek, wypiłowanie i dopasowanie części. Teraz także pinuję jeźdźców i sklejam ich z końmi, oczywiście po wcześniejszym spasowaniu. Kiedy wszystko jest już oczyszczone z ubocznych produktów odlewania, a poszczególne części są spasowane, przechodzimy do etapu drugiego. Polega on na przygotowaniu modelu na położenia farby podkładowej. W tym celu niezbędne jest usunięcie pozostałości tłuszczu i opiłków, jakie mogą się znajdować na figurce, a które mogą potem powodować odpryskiwanie farby podkładowej. Najpierw pozbywam się opiłków, robie to poprzez wyczyszczenie figurki starą szczoteczką do zębów. Potem czas na usunięcie tłuszczy. Do dwóch miseczek wlewam, odpowiednio, letnią wodę i 10% ocet (dokładnie i szybko rozpuszcza tłuszcze). Następnie miniaturki wkładam na 10 do 15 minut to octu. Po upływie tego czasu modele przekładam do letniej wody, która zmywa pozostałości octu. Potem pozostaje już tylko osuszenie miniaturek przy zastosowaniu papierowego ręcznika i suszarki.

Kolejnym etapem pracy jest nałożenie farby podkładowej na model (osobiście polecam spray Chaos Black firmy Games Workshop oraz farby Idea Spray, jeżeli chcemy zastosować inny kolor podkładu niż czarny). Musimy uważać, żeby nie zalać modelu farbą, co doprowadzi do zamazania szczegółów przed malowaniem. Miejsca, do których nie dojdzie warstwa farby podkładowej można później poprawić przy użyciu pędzelka. Położony podkład schnie, a ja mogę przejść do kolejnej fazy.

W moim przypadku jest to zebranie kilku ilustracji (w przypadku modeli historycznych i malowania figurek zgodnie z realiami epok są one praktycznie niezbędne), dzięki którym określam jaką kolorystykę przyjmę podczas malowania. Potem dobieram właściwe farby i dokładnie oglądam figurkę, wypatrując szczegółów, które mogły być niewidoczne przed położeniem farby podkładowej. Jeśli dostrzegę jakieś braki w warstwie podkładu, poprawiam to używając pędzelka.


Czas na właściwe malowanie. Zaczynam od największych powierzchni, stopniowo przechodząc do mniejszych. Przykładowo, malując kawalerzystę, najpierw zajmuję się koniem, a dopiero potem jeźdźca. Przyjąłem, że na każdą powierzchnię wykorzystuję trzy barwy. Są to, kolejno, kolor bazowy, rozjaśnienie nr 1 i rozjaśnienie nr 2 (będące wykończeniem danej powierzchni). Dlaczego tak? Uważam, że o ile mieszanie farb celem uzyskania gładkich przejść miedzy barwami poszczególnych warstw i kolorów jest wysoce estetyczne i fajne, to w modelach w skali 15 mm jest to, po prostu, niewidoczne. Dodatkowo efekt ten osłabiany jest jeszcze lakierowaniem figurki, ale o tym później. Powyższej zasady nie stosuję jedynie w przypadku twarzy figurki, będącej jej centralnym elementem, skupiającym na sobie uwagę osoby oglądającej. W jej przypadku stosuję zazwyczaj cztery lub pięć kolorów.


Podczas malowania modeli 15 mm, a więc małych, stawiam na mocne kontrasty. Przykładowo: bazową farbą, jaką użyłem do pomalowania całego konia, jest Basalt Gray firmy Vallejo z palety Model Color (ciemny kolor szary o odcieniu niebieskim). Widać to na pierwszej fotografii. Następnie kładę rozjaśnienie nr 1 farbą Cold Gray (jasny szary tej samej firmy lecz z palety Game Color). Robię to w ten sposób, by w zagłębieniach figurki pozostawić widoczną farbę poprzedniej, bazowej warstwy. Ten etap prac widać na drugiej fotografii. Na koniec nakładam farbę Pure White (osobiście stosuję kolor o tej nazwie produkcji firmy Reaper z palety Master Color ale odpowiednia będzie dowolna biała farba). Tę warstwę nakładam również tak, by widoczne były elementy poprzedniej warstwy. Najlepszym rozwiązaniem jest położenie ostatniej warstwy jako rozjaśnienia najmocniejszego tam, gdzie model mógłby być najbardziej oświetlony. Każda kolejna warstwa farby powinna być równo położona w każdym malowanym miejscu, tak żeby nie prześwitywała farba z wcześniejszych warstw. W opisany sposób maluję praktycznie cały model w skali 15 mm, za wyjątkiem twarzy, malowanej z użyciem większej liczby kolorów oraz tuszy (inków).


Po pomalowaniu figurki trzeba zabezpieczyć ją przed otarciami lakierem. Wielu modelarzy uważa, że lakier zabezpieczający spłyca kolor – to prawda. Osobiście wypróbowałem lakiery rozmaitych firm, takich jak Games Workshop, Tamiya, Revell, Talens i wielu innych. Niestety – w każdym przypadku następuje spłycenie, zubożenie kolorów. Tak już, po prostu, jest.  Pojawia się wobec tego pytanie, czy lakierować pomalowane miniaturki, czy też nie. Osobiście lakieruję swoje modele, zwłaszcza te, którymi gram. Ze spłyceniem kolorów radzę sobie stosując zasadę ostrych kontrastów – te właśnie w ostatecznym rozrachunku zostają nieco rozmyte, spłycone dzięki lakierowi, tworzą się ciekawsze, bardziej płynne przejścia pomiędzy poszczególnymi warstwami. Fajnie, nie? Kiedy lakieruję, używam praktycznie wyłącznie metody natryskowej (lakier w puszce lub kładziony aerografem). Nakładanie lakieru pędzlem jest bezpieczne dopiero po 48, a nawet 72 godzinach od położenia ostatniej warstwy farby. W tym czasie farba utwardza się i utrwala – nakładanie lakieru może zakłócić ten proces, wskutek czego farba rozmyje się.


Lakierując, stosuję następującą metodę. Jako pierwszą nakładam warstwę lakieru półmatowego w sprayu firmy Games Workshop (Purity Seal), po jego zaschnięciu kładę drugą warstwę lakierem matowym firmy Talens (nie spotkałem fajniejszego, bardziej matowego lakieru). Oczywiście, trzeba pamiętać, by lakierując także nie zalać figurki. Dwie warstwy odmiennych lakierów stosuję dlatego, że ten produkcji GW jest bardzo odporny na urazy mechaniczne, jak obicia i otarcia, natomiast lakier Talensa jest, jak już wspomniałem, supermatowy.


środa, 2 listopada 2011

Nowości z Amercomu 6 | Amercom news 6

47. numer "Kolekcji wozów bojowych" będzie poświęcony zestawowi 9K51, szerzej znanemu jako wyrzutnia rakietowa BM-21 Grad. W zeszycie znajdzie się krótkie omówienie historii powstania tej konstrukcji, opis budowy wyrzutni, przedstawienie podstawowych rodzajów wykorzystywanej amunicji. Do pisma dołączony będzie gotowy model diecast tego pojazdu w malowaniu radzieckim z połowy lat 70. minionego wieku.

47th issue of "Kolekcja wozów bojowych" will be dedicated to 9K51 system, widely known as BM-21 Grad rocket launcher. There will be description of its history and construction details and short review of basic ammo types available for this weapon inside of the magazine. Ready-made diecast model of BM-21 Grad in Red Army colors will be bundled with the magazine.


Następny numer "Helikopterów świata" będzie zawierał omówienie amerykańskiego śmigłowca S-51 Sea King ze specjalnym uwzględnieniem licencyjnych wersji brytyjskich. Do pisma dołączony będzie gotowy model tego helikoptera w skali 1:72, przedstawiający brytyjską wersję transportową Westland Sea King HC.4 w barwach brytyjskiego kontyngentu sił IFOR z 845. NAS, operującego w 1996 r. w Bośni.

Next issue of "Helikoptery świata" will describe American S-51 Sea King helicopter, with main focus on British built licenced versions of this machine. Ready-made diecast model of Westland Sea King HC.4 in 1:72 scale, in IFOR colors from Bosnia, 1996 will be bundled with the magazine.

Szósty numer "Latających fortec" będzie zawierał opis jednego z brytyjskich bombowców serii "V" - Avro Vulcan. Dołączony do pisma model w skali 1:144 przedstawia samolot Avro Vulcan B.Mk 2 w malowaniu, w jakim prezentowany jest obecnie jedyny latający egzemplarz tego samolotu, należący do fundacji "Vulcan to the Sky Trust".

Sixth issue of "Latające fortece" will cover one of the British V-bombers - Avro Vulcan. Ready-made diecast model in 1:144 scale of Avro Vulcan B.Mk 2 will be bundled with this issue. Model is painted in colors of the only fly-worthy Vulcan from the "Vulcan to the Sky Trust".