Siódmy plaguebearer malowany był z doskoku - minuta tu, pięć minut parę godzin później, jakoś tak wyszło. Wydaje mi się jednak, że jest dość spójny i całościowo, i ze swoimi poprzednikami - tu niewątpliwie pomaga mu "zapalenie tyłka";)
Już malując zauważyłem, że z jednej strony zapomniałem zalepić szparę między częściami - brzuchem i korpusem. Szkoda, bo w innych zajęło mi to sporo czasu, a tu taki zonk. Na szczęście na żywo prawie tego nie widać.
Zbliżam się powoli do końca malowania dziesiątki siewców zarazy, została jeszcze tylko grupa dowodzenia. Idzie trochę powolnie, ale mam nadzieję, że dokończę ich do następnego poniedziałku.
Seventh plaguebearer was painted in numerous very short sessions - one minute here, five minutes three hours later, then again ten minutes well after midnight - I didn't have time to paint properly. Still, I hope it is consistent with other demons and blends in into the whole unit - with a little help of bloody ass of course;)
I noticed while painting, that I forgot to fill a gap between a belly and a back. It's a pity, as filling and smoothing over all joints took a long time on all other miniatures... Fortunately it is not that visible on the table.
And this is the last 'ordinary' plaguebearer, only command group to paint remains. Work goes slowly but I hope to paint all of them till next Monday.
łoooo, łokropieństwo... Ale świetnie pamalowane!
OdpowiedzUsuńZad w barwach orangutana. Świetny! xD
OdpowiedzUsuńTrzymasz poziom! A z malowaniem - dasz radę. Najwyżej dzień w tą, dzień w tamtą. Nie ma wielkiej różnicy, jeśli efekt jest fajny.
OdpowiedzUsuńAleż ohydne dupsko :/ Świetne malowanie
OdpowiedzUsuńObrzydliwiec =)
OdpowiedzUsuń