Następnym rozmówcą Orlygga z bloga Realms of Chaos 80s jest Paul Cockburn, kierownik redakcji Games Workshop i redaktor naczelny White Dwarfa z okresu przejściowego, gdy w połowie lat osiemdziesiątych zmianie uległa zarówno redakcja pisma, jak i jego siedziba, co związane było z kupnem Games Workshop przez Bryana Ansella. Oryginał tego wywiadu można przeczytać tutaj.
Paul odpowiada za kilka z klasycznych numerów White Dwarfa, w tym ikoniczny numer 79. |
Zmiana jest nieuchronna i nieubłagana. Nie można jej uniknąć, a czasami jest też trudna do zaakceptowania. Mówiąc o tym bardzo subiektywnym temacie, wielki amerykański mówca motywacyjny, Denis Waitley, stwierdził: "Musisz powitać zmianę jako taką, nie pozwól jednak, by tobą rządziła".
W świecie gier fantasy połowy lat osiemdziesiątych minionego wieku zmiany były czymś powszechnym. Dungeons and Dragons, która wywarła największy wpływ i cieszyła się największym powodzeniem spośród wszystkich gier tego rodzaju, obecna była w swoim już trzecim wydaniu. W Wielkiej Brytanii Games Workshop, firma, która odniosła duży sukces jako wydawca i producent, znajdowała się w stanie zmian. Dwóch spośród jej założycieli, Steven Jackson i Ian Livingstone, stali się znani dzięki fenomenalnie przyjętej serii książek-gier Fightning Fantasy, musieli przekazać codzienne prowadzenie firmy w ręce kogoś innego. Ostatecznie to dyrektor, Bryan Ansell, właściciel firmy Asgard i, później, Citadel Miniatures, kupił Games Workshop. Wyczuwając spadek popularności gier fabularnych praktycznie natychmiast poszerzył zakres działalności GW wprowadzając gry bitewne i towarzyszące im metalowe figurki. Od ponad dziesięciu lat siedzibą Games Workshop był Londyn. Firma miała w stolicy swój zespół, ludzi mających własne kontakty, osoby pracujące na zlecenie. Ale bazą operacji Citadel Miniatures było Nottingham, a nowy właściciel był przekonany, że wszystkie produkty powstające pod logiem nowego Games Workshop muszą pochodzić z miasta Robin Hooda.
Imagine, wydawany w Wielkiej Brytanii magazyn o Dungeons and Dragons, zakończył działalność po trzydziestu paru numerach. Pismo to miało ambicję zajęcie miejsca White Dwarfa jako źródła wiadomości i opinii na wszystkie tematy związane z grami, ze szczególnym naciskiem położonym na publikacje kolejnych oficjalnych materiałów do D&D i AD&D. Trzeba jednak pamiętać, że w latach 1983-1985 magazyn opublikował bardzo liczne materiały dotyczące różnych zagadnień, zwłaszcza (w przypadku gier fantasy) dotyczące settingu Pelinore. Neil Gaiman, wpływowy pisarz, autor recenzji filmów do tego pisma, opublikował na jego łamach swoje pierwsze opowiadanie - Featherquest. Redaktorem naczelnym Imagine był Paul Cockburn. Kiedy stracił tą pracę, początkowo próbował sił jako redaktor niezależnego magazynu o grach Game Master, a później - wskutek serii wydarzeń, o których niżej - znalazł się na stanowisku szefa samego White Dwarfa, mając za zadanie przeprowadzkę tego znanego i zadomowionego w Londynie pisma (wraz z wyposażeniem redakcji i pracownikami pisma) wiele, wiele mil na północ.
Poniżej opowieść tego człowieka. Opowieść o zmianie. O oporze wobec zmiany. Historia trzeciego redaktora White Dwarfa (po Ianie Livingstonie i Ianie Marshu), świadka największej zmiany w dziejach GW.
RoC80s: Powiedz nam najpierw, jak zająłeś się grami fantasy/fabularnymi i jak doszło do tego, że zacząłeś zajmować się tym zawodowo?
PC: Jeszcze jako dziecko uwielbiałem gry, pamiętam też, że razem z kolegami praktycznie zawsze wczuwaliśmy się w jakieś role, nawet jeśli wówczas nie miało to nazwy, nie było podręczników, kostek ani figurek. Któregoś razu wybrałem się na jeden ze starych, londyńskich Games Day - to musiał być 1981 lub 1982 rok. Kupiłem zestaw Basic D&D i graliśmy jeszcze tego samego wieczora. Nie mieliśmy nikogo, kto pokazałby nam jak to się robi, ale było to coś całkowicie odmiennego od tego, co robiliśmy wcześniej. A potem, jeśli mnie pamięć nie myli, było ogłoszenie w jakiejś gazecie, w którym pisali, że TSR UK, z siedzibą w The Mill w Cambridge, szuka redaktora swojego nowego magazynu, Imagine. Poszedłem tam, była rozmowa w sprawie pracy, i choć nie dostałem tamtego stanowiska, przyjęto mnie jako zastępcy redaktora. Jeszcze przed wydaniem pierwszego numeru pisma oryginalny redaktor naczelny został wylany, wskoczyłem więc na jego miejsce. Wówczas wszystko robiliśmy w biegu, uczyliśmy się w trakcie, byliśmy jednak zdeterminowani, by przeskoczyć popularność White Dwarfa.
RoC80s: Kto pracował w TSR w czasie, gdy sam zaczynałeś tam pracę?
PC: Nie tak dawno na Facebooku pojawiło się zdjęcie, kilku z nas próbowało sobie przypomnieć wszystkich. Szefem był zmarły niedawno Don Turnbull, był Tom Kirby, który zaraz po tym jak przeszedłem do GW, też to zrobił, kupił potem firmę w jakiś czas po moim odejściu z niej. W zespole redakcyjnym był też Graeme Morris (to ten, którego nie udało mi się potem przekonać do przejścia do White Dwarfa), Phil Gallagher (który przejął moje portfolio w GW, gdy przestałem tam pracować i świetnie radził sobie w USA), Jim Bambra i Mike Brunton, który podążył w moje ślady zostając kolejnym naczelnym White Dwarfa. Keith Thompson przyjechał, by sprawować kontrolę nad sprawami wydawniczymi, a Kim Daniel był pomocnikiem wydawcy, podczas gdy Phil Kaye odpowiadał za grafikę i ilustracje. Ludzie ze sprzedaży, zresztą prawie wszyscy tam, byli naprawdę fajnymi facetami. Było mi naprawdę przykro, gdy musiałem opuścić The Mill, kiedy stałem się zbędny.
Drugi numer Imagine |
RoC80s: W jaki sposób zacząłeś pracować dla GW? Wyszukano cię? Sam starałeś się o stanowisko?
PC: Nie wszystko pamiętam dokładnie, ale po zamknięciu Imagine (bardzo ciekawa historia sama w sobie), przez jakiś czas zajmowałem się swoim własnym pismem (GamesMaster Publications), i kiedyś, po rozmowie z Ianem Livingstonem, miałem "rozmowę" w sprawie pracy-której-nie-było. Jakiś czas potem rozmawiałem z nim jeszcze raz, zapytał dlaczego nie pracuję w GW. Powiedziałem mu, na co odpowiedział, że może dał mi kontakt do złej osoby. Rozmawiał ze mną potem sam Bryan Ansell, złożył propozycję, której nie mogłem się oprzeć.
RoC80s: Opowiedz nam coś więcej o magazynie Imagine. Czy kierowało wami coś więcej, niż chęć prześcignięcia White Dwarfa? I co to za "ciekawa historia", o której wspomniałeś?
PC: Hmm... Plan był taki, żeby Imagine był brytyjskim odpowiednikiem Dragona. Don chciał stworzyć produkt w Wielkiej Brytanii i chciał, żeby to było pismo. Mieliśmy więc serię brytyjskich dodatków do AD&D i Imagine. Myślę, że Don chciał być kimś w rodzaju Iana Livingstone'a i Steve'a Jacksona (tego z UK) i chciał cieszyć się równym prestiżem. Dlatego staraliśmy się, by Imagine było coraz większe i lepsze, a - ponieważ mieliśmy D&D - co miało pójść nie tak? Do momentu zamknięcia mieliśmy mniej więcej połowę sprzedaży White Dwarfa. W praktyce oddział brytyjski nie mógł udźwignąć takiej działalności, swoje zrobiła także... hmmm... kreatywna księgowość, która - kiedy przyszło do czego - wszystkie straty zepchnęła na pismo (przynajmniej tak powiedziała mi bardzo niezadowolona księgowa). Don nie pozostał na stanowisku wiele dłużej - poruszył ostro tę sprawę z szefami z USA, ale w tym czasie magazyn przestał się już ukazywać. Szkoda. Mam wrażenie, że w roku zamknięcia naprawdę dobrze nam szło.
Roc80s: Pracowałeś dla GW zajmując się budzącą nadal wiele kontrowersji przeprowadzką z Londynu do Nottingham. Co pamiętasz z tego okresu?
PC: A tak... no cóż, to wszystko było trochę głupie. Widzisz. Pierwszy dzień mojej pracy w GW, tylko jakieś 10% przeniosło się z Cambridge to Nottingham. Bryan Ansell wysłał mnie do Londynu, każąc mi przenieść White Dwarfa do Nottingham. Miałem rozliczyć sprzęt, pogadać z kimś, żeby to przerzucić do Studio i sprawdzić, kto z załogi chce się przeprowadzić. Redakcja White Dwarfa, cóż, tylko jeden z redaktorów chciał to zrobić, i - jak przypuszczam - wszyscy wiedzieli, że przybywam z ofertą "przeprowadzka albo wypad". Zawsze dobrze dogadywałem się z Paulem Masonem i Ianem Marshem, ale ówczesna rozmowa z nimi z całą pewnością nie należała do tych najprzyjemniejszych. Skończyło się tak, że sam musiałem zająć się redagowaniem White Dwarfa, bo nie miałem w ogóle załogi. Skusiłem pracowników TSR, żeby przeszli do GW. Nie wiem, tak naprawdę, czy przeprowadzka z Londynu do Nottingham była właściwa, czy też nie - po prostu, musiało do tego dojść. Rządził Bryan i Citadel, a - co za tym idzie - Nottingham.
Roc80s: Byłeś redaktorem naczelnym White Dwarfa od numeru 78 do 83. Na czym wówczas polegała ta praca?
PC: Ha, zrobiłem tylko pięć numerów? Naprawdę, nie chciałem tej roboty, jeśli widać to w tym numerach, serdecznie przepraszam wszystkich czytelników. Wiadomo już wtedy było, że zawartość pisma ulegnie zmianie. Wszystkie produkty nie wydawane przez GW miały zniknąć, a nacisk miano położyć na figurki i malowanie, WD przemieniał się już w katalog GW. Naprawdę tego nie chciałem, ale - jak przypuszczam - widzisz już w tym, co piszę, oznaki, iż, po prostu, nie byłem człowiekiem odpowiednim do GW. Lubię gry i hobby jako takie, nie tylko Warhammera, i tyle. Zatrudniłem Mike'a Bruntona z TSR, żeby przejął pałeczkę po mnie, więc - prawdę mówiąc - najcięższe zadania przypadły jemu. Na czym polegała ta praca? Mnóstwo rozmów o pomalowanych figurkach, a potem ich zdjęć. Mieliśmy trochę spięć przy recenzjach innych produktów - GW nadal współpracowało z firmami takimi jak Chaosium, czy West End Games, więc pojawiały się jeszcze materiały o ich produktach. Ale Bryan miał plan, z którym nie do końca było mi po drodze, tak więc - w rzeczywistości - byłem jedynie opiekunem WD, przez krótki czas po przeprowadzce z Londynu.
Paul Cockburn, zdjęcie z 79. numeru White Dwarfa. |
Roc80s: Możesz trochę rozwinąć ten fragment o spięciach przy okazji recenzji w White Dwarfie?
PC: Nie pamiętam tego zbyt dokładnie, ale miałem kilka spięć z Bryanem, dotyczących jego zamysłów. Kiedy przekazywałem WD następcy, jasne już było, że magazyn zmierza w kierunku, w którym będzie opisywał wyłącznie produkty GW. Była taka sytuacja, że mieliśmy gościa z USA, a w którymś z numerów zmiażdżyliśmy jego dzieło w recenzji, podczas gdy on sam był jeszcze praktycznie w tym samym budynku. Rzeczy takie jak ta pokazywały, że nie mogliśmy utrzymać, jako redakcja, niezależności. Wszystko było związane z polityką firmy.
Roc80s: Co, poza redagowaniem magazynu, należało do twoich obowiązków podczas pracy w GW?
PC: Zacząłem tam pracować, mając mieć znacznie szerszy zakres obowiązków związanych z redagowaniem, ponieważ plany dotyczące wydawania różnych produktów były bardzo obszerne. Warhammer (prawdopodobnie 3. wydanie - przyp. Orlygg) był we wczesnej fazie pisania, chłopcy z TSR pracowali nad WFRP, a Rick Priestley zaczął prace nad 40K. Wydaliśmy Blood Bowla i mnóstwo innych fajnych gier, świetne materiały do Runequesta, itd. To właśnie chciałem robić, stanowisko kierownika redakcji było dla mnie idealne. Ale coraz więcej czasu spędzałem walcząc, a potem zostałem odstawiony na boczny tor, zostałem kierownikiem jednoosobowego działu Projektów Specjalnych. A potem, praktycznie rzecz biorąc, już mnie nie było.
RoC80s: Wiele osób, z którymi dotychczas rozmawiałem na temat pracy w Studio, ma na ten temat wiele pozytywnego do powiedzenia. Czy podzielasz ich zdanie?
PC: Nie, niespecjalnie. To znaczy, były wspaniałe dni, wydaliśmy też doskonałe produkty (a także niezłe kiszki), ale w firmie panował styl zarządzania, który - jeśli o mnie chodzi - uważałem za idiotyczny. Nie podobała mi się obrana strategia firmy, no ale nie była to moja firma. Wszystkie sprzeczki i kłótnie, w których brałem udział, dotyczyły opublikowanych przez nas gier. Jestem pewny, że wiele osób, pamiętających mnie z tego okresu, uważa mnie za aroganckiego, przekonanego o własnej słuszności dupka, mogą nawet mieć w tym trochę słuszności. Chciałem kierować działem publikacji najbardziej kreatywnej firmy w przemyśle związanym z grami. A zamiast tego dostałem snotlingi, gobliny, i takie tam. Przepraszam wszystkich czytelników, którzy kochali lub kochają Warhammera lub 40K, ale nienawidziłem wówczas tych gier, a dziś je ignoruję. Żyję teraz w Nowej Zelandii, w moim mieście jest sklep GW. Spoglądam czasami do środka przez szybę i czuję się stary. Wygląda na to, że nic tam się nie zmienia. Ja się zmieniłem - sprzedałem resztki swej duszy marketingowi. Utrzymuję kontakty z bardzo nielicznymi osobami ze starych czasów, ale jestem zadowolony, że poznałem tych ludzi, których spotkałem w czasie swojej pracy w przemyśle związanym z grami. Nadal dużo gram, i jestem wdzięczny losowi, że zobaczyłem wówczas to ogłoszenie w gazecie. Nie dało mi, jak myślę, zbyt wiele, jeśli chodzi o karierę, ale chciałem redagować i uwielbiałem gry. Po prostu, jak sądzę, ten szczególny etap mojego życia nie okazał się specjalnie fajny.
Roc80s: Wspomniałeś, że nie lubisz Warhammera i Rogue Tradera, ale o innych grach wyrażasz się w sposób bardziej pozytywny. Na czym dokładniej polegał twój wkład w wiele gier, jakie GW wydało w czasie, gdy tam pracowałeś?
PC: Początkowo sprawowałem nadzór edytorski nad bardzo licznymi produktami. Kilka moich pomysłów znalazło się w WFRP, na przykład to, jak założono Imperium. Mocno zredagowałem też Warhammera. Nie pracowałem wcale nad 40K, ale już w Blood Bowlu widać mocno moją redakcyjną rękę. Miałem do czynienia również z kilkoma grami planszowymi, najwięcej z Blood Royale, choć ta akurat nie należy do moich najlepszych produktów. Jakieś moje tekściki pojawiają się w kilku produktach z tego czasu, ale raczej nie jestem wymieniany wśród autorów... Byłem, po prostu, kierownikiem tego działu. Tak jakby. Z wyjątkiem tego, że pojęcie "kierownictwa" było dziwnie rozumiane w GW. W tym czasie filozofię zarządzania GW można określić jako darwinizm.
I tak oto kończy się opowieść naszego rozmówcy. Jestem przekonany, że wraz ze mną dziękujecie Paulowi za czas, jaki poświęcił odpowiadając na powyższe pytania. Nie jest bowiem łatwo przypomnieć sobie wydarzenia sprzed 25 lat, kiedy prowadzi się już całkiem inne życie po drugiej stronie planety. Jeśli chodzi o mnie, uważam te wspomnienia za fascynujące, powiedziały mi wiele o początkach GW Bryana Ansella i wpływie, jaki wywarł on na brytyjską scenę gier fantasy.
Wpis ten zacząłem cytatem z Denisa Waitleya - "Musisz powitać zmianę jako taką, nie pozwól jednak, by tobą rządziła". Z pewnością Paul mógłby zgodzić się z nim, biorąc pod uwagę jego stosunek do całego zagadnienia. Z pewnością bowiem nie był (i z pewnością nadal nie jest), człowiekiem, który pozwala, by rządziła nim zmiana.
Czy masz jakieś przemyślenia, dotyczące tego, o czym tutaj przeczytałeś? Czy masz coś do powiedzenia na temat magazynu Imagine? Czy byłeś jego czytelnikiem, a może współtwórcą? A może brałeś udział w zmianie, jaka dokonała się w GW, od gier fabularnych, do własnych gier bitewnych? Jeśli tak, podziel się z nami swymi przemyśleniami
Orlygg
Ciekawe!
OdpowiedzUsuńDziś można by go określić mianem "zderzaka".
OdpowiedzUsuńDzięki za kolejne tłumaczenie :)
OdpowiedzUsuńInteresting post and a good read, thanks for sharing this, much appreciated. Hadn't appreciated the connections of White Dwarf, Gamesmaster Publications and Imagine et al, though I knew there were connections. Thanks to Paul for all his efforts over the years, the mags still get an airing now and again.
OdpowiedzUsuń