poniedziałek, 20 czerwca 2016

Bohater Chaosu: Wywiad z Philem Lewisem

Przedostatni, jeśli dobrze liczę, wywiad z serii rozmów z pracownikami Games Workshop, przeprowadzonymi przez Orlygga z bloga Realms of Chaos 80s, a dotyczącymi firmy i jej działalności z lat osiemdziesiątych. Oryginał można przeczytać tutaj, ja zaś przypomnę tylko, że na Miniwojnie ukazały się wcześniej zapisy wspomnień między innymi Bryana Ansella, Kevina Adamsa, Billa Kinga, Graeme Davisa czy Ricka Priestley’a.

Regularni czytelnicy bloga pamiętają zapewne wywiad z Andym Craigem, jaki zamieściłem jakiś czas temu. Podczas naszej rozmowy Andy opowiedział nam o pracy w zespole ‘Eavy Metal, sławnej, znanej z kreatywności grupie osób pracujących w GW w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Andy wyjaśnił nam, że Tim Prow, Mike McVey i Ivan Bartlett, by wymienić tylko kilku, pomalowali tysiące modeli - część z nich to obecnie klasyki, inne… Cóż, o innych mało kto pamięta - jak, przykładowo, o szkieletach z Iron Claw. Sądząc po nadzwyczajnym zróżnicowaniu tych modeli, o czym może zaświadczyć każdy, kto widział kolekcję “żołnierzyków” Bryana Ansella (jak sam o nich mówi), był to okres niezwykłej kreatywności, a rozwój uniwersum Warhammera 40,000 przyniósł mnóstwo nowych figurek i materiałów związanych z jego historią i wyglądem. Pojawiło się drugie wydanie Blood Bowla, wsparte bardzo dużą liczbą nowych figurek, w tym pamiętnymi Gwiazdami. Opracowano gry Heroquest i Advanced Heroquest, jak również Space Crusade i Advanced Space Crusade. W nowe, nieznane wcześniej rejony wyobraźni zabrały graczy bitewniaków i miłośników Citadel gry Dark Future, Space Marine i Adeptus Mechanicus.

Osobą odpowiedzialną za zdjęcia, a później również za zarządzanie figurkami, był Phil Lewis. Próbowałem nawiązać z nim kontakt od czasów wywiadu z Andym Craigem. Dzięki cudom technologii XXI wieku trafiłem najpierw na forum Pendrakena (firmy specjalizującej się w produkcji znakomitych figurek historycznych w skali 10 mm, ale to opowieść nadająca się na inny wpis na blog), do rzeźbiarza ukrywającego się pod pseudonimem Techno. Miałem potwierdzone informacje, że nie jest to jakiś miłośnik muzyki tanecznej z początku lat dziewięćdziesiątych, dający upust swemu zamiłowaniu do rzeźbienia figurek z okresu wojny trzydziestoleniej, ale sam Phil Lewis. Dzięki pomocy Steve’a Casey’a Phil zgodził się udzielić nam wywiadu, w którym opowie nam o swej działalności w Games Workshop.

Miłej lektury!


RoC80s: Słyszałem, że za twoje zainteresowanie grami bitewnymi fantasy odpowiada Władca Pierścieni. Czy możesz powiedzieć nam coś więcej na temat swoich początków, a także tego, kiedy dowiedziałeś się o Citadel Miniatures?
PL: Prawdopodobnie moja odpowiedź zostanie uznana za bardzo dziwną, ale moje początki w przemyśle związanym z grami bitewnymi sprowadzają się do naprawdę paskudnego zatrucia żołądkowego. Przez kilka dni leżałem w łóżku w domu, w końcu miałem jednak dość użalania się nad sobą. Moja lepsza połówka skończyła właśnie lekturę Władcy Pierścieni i zaproponowała mi przeczytanie tej książki dla zabicia czasu. Pokochałem ją. Kilkaset metrów od ulicy, na której mieszkaliśmy, mieścił się “staromodny” sklepik z modelami. Zauważyłem, że na wystawie mają kilka figurek z Władcy Pierścieni, wydaje mi się, że to były miniaturki z Heritage. Po kupieniu praktycznie wszystkich dostępnych blistrów (to w zasadzie jedyne figurki z tego okresu, które nadal posiadam), natknąłem się na naprawdę wczesne modele Citadel, z serii Fantasy Adventurer, zacząłem więc kupować je w dużych ilościach do malowania, a potem zacząłem grać w coś, co można nazwać połączeniem AD&D i D&D…

W tym momencie miałem już świra na punkcie figurek!
Figurki postaci z Władcy Pierścieni produkcji Heritage, ok. 1978. To właśnie te miniaturki, i podobne do nich, zanspirowały Phila do malowania. Z kolekcji Dead March Spectre.

RoC80s: Miałeś udział w tworzeniu wczesnych numerów Citadel Journal, dzięki swoim pracom dostałeś pracę w GW. Czy możesz napisać nam dokładniej co się stało i w jaki sposób dostałeś tę robotę?
PL:
To, ponownie, jeden z tych niesamowitych zbiegów okoliczności, chyba można tak to nazwać. Moja żona kupiła sobie wówczas niedawno konia (konie to jej wielka pasja), a ja byłem ciągany po rozmaitych pokazach, żeby obserwować dokonania jej samej lub jej przyjaciół. Zazwyczaj nudziłem się jak mops - a nawet gorzej. Jeden z przyjaciół mojej żony zaproponował, żebym zajął się fotografią, która pomoże mi zabić czas na zawodach tego rodzaju… I, niewiarygodne, to naprawdę działało! Niesamowicie wciągnęło mnie fotografowanie koni skaczących przez przeszkody, pokonujących z rozbryzgami wodę, itd. (Prawdę mówiąc, chciałem sfotografować kogoś spadającego z konia). Te zdjęcie nauczyły mnie wiele. A potem zdjęcia i moja miłość do modeli połączyły się. Musiałem więc nauczyć się kolejnej dziedziny fotografii. Kiedy byłem już na tyle pewny siebie, że nie wstydziłem się swoich zdjęć ani tego jak malowałem (choć na samo wspomnienie moich ówczesnych prac dostaję teraz gęsiej skórki), zacząłem wysyłać różne zdjęcia do “starego” White Dwarfa, wówczas wciąż jeszcze redagowanego w Londynie. Joe Dever pisał wówczas co miesiąc artykuł z serii Tabletop Heroes i pewnego miesiąca, w sposób nie do końca wiadomy Joemu, na stronie z jego artykułem pojawiło się moje czarno-białe zdjęcie.

Ależ byłem zadowolony!

Doszło do tego, że co miesiąc wysyłałem Joemu parę zdjęć i wykorzystywał sporą część z nich. Byłem jeszcze bardziej zadowolony, bo ukazywały się w kolorze! W podobny sposób, po prostu wysłałem paręnaście fotografii do Citadel, wówczas mieszczącej się jeszcze w Eastwood w Nottingham, wykorzystali część z nich w niektórych Journalach. To było nawet lepsze od publikacji w WD, ponieważ co miesiąc dostawałem prosto z wytwórni mnóstwo nowych figurek jeszcze przed ich oficjalnym ukazaniem się w sprzedaży. Trudno sobie wyobrazić lepszą sytuację dla kogoś, kto zbiera figurki. Jeśli mnie pamięć nie myli, kiedy produkcja White Dwarfa została przeniesiona do Nottingham, przez miesiąc lub dwa “nowa” wersja Tabletop Heroes/’Eavy Metal wydawała się nieco skromna. Z perspektywy czasu to nic dziwnego, przenosiny całego magazynu, redakcji, rzeczy z jednej części kraju do drugiej muszą mieć jakieś konsekwencje. To znaczy, White Dwarf pojawiał się dla mnie na półkach co miesiąc w jakiś magiczny sposób, na tym etapie nie miałem zielonego pojęcia ile pracy wymaga wydanie takiego magazynu. Tak czy siak, chcąc zrewanżować się jakoś za te wszystkie darmowe figurki, jakie dostawałem, napisałem do Nottingham, pytając, po prostu, czy mogę w jakikolwiek sposób pomóc? I tydzień czy dwa później, ni z tego, ni z owego, zadzwonił do mnie John Blanche.

“Szef chce wiedzieć, dlaczego chcesz malować figurki.”

“Ale… Nie, John, po prostu chciałem dowiedzieć się, czy mogę jakoś pomóc” - odpowiedziałem.
“Aha, no tak. W takim razie szukamy fotografa na pełny etat. Jesteś tym zainteresowany?”

Reszta, jak to mówią, była historią.


Zróżnicowane figurki pomalowane przez Phila z wczesnych artykułów ‘Eavy Metal. Jest tu sporo świetnych pomysłów wartych skopiowania. Czarny, różowy i cielisty schemat Czarownika Chaosu i tęczowy irokez.


Figurki z gry Advanced Heroquest. MalowałPhil Lewis. Ze zbiorów Orclorda?


RoC80s: Powiedziałeś, że w czasie pracy w GW zajmowałeś się “różnymi rzeczami”. Jedną z nich było robienie zdjęć na potrzeby Studio. W jaki sposób było to zorganizowane? Czy odpowiadałeś, przykładowo, za zdjęcia figurek w podręczniku Warhammer Fantasy Battle z 1987 r.?
PL:
W jaki sposób zorganizowane było robienie zdjęć? Hmmm. Do pewnego stopnia uzależnione to było od tego, co danego dnia było gotowe. Przez miesiąc czy dwa po dołączeniu do studia nie miałem swojego własnego aparatu wielkoformatowego, więc korzystałem z usług zakładu mieszczącego się kilkaset metrów od firmy, robili dla nas zdjęcia tego rodzaju. A potem spędzałem mnóstwo czasu nad wspaniałymi modelami, wszystko w Studio działało już jak należy. Nie mam w tej chwili przed sobą książki, nie mogę więc powiedzieć z absolutną pewnością, że jestem wymieniony wśród osób pracujących nad nią jako autor zdjęć, jednak niemal na pewno wykonałem praktycznie wszystkie zdjęcia w podręczniku. Choć być może jest tam też parę zdjęć zrobionych jeszcze przed moim rozpoczęciem pracy dla GW, takich “stockowych”. Jeśli chodzi o ustawianie modeli, zazwyczaj zdawałem się na ocenę Johna Blanche'a, który przychodził i spoglądał na kompozycję nim zrobiłem fotografię. Robiłem też zdjęcia polaroidem, a potem zbiegałem na dół, żeby pokazać mu, jak to będzie wyglądać. Czasem słyszałem “rób jak jest”, kiedy indziej chciał coś lekko poprawić.

Phil Lewis przy pracy z zestawem składającym się z trzech źródeł światła. W dzisiejszych czasach fotografii cyfrowej sztuka robienia zdjęć straciła wiele ze swego artyzmu. Wtedy nie było wiadomo, czy fotografia była udana aż do momentu jej wywołania. Nie było zbyt łatwo, co?


RoC80s: Andy Craig opowiedział nam wiele historyjek z czasów, kiedy pracował pod twoim kierownictwem, zajmowałeś się też bowiem zarządzaniem zespołem malarzy. W jaki sposób otrzymałeś tę funkcję? Jak wyglądała praca zespołu malarskiego? Jak nim kierowałeś? W jaki sposób oceniano, czy figurka jest “wystarczająco dobra dla White Dwarfa"?
PL:
Przypuszczam, że ta funkcja była w sumie naturalnym przejściem od robienia zdjęć. Ponieważ chwilami nie było specjalnie niczego do fotografowania ani do szukania w zakładzie, w którym wywoływałem zdjęcia, i tak dużo czasu spędzałem z malarzami. Wiele razy pytałem, kiedy jakaś figurka będzie gotowa do zdjęć, bo potrzebujemy ich na jutro rano, żeby zdążyć z WD. Stało się jakoś tak, że pomagałem koledze, który wówczas odpowiadał między innymi za malarską część Studia, ale miał coraz więcej i więcej roboty, a w końcu nie mógł się skupić na swym pierwotnym, najważniejszym zadaniu. Ponieważ ja nudziłem się trochę, robiąc przez cały czas zdjęcia, przejąłem odpowiedzialność za zespół malarzy figurek.

Co sprawiało, że figurka była “wystarczająco dobra’? Do pewnego stopnia było to uzależnione od terminów. Czasami malarze mieli mnóstwo czasu na pomalowanie jakiejś serii, szczególnie jeśli figurki z Eastwood przychodziły na czas. Kiedy indziej w Studio pojawiało się ileś tam nowych figurek mocno po terminie, nie było wtedy wiele czasu ani na ich malowanie, ani na robienie zdjęć. W takich przypadkach malowanie było nieco “po łebkach”, słyszałem wtedy, że osiągnięty rezultat jest najlepszy, jaki można uzyskać w danym czasie. Jedna rzecz mnie uderzyła - ogólny poziom malowania cały czar rósł, ponieważ malarze wymieniali się technikami i sztuczkami związanymi z malowaniem.


RoC80s: A co powiesz na jakieś zabawne anegdoty związane z czasem twojej pracy dla GW?
PL:
Pamiętam, że próbowałem powstrzymać Mike’a Bruntona przed wsadzeniem gdzieś po kryjomu plastikowej owcy w scenę bitewną, jaką fotografowaliśmy w Studio dla Realms of Chaos.... Ostatecznie nie spróbował, ale wpatrywałem się w niego jak sroka w gnat! Kiedy indziej niemal poraziłem się prądem jednym z fleszy, kiedy zepsuł się w trakcie robienia zdjęcia. Byłem przekonany, że całość odłączyłem od prądu, wsadziłem do środka paluchy, starając się odpowiednio przygiąć złączki i jak mnie nie trzepnęło! Musiałem zostać porażony prądem z kondensatora. Zszedłem klnąc na dół, powiedziałem tam komuś co zrobiłem. Błędnie założył, że moje kopnięcie całkowicie rozładowało uderzenie. No cóż, duży błąd. Kiedy sam wsadził palce do środka, jego też kopnęło!

Innym razem byłem przekonany, że całkiem zwariowałem. Złamałem cieniutką antenę na jednym ze skonwertowanych, plastikowych samochodzików Tony’ego Cottrella do Dark Future. Nie chciałem próbować naprawiać czyjejś ciężkiej pracy, zamknąłem więc pokój, w którym robiłem zdjęcia i poszedłem poszukać Tony’ego. Nigdzie nie mogłem go znaleźć, wróciłem więc do siebie, otworzyłem pokój, spojrzałem na samochód i… Kurde, antenka była z powrotem cała. Kilka minut później Tony zszedł na dół i zapytał:

"Coś chciałeś Phil?"
"Er ...tak ..ale..." (ślinotok.)

Na szczęście Tony’emu nie udało się zachować pokerowej twarzy. Przyznał za moment, że słyszał co się stało i użył zapasowego klucza (o którym całkiem zapomniałem), wkradł się do pokoju, podczas gdy ja szukałem go gdzie indziej. Potem naprawił model i zamknął za sobą pokój.

Rozmazany Phil Lewis dołączył do Bryana Ansella i spółki, by oceniać figurki podczas konkursu Golden Demon.
Banda wyznaców Chaosu Phila Lewisa. Z kolekcji Orclorda.

Jeszcze kiedy indziej Trish Morrison zabawiła się moim kosztem. Udawała, że zrezygnuje z pozycji projektanta, niemal zaraz po tym, jak o swojej decyzji odejścia z GW poinformowali nas Bob Olley i Mark Copplestone. Wszystko to działo się, kiedy byłem koordynatorem figurek. Miałem niezłą zagwozdkę próbując jakoś poukładać prace zespołu.

Na szczęście zlitowała się nade mną, kiedy zobaczyła moją minę.

RoC80s: W latach 1988-1990 GW wydała trzy książki 'Golden Demon Fantasy Miniatures'. Czy w ramach tych projektów zajmowałeś się tylko fotografią, czy też byłeś zaangażowany w produkcję w jakimś szerszym stopniu?
PL: To jest pytanie! Wydaje mi się, że do pierwszej książki zrobiłem, po prostu, wszystkie zdjęcia. Zdjęcia do pozostałych dwóch zrobił, zdaje się, Chris Colson, który przejął po mnie zadania związane z fotografią. Mogłem pomagać nieco przy tekstach i sprawach związanych z wypożyczaniem miniaturek, ale prawdę mówiąc, nie pamiętam już tego dokładnie. Gdybym miał książki przed sobą, pewnie łatwiej byłoby mi odpowiedzieć.

RoC80s: Twója drużyna Chaos All Stars do Bloodbowla nadal jest bardzo sławna, wciąż powstają nowe, tworzone i malowane na jej podobieństwo. Czy możesz opowiedzieć nam coś więcej o tych modelach i co się z nimi stało?
PL:
Kiedy drużyna Chaos All Stars pojawiła się na łamach White Dwarfa w postaci kolorowych rysunków, pomyślałem, że jej zawodnicy wyglądają naprawdę świetnie, i że spróbuję zrobić ich w wersji figurkowej. Niektóre z postaci i póz były relatywnie łatwe do wykonania przy użyciu istniejących modeli, robionych przez nas w tamtym czasie. Zrobiłem je lekko konwertując istniejące figurki. Z innymi było jednak znacznie trudniej, wykonałem je więc od zera. Bryan Ansell pozwolił zrobić do nich formy i odlać je w metalu, zdaje się, że wszystkie odlewy trafiły w moje ręce, nie były bowiem jakościowo równie dobre, jak inne figurki Citadel. Wiele lat temu sprzedałem niemal całą swoją kolekcje figurek Citadel, ponieważ stopniowo i tak coraz to kolejne wędrowały na strych, a któregoś roku musiałem zapłacić podatek sporo większy, niż przewidywałem. AUĆ! Wydaje mi się, że ostatecznie trafiły w ręce osoby, która ma je do dziś dnia. Jeśli się nie mylę, należą teraz do Toma Andersa z Impact Miniatures. Ostatni raz kiedy sprawdzałem, ta firma produkuje mnóstwo miniaturek różnych ras i zespołów do gier w stylu Blood Bowla.

RoC80s: Przez jakiś czas redagowałeś artykuły 'Eavy Metal zamieszczane w White Dwarfie. W jaki sposób wybierano tematy, jak składano je w jeden artykuł? Czy mogłeś pokazać modele, które po prostu ci się podobały, czy też sprawowano ściślejszy nadzór nad tym aspektem White Dwarfa?
PL:
Jeśli dobrze sobie przypominam, zawsze mieliśmy plan dotyczący zawartości kolejnych stron ‘Eavy Metal. Czasami był on bardzo formalny, jak wówczas, gdy wiedzieliśmy że zbliża się data wydania kolejnego podręcznika lub gry, wtedy musieliśmy się skupić właśnie na tym. W niektórych przypadkach planowanie takiego artykułu trwało nawet ponad miesiąc. Z drugiej strony, czasami było wiadomo o tego rodzaju “ważnych artykułach” znacznie, znacznie wcześniej i mieliśmy bardzo dużo czasu, by przygotować je stopniowo. Kiedy indziej, choć wiedzieliśmy dość dobrze co ma się ukazać, dawano nam relatywnie wolną rękę, jeśli chodzi o zawartość artykułu. Były i takie miesiące, gdy - choć wiem, jak dziwnie to brzmi - mieliśmy po prostu luki do zapełnienia. Myślę, że można powiedzieć, że w tych warunkach na strony White Dwarfa mogło trafić, wcześniej czy później, niemal wszystko, co było odpowiednie (albo po prostu fajne).

RoC80s: Powiedziałeś, że pracowałeś w GW przez cztery lata, dopóki nie posiadałeś kwalifikacji daleko przewyższających,te , których od ciebie wymagano. Czym jeszcze zajmowałeś się w tym czasie?
PL:
Cóż, jak mówiłem, początkowo byłem fotografem, a potem kierowałem działem malowania figurek. Jeszcze potem dostałem stanowisko “Koordynatora figurek”, co w praktyce oznaczało, że miałem trzymać w ryzach projektantów. Miałem pilnować tego nad czym pracowali, sprawdzać jak idzie im w stosunku do wyznaczonych terminów, co dzieje się z obecnymi projektami, planować dla każdego z nich następną pracę, jaką mieli się zająć po skończeniu obecnego projektu. W zasadzie to nawet działało, praktycznie zawsze mogłem podać do fabryki dane dotyczące daty dostarczenia kolejnych masterów do robienia form, zazwyczaj jednak był lekki poślizg. Nie byłem specjalnie szczęśliwy pełniąc tę funkcję, przyznam to otwarcie, dlatego Bryan (dziękuję mu ślicznie) przydzielił mi znacznie fajniejszą pracę, polegającą na robieniu planów i terenu wraz z Davem Andrewsem. Rezultaty naszej pracy były potem widoczne w White Dwarfie.

Uważam, że Dave jest jednym z absolutnie najlepszych specjalistów w tej dziedzinie. Potrafił zrobić coś (chatę czy dom) totalnie z niczego i bardzo, bardzo szybko! Po skończeniu siedział i rozbierał to na czynniki pierwsze. Nie w rzeczywistości, oczywiście. Mierzyliśmy wymiary, robiłem diagram, czy też plan, a następnie publikowano je w WD.

RoC80s: W latach osiemdziesiątych oceniałeś kilka konkursów Golden Demon. Jak poważnie traktowano wówczas sędziowanie? Czy finalna decyzja należała do jednej osoby?
PL:
“Sędzią głównym” byłem tylko raz, miałem wtedy sporo pomocy ze strony innych pracowników Studia. Problemem było to, że każdy z nas miał swoich faworytów, ale były to inne prace. Ostateczny głos należał jednak do Johna Blanche’a. Ale TAK, sędziowanie traktowano bardzo, bardzo poważnie. Biorąc pod uwagę czas i wysiłek, jaki wkładano w przygotowanie prac konkursowych, byłoby naprawdę nie w porządku wobec uczestników, gdybyśmy traktowali to w inny sposób.

Żałuję chyba tylko tego, że robienie tej imprezy w ciągu tylko jednego dnia, jak wyglądało to wówczas, przyczyniało się do zbędnego pośpiechu.

RoC80s: Wiemy, że kiedy opuściłeś GW, zająłeś się rzeźbieniem figurek. Pamiętasz jakieś specjalne projekt, a może coś innego zapadło ci mocno w pamięć?
PL: Niespecjalnie, choć zrobiłęm figurki, które zjadły psy należące do kierowników jednej z firm, która je zamówiła. Trzykrotnie! W tym jeden pies popełnił ten występek dwukrotnie. Z drugiej strony, oznacza to, że zapłacili mi dwa razy za te same prace, choć muszę powiedzieć, że rzeźbienie po raz drugi dokładnie tych samych figurek było trochę nudne. Muszę jednak powiedzieć, że z przyjemnością wspominam prace dla wszystkich producentów, z którymi współpracowałem, choć odrobinę wypaliły mnie zrobione bardzo liczne modele Mechów najpierw dla Ral Parthy, a zaraz potem dla WizKidz. Zawsze brak mi czasu na moje własne, prywatne projekty. Kiedy w końcu udało mi się zrobić coś takiego, modele nie doczekały się normalnego wydania. Istnieje więc jedynie jakieś osiem zestawów oryginalnej “Kaos Krew”. Jak mi się zdaje, tylko tyle zrobiono z oryginalnej formy. Prawdę mówiąc, naprawiłem greeny i na zamówienie odlałem dla siebie po 12 egzemplarzy. Tkwią w tej chwili w jakimś pudełku, w którejś z szop na podwórku.


Jestem przekonany, że docenicie czas, jaki poświęcił nam Phil odpowiadając na ten pytania. Trochę czasu zabrało mi uporządkowanie wywiadu, jestem jednak pewny, że było warto czekać. Po przeprowadzeniu wywiadu i zgromadzeniu ilustracji, które chciałem wykorzystać w tym wpisie, poszukałem nieco więcej informacji o zespole Chaos-All-Stars i z przyjemnością odnalazłem co najmniej kilka nowych projektów opartych na tym pomyśle. Pierwszy z nich to wyzwanie, polegające na pomalowaniu tego zespołu, inspirowanego pracą Phila Lewisa. Przeczytajcie opis i obejrzyjcie naprawdę świetnie pomalowane modele - dostępne są tutaj.

http://www.blood-bowl-miniatures.de/bb/bb_projects/bb_chaos_all_stars/index.html



Po drugie, odnalazłem link do strony Impact Miniatures, która sprzedawała niegdyś nowe odlewy skonwertowanych przez Phila figurek Citadel i jego oryginalne rzeźby. Niestety, figurki nie są już dostępne. Szkoda, bo kupiłbym parę dla siebie. Jak się zdaje, Impact Miniatures i Games Workshop wymienili kilkukrotnie “listy miłości”, co może tłumaczyć zniknięcie tych figurek. Jak już wiecie po przeczytaniu wywiadu, figurek tych odlano zaledwie kilkaset, z pewnością jednak znajdą się osoby mające je w swoich kolekcjach. Być może któregoś dnia zobaczymy na rynku nieco tańsze wersje tych miniaturek. Wtedy wszyscy będziemy mogli mieć swoje własne zespoły Chaos All-Stars.

http://www.impactminiatures.com/index.php?option=oopimpact

I, na koniec, Joe Dever i Gary Chalk udostępnili swoje artykuły Tabletop Heroes on-line. Wydaje mi się, że dostępne są wszystkie artykuły ich autorstwa, w tym liczne, do których wniósł coś również i Phil. Te teksty to źródło ciekawych inspiracji, zwłaszcza zbliżenia pomalowanych, klasycznych obecnie figurek, które wcześniej były trudno dostępne w sieci. Gorąco zachęcam do odwiedzenia tej strony i pobrania darmowego pliku pdf.

http://www.projectaon.org/en/pdf/misc/JD_TabletopHeroes.pdf

Orlygg.

1 komentarz:

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.