II edycja Figurkowego Karnawału Blogowego toczy się pod patronatem Gonza z bloga Black Grom Studio, a jej tematem jest "Ulubiony model". Strasznie ciężki temat. No bo jak to, z tych dziesiątków, a może i setek figurek poukrywanych w pudełkach, walizach, porozstawianych na regałach i wciśniętych w kartonach między inne skarby gracza, wybrać jedną, jedyną figurkę? Ale skoro trzeba, to trzeba. Dokonałem w myślach przeglądu swoich miniaturek, przypominając sobie te, z którymi łączą mnie szczególne więzy. W końcu zostały tylko trzy, trójca kawałków metalu, mające dla mnie szczególne znaczenie. O tym najbardziej ulubionym napiszę za chwile, najpierw jednak dwie figurki ciut mniej... ale też ulubione.
Pierwsza to dawny wzór wighta, oryginalnie wyprodukowany przez Citadel w ramach, bodajże, ich pierwszej licencji na miniaturki z "Władcy Pierścieni". Zobaczyłem go kiedyś w katalogu producenta, jeszcze zanim miałem jakiekolwiek figurki na własność i... po prostu musiałem go mieć. Trafił do mnie wraz z pierwszym zamówieniem i do tej pory uczestniczy w każdej bitwie moich Undeadów, w roli czempiona jednej z jednostek szkieletów. Wybrałem go ze względu na czas i wspomnienia.
Druga figurka to widoczny poniżej model necrarcha. Jedna z bardzo nielicznych, jeśli nie jedyna miniaturka z mojej kolekcji, która nie jest pomalowana przeze mnie. Prezent od mojego brata Mormega, doskonałe malowanie, świetna sama figurka i duży ładunek emocjonalny z nią związany. Jeszcze raz dzięki Bracie!
Natomiast zwycięzcą jest... model Czerwonego Hrabiego. Był, mam wrażenie, pierwszym dostępnym modelem wampira na koniu, produkowanym przez Games Workshop i trafił idealnie w swój czas. Wyprodukowano go w 1997 r., jako bohatera wydanej wówczas pudełkowej kampanii "Circle of Blood". W tym samym roku Games Workshop organizował pierwszy Wielki Turniej Warhammera, na który się wybrałem (nie, nie pytajcie które miejsce zająłem;)). Model konnego wampira świetnie wpisywał się w moją listę armii, z zadowoleniem przyjąłem więc jego ukazanie się, mimo tego, że do rozpoczęcia zawodów zostało tylko parę dni. Pamiętam, że malowałem go jeszcze dzień przed odjazdem do Wielkiej Brytanii, po rozmowie telefonicznej z którymś z mailorderowych trollów. Zapytałem go, czy zasada WYSIWYG będzie bezwzględnie obowiązująca... Oczywiście, tak, z całą pewnością, modele jej nie spełniające będą usuwane z gry lub będą mieć wyposażenie widoczne na figurce... I tak mój wampir nie dostał kopii, walczył jakimś magicznym mieczem. Oczywiście, głównie z przeciwnikami, którzy nie przejmowali się drobiazgami tego rodzaju, jak zgodność wyglądu z rozpiską;)
Do dziś Red Duke zajmuje zaszczytne miejsce w mojej kolekcji, czasem jest generałem, czasem którymś z pomniejszych bohaterów, niemniej jednak pojawia się na stole w praktycznie każdej mojej grze. I do dziś podoba mi się jego malowanie, choć, zapewne, teraz pomalowałbym go ciut lepiej.
Doskonały wybór:) Zawsze chciałem go mieć w kolekcji:)
OdpowiedzUsuńŚwietne modele :)
OdpowiedzUsuńKurczę, rzeźba hrabiego nie jest taka zła jak na '97 rok (oczekiwałem czegoś bardzo kanciastego a tutaj proszę - dynamika super i malowanie idealne).
OdpowiedzUsuńDzięki Panowie za komentarze. Przyszło mi do głowy, że w zasadzie mam jeden model Red Duke'a jeszcze niepomalowany....;) Może coś z nim zrobię.
OdpowiedzUsuńUndeadowy oldschool to jest to co lubię :)
OdpowiedzUsuńWiedziałem, po prostu wiedziałem że to będzie ten ludek!
OdpowiedzUsuńKlimatyczne, klasyczne figurki i ciekawa historia kryjąca się za nimi :)!
OdpowiedzUsuń