Ciekawe, w ilu osobach zainteresowanie Warhammerem obudziły dwa opowiadania Billa Kinga, Geheimnisnacht i Jeźdźcy wilków, opublikowane po raz pierwszy w języku polskim na łamach Fantastyki, w numerze poświęconym grom powiązanym z fantastyką... Przynajmniej tak podsuwa mi zawodna pamięć, może było to wtedy tylko jedno z tych opowiadań, drugie pojawiło się ciut później. W każdym razie do osób o których wspomniałem, ja należę z pewnością. Przygody Gotreka Gurnissona i Felixa Jaegera do dziś są w moim prywatnym rankingu jednymi z najlepszych opowieści z ponurego świata niebezpiecznych przygód. Bez nich nie byłoby, pewnie, polskiego WFRP - do wyboru był GURPS lub system GW, a że ten ostatni był już jako tako znany polskiemu czytelnikowi... Ale to już inna historia, luźno tylko powiązana z grami bitewnymi. W każdym razie dzięki Jeźdźcom wilków klasycznym dla mnie obrazem, związanym ze starym Warhammerem, jest widziany w mej wyobraźni gobliński szaman dosiadający potężnego wilka, wjeżdżający w rozbitą bramę fortu gdzieś na rubieżach Imperium. Zresztą ogólnie, gobliny na wilkach są dla mnie kwintesencją, ikoną starego bitewniaka i rolpleja. Jedne z pierwszych rozegranych przeze mnie bitew toczone były na polu walki będącym rozłożoną wersalką, przy użyciu kartoników skserowanych z podręcznika 3. edycji WFB... Oczywiście, byli wśród nich goblińscy jeźdźcy. Tak się jednak złożyło, że swoje zainteresowania hobbystyczne ulokowałem w ożywieńcach. Zielonoskórzy byli jednak bardzo, bardzo długo drugą armią, jaką zamierzałem pomalować. Kupowałem do nich figurki, od czasu do czasu coś malowałem. W końcu jednak poddałem się. Doszedłem do wniosku, że nie dam rady pomalować drugiej armii, zwłaszcza liczącej tak dużo figurek. I tak biedne orki i gobliny przeleżały w czeluściach rozmaitych pudeł wiele, wiele lat. Ostatnio stwierdziłem, że pozbędę się przynajmniej części niewykorzystywanych przeze mnie miniaturek, trafiło właśnie na miłośników Waaagh! Wyciągnąłem jako pierwsze pomalowane przeze mnie już figurki i... już właściwie nie wiem, chcę, czy też nie chcę je sprzedawać... Może, jakimś cudem, znajdę za kilka lat sposób na to, żeby je pomalować?
Pamiętam, z jaką przyjemnością malowałem widoczne obok gobliny i wilki. Małe, złośliwe, przebiegłe zielone istotki dosiadające większych od nich wilków. Celowo malowałem ich skórę z rozjaśnieniami idącymi w stronę bladej zieleni, wśród posiadanych figurek miałem sporo nocnych goblinów, zamierzałem wobec tego wszystkich utrzymać w podobnej tonacji...
Jezu, jak ja lubię takie wpisy... 100% klasyki, wspomnienia jak 'sprzed wojny' - nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńW ciągu najbliższych dni pojawi się jeszcze co najmniej jeden wpis tego rodzaju;)
OdpowiedzUsuńOj tak... piękne czasy, młodzi tego nie kumają ;-)
OdpowiedzUsuńJa się mogę tylko podpisać pod komentarzem Szeperda. Żelazna klasyka! Z przyjemnością na nich patrzę.
OdpowiedzUsuńJeśli dobrze pamiętam to Geheimnisnacht rzeczywiście mogło być jednym z moich pierwszych kontaktów z WH. Prawdopodobnie dzięki niejakiemu Johnny'emu, który pojawia się czasem na Zgiełku. ;) A Jeźdźców Wilków czytałem już chyba w wydaniu książkowym, pożyczonych z dobrze zaopatrzonej biblioteki osiedlowej. :) To były czasy...
Ale, ale ja bym chętnie poznał historię dotyczącą wyboru WFRP vs. GURPS :)
Hmm... W dużym skrócie historia wyglądała tak, że Jacek Rodek, pracujący wówczas w Fantastyce, zamierzał wydawać gry fabularne. Problem polegał na tym, że w Polsce, tak naprawdę, mało kto kojarzył z czym się to je, na pewno nie była to liczba osób wystarczająca do założenia i utrzymania firmy. Na początku więc, juz po artykułach w Fantastyce, i zdecydowaniu sie na zalozenie MAGa, postawiono na publikacje Krysztalow Czasu w odcinkach, co pozwolilo zwiekszyc krag potencjalnych odbiorcow. Wczesniej Jacek nawiazal kontakty z Jacksonem od Gurpsa i z GW. Warhammer wygrał z trzech powodow... Jacek uwazal, ze szybko da rade wydac gre majac klubowe tlumaczenie wydane przez klub Cytadela z Lublina. Okazalo sie, ze korzystanie z tego przedluzylo prace o jakis rok, bylo koszmarne, robione przez kolege, ktory nie znal angielskiego, uczyl sie tlumaczac. Trzeba to bylo wszystko wielokrotnie poprawiac... W kazdym razie swiat WH byl juz czytelnikowi polskiemu nieco znany, a GURPS nie mial zadnego wyraznego uniwersum. Na dodatek zadzialalo polskie piekielko, ktos (zostawmy dywagacje kto;)) odezwal sie do Jackson Games i obsmarowal MAGa, oferujac sie ze zaplaci wiecej za licencje GURPSa.... Koniec koncow padlo na Warhammera i - moim zdaniem - slusznie:)
OdpowiedzUsuńDzięki za opowieść. :)
OdpowiedzUsuńFajnie posłuchać o czasach, w których Warhammera co najwyżej mgliście kojarzyłem z ogłoszeń o przedsprzedaży w MiMie :)
Ja też należę do pokolenia stworzonego przez Geheimnischnacht :D
OdpowiedzUsuń