poniedziałek, 9 marca 2015

Z półki Mormega: The Curse of Khaine

"The Curse of Khaine" to już kolejna powieść ze świata Warhammera, sygnowana logiem "The End Times" - jej fabuła zazębia się i poszerza wątki opisane w podręcznikach przeznaczonych do użytku z grą bitewną. W tym wypadku fabuła "Klątwy Khaine'a" poszerza fabułę "Warhammer The End Times: Khaine". Autorem powieści, liczącej 384 strony, jest Gavin Thorpe, niegdyś jeden z redaktorów White Dwarfa, potem autor podręczników do gry, w końcu - pisarz działający na rzecz Games Workshop i Black Library, podmiotu odpowiadającego za wydanie tej książki.

Otwarcie napiszę, że nie jestem, a raczej do niedawna nie byłem, specjalnym fanem jego twórczości. Pamiętam go, po prostu, jako trochę pryszczatego chłopaka z kart Białego Krasnoluda, pamiętam też jego pierwsze próbki literackie. Cóż. Nie były one specjalnie wysokich lotów, nawet na tle reszty ówczesnej twórczości spod znaku młota i boltera. Dziś jednak jestem bliski zmiany swojej opinii - a to za sprawą recenzowanej właśnie powieści.

Zacznijmy, jednak, ab ovo. Fabuła "The Curse of Khaine" to, w zasadzie, powtórzenie treści "Khaine", podana jednak w odmienny sposób. W podręczniku do bitewniaka bohaterów było wielu - karty księgi informowały zarówno o tym, co dzieje się w obozie Mrocznych Elfów, jak i o staraniach Tyriona, poczynaniach Teclisa, mówiły o tym, co dzieje się wśród Leśnych Elfów, w końcu o tym, co przydarzyło się kilkudziesięciu bohaterom mniejszej rangi, a nawet postaciom epizodycznym. W przypadku "Klątwy..." bohater jest tylko jeden. Mroczny, posępny, budzący grozę Malekith. Od zawsze jeden z czołowych "złych" bohaterów świata Warhammera, od zawsze istota opętana własnymi ambicjami, od zawsze pechowiec i - od zawsze - jeden z bardziej płaskich antyherosów tego uniwersum. Cóż, to ostatnie, można odłożyć na półkę. Już  w "Khaine" Malekith daje się poznać jako postać daleka od płaskości i tym bardziej pełna niuansów, im bliżej końca całej opowieści. W "Curse of Khaine" przywódca Mrocznych Elfów jest pełnowymiarową postacią, głęboką i posiadającą cechy nadające mu wiarygodności. Spójrzmy bowiem prawdzie w oczy - postaci fantasy, zwłaszcza te, które zaludniają karty książek z rodzaju tych, jakie publikuje Black Library, najczęściej są mało skomplikowane i przewidywalne, aż do bólu.

Właśnie, bólu, cierpienia i śmierci, czyli tych czynników, bez których niełatwo wyobrazić sobie okrutnego pana losu, życia i śmierci Druchii. Dość trudno z okrutnika i sadysty zrobić postać, z którą zdolny byłby identyfikować się tak zwany przeciętny czytelnik. Że się da, udowodnili już dawno autorzy powieści o Malusie (recenzja ostatniego tomu jego sagi już wkrótce). Zadziwjające, ale Thorpe'owi udała się ta sztuka na łamach jego dzieła. Autor miał, trzeba przyznać, nieco łatwiejsze zadanie niż twórcy Malusa, Malekith podlega bowiem zmianom, czyniącym z niego sympatyczniejszego osobnika, z drugiej jednak strony wydobycie go z głębi, nazwijmy to delikatnie, czteroliterowej ciemności, w którą umieścili go wcześniejsi autorzy, opisujący jego dzieje (mam na myśli zarówno autorów podręczników do gry, jak i wcześniejszych książek o działaniach Malekitha - w tym samego Thorpe'a), znacząco utrudniało to zadanie. Uznałem jednak, po skończeniu lektury, że autorowi się ta trudna sztuka naprawdę udała. Malekith nie tylko się zmienia. Zmienia się w sposób logiczny i prawdopodobny. Jego przemiana, przejście od bycia kwintesencją zła i okrucieństwa w stan, nazwijmy to, praworządności i surowości zaledwie, wobec wcześniejszego sadyzmu, jest pokazana jako akt naturalny, wynikający ze zmienionych okoliczności, będący logicznym wyborem umysłu, skupionego na przetrwaniu rasy. Dodajmy - całej rasy, bez podziałów płynących z tragicznej historii.

Fajnym motywem książki, który nie istnieje w podręczniku do WFB, są wspomnienia Malekitha, sięgające samego początku, czasów tuż po śmierci jego ojca. Pokazane zostały początki konfliktu, niesprawiedliwość, jaka go spotkała, nie będąca, wbrew wcześniejszym publikacjom GW, jedynie jego własnym wyobrażeniem. Elfy są, po prostu, równie nieprawe i poddające się manipulacji, pyszne i dumne, jak wszystkie inne żywe, rozumne istoty. Może nawet bardziej, biorąc pod uwagę ich pochodzenie i status. Podczas czytania tych fragmentów miałem jednak pewne wątpliwości - niektóre ze wspomnień odwoływały się do wydarzeń, które - zapewne - były opisane w innych powieściach i podręcznikach, nieczytanych przeze mnie. Nie sprawiało to specjalnych trudności w zrozumieniu ani akcji, ani motywacji Malekitha, niemniej jednak pozostawiło pewien niedosyt. Mam też wrażenie, że osoby nieobeznane z tłem fabularnym elfów mogą mieć pewne trudności ze zrozumieniem kilku rzeczy. Część bohaterów pomniejszej rangi pojawia się, bowiem, w zasadzie znikąd. Osoby znające fluff elfów, rzecz jasna, będą wiedziały, przykładowo, kim jest Caradryan i dlaczego milczy. Bez tej wiedzy trudniej będzie zrozumieć wagę jego słów. Niektóre z wydarzeń, istotnych dla całej fabuły, są zaledwie wzmianką. Autor wyraźnie liczy, że czytelnik zna przynajmniej zarys wydarzeń z książki "Warhammer The End Times: Khaine". Niespecjalnie jasne mogą być też odniesienia do wydarzeń z przeszłości bogów elfiego panteonu - te jednak wraz z lekturą stają się coraz bardziej oczywiste.

Niektórzy spośród czytelników mogą być zawiedzeni charakterem opowieści - jest w niej, relatywnie, niewiele walk, bitwy opisane w szczegółowy sposób są zaledwie dwie, większość akcji dzieje się poprzez rozmowy, opisy i wspomnienia. Niech to jednak nie zraża potencjalnych chętnych do zapoznania się z tą książką. "Curse of Khaine" to jedna z najlepszych opowieści ze świata Warhammera, epicka w rozmachu, a jednocześnie skupiona na jednej postaci, ważnej dla całego uniwersum. Dobrze napisana, wyróżniająca się w natłoku gropochodnej literatury średnich lotów. Do diaska, zdołałem polubić i - nawet - pożałować Malekitha, prawowitego Wiecznego Króla, wygnańca i odkupiciela. Zdecydowanie, bardzo mocno polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.