niedziela, 6 listopada 2016

Harlekin: wywiad z Darrenem Matthewsem

Kilka miesięcy temu wydawało mi się, że przetłumaczyłem wszystkie wywiady opublikowane przez Orlygga z bloga Realm of Chaos 80s z dawnymi pracownikami Games Workshop. Jak się okazało, umknęły mi trzy rozmowy. Dziś czas na pierwszą z nich. Oryginał można przeczytać tutaj, ja natomiast zachęcam do zapoznania się z wcześniejszymi wypowiedziami ludzi dawnego GW - pozostając przy tematyce malarskiej, zachęcam do przeczytania rozmów z Mikiem McVey'em, Guyem Carpenterem czy Andym Craigem.


Oldhammer to rezultat splotu dwóch okoliczności. Nostalgii i mediów społecznościowych. Bez nich nie byłoby tej społeczności, która daje nam tak wiele frajdy.  Społeczności międzynarodowej, rzecz jasna, organizującej regularne wydarzenia w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i innych krajach. Łatwość kontaktowania się, związana z nowoczesną technologią, to jedna z przyczyn wzrostu popularności oldhammera w ostatnich trzech latach, przyczyniła się też do organizacji naszych spotkań, do wymiany i badań w sposób niemożliwy jeszcze dziesięć lat temu.

Dzisiejszy wywiad poświęcony starym czasom zawdzięczamy właśnie mediom społecznościowym, gdyż jego bohater, Darren Matthews, przyłączył się do społeczności oldhammerowej poprzez grupę na Facebooku. Jeśli nie rozpoznajecie jego nazwiska, Darren był jednym z członków oryginalnego zespołu ‘Eavy Metal w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Ale jego powiązania z Citadel Miniatures i Games Workshop są znacznie dawniejsze - prawdę mówiąc, jak zobaczycie, był z nimi związany od praktycznie samego początku.

Na szczęście dla nas Darren bardzo chętnie zgodził się odświeżyć swoje wspomnienia i głęboko zaczerpnął mocy ze Spaczni, by podzielić się z nami swoimi wspomnieniami z czasów pracy dla firmy, kiedy to robił coś, co chcieliśmy robić chyba wszyscy - malował figurki za pieniądze. W imieniu wszystkich oldhammerowców chciałbym podziękować Darrenowi za czas, jaki poświęcił nam na pogawędkę o jego pracy w Games Workshop.

RoC80s: Jak wciągnąłeś się w gry fantasy i figurki?
DM: Fantasy zainteresowałem się dzięki oglądaniu filmów. Mój tata był wielkim fanem Jazona i Argonautów, przypuszczam więc, że od tego się zaczęło. Pierwsze figurki Citadel kupiłem gdzieś koło 1980 r., w sklepiku na Steep Hill w Lincoln. To były szkielety z serii Fantasy Tribe. Następnym zakupem były koboldy i tak to się właśnie zaczęło. Toy Shop w Lincoln zaczął wówczas sprzedawać blistry i od tego czasu nic nie było już takie same. Około 1985 r. poznałem w Lincoln Chaza Elliota, zafiksował się na figurkach fantasy, a ja byłem urzeczony jego malowaniem, starałem się je naśladować. W tamtym czasie w Lincoln otworzył się też sklep, który sprzedawał wyłącznie figurki fantasy i gry, zacząłem dla nich malować miniaturki na wystawę w zamian za niepomalowane odlewy. Przeczytałem też Kolor Magii, pierwsze wydanie książki napisanej przez niejakiego pana Pratchetta, byłem nią zafascynowany. Nigdy nie wciągnąłem się w granie, ale od samego początku byłem zbieraczem i malarzem.

Szkielety z serii Fantasy Tribe. Pierwsze figurki Citadel Darrena Matthewsa.
RoC80s: Kiedy więc zacząłeś pracę dla Games Workshop, miałeś już spore doświadczenie dotyczące figurek i ich malowania. Jak dostałeś pracę zawodowego malarza figurek??
DM: Na początku 1987 roku, kiedy miałem niewiele ponad 20 lat, przeprowadziłem się do Nottingham i cieszyłem się zbieraniem i malowaniem figurek. Moja praca związana z archeologią dobiegła jednak końca, ponieważ skończyło się finansowanie projektu, zdecydowałem się więc wysłać próbki swoich prac do studio, bez większej nadziei na sukces. Tydzień później do moich drzwi zapukał John Blanche, który zaproponował mi pracę w studio!

Byłem, delikatnie mówiąc, oszołomiony, sądziłem dotychczas, że moje malowanie było o wiele za słabe na White Dwarfa. Z Johnem przyszedł do mnie Sean Masterton, który wówczas był redaktorem White Dwarfa. Byli po pracy, jak się potem dowiedziałem, i szli na curry.

Pierwszego dnia strasznie się denerwowałem, moim chrztem bojowym było spotkanie z zespołem malarskim. W tym czasie ‘Eavy Metal składał się z Mike’a McVey’a, Colina Dixona, Dave’a Andrewsa i Sida, naszym szefem był John Blanche. Tony Ackland i H dzielili z nami studio, czułem się tam naprawdę nie na miejscu, z całkowicie innej ligi. Po kilku tygodniach rozumiałem już większość z tego, co mówiło się w pomieszczeniu i wiedziałem, czego oczekuje się od zatrudnionego w pełnym wymiarze czasu malarza.

Niektórzy członkowie zespołu 'Eavy Metal z czasów Darrena. Lee 'Mam zajebistą fryzurę z lat 80’ Dudley pomagał w trakcie wakacji. Szczęściarz!
RoC80s: Wspomniałeś tajemniczego Sida Malarza. Nie wiemy zbyt wiele na jego temat, znanych jest tylko kilka zdjęć, wspomina go artykuł czy dwa. Możesz powiedzieć nam coś więcej o tym człowieku?
DM: Sid nazywał się Tim Croxton. Wydaje mi się, że tak właśnie pisze się jego nazwisko, pochodził z Eastwood. Był bardzo inteligentny, ale miał w sobie sporo buntownika. Kiedy się już go bliżej poznało, okazywało się, że to bardzo sympatyczny, miły człowiek. Bardzo interesował się motorami i samochodami. Nie wiem co się z nim działo, kiedy odszedł ze studia, ja sam zresztą też skończyłem pracę niedługo po nim, bo atmosfera w studio zaczęła się zmieniać.

RoC80s: Jak wyglądały pierwsze dni, szkolenie w pracy malarza w studio?
DM: Przez kilka pierwszych tygodni wykańczałem stare, niespecjalnie pilne projekty, takie jak Leśne Elfy czy Orki i Snotlingi z serii fantasy. Stopniowo otrzymywałem do malowania nowości, które miały pojawić się w White Dwarfie, zazwyczaj w kolejnym miesiącu. Zacząłem też malowanie kilku rzeczy w czasie wolnym, poznałem bliźniaków Perry, którzy pracowali w innej części studia, dało to początek mojemu zbieraniu figurek historycznych. Właścicielem firmy był wówczas Bryan Ansell, kiedy go spotykałem, zawsze wszystko grało między nami. John Blanche zachęcał mnie do eksperymentowania z tuszami i farbami, próbowania nowych technik malarskich, z których nigdy wcześniej nie korzystałem.

Zawsze uważałem, że John jest największym mistrzem malowania, a Mike McVey jest tuż za nim. W tamtym czasie wszyscy mieliśmy różne style malowania, nie przypominam też sobie, by istniała jakaś jednolita, firmowa metoda malowania. Stopniowo docierały do nas grafiki Tony’ego Acklanda pracującego nad Realms of Chaos, a potem figurki do malowania. Część rzeźb bardzo mi się podobała, co do innych byłem dość sceptyczny, mimo to ich malowanie sprawiało mi dużo przyjemności.

Ikoniczny obecnie schemat kolorów wybrany przez Darrena do pomalowania tego orka. Z pewnością wielu z czytelników go kopiowało. Poniżej przykłady pomalowanych przez Darrena Dreadnoughta Chaosu i wczesnej wersji Sentinela Gwardii Imperialnej.





Ten sam model na zdjęciu cyfrowym. Fotografia Steve’a Casey’a. Model pochodzi z kolekcji Bryana Ansella, Wargames Foundry, Stoke Hall Stables
.
A tutaj, na nieco rozmytym zdjęciu, ten sam sentinel. Fotografia Steve’a Casey’a. Model pochodzi z kolekcji Bryana Ansella, Wargames Foundry, Stoke Hall Stables. 
RoC80s: Czy w czasie pracy w studio mogłeś pracować nad jakimiś projektami nieco bardziej osobistymi? W tym czasie powstało dużo dioram - nad czym ty pracowałeś?
DM: W wolnym czasie pracowałem nad moimi własnymi projektami (do moich prywatnych zbiorów). Któregoś dnia wymyśliłem, że skonwertuję plastikowego rhino i zrobię z niego pojazd przejęty przez Nurgla. Podobał mi się pomysł czołgu stopionego w jedno z żyjącymi istotami, wyrzeźbiłem więc z green stuffu robaki wypełzające z kadłuba. Obrzydziły parę osób widzących projekt we wczesnym etapie, ale i tak go kontynuowałem.

Uwielbiałem malować czołgi, pomalowałem kilka pierwszych transporterów Rhino i Predatora. Moimi ulubionymi aspektami Chaosu był Khorne i Nurgle, lubiłem malować figurki istot im oddanych. Któregoś razu Kev Adams przysłał do nas Phila Lewisa, który zrobił nam wszystkim zdjęcia z dziwnymi minami, wykorzystano je jako źródło inspiracji do niektórych z rzeźb Keva do Chaosu. Każdy dzień był inny, odpowiadało mi zróżnicowanie figurek i robienie modeli. Pierwsze mieszane, plastikowo-metalowe modele Gwardii Imperialnej w studio nie zostały przyjęte specjalnie dobrze, potem takie mieszane figurki stały się częstsze, praca nad nimi zawsze była pewnym wyzwaniem. Powoli nabierały rozpędu też tytany, kiedy pracowałem dla GW trwały prace nad modelami w skali epic. Prawdziwym wyzwaniem było pomalowanie wszystkich figurek pierwszych harlekinów, wyrzeźbionych przez Jesa Goodwina - musiałem skończyć je na ilustrację na pudełko w czasie świątecznego weekendu. W ich malowanie włożyłem wszystkie swoje umiejętności, oglądając je jednak teraz nadal uważam, że miałem na nie za mało czasu.

Tylna strona pudełka RTB6. Wzory i pomysły Darrena są nadal inspiracją dla obecnych malarzy,to przyjemność móc przypisać je konkretnej osobie. 
RoC80s: Czy dobrze zrozumiałem? Pomalowałeś oryginalne modele harlekinów w czasie świątecznego weekendu?
DM: Tak, chodzi o harlekinów z pierwszego zestawu pudełkowego. Dostałem je w piątek po południu, a pomalowane dostarczyłem rano we wtorek - ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich. Moja ówczesna dziewczyna wyjechała, więc każdego dnia malowałem po jakieś 12 godzin i udało mi się je skończyć. Wcześniej krótko rozmawiałem z Jesem Goodwinem na ich temat, ale w gruncie rzeczy wymyślenie kolorów i wzorów pozostawiono mojej decyzji. Przykazano mi, żebym nie podkreślał sutków widocznych na korpusie jednej z kobiet, ale chyba nigdy tego nie robiłem. O ile dobrze wiem, ten zestaw był jednym z największych hitów w historii firmy, jestem dumny, że przyczyniło się do tego moje malowanie. Rzeźby Jesa Goodwina były wspaniałe i bardzo zaawansowane na ówczesne czasy, jeśli chodzi o pozycje. Z perspektywy czasu malowanie tych figurek wymagało mnóstwa pracy, jednak naprawdę sprawiło mi wiele przyjemności.


RoC80s: Wspomniałeś atmosferę w studio - jak wyglądała wówczas praca w tym miejscu?
DM: Warunki pracy były doskonałe, ale ja nie byłem do tego przyzwyczajony, bo wcześniej zajmowałem się tylko pracą na zewnątrz, w archeologii, w bardzo mieszanych zespołach. Kiedy zaczynałem, nie byłem pewny swoich umiejętności malarskich i trzeba przyznać, że było to widać. Zawsze bardzo krytycznie podchodziłem do swoich prac i nie lubię pracować w pośpiechu. Trochę czasu zabrało mi też przywyknięcie do gadania w studio, przypuszczam też, że przez parę pierwszych tygodni Sid trochę mnie testował, ale w końcu jakoś doszliśmy do porozumienia i zostaliśmy potem kumplami. Dzień, w którym opuścił studio był jednym z najgorszych, jeśli nie najgorszym, jakie przeżyłem w pracy, ponieważ wtedy byliśmy już naprawdę dobrymi przyjaciółmi.

Czasami, w niektóre dni, mieliśmy do malowania tylko jedną figurkę, w inne musieliśmy malować seriami, bo zbliżał się termin. Był spory nacisk na terminowe oddawanie prac, wiązały nas daty wydawania. Po kilku miesiącach przywykłem i nawet cieszyłem się z tego całego chaosu i zamieszania, swoistej anarchii, jaka panowała wówczas w studio. Byliśmy świetnym zespołem, dobrze nam się pracowało, byliśmy w mniej więcej tym samym wieku, mieliśmy więc podobne poczucie humoru i spojrzenie na świat.

Konkursy Golden Demon, jakie robiliśmy w latach osiemdziesiątych, zawsze - szczerze mówiąc - nieco mnie przerażały i przytłaczały. Niespecjalnie dobrze radziłem sobie postawiony przed tłumem ludzi, w tamtych czasach nie cierpiałem też malowania pokazowego, w sklepach czy przed publicznością. Dziś, jak mi się wydaje, nie byłoby to problemem, jestem trochę pewniejszy swojego malowania. Bryan był jednak świetnym szefem, tak samo John Blanche, obaj jakoś radzili sobie z moim zdenerwowaniem. Spotkałem też Frasera Graya, był niesamowitym facetem, uwielbiałem jego prace, które były, po prostu, niesamowite. Odwiedził studio parę razy w trakcie mojej pracy dla GW.

Nurglowy Rhino Darrena pojawił się w tej dioramie pokazanej na tylnej okładce 113. numeru White Dwarfa. 

RoC80s: Jak z czasem zmieniała się ta atmosfera pracy?
DM: Pod koniec mojej pracy w firmie atmosfera zaczęła zmieniać się na nieco bardziej korporacyjną, wyłaniał się też jednolity styl malowania, który nie do końca odpowiadał niektórym spośród nas, a niektórzy niespecjalnie dobrze go czuli. Przedtem pracownikom ufano na tyle, że mogli sami malować na swój sposób. Kiedy ktoś nie był zadowolony z tego co zrobił, pokazywał to reszcie i dostawał szczere opinie, koledzy zawsze byli chętni do tego i taka ocena była bardzo wartościowa. Wydaje mi się, że kiedy dojrzałem do odejścia, praca nie sprawiała mi już tyle przyjemności, co wcześniej.

RoC80s: Czy były jakieś inne linie figurek, nad którymi pracowałeś, z których jesteś naprawdę dumny jako malarz?
DM: Dużą przyjemność sprawiły mi figurki do Space Hulka. Kiedy zobaczyliśmy pierwsze miniaturki terminatorów, dosłownie zwaliło nas z nóg. Moim ulubionym zakonem marines były Kosmiczne Wilki, byłem jednym z pierwszych malarzy malujących czarne wilcze łby na żółtym tle. W połowie 1989 r. moje życie trochę się zmieniło, podróżowałem bez przerwy między Lincoln i Nottingham i miało to wpływ na moją pracę. Któregoś razu w 1989, impulsywnie, zdecydowałem się odejść, jak mi się zdaje, nie myślałem wtedy specjalnie rozsądnie, ale pracowałem dla firmy 18 miesięcy i potrzebowałem zmiany. Patrząc wstecz, nie żałuję pracy w takim fantastycznym środowisku, pośród takich fajnych, utalentowanych ludzi. Zawsze będę wspominać tę pracę z dumą, sprawiała mi dużo przyjemności, malowałem w końcu figurki dla jednej z najlepszych, w tamtym okresie, firm figurkowych na świecie.

Przyjemność sprawiała mi też powolna praca nad Kosmicznymi Wilkami, ale nigdy jakoś nie zebrałem się na tyle, by je skończyć, miałem za dużo do malowania w pracy, zamierzałem jednak pomalować cały zakon. Phil Lewis zrobił trochę zdjęć tego, co było gotowe, jedno z nich trafiło nawet na tył White Dwarfa. Frajdę sprawiało mi też malowanie krasnoludów Maraudera dla Trishy i Ala Morrisonów. Malowaliśmy je na zlecenie firmy, ale chyba nigdy nie przypisano nam oficjalnie tych malowań. Żołnierze Imperium, których wtedy pomalował dla nich Mike McVey, byli wówczas naprawdę niesamowici. Mike był najlepszym malarzem w studio.

Jedna z moich ulubionych prac Darrena z czasów pracy dla GW, Gargant orków w skali epic.

Jestem prawie pewny, że ten model był widoczny wśród figurek członku genokultu pokazywanych przez Bryana w czasie ubiegłorocznego spotkania BOYL.

Wojownicy Chaosu to ikona Warhammera. A ich malowanie nigdy nie było bardziej chaotyczne. To jeszcze jeden z moich ulubieńców.





9 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za kolejny wywiad. Mam nadzieję, że przypadkiem znajdą się jeszcze inne :) Miałem większość tych figurek z serii FTS. FTS 18, 14 i 17 naprawdę bardzo fajne. Te pozostałe szkielety, były dosyć delikatne - pamiętam, że przy czyszczeniu łatwo było o połamanie figurki w torsie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech, świetnie się czyta te wywiady. Dzięki za publikację.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna sprawa z tymi wywiadami! Wielkie dzięki za tłumaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne czasy! Najlepsza jest ta dowolność interpretacji, którą malarze mogli się cieszyć. Dziś jest tylko produktowa sztampa...

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma to jednak jak przeczytać przetłumaczony wywiad - zupełnie większe wrażenia =) Dzięki! W dzisiejszym malowaniu GW brakuje niestety pazura..

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyjemna lektura. Dzisiejsze malowanie GW, o ile technicznie piękne, jest strasznie nierówne pod względem pomysłu - trafiają się prawdziwe malarskie perełki, ale równie często, jak nie częściej, firmowe malowanie aż w oczy boli...

    OdpowiedzUsuń
  8. Strasznie fajnie się to czyta! :) Nie trafiłbym na te wywiady, gdyby nie Toje tłumaczenia.
    Niby wiadomo, że WD ma 35 lat historii, ale dopiero jak czytam coś takiego to naprawdę to do mnie dociera. :)

    OdpowiedzUsuń

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.