niedziela, 4 października 2015

Potężny Mściciel - wywiad z Bryanem Ansellem

Poniższy wywiad to pierwsza z serii opowieści z ludźmi, których dziełem był Warhammer w jego początkowej wersji. Oryginalnie wywiady te, przeprowadzone przez Orlygga, opublikowano na blogu RealmOfChaos80s, do odwiedzin którego serdecznie zachęcam. Tekst dzisiejszego wywiadu w języku angielskim znajdziecie tutaj. Serdecznie dziękuję Orlyggowi za pozwolenie na przetłumaczenie tych materiałów.

Bryan i jego armia Choasu, zdjęcie z "Warhammer Armies".
Niewielu ludzi osiąga na kartach historii status legendy, a jeszcze mniej liczni cieszą się nim jeszcze za życia. Myślę, że świat jest w tej chwili nękany takimi określeniami z alarmującą powtarzalnością, które - podobnie jak straszliwie nadużywane współcześnie wyrażenia w rodzaju "wspaniały" i "znakomity" - utraciły swoje pierwotne znaczenie. Tak się jednak składa, że słowo "legendarny" doskonale opisuje naszego rozmówcę, dawnego właściciela Citadel i Games Workshop, człowieka odpowiadającego za "złoty wiek brytyjskiego wargamingu fantastycznego", Bryana Ansella.

Tak, właśnie jego, udało nam się!

Wywiad ten był możliwy dzięki ciężkiej pracy Steve'a Casey'a ze strony Citadel Collector (a obecnie Eldritch Epistles - przyp. tłum). Jak może część z was wie, Steve postanowił niegdyś sfotografować większość zadziwiającej kolekcji figurek Bryana. Kiedy po raz pierwszy zasugerowałem mu przeprowadzenie wywiadu z Bryanem, Steve zaoferował swą pomoc w skontaktowaniu się z nim i w samym wywiadzie. Po wymianie kilku emaili udało nam się spisać całkiem liczne pytania...

W założeniach miał to być projekt wspólny naszych dwóch stron. A potem wkroczyło życie... I cały pomysł zniknął w eterze, zaginął w otchłaniach Królestwa Chaosu.

Jakiś czas potem, całkiem niespodziewanie, dokładnie w dzień pierwszej rocznicy prowadzenia tego bloga, Bryan przysłał mi swoje odpowiedzi. Cóż więcej pozostaje do dodania? Wywiad jest gotowy. Zanim jednak zaczniemy, kilka słów od Bryana.

Bryan Ansell (BA): Czuję się zobowiązany wystosować ostrzeżenie: rzeczy, o których będę pisał, wydarzyły się bardzo dawno temu.
Od 33 lat moje życie obraca się bezustannie wokół zabawkowych żołnierzyków i wszystkiego, co z nimi związane. W tym czasie bezustannie coś się działo. Każdy dzień pracy to nowe szkice koncepcyjne, nowe figurki, ilustracje, teksty i zadziwiająco ekscentryczne zachowania. Już wtedy, w tamtych czasach, trudno było dotrzymać temu kroku - dziś jeszcze trudniej jest to wszystko sobie przypomnieć. Im bliżej mi do starczego zdziecinnienia, tym trudniej, jak stwierdzam, odróżnić jeden, dawno miniony rok od drugiego. Moje wspomnienia licznych detali albo całkowicie wyparowały, albo też nie można na nich polegać. Dlatego, prawdopodobnie, lepiej nie wierzyć we wszystko, o czym piszę. Najprawdopodobniej nie będzie to spójne, a odpowiedzi na pytania będą daleko niesatysfakcjonujące.

Praca we wczesnych latach firm Citadel i Games Workshop była bardzo przyjemnym sposobem zarabiania na życie. Firma miała odpowiednią wielkość, pozwalającą nam na robienie ciekawych rzeczy bez zbytniego obciążania się biurokracją czy konfliktami wewnęrznymi.

Można nawet powiedzieć, że było to takie fajne Królestwo Chaosu.

Miałem możliwość bycia w centrum tych wydarzeń, bycia świadkiem tego ekscytującego okresu początkującego rozwoju, współpracy z wieloma upartymi, dziwacznymi, utalentowanymi, dobrymi ludźmi.

Czempion Slaanesha dosiadający Wierzchowca Slaanesha. Popatrzcie na schemat kolorów. Coś pięknego. Z kolekcji Bryana Ansella.


RealmOfChaos80s/Citadel Collector (Roc80s/CC): W tym roku mija dwadzieścia pięć lat od wydania "Slaves to Darkness" (wywiad przeprowadzono w 2013 r. - przyp. tłum). Co było inspiracją dla oryginalnego projektu i jak ci się wydaje, co było głównym powodem jego sukcesu?

BA: Wojownicy Chaosu od początku historii firmy Citadel byli mocno związani z Warhammerem. Citadel rozpoczęło działałność w 1977 r., w nabrzeżnym magazynie pośród złomowisk w dzielnicy Millgate w Newark. Mieliśmy trzech ludzi. W 1981 było nas już dziesięciu lub coś koło tego, przenieśliśmy się też do większego, przyjemniejszego, cieplejszego budynku z czasów wiktoriańskich w centrum Newark, na Victoria Street. W czasie tych czterech lat robiliśmy modele fantasy z przeznaczeniem na rynek Dungeons & Dragons i modele historyczne dla graczy historycznych. Już wtedy było parę gier fantasy: Rick Priestley i Richard Haliwell opublikowali Reapera, wydaje mi się, że Warlords z południowego Londynu mieli zestaw reguł fantasy, przypominam sobie także jak przez mgłę jakiś amerykański system o nazwie Emerald Tablet. Niewiele jednak rozgrywano gier na stołach z udziałem figurek fantasy. Większość pracowników Citadel była graczami, a z tymi otaczającymi nas na codzień figurkami... Po prostu musiało tak być, że wszyscy chcieliśmy rozgrywać duże bitwy w fantastycznych krainach.

Doszło do tego, że Citadel okazała się dużym sukcesem na miarę (znacznie wówczas mniejszego) "przemysłu" figurkowego. Mieliśmy wrażenie, że czas ściągnąć ludzi, którzy pchnęliby nas do przodu ze znacznie ciekawszymi figurkami. Te znacznie ciekawsze miniaturki mogły doprowadzić nas do stworzenia własnej gry bitewnej fantasy, która mogłaby stać się bitewniakowym odpowiednikiem Dungeons & Dragons. Jedynymi ludźmi, których znałem, a którzy zdawali się móc sprostać temu zadaniu, byli Rick Priestley i Richard Halliwell (z Lincoln), Tony Ackland (ze Stoke-on-Trent) oraz John Blanche (Nottingham). Poznałem ich wszystkich w czasie pracy w firmie Asgard. Wszyscy zgodzili się dla nas pracować. Byliśmy bardzo zdziwieni, gdy John zgodził się na naszą propozycję, był w końcu prawdziwym, znanym artystą.

Na początku mieliśmy być siostrzaną firmą Games Workshop (która wówczas wciąż jeszcze wydawała Dungeons & Dragons). Ale pomiędzy oboma firmami były pewne nieporozumienia i niesnaski. Powiedziano mi, że Londyn był zazdrosny o stawki, jakie nasi pakowacze i odlewnicy dostawali w swej pracy. Poza sklepem Games Workshop w Hammersmith (który prowadził wielki, ugodowo nastawiony do życia, wspierający Citadel Amerykanin Tim Olson), żaden ze sklepów GW nie sprzedawał naszych figurek w znaczących ilościach (podejrzewam, że Tim nadal posiada pełny zestaw tych wszystkich nieregularnych dużych, jednokolorowych ulotek (do których ilustracje robili Tony i John), którymi w tamtym czasie zapowiadaliśmy wydanie nowych modeli).

Sklepy Games Workshop sprzedawały nasze figurki bez opakowań, jako surowe odlewy, które były trzymane albo na, albo za kontuarem sklepu, w małych, plastikowych szufladkach. Nie zachęcało do do zakupów. Sklepy GW sprzedawały bardzo małe ilości figurek. Do niezależnych sklepów dostarczaliśmy półki wykonane z grubego drutu, na których wisiały miniaturki. Później przeszliśmy na blistery. Te same, jakich obecnie używa Foundry. Sklepy niezależne bez problemów sprzedawały mnóstwo naszych żołnierzyków.

W końcu ludzie z Citadel poszli do sklepu Games Workshop w Sheffield, zabrali te okropne plastikowe szufladki i zawiesili nasze ekspozytory, na których z haczyków zwisały nasze miniaturki. Sheffield zaczęło sprzedawać znacznie więcej naszych produktów. Myślę że kolejnej soboty sprzedaż była sześć czy siedem razy większa. Potem dostarczyliśmy te półki i figurki do kolejnych sklepów Games Workshop. Dzięki temu dostaliśmy zastrzyk gotówki, którą mogliśmy wydać na nasze nowe projekty. Kiedy jednak zatrudniliśmy pierwszy zespół kreatywny, suma wypłacanych pensji poszła o jakieś 50% w górę. Przez jakiś czas szczypaliśmy się z pieniędzmy, dlatego sukces naszych nowych figurek i gry stał się dla nas kwestią przetrwania lub zamknięcia firmy.

Rick, Hal, Tony i John wspólnie opracowali Warhammera i ustalili wczesny styl pisania, ilustrowania i rzeźbienia rzeczy związanych z Citadel i Warhammerem, który przetrwał przez jakąś dekadę. Pokazaliśmy światu naszych Wojowników Chaosu i zwierzoludzi. Nie zamknęliśmy firmy.

Jakiś czas później Alan Merett (który pracował z nami jako odlewnik od niemal początku działalności), dołączył do grupy kreatywnej, okazał się nieocenionym zarządcą i osobą, na której można było polegać we wszystkim. Nadal zarządza w GW i nadal jest niezastąpiony. We wczesnym okresie Warhammera większość modeli wyrzeźbili Michael i Alan Perry. John Blanche dostarczał im świetne ilustracje Wojowników Chaosu, zwierzoludzi, i podobne. To tak naprawdę nie były szkice koncepcyjne, to były prawdziwe ilustracje, pokazujące wygląd modeli. Zawsze uważałem, że te bardzo wczesne figurki zwierzoludzi/Broo były najlepszymi miniaturkami z tego rodzaju, jakie kiedykolwiek zrobiliśmy.

Od samego początku bardzo istotnym elementem świata Warhammera byli Wojownicy Chaosu. Te wczesne modele, zilustrowane przez Johna i wyrzeźbione przez Michaela i Alana, znalazły dla siebie specjalne miejsce w sercach graczy i zbieraczy. Zawsze świetnie się sprzedawały. Przez lata zrobiliśmy olbrzymie ilości różnych modeli Chaosu. Kiedy więc, znacznie później, mogliśmy sobie pozwolić na wydanie dużych, bardzo bogato ilustrowanych, napakowanych tabelami książek w twardych oprawach, Chaos był oczywistym tematem. Pozwoliło nam to też dołączyć do Johna Iana Millera, a także zająć tym projektem praktycznie wszystkich artystów, z którymi pracowaliśmy na zlecenie. Ostatecznie, Realm of Chaos był ostatnim dużym projektem, z którym byłem związany. Nie przypominam sobie, bym był w firmie potem jeszcze na tyle długo, by zobaczyć ukończenie prac nad książkami o orkach.

Warhammer początkowo nazywał się Battleblade. Czystopis przepisała mama Ricka Priestley'a. Niewiele osób o tym wie.

Jak się wydaje, oryginalna rzeźba fimira, zrobiona przez Jesa Goodwina. Z kolekcji Bryana Ansella.

RoC80s/CC: Książki Realms of Chaos wykluwały się przez kilka lat. Czy projekt był tak trudny do skończenia?

BA: Nie przypominam sobie, by projekt ciągnął się jakoś nadzwyczajnie długo. To obszerne księgi, zrobienie dużej liczby figurek, zgromadzenie licznych ilustracji - to wszystko trochę trwa. Jednak pomiędzy wydaniem pierwszej i drugiej księgi zacząłem pracować cyklicznie, cztery tygodnie w Baltimore, po czym sześć tygodni w Nottinghamshire, i ponownie Baltimore i znowu Nottinghamshire. Nie byłem więc sporo czasu w studio, stąd może moje wrażenie, że upłynęło relatywnie niewiele czasu.

RoC80s/CC: Jak duży miałeś wpływ na początkowy projekt Bóstw Chaosu? Tony Ackland powiedział nam, że z tego co pamięta, dałeś mu zarysy całej czwórki bogów, na których oparł potem swoje projekty.

BA: w początkowych fazach każdego projektu, który zaczynałem, miałem przez krótki czas bardzo duży wpływ na tło i wszystkie detale. Zazwyczaj pisałęm długi (bardzo długi) dokument, zawierający opis treści i modeli, które wyobrażałem sobie, że stworzymy. Następnie rozmawiałem na ten temat z pracującymi na miejscu pisarzami, rzeźbiarzami i Alanem, Rickem, Johnem i Tonym. Potem, kiedy różni ludzi pracowali nad różnymi elementami projektu, detale się, rzecz jasna, zmieniały i mutowały, kiedy do całej tej mieszanki dochodziły pomysły różnych autorów.

Pisarze, artyści i rzeźbiarze mieli, rzecz jasna, bardzo duży wpływ na wygląd końcowy produktów, książek i modeli. Niejasno przypominam sobie, że napisałem początkową wersję tabeli Atrybutów Chaosu jeszcze zanim tak naprawdę zaczęliśmy pracować nad książką. Nie pamiętam już dokładnie, jak bardzo zmieniła się ona w wersji wydrukowanej, jestem jednak przekonany, że na całym etapie produkcji podlegała zmianom, modyfikacjom i wydłużeniom robionym przez inne osoby.

Pamięam, że bardzo zależało mi na tym, by losowanie atrybutów i cech w rozmaitych tabelach podczas robienia Bandy Chaosu było przyjemne, by było zajmujące samo w sobie.

Mogłem rozmawiać z autorami na temat wykorzystania tekstu do stworzenia jakiegoś szczególnego nastroju czy atmosfery, ale zostawiałem ich potem z tym samym sobie. Po takiej rozmowie bardzo rzadko chciałem zmieniać cokolwiek, co napisali. W podobny sposób rozmawiałem z Johnym o Tonym. Rozkład moich zajęć nie pozwalał mi na częste spotykanie się z innymi artystami, ale starałem się co najmniej dwa razy w tygodniu spędzić trochę czasu z rzeźbiarzami. Otrzymywali oni konspekty, brali udział w rozmowach, częściej zresztą z Johnem i Alanem niż ze mną. Następnie szli do siebie i robili swoje, trzymając się ogólnych informacji, jakie mieli. Jes Goodwin często dostarczał nam własne szkice koncepcyjne. Jeśli Rick miał jakiś pomysł, po prostu siadał i pisał: musieliśmy tylko dopasować jego teksty do modeli, jakie zamierzaliśmy stworzyć.

Bardzo ważne było, by cały zespół twórczy: autorzy tekstów i zasad, ilustratorzy i rzeźbiarze, wiedzieli że mają kontrolę nad tym co tworzą, i że odpowiadają za szczegóły i postacie, jakie powstały w wyniku ich pracy.

Produkowaliśmy za dużo materiałów, by móc mikrozarządzać całością. Poza tym, gdybyśmy nie dali tym wszystkim twórcom swobody, skończylibyśmy z klinicznie czystymi, bezdusznymi grami, książkami i figurkami.
Jestem praktycznie pewny, że pierwszymi ilustracjami, jakie zrobiono do Realm of Chaos, była grupa rysunków do czterech bogów ze strony 14. Wydaje mi się, że rozmawiałem na ich temat z Johnem Blanchem, i ilustracje do nich powstały na długo przed skończeniem jakichkolwiek innych prac przeznaczonych do tych książek. Jeśli mnie pamięć nie myli, ilustracje zrobiono w formacie A4. Szkoda, że nie wykorzystaliśmy ich jako całostronicowych grafik. Wydaje mi się, że tego samego dnia rozmawiałem z Johnem o czterech bogach Praworządności. Możliwe, że zrobiono też szkice do nich. Jeśli tak, nie pamiętam jak mieli wyglądać. Bogowie Prawa mieli być jednak jeszcze bardziej gwałtowni niż bogowie Chaosu.

Dawałem początek głównie rzeczom związanym z figurkami, pracowałem nad bardzo nielicznymi grami planszowymi i karcianymi. Nie miałem praktycznie nic wspólnego z czymkolwiek związanym z grami fabularnymi. Możliwe, że kilka razy wyrażałem swoje zdanie na temat scenariuszy do Warhammera Roleplay. Miałem dyktafon i dwie osoby piszące bezwzrokowo na maszynie. Wydaje mi się, że jedyny raz, kiedy interweniowałem w sprawie związanej z Realm of Chaos, to wtedy gdy usunąłem fragment tekstu, z którego wynikało, że demon Nurgla molestował w cyrku dzieci. Ogólna zasada jest taka - żaden szanujący się rzeźbiarz, artysta, projektant gier czy pisarz (czy też osoba robiąca formy lub odlewająca figurki) nie znosi, kiedy ktoś, kto sam nie potrafi tego zrobić, mówi mu jak ma pracować. I całkiem słusznie!

Wojownik i zbrojni z gry Advanved Heroquest. Bryan nadzorował wczesne, pionierskie projekty Citadel, robił to także Bob Naismith, który zajmował się produkcją wysokiej jakości modeli plastikowych. Z kolekcji Bryana Ansella.
RoC80s/CC: W chaosie, jako takim, ewidentny jest wpływ Michaela Moorcocka, ale jakie były ogólnie twoje inspiracje literackie i artystyczne?

BA: Michael Moorcock był z pewnością źródłem inspiracji, wywarł na mnie wpływ. Na cały przemysł związany z fantastyką rzutowała twórczość Moorcocka i Tolkiena. W moim przypadku równie dużą rolę odegrali Jack Vance i Clark Ashton Smith. Nie sądzę jednak, by nasza wizja Wojowników Chaosu aż tak pokrywała się z tym, co widać w twórczości Moorcocka (choć zdarzało nam się wykorzystywać jego symbol strzał). 

Dla mnie źródłem wszystkich Wojowników Chaosu, jakie przez lata powstały w Citadel, są obrazy i szkice Franka Frazetty o nazwie "Death Dealer", kilka pierwszych figurek Wojowników Chaosu, jakie dla Asgardu wyrzeźbił Tony Ackland (a także ten który zrobił Stan Pochron) i szkice Johna Blanche'a z początku lat 80.

Myślę, że pierwsze opowiadania fantasy, jakie czytałem, to "Faraway Tree" Enida Blytona.

Kiedy w latach 60. odkryłem fantastykę naukową, fantasy i historyczną, Moorcock nie był jeszcze znany na tyle, by jego książki trafiły do mojej miejscowej biblioteki w Arnold. Zaczytawałem się książkami Jacka Vance'a, Clarka Ashtona Smitha, Harry'ego Harrisona, Fritza Leibera, Keitha Laumera, Jamesa BLisha, Roberta Sheckley'a, Briana Aldisa, Edgara Rice'a Burroughsa, Kurta Vonneguta, Roberta Heinleina, TH White'a, Cyrila Judda, Fritza Leibera, Philipa K. Dicka i innych. Wśród nich byli Russell Thorndike, Rafael Sabatini, Hubert Cole, Alfred Duggan, Mary Renault,  Henry Treece, Geoffrey Trease i Leslie Charteris. 

Książki tych wszystkich autorów mam tutaj, w pokoju w którym teraz siedzę.

Moorcock pozostawał dla mnie nieznany do ukazania się jego książek z cyklu Hawkmoon we wczesnych latach 70. W tym czasie wydawnictwo Tandem publikowało prace Jamesa Brancha Cabella i dostałem je razem z książkami WH Smitha, mniej więcej w tym czasie, kiedy ukazał się Moorcock: nadal łączę je ze sobą. Nie wydaje mi się, by na moje gry fantasy Cabell wywarł jakikolwiek wpływ, jednak mam na jego punkcie obsesję. Polecam "Figures of Earth", "Silver Stallion" i "Jurge" każdemu, kto lubi dowcip i poetycki styl prozy edwardiańskiej.

Podejrzewam, że jedynie ekscentryczna mniejszość graczy interesuje się tym, kto jest moim ulubionym artystą. Ale mimo tego, ulubiony to Frank C. Pape. A po nim, w dowolnej kolejności, Winsor Mckay, John Duncan, NC Wyeth, Druillet, Mobius, Klimt, Albert Robida, Beardsley, Dore, Bruegel, Durer, Richard Dadd.

Chaos z lat 80. to liczne szczegóły i detale. Nie widzi się już takich sztandarów jak wtedy, prawda? Coś podobnego musi znaleźć się w mojej armii śmiertelnych wyznawców Khorne'a. Z kolekcji Bryana Ansella.

RoC80s/CC: Skąd wzięły się imiona Khorne, Slaanesh, Tzeentch i Nurgle?

BA: Nurgle to "prawdziwe" bóstwo (naprawdę). Nergal to babiloński bóg, którego początki sięgają czasów prehistorycznych, czcili go potem także Asyryjczycy. Zmieniłem pisownie, ponieważ uważałem, że "Nurgle" brzmi zabawniej. To także odgłos przedśmiertnego charczenia, czy powietrza uciekającego ze zgniłego, napuchniętego trupa. Nergal to bóg śmierci, choroby i zarazy, a także bóg wojny i władca świata umarłych (czasem tą funkcję pełni jego żona). Jest z nami od tak dawna, że przez lata zmieniały się jego atrybuty i cechy. Jestem pewny, że jest niezwykle zadowolony, że wciąż o nim pamięamu. Być może, przy tej uwadze, jaką się cieszy, uda nam się nawet przyzwać jego fizyczną manifestację.

Khorne pochodzi od conanowskiego "Crom", co jest nazwą "prawdziwego" cektyckiego boga, jego imię zapisywane jest również jako Krom lub Khram. Dobre imię dla boga wojny.

Slaanesh miał oddawać świszczący, erotyczny, szept lub mruczenie. Modele nie okazały się aż tak naładowane erotyzmem, jak myślałem.

Tzeentch miał oddawać odgłos używanego czaru. Jak w komiksie "Dr Strange". Jest też jakiś taki aztecki, z czym z kolei wiążą się pióra i jasne, pastelowe kolory.

W tym czasie nie planowaliśmy powstania żadnych innych bóstw, może z wyjątekiem Bogów Prawa (i Malala - red).

RoC80s/CC: A szerzej, czy przypominasz sobie jakieś przykłady skasowanych projektów, takich, które w czasie gdy zarządzałeś Games Workshop nie ujrzały światła dziennego?

BA: Omawialiśmy wiele rzeczy, które nigdy się nie ukazały. Naprawdę, bardzo wiele. Myślę, że każdy producent to robi. Kiedy odchodziłem z Games Workshop, rozpoczynały się prace nad czwartą grą dla Milton Bradley. To była gra o wyścigach rydwanów. Nigdy się nie ukazała. Przypominam sobie, że zrobiliśmy modele, więc gdzieś, prawdopodobnie, można dostać jakieś ich odlewy. Co jeszcze ciekawsze, przed moim odejściem John Blanche zrobił całą serię naprawdę świetnych szkiców koncepcyjnych Mrocznych Elfów. To były najlepsze ilustracje tego rodzaju, jakie kiedykolwiek widziałem. Jes Goodwin mógł być też w to zamieszany. Jestem pewny, że nigdy nie zrobiono figurek na ich podstawie. 

Chciałbym zobaczyć je jeszcze raz.

RoC80s/CC: Czy mieliście wcześniej jakiś plan, dotyczący tego, jak ma wyglądać seria figurek do RoC, czy też dałeś rzeźbiarzom wolną rękę?

BA: Jeśli chodzi o styl rzeźbienia, twórcy mieli praktycznie całkowitą dowolność. Przypuszczam, że kiedy do studia trafiał nowy rzeźbiarz, stwierdzał, że pozostali rzeźbią zgodnie z pewnym istniejącym stylem, dostosowywał więc do pewnego stopnia własny sposób rzeźbienia tak, by pasować do reszty.

Wyjątkiem był Bob Olley, bardzo szybko okazało się, że Bob miał swoje własne sposoby robienia różnych rzeczy. Dostał więc własną markę - :"Iron Claw".

Myślę, że robił świetne figurki.

Drednot Chaosu w stylu Citadel z lat 80. Bardzo chaotyczny, przeciwieństwo tego, co widzimy w dzisiejszych, mało ciekawych projektach. Dodatkowo, fantastyczny schemat kolorów. Z kolekcji Bryana Ansella.
RoC80s/CC: Zachęcałeś artystów do tworzenia prac zapadających w pamięć: czy takie uderzające, wyraziste ilustracje były przypadkiem, czy też czymś wcześniej zaplanowanym?

BA: Zarządzaniem wszystkimi ilustratorami, i tymi wewnętrznymi, i tymi pracującymi poza studiem, zajmował się John Blanche. Świetnie potrafił im przekazać nasze potrzeby. Był też znakomity jeśli chodzi o dobór artystów, których styl uzupełniał prace naszeg zespołu, był też opanowanym liderem. Myślę, że wraz z upływem lat my wszyscy byliśmy coraz lepsi w tym, czym się zajmowaliśmy.

RoC80s/CC: Masz dużą kolekcję pomalowanych, starych figurek, wiele z nich widać na kartach książek RoC. Czy masz może jakieś plany udostępnienia swej kolekcji do oglądania?

BA: Mieszkamy w Hall w pobliżu Newark. Dużą część ostatnich dziesięciu lat spędziliśmy odbudowując i odnawiając naszą posiadłość (zostało jeszcze tylko sześć pomieszczeń). Główne pokoje wykorzystywane są do organizacji wesel (www.stokehallweddings.com). W centralnym pomieszczeniu mamy wielki regał, w którym wystawione jest ponad 2000 figurek. Reszta moich zabawek skrywa się w rozmaitych szufladach. Kiedy organizujemy przyjęcie weselne, ten regał z figurkami zawsze przyciąga co najmniej garstę dawnych graczy Warhammera.

Pewnie ponad połowa panów młodych, których tutaj gościliśmy, grała kiedyś w Warhammera!

Dysponujemy także drugim kompleksem dużych budynków, stojących wokół pięciobocznego dziedzińca. Nikt nie zmieniał ich od 1812 r.Była tam powozownia, stajnie, browar, pralnia, dzwonnica (właśnie naprawiliśmy dzwony), magazyn i pokoje dla samotnych mężczyzn. Całość ma jakieś 900 metrów powierzchni. Dawniej pracowali tam rzeźbiarze Foundry. W tych budynkach przechowuję 5000 form, wiele z nich pochodzi jeszcze z lat 70. Budynki są w całkiem niezłym stanie, wymagają jedynie remontu dachów, otynkowania i nowych podłóg. Mam nadziję, że uporamy się z tym w najbliżsych latach. Omawialiśmy już plany zrobienia tam muzeum figurek.

Ale lepiej nie nastawiajcie się na to za bardzo!

Bryan obecnie, z częścią swojej kolekcji klasycznych figurek Citadel. Wyobraźcie sobie grę z tymi miniaturkami... Z wywiadu udzielonego dla Wargames Illustrated (który ostatecznie nigdy się nie ukazał).
I tak kończy się wywiad. Wiedzieliście o tym, że Warhammer nazywał się początkowo Battleblade? Czy powiązalibyście prace Enida Blytona z Warhammerem? (No dobra, to żart). Mogę powiedzieć, że otrzymanie e-maila, w którym były odpowiedzi na nasze pytania, opracowanie wywiadu i - w ogóle - jego przygotowanie - należały do najprzyjemniejszych chwil mojego wargamingowego hobby. Drodzy czytelnicy - jeśli planujecie ślub, szepnijcie swojej narzeczonej o Stoke Hall. To nie tylko świetna miejscówka, ale dodatkowo można popatrzeć na kolekcję wielkiego Ansella!

Wielkie, wielkie dzięki dla pana Ansella, jego syna Marcusa i Steve'a z Citadel Collector za pomoc w pracach nad tym wywiadem i nieocenione rady dotyczące doboru pytań.

Jeszcze jedno!

Udało nam się lepiej, niż Wargames Illustrated? 

Orlygg

14 komentarzy:

  1. Great looking collection, but I thought Bryan was Joe Dirt :)!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wywiad, no i super fotki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh, super wywiad. Czekam na kolejne takie "kwiatuszki". Fajnie by było zagrać w Warhammera na swoim weselu :), już chyba nie będzie mi dane ale może na jakąś rocznicę chociaż hehe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rewelacja, aż szkoda, że taki krótki ten wywiad.

    OdpowiedzUsuń

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.