niedziela, 25 grudnia 2011

Z półki Mormega: Deliverance Lost

Następna recenzja książki Black Library autorstwa mormega, który kontynuuje podróż po swoim ulubionym uniwersum, w którym jest tylko wojna...

Kilka dni temu skończyłem czytać ostatnią książkę z serii Horus Heresy – Deliverance Lost Gava Thorpe’a. Nie oszukujmy się, nie jest to autor, którego nazwisko przyciąga miliony czytelników. Ja również z dużą dozą sceptycyzmu zacząłem czytać jego nową książkę. Zanim jednak opiszę króciutko swoje wrażenia z lektury, nakreślę kilka słów o jej „opakowaniu”. Niewątpliwie okłada z Coraxem, za którą odpowiedzialny jest Neil Roberts, jest jedną z najlepszych, jakie do tej pory zdobiły książki Black Library. Primarch Kruczej Gwardii jest centralną postacią tak okładki jak i całej książki. Przedstawiony w chwili natarcia na Doskonałą Fortecę, uzbrojony w bicz, którego z takim powodzeniem używał na Isstvan V, z ponurem wzrokiem, wpatrzony we wrogów, za chwilę wyląduje pomiędzy nimi by siać śmierć i zniszczenie… Podoba mi się bardzo. Wielkie brawa za atmosferę, niemal słychać ryk silników i czuć pęd powietrza na twarzy.

Na 460 stronach Thorpe snuje historię Legionu, który niemal podzielił los Salamander i Żelaznych Dłoni w czasie masakry na Isstvan. Książka rozpoczyna się króciutkim streszczeniem wydarzeń omówionych w Raven’s Flight i The Face of Treachery, by następnie skoncentrować się na działaniach podejmowanych przez Coraxa w celu odbudowania sił Legionu. Głównym oponentem Coraxa, czego ten nie jest świadomy aż do samego końca,  jest Omegon i jego legioniści, którzy zinfiltrowali Kruczą Gwardię. Legioniści Alphariusa i Omegona zostali przedstawieni zgodnie z charakterem, który tak zapadł mi w pamięć w czasie lektury Legion Dana Abbneta. Zaserwowano nam więc wielowątkową intrygę snutą przez Alphariusa i Omegona, która ma celu całkowite zniszczenie Kruczej Gwardii, zwiększenie potęgi Legionu Alfa, zapewnienie zwycięstwa Horusa nad Imperatorem, co jednak ma być jedynie wstępem do osiągnięcia ostatecznego celu – zniszczenia Chaosu. Omegon napomyka zresztą, że przygotowania do doprowadzenia sił Horusa do podziału na wrogie sobie obozy już się rozpoczęły.

W książce jest kilka bardzo dobrych scen. Najbardziej przypadły mi do gustu dwie. Pierwsza, gdy Alpharius został wezwany przez Horusa, by wytłumaczył się dlaczego umożliwił ucieczkę niedobitkom Kruczej Gwardii. Rozumiejąc, że jego życie jest zagrożone zdradza, że jego legioniści przeniknęli w szeregi wroga i wyjaśnia powody, dla których to uczynili. Horus jest pod wrażeniem wieści ale po wyjściu Alphariusa rozkazuje Abbadonowi, by przeprowadził dokładny przegląd procedur bezpieczeństwa. Tak na wszelki przypadek, gdyby Legion Alfa zinfiltrował nie tylko Kruczą Gwardię. To tyle jeśli chodzi o zaufanie wśród zdrajców.

Druga scena to atak Kruczej Gwardii na mały garnizon Niosących Słowo. To chyba jedna z lepszych scen batalistycznych. Akcja toczy się szybko. Thorpe świetnie oddał atmosferę rajdu na wrogą bazę, gwałtowną walkę, zachowanie weteranów Coraxa i stworzonych przez niego żołnierzy, dla których był to chrzest bojowy.

Autor zamieszcza również kilka scen retrospektywnych, które pozwalają czytelnikowi wejrzeć w „dzieciństwo” Coraxa na Lyceus oraz walkę jaką prowadził w celu wyzwolenia księżyca spod władzy gildii rządzących na Kiavahr. Niestety Thorpe najwyraźniej nie czytał Wiedźmina, nie wpadł więc na świetny pomysł pana Sapkowskiego w jaki sposób w płynny sposób łączyć sceny rozgrywające się aktualnie ze wspomnieniami bohatera. Nasz AS pozostaje w tym względzie niedościgłym mistrzem.

            Teraz parę słów o minusach. Kompletnie, ale to kompletnie nie przekonują mnie powody wskazane przez autora, dzięki którym jeden z bohaterów nabrał przekonania, że jego towarzysze nie są legionistami Coraxa. Zdarzenie, byłoby nie było jedno z najważniejszych w książce, powinno być więc solidnie i logicznie wytłumaczone. Ciekawe czy Was Thorpe przekona? Po drugie, nawet zakładając, że istotnie powody te są zrozumiałe, dlaczego czekał tak długo i nie podzielił się swoimi podejrzeniami z Coraxem? Zwłaszcza w sytuacji, w której przyszłość Kruczej Gwardii wisiała na włosku.

            Akcja książki jest nierówna, świetny początek, który nie ukrywam, zaostrzył mój apetyt i sprawił, że łatwo i chętnie dałem się wciągnąć w lekturę, przeradza się w wolno toczącą się fabułę, która powolutku niesie nas z Terry na Deliverance, by znowu przyspieszyć przed końcem książki. Ten wolniutki, pozbawiony widowiskowych albo przykuwających wyobraźnię scen rytm w sposób znaczący wpłynął na moją ogólną ocenę książki. Śmiało można byłoby wykroić kilkadziesiąt stron bez szkody dla całości.

            Pomimo tych kilku gorzkich słów, być może nazbyt mocnych, nie chciałbym wyrobić w Was przekonania, że książka jest słaba. Na kilkuset stronach trudno jest pewnie utrzymać wartką akcję, zwłaszcza że książka dotyczy specyficznego tematu – badań genetycznych i operacji szpiegowskich. Jest to solidna pozycja, którą miłośnicy serii przeczytają na pewno, zaś przypadkowy czytelnik może się zainteresować światem Warhammera 40K.

2 komentarze:

  1. Przebiłeś mnie, jeszcze tego nie mam (nie robię preorderów, zawsze kupuję w Waterstone'sie):) Thorpe mnie zupełnie nie przekonuje, no ale Raven Guard mnie cholernie interesuje no i serię warto ciągnąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mormeg przez jakis czas zapewne nie odpowie, albowiem laduje akumulatory w swiatecznej atmosferze, jednak nie zdradze chyba zadnej tajemnicy, piszac ze ksiazki z BL zamawia walizkami. To co tu opisuje to zaledwie drobny wycinek jego biblioteki z tego wydawnictwa;)

    OdpowiedzUsuń

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.