Strony

wtorek, 27 marca 2012

Nowości z Amercomu 16

Osiemnasty zeszyt kolekcji "Helikoptery świata" poświęcony będzie śmigłowcowi wielozadaniowemu Agusta A109. W piśmie znajdzie się opis konstrukcji i wersji tego helikoptera, natomiast dodany do niego model w skali 1:72 będzie przedstawiał maszynę A109E Power w barwach amerykańskiej Straży Wybrzeża, w której śmigłowiec ten nosi nazwę MH-68A Stingray.







Szesnasty numer kolekcji "Latające Fortece" będzie zawierał opis powstania i konstrukcji niewidzialnego dla radaru bombowca amerykańskiego B-2 Spirit.  Do pisma dołączony będzie gotowy model diecast tej maszyny w skali 1:200 w barwach, rzecz jasna, USA.













56. już odcinek serii "Kolekcja wozów bojowych" będzie, tym razem, zawierał opis polskiego samochodu ciężarowego FSC Star 266. Do pisma dołączony będzie gotowy model diecast tego pojazdu w skali 1:72 w malowaniu wojska polskiego.













sobota, 24 marca 2012

Turniej DBA w Warszawie

Linia wojsk ateńskich, gotowych do 
napaści na bogom ducha winnych 
Syrakuzan:)
Kilka godzin temu skończył się kolejny warszawski turniej DBA, wchodzący w skład ligi ogólnopolskiej. Jak to już jest we zwyczaju, organizatorem był Greebo, który - po raz kolejny - znakomicie wywiązał się z przyjętych przez siebie obowiązków, zapewniając plansze, makiety, zestawy pomocy do gry, wsparcie w interpretacji przepisów i - last but not least - użyczając sporej części armii biorących udział w zabawie. Tym razem bowiem lekkiej zmianie uległa formuła turnieju, zdecydowaliśmy się na rozgrywanie bitew "historycznych". Osobiście uważam, że grało się tak fajniej niż zazwyczaj, gdy armie są dowolnie wybierane przez graczy. Turniej odbył się na Politechnice, dzięki uprzejmości Raleena, wzięło w nim udział ośmiu graczy i NIE zająłem ostatniego miejsca. Podkreślę to jeszcze raz, dla potomności. NIE byłem ostatni;)

Pierwszym przeciwnikiem był GRZ, z którym starłem się już kiedyś na turnieju. Tym razem odtwarzaliśmy bitwę pod Syrakuzami. Ja dowodziłem mieszkańcami tego miasta, GRZ natomiast komenderował Ateńczykami. Bitwa, mimo tego że wykorzystaliśmy cały dostępny nam czas, a nawet dodatkowe 10 minut, zakończyła się remisem. Uczciwie będzie jednak powiedzieć, że lepszą sytuację taktyczną na stole miał po zakończeniu walki GRZ - on też zdobył o punkt więcej, jako że zniszczył dwa moje elementy, tracąc samemu tylko jeden.

Stamford Bridge. Widać fragment walki
na wzgórzu, wkrótce mój generał
splądruje BUA.
W drugiej bitwie przypadło mi dowodzenie moją własną armią Wikingów, walczących przeciwko Anglosasom pod dowództwem Harolda Godwindsona. Armią anglosaską komenderował Profes79. Rozstawienie było proste - tak samo jak budowa obu armii - blades i włócznie po stronie Anglów, blades po stronie Wikingów. Dwie linie wojsk prących ku sobie. Do starcia doszło na wzgórzu po prawej stronie linii Wikingów, gdzie ci cofnęli się pod furią atakujących Anglosasów, tracąc przy tym dwa elementy. Zdesperowany Harald Hardraada - wikiński dowódca - rzucił się do ataku, mając nadzieję na splądrowanie wrogiego obozu (terenu zabudowanego). Udało się zabić przeciwnika i zająć teren zabudowany (dzięki temu zdobyłem na turnieju miano łupieżcy obózów). W kolejnej turze w walce poległ generał armii Anglosasów i to był koniec armii przeciwnika. Wysoko punktowane zwycięstwo, któremu wybitnie pomogły słabe rzuty kostką przeciwnika.


Równina maratońska, na pierwszym 
planie Persowie, w głębi widać linie 
zwycięskich, ostatecznie, Greków.
Trzecia bitwa, jaką stoczyłem, był Maraton. Moim przeciwnikiem był Pablo, grający armią ateńską. Ja dowodziłem wczesną armią perską, dysponującą olbrzymią liczbą elementów strzelczych (i niewieloma innymi). Ku mojej radości w pierwszych dwóch turach ostrzał zdjął trzy elementy przeciwnika, który jednak dotarł potem do walki wręcz, i tu nie było już tak wesoło. Mimo moich heroicznych prób obrony (liczne szóstki rzucane na kostkach), ostatecznie zwycięzcą okazał się Pablo. Cztery elementy zniszczone po mojej stronie (w tym, o ile dobrze pamiętam, także generał), trzy usunięte po stronie wroga, moja pierwsza porażka - mimo naprawdę znakomitych rzutów kością.



Linia rycerstwa włoskiego zbliża się do 
moich rycerzy, wkrótce nastąpi
decydujące starcie.
Ostatnim przeciwnikiem był organizator turnieju, Greebo. Bitwa, jaka tym razem przypadła nam w udziale, to Fornovo - rycerska armia francuska kontra połączone siły miast włoskich, na czele z Wenecją i Mediolanem, jeśli mnie pamięć nie myli. Cóż, moja pierwsza bitwa w DBA rozgrywana armiami z okresu średniowiecza. Dużo rycerzy, trochę elementów strzeleckich. Rozstrzygnięcie nastąpiło dość szybko. Greebo zaatakował moją prawą flankę, doprowadzając najpierw do poszarpania linii mojego rycerstwa. Następnie wykorzystał mój błąd, jakim było pozostawienie w lesie oddziałów lekkiej piechoty, przeniknął na moje tyły oddziałem lekkiej jazdy i po dwóch turach walki okrążył moje trzy elementy rycerzy francuskich, wśród których był także generał. Po przegranej walce, nie mogąc wycofać się ze względu na oddziały wroga na tyłach, Karol VIII padł na polu walki, a Włosi z tryumfem ogłosili nie tylko swoje zwycięstwo, lecz także ogólną wygraną ich dowódcy w całym turnieju.

Z pełnymi wynikami turnieju i wrażeniami innych uczestników można zapoznać się tutaj, w wątku na forum Strategie. Ja tylko podziękuję jeszcze wszystkim uczestnikom i obserwatorom - miło było spędzić czas w tak zacnym gronie.

czwartek, 22 marca 2012

Z półki Mormega: Savage Scars

Z niewielkim poślizgiem kolejny odcinek cyklu recenzji Mormega, przedstawiających powieści wydawnictwa Black Library, osadzone w realiach Warhammera i Warhammera 40K. Dziś odwiedzamy zakątek uniwersum przyszłości, w którym kosmiczni marines zwalczają zagrożenie ze strony obcych  -Inkub.



Ostatnią książką z uniwersum WH40K, którą miałem przyjemność przeczytać, jest Savage Scars Andy’ego Hoare’a. Przyznaję, że po niezbyt udanej Hunt for Voldorius sięgałem po książkę z bardzo dużą dozą sceptycyzmu, ba, nawet z niechęcią. Wydawało mi się, że po autorze nie można spodziewać się dobrej, wciągającej fabuły. Na szczęście myliłem się. Najlepiej zacząć jednak od początku.

Książkę zdobi ilustracja Clinta Langleya przedstawiająca zapewne głównego bohatera – Sierżanta Sarika z Zakonu Białych Blizn (to tłumaczenie nazwy Zakonu chyba znacznie trafniejsze od poprzedniegoJ - Białe Szramy). Książka stanowi trzecią część cyklu opisującego dzieje krucjaty Zatoki Damocles (the Damocles Gulf Crusade). Sięgając po książkę, oczywiście nie miałem o tym zielonego pojęcia. Co prawda, szybko przypomniało mi się, że dawno, dawno temu czytałem, ściągnięte ze strony Black Library, kilka stron, bodajże Rogue Star, dodałem dwa do dwóch, zajrzałem na stronę wspomnianego wydawnictwa i okazało się, że czytam trzeci tom cyklu. Cóż, mleko się rozlało, w tym momencie przekroczyłem bowiem już Rubikon, połknąłem bakcyla, akcja książki mnie wciągnęła i kontynuowałem lekturę. Pamiętacie scenę z „Rejsu”, kiedy Tym zasypia w trakcie zebrania aktywu, budzi się i zapytany o opinię na temat piosenki mówi coś w tym stylu: „nie słyszałem piosenki, więc chciałem powiedzieć parę słów na jej temat”? Zachowam się teraz podobnie jak postać z kultowego filmu - nie czytałem pierwszych dwóch tomów (drugi to Sword of Damocles) ale w niczym nie przeszkodziło mi to w lekturze tomu trzeciego, sądząc zaś po trzecim – z pewnością kupię oba pierwsze i z zainteresowaniem przeczytam.

Wracając do książki i fabuły, krucjata została ogłoszona celem odzyskania kontroli nad światami Zatoki Damocles, które znalazły się w orbicie wpływów nowego gatunku - Tau i jego niebezpiecznej, heretyckiej ideologii – działania dla Większego Dobra. Książka rozpoczyna się w chwili, kiedy krucjata dociera do pierwszego świata, bronionego przez duże siły Tau. Przywódcy krucjaty podejmują decyzję o inwazji.

Książka opisuje całą operację, od potyczki w przestrzeni kosmicznej, poprzez desant, ciężkie walki w trakcie całej operacji, aż po szturm na Gel’bryn - największe miasto Tau na planecie. Zanim jednak do tego szturmu doszło, wywiad i przywódcy krucjaty dochodzą do niemiłej konkluzji. Imperium nie doceniło potęgi Tau. Inwazja, co prawda, zakończyła się powodzeniem, ale wobec braku posiłków, potężnej, gromadzącej się na orbicie floty Tau i politycznych przepychanek w ścisłym dowództwie krucjaty, jej przywódcy dochodzą do wniosku, że nie mają po prostu sił koniecznych do pokonania obcych. Część liderów dąży do użycia wirusa, który unicestwiłby życie na planecie, pozostali nie zgadzają się na taki krok. Ta druga frakcja podejmuje próbę zmuszenia Tau do zawarcia korzystnego dla Imperium układu, poprzez wyparcie ich sił z Gel’bryn. Ścigają się jednak z czasem. Bomba z wirusem zostanie zrzucona za 24 godziny…

Sierżant Sarik stoi na czele sił Astartes, którzy biorą udział w krucjacie. Walczy w pierwszym szeregu, zagrzewając własnym przykładem marines do większego wysiłku. Tau okazują się jednak trudnym przeciwnikiem. Technologia i broń, jakiej używają, sprawia siłom Imperium poważne problemy. Odbędę pokutę za to co napiszę ale - o zgrozo! - technologia ta wydaje się być bardziej zaawansowana od technologii Imperium. Na szczęście nie ma problemu, którego nie można rozwiązać za pomocą boltera lub chainsworda – to najlepsze remedium na wszelkie technologiczne sztuczki Tau. Jest to chyba też najsłabszy aspekt książki – początkowo przykuły mnie do fotela opisy starć z obcymi, z biegiem czasu, pozostawiały jednak nieco gorzki smak... Wszystkie starcia są do siebie bowiem podobne: początkowo Tau stosują taktykę lub broń, na którą Imperium nie znajduje odpowiedzi, po czym Sarik wpada na wspaniały pomysł, obracający wniwecz całą technologiczną przewagę xenos. Wszystkie opisane starcia są, koniec końców, bardzo jednostronne, brakuje po stronie wrogów marines postaci, która byłaby godnym przeciwnikiem bohaterów i troszkę zaburzyła ten jednostronny przebieg konfliktu. Doprowadza to do sytuacji, w której po początkowym szczerym zainteresowaniu, opisy kolejnych starć raczej mnie nużyły ze względu na ich schematyzm.

Tyle gorzkich słów. Pomimo tego mankamentu książkę czyta się bardzo szybko. Opisy potyczek i walk z Tau i Krootami stanowią bowiem jedynie część fabuły książki, choć uczciwie przyznać należy tę bardziej widowiskową. Z całą pewnością kupię oba wcześniejsze tomy i z chęcią przeczytam. Polecam też książkę wszystkim fanom WH40K, Białych Blizn i Tau. Pewną ciekawostką, przynajmniej dla mnie, byli również przewijający się kilkakrotnie w tle fabuły Astartes z Zakonu Kos Imperatora (Scythes of the Emperor) – Zakonu, który od lat przyciąga moją uwagę, czyli chęć pomalowania kilku figurek.

Na koniec prośba - byłbym bardzo wdzięczny za Wasze ewentualne uwagi i propozycje tłumaczenia przewijających się tu i ówdzie w recenzjach angielskich nazw.

wtorek, 20 marca 2012

Rozstrzygnięcie II konkursu malarskiego forum "Ogniem i Mieczem"

II forumowy konkurs "Ogniem i Mieczem" za nami. Jury ogłosiło właśnie wyniki. Pierwsze miejsce zajęła piękna praca norberta_t przedstawiająca oddział delich. Na drugim miejscu Jarek i jego piechota niemiecka, trzecie miejsce przypadło w udziale moim janczarom. Tych ostatnich widać już było na blogu, czas więc na zdjęcia pozostałych laureatów. Tak czy siak, Osmani górą:) Wszystkie prace biorące udział w konkursie można obejrzeć w tym wątku oficjalnego forum gry.




Czarny rycerz

Wspominałem kilka notek wstecz o kończeniu rozmaitych figurek, których malowanie zacząłem czas jakiś temu. Dziś jeden z rekordzistów. Ten czarny rycerz doczekał się malowania zaraz po wydaniu, pewnie nie pomylę się wiele, pisząc, że było to blisko 15 lat temu, stawiałbym, że w 1998 r. Kupiłem wtedy dwa zestawy tych wightów, licząc że w miarę szybko zastąpię nimi swoje wysłużone, plastikowe szkielety na koniach, pamiętające jeszcze lata osiemdziesiąte. Pomalowałem nawet chorążego i muzyka, sześć czy siedem koni doczekało się niemal wykończenia, praktycznie gotowy był też jeden ze zwykłych rycerzy. I prrrrrryyyy... Jakoś właśnie mniej więcej wtedy Warhammer stopniowo przestawał mnie interesować. Nadal śledziłem co się dzieje, kupowałem trochę figurek, jednak z malowaniem było już bardzo kiepsko. Nic to - dokończyłem w końcu ten wyrzut sumienia, smutnie patrzący na mnie z biurka ślepymi oczodołami. Ponieważ jego koń był praktycznie gotowy, a i sam jeździec wydawał się niemal ukończony - ot brak tarczy i miecza - przypuszczałem że godzinka pracy załatwi sprawę. Ale... jak to bywa...  w trakcie okazało się, że jednak parę szczegółów wymaga jeszcze pracy, poprawki przydałyby się tu i ówdzie, warto też popracować jeszcze nad zredukowaniem przejść kolorów... I z godzinki zrobiło się parę godzin. Pamiętam, że malowałem tego wighta w kolorach, w jakich zamierzałem zrobić armię na nowo - brudna czerwień i ciemne błękity. Oczywiście, nie zmieniałem już tego, choć raczej nie są to dominujące kolory obecnego wcielenia moich umarłych sług. Z rzeczy całkiem nowych - tylko tarcza i miecz - dobrze, że nie zaginęły w ciągu dwóch moich przeprowadzek, jakie miały miejsce od czasu otworzenia pudełka. Niemniej jednak, mimo wszystkich poprawek i uzupełnień, jakieś 90% figurki wygląda tak, jak pomalowałem ją lata temu...
Być może pomaluję jeszcze kiedyś te stare obecnie figurki - ich konie są już gotowe, nawet podstawki mają zrobione zgodne z obecnymi figurkami. Niemniej jednak nowe, tegoroczne wzory Black Knightów są o tyle lepsze, że brak mi nieco motywacji, do malowania tych staruszków. Ale kto wie, kto wie...


niedziela, 18 marca 2012

Wybrane z tygodnia 43

Dziś sporo poradników, zacznijmy jednak od czegoś darmowego. Zapewne większość zainteresowanych zdążyła już pobrać darmowy dodatek do "Ogniem i Mieczem", przedstawiający armię Kurlandii i Semigalii, niemniej jednak może zainteresuje to kogoś nieprzekonanego dotychczas do tej gry, dając przedsmak tego, w jaki sposób prezentowane są oddziały poszczególnych nacji. Kilkunastostronicowy pdf oprawą graficzną przypomina rozdziały z podręcznika, poświęcone dostępnym armiom - łącznie z kolorowymi grafikami. Dodatkowo opisy poszczególnych jednostek, ich charakterystyki, poradniki modelarskie i dotyczące malowania. Doskonała robota. Ilustracja do tej notki przedstawia stronę tytułową tego dodatku.
Pierwszy poradnik, zamieszczony na blogu Model Dads Blog, pokazuje w jaki sposób zrobić pola minowe, wykorzystując żywiczne odlewy produkcji jednej z firm modelarskich, jednak jest to element pola bitwy na tyle łatwy do zrobienia samodzielnego, że nie powinien stanowić problemu dla chyba żadnego z graczy. A reszta porad, dotycząca wykańczania, jest uniwersalna.
Drugi poradnik zajmuje się malowaniem ogromnego rydwanu trollkinów z gry Horde - warto jednak go przeczytać nawet jeśli nie gra się w produkt Privateer Press. Model jest o tyle specyficzny, że jest w nim dużo płaskich, metalowych powierzchni - i właśnie o sposobach ich malowania traktuje ten tutorial. Warte zapoznania się z tekstem i ilustracjami.
Trzeci - i ostatni na dziś - poradnik, przedstawia krok po kroku malowanie stali w stylu non-metalic-metal za pomocą pędzla. Fajnie napisany, stosunkowo prosty i dokładny.
Przedostatni link prowadzi do strony polskiej firmy Titan Forge. Każdy generał ożywieńców powinien przynajmniej zerknąć na cztery propozycje z oferty TF, a mianowicie podstawki "grobowe" w dwóch rozmiarach, flesh reapery (coś w stylu nowych Crypt Horrors z armii wampirów) i nowe modele wampirycznych nietoperzy. Mam nadzieję, że w najbliższych dniach trafią w moje ręce i napiszę o nich coś więcej.
A na sam koniec... Zawsze wiedziałem, że Wielki Moff Tarkin to swój gość. Obejrzyjcie ten film z archiwum British Pathe, a sami przekonacie się, że Peter Cushing miał dowodzenie we krwi...

piątek, 16 marca 2012

Terrorgheist część IV


Po dłuższej przerwie wróciłem do prac nad terrorgheistem. Siadłem i się załamałem. Raz, zapomniałem nieco jakimi kolorami malowałem kości. Udało mi się potem przypomnieć sobie właściwą formułę, jednak wymagało to przemalowania paru fragmentów. Dwa. Przypomniałem sobie, dlaczego nie lubię pracować nad dużymi modelami - źle się to trzyma, trzeba bardzo uważać na już pomalowane fragmenty, hektary powierzchni do pomalowania i wszystkie niedociągnięcia są trzy razy bardziej widoczne. Trzy - a propos tych niedociągnięć - malowanie tych cholernych kolców na grzbiecie było frustrujące...

Anyway, poświęciłem łącznie jakieś 6-7 kolejnych godzin na tego stwora. Udało mi się pomalować kolce grzbietowe i resztki skóry na grzbiecie - niestety, tylko do mniej więcej połowy długości ciała. Robię to, by móc swobodnie trzymać model w czasie malowania. Tył korpusu i ogon pomaluję prawdopodobnie już po wstępnym osadzeniu modelu na podstawce, dzięki czemu będą mógł trzymać go w łapach nie bojąc się uszkodzić już pomalowanych fragmentów. Zacząłem też prace nad głową, tu jednak jeszcze mnóstwo pracy przede mną. Pomalutku jednak coś zaczyna się wyłaniać z tego chaosu. Nie jest to, z pewnością, mistrzostwo świata, na stół się będzie jednak nadawać. Postanowiłem jednak nie malować jedynie terrorgheista - całkowicie wstrzymałby mi prace nad innymi figurkami na długi czas. Dlatego monstrem będę się zajmował kilka godzin tygodniowo, resztę późnych wieczorów poświęcę na inne figurki - na warsztacie jest varghulf.

środa, 14 marca 2012

Kolejny ghoul



Robię porządki w figurkach, których malowanie rozpocząłem jakiś czas temu (czasami bardzo, bardzo dawno), a które z rozmaitych powodów nie doczekały się jeszcze dokończenia, przy czym priorytetowo traktuję wszelkie miniaturki do armii wampirów. Jednym z takich dokończonych - w końcu - stworów, jest ten pokazywany dziś ghoul, jeden ze starych wzorów Games Workshop, jeszcze z lat osiemdziesiątych. Malując go miałem przed oczami rzeźbę Grupa Laokoona - z nią bowiem w pewien sposób kojarzy mi się poza tej miniaturki. Sama figurka... Cóż, widać po niej upływ czasu, choćby w pewnej prostocie detali, jej największą wadą jest jednak uskok rzeźby na nodze, wzdłuż linii podziału formy - nie do poprawienia przeze mnie, wymagałoby to wyrzeźbienia na nowo niemal całej nogi. Trudno, postarałem się to trochę zamaskować malowaniem, które było wyjątkowo przyjemne i szybkie. Użyłem rozmaitych odcieni szarozielonych, pomieszanych z purpurą i bardzo jasnym brązem. Tak czy siak, mimo pewnych niedostatków rzeźby i zaawansowanego wieku, nowy ghoul wszedł już w skład  mojej armii...


wtorek, 13 marca 2012

Nowości z Amercomu 15

Kolejny, 17 numer kolekcji "Helikoptery świata" będzie zawierał opis jednego z najbardziej rozpowszechnionych lekkich wielozadaniowych śmigłowców - Bella 206 JetRanger. Gotowy model dołączony do pisma w skali 1:72 będzie przedstawiał tę maszynę pod nazwą Bell TH-57 Sea Ranger, pod jaką służył w amerykańskiej marynarce wojennej jako maszyna szkoleniowa.







W piętnastym odcinku kolekcji "Latające Fortece" przedstawiony zostanie amerykański samolot wczesnego ostrzegania i kontroli powietrznej Boeing E-3 Sentry, będący daleko zmodyfikowaną wersją cywilnej maszyny Boeing 707. Do pisma dołączony będzie gotowy, metalowy model samolotu w wersji E-3B w skali 1:200 w malowaniu amerykańskich Sił Powietrznych.












55. zeszyt "Kolekcji wozów bojowych" poświęcony będzie niemieckiej lekkiej haubicy samobieżnej Sd.Kfz. 124 "Wespe" z okresu II wojny światowej. W piśmie, jak zawsze, znajdzie się miejsce na historię powstania tej konstrukcji oraz przedstawienie jej wersji. Model w skali 1:72 dołączony do pisma przedstawia ten pojazd w malowaniu z 1943 r.











sobota, 10 marca 2012

Konkursowi janczarzy

Rzadko wrzucam takie zdjęcia - kilka elementów, w tym sporo nie pokazywanych wcześniej. Ale okazja nadarza się równie rzadko, a akurat jest - skończyłem konkursowych janczarów, zgłoszonych do udziału na forum gry "Ogniem i Mieczem". Muszę powiedzieć, że to dość czasochłonne figurki - raz, że naprawdę dużo detali, dwa - chciałem ich zrobić w rozmaitych kolorach, tak jak widać na rycinach z epoki. Pomaluję też jednostki umundurowane jednolicie, będą janczarami elitarnymi, zgodnie z przepisami gry, ale to dopiero za czas jakiś. Żałuję tylko jednego - że w zestawie nie ma kotła i kucharza - w oddziałach janczarskich całe życie obozowe toczyło się wokół kotła, pełnił ważną rolę symboliczną, był czymś w rodzaju sztandaru, może był nawet od niego ważniejszy. Na pewno dodawałby smaczku gotowej jednostce.




piątek, 9 marca 2012

Dreadnought Władców Nocy

Mormeg dorzucił do swojej armii Night Lords pierwszą ciężką maszynkę - dreadnoughta produkcji ForgeWorld, uzbrojonego w wyrzutnię rakiet i autocannony. Mimo namawiania go do zastosowania magnesów, stwierdził że woli mocowanie na stałe, i tak zamierza pomalować kolejne. Schemat i sposób malowania identyczny z wcześniej opisywanymi co - wierzcie mi - zdecydowanie nie ułatwia fotografowania. Jednocześnie z bratem i ja kupiłem dreda do swojego Legionu (i rozmaite opcje uzbrojenia) - zdziwiłem się mocno, jak lekki jest gotowy, skończony model.





czwartek, 8 marca 2012

Kolumny



Kilka dni temu na blogu Black Grom Studio, prowadzonym przez Gonza, pojawiła się oferta sprzedaży rozmaitych kolumn żywicznych, przygotowanych i odlewanych przez prowadzącego. W poniedziałek dotarła do mnie niewielka przesyłka, w której zabezpieczone folią bąbelkową dotarły do mnie zamówione odlewy, wykorzystam je do  budowy niewielkiej, zrujnowanej świątyni, przeznaczonej na warhammerowy stół. Kolumny odlane są w twardej żywicy, dostałem odlewy w dwóch kolorach - szarym, zbliżonym do granitu i kremowym, tradycyjnym niejako dla materiału, z którego wykonane są rzeźby. Na stronie Gonza można zapoznać się z całą ofertą, ja wybrałem tylko część wzorów, które wystarczą mi do wykonania dwóch rzędów liczących po cztery mniej lub bardziej zniszczone kolumny. Odlewy są pozbawione jakichkolwiek nadlewek, na dwóch czy trzech widać tylko pozostałości po niewielkich pęcherzykach powietrza, z łatwością możliwe do wypełnienia greenstuffem. Prezentują się bardzo dobrze, mam nadzieję, że niedługo pokaże je w stanie docelowym.

środa, 7 marca 2012

Turczyni

Powolutku kończę sześć podstawek janczarów malowanych na konkurs forumowy "Ogniem i Mieczem". Sądząc z dotychczasowych pokazanych prac w toku, zapowiada się wysoki poziom znacznej większości prac. Miniaturki janczarów są bardzo fajne, w zasadzie mogę przyczepić się jedynie do głowni szabel - są znacznie zbyt duże, wyglądają jakby były sporym nadlewem. Zostawiłem je w takiej postaci, obawiam się bowiem, że przy każdej próbie ich spiłowania, skończyłoby się to całkowitym ułamaniem tej delikatnej przecież części. Janczarów pomalowałem zgodnie z rysunkami pokazujących oddziały tureckiego wojska z czasów im współczesnych - odzianych w różnokolorowe okrycia, mimo tego, że w teorii całe jednostki powinny mieć jednakową barwę. Takie jednolite umundurowanie zachowam dla janczarów elitarnych (przewidzianych w wykazie jednostek podręcznika "Ogniem i Mieczem"), natomiast ci malowani teraz będą przynależeć do  oddziałów "normalnych".
Cały czas eksperymentuję z robieniem zdjęć... W końcu dojdę do jakichś ciekawszych rezultatów... A co do skali - powiększone zdjęcia przedstawiają figurki w mniej więcej trzykrotnym powiększeniu w stosunku do ich rzeczywistej wielkości.


Andrzeju, spokojnie

Nie mogłem się powstrzymać, by się tym nie podzielić. Ten klip zrobił furorę podczas naszego wczorajszego grania (WH40K, Food Fight, Wings of War). Zobaczcie i pamiętajcie - spokojnie. Dla osób o mniej wrażliwych uszach;)

niedziela, 4 marca 2012

Wybrane z tygodnia 42

Codwutygodniowa porcja tygodniowych linków do czegoś fajnego...:) Dziś niemal same poradniki, dotyczące rozmaitych aspektów hobby - myślę, że każdy znajdzie dla siebie coś interesującego. Zacznijmy może od strony Tutofig.com - to zbiór odnośników do różnojęzycznych poradników figurkowych, podzielonych na kategorie. Linki prowadzą do stron, na których opublikowano teksty. Genialna sprawa, mnóstwo świetnych, krótszych i dłuższych artykułów.
Mała przerwa od słowa pisanego, tutaj można obejrzeć rozmaite dioramy autorów z Rosji i obszarów należących do terytorium byłego ZSRR - tematy zarówno historyczne, jak i związane z fantastyką. Poziom, najczęściej, naprawdę wysoki. Fotka obok notki przedstawia germańskiego wojownika pomalowanego przez jednego z pokazywanych na tej stronie modelarzy, Rusłana Worobjowa z Ukrainy.
I powrót do poradników - fajny, stosunkowo prosty tutorial dotyczący robienia podstawek scenicznych. W oryginale prezentowany na dość dużej podstawce, niemniej jednak zasady i materiały sprawdzają się też przy ciut mniejszych.
Kolejny tekst poświęcony jest fotografowaniu miniaturek, ustawieniu odpowiednich opcji w kamerce, itp. Podstawy ale mogą być dla kogoś przydatne, zwłaszcza część poświęcona obróbce fotek. Wersja angielska znajduje się na dole wpisu.
A tutaj znajdziecie opis prostego i jednocześnie dość efektownego tworzenia efektu rdzy. Wystarczy odrobina cierpliwości i podstawowe materiały, jakie znajdują się w narzędziowni chyba każdego malarza/modelarza.
Jestem właśnie na etapie zmiany aerografu i kompresora, więc z radością znalazłem serię wpisów poświęconych wyborowi narzędzi tego rodzaju najlepiej dopasowanych do naszych potrzeb. Tutaj znajduje się wpis poświęcony aerografom, tutaj znajdziecie zaś notkę poświęconą kompresorom. Na stronie jest więcej bardzo dobrych artykułów opisujących czyszczenie i dbanie o te delikatne narzędzia, a także porady dotyczące malowania za ich pomocą. Świetna sprawa dla początkujących i osób o średnim poziomie zaawansowania.
Ostatni z dzisiejszych poradników jest autorstwa Quidamcorvusa. Jego znakomity blog widać w blogrollu obok (spora szansa, że właśnie coś wrzucił w sieć, bo notki pojawiają się często), ja chciałbym zwrócić uwagę na tekst zamieszczony na forum Border Princes, w którym opisuje proces edycji fotografii figurek, a dokładniej wrzucanie ich na dowolne tło. Proste, krok po kroku i przydatne.
Jedyna wiadomość dotycząca nowych produktów, jaka zwróciła moją uwagę w ostatnim czasie, to ogłoszenie MKG, który napisał, że w już wkrótce, za kilkanaście dni, ukaże się jego druga komercyjna gra bitewna, tym razem przeznaczona głównie dla solo graczy. Temat - wojna powietrzna w Zatoce. W pudełku gry, zatytułowanej AWACS: Gulf War ma być wszystko potrzebne do grania - od metalowych modeli (w tym exclusivy produkcji Oddziału Ósmego), do podręcznika, kostek i podstawek pod samoloty. Cena zapewne ok. 220 zł za gotową, pełną grę.
I jeszcze, na koniec, parę fotek stołu Dystopian Wars, na widok którego zaświeciły mi się oczy. Cudo. Piękna, przemyślana sprawa, mnóstwo pracy i efekt godny utrwalenia na kartach pism wargamingowych - zerknijcie tutaj. Wpis w języku niemieckim, pokazuje proces tworzenia stołu i kilka zdjęć gotowego.

czwartek, 1 marca 2012

Zimna nóżka

Po sobotniej wstępnej rozgrywce w WFB wieczorem nie mogłem się oprzeć popracowaniu nad parą dawno rozpoczętych, starych ghuli Citadeli. Machnąłem im wtedy kolor bazowy, podmalowałem cienie, a wczoraj porobiłem rozjaśnienia, szczegóły. Na pierwszy ogień do pokazania idzie jakiś smakosz, niosący sobie przekąskę w łapce. A może to broń ręczna (nożna)? Stary, śmieszny wzór, przypominający trochę ówczesne gobliny Games Workshop, podejrzewam że rzeźbiarzem mógł być Kev Adams. Malowanie to Gretchin Green z linii Foundation, na co położony został miejscami cień w postaci rozwodnionego koloru Hermagaunt Purple oraz miejscowy wash z bardzo rozwodnionego starego washa Vortex Blue oraz równie rozwodniony Magenta Ink. Rozjaśnienia to kolor podstawowy z wzrastającą domieszką Escorpena Green (Vallejo) i białego. Gdybym nie był takim leniwym malarzem, pewnie dałbym radę pomalować go w całości w ciągu jakichś dwóch godzin.
Przez jakiś czas będę zamieszczał zdjęcia tak jak w tym poście. Mam jakieś problemy z ustawieniem ostrości w swoim aparaciku, bardzo ciężko zrobić porządne zdjęcie. Liczba fotek będzie więc zmienna, jak mi się uda:) Zresztą może jest to lepszy sposób na pokazywanie tego, co paćkam farbami...