wtorek, 17 maja 2016

Znak Nurgla | Mark of Nurgle

W miniony weekend zagraliśmy z Mormegiem cztery rozgrywki w czterdziestkowy skirmish Kill Team - nie ten oficjalny, ale w wersję opublikowaną pierwotnie na blogu Heralds of Ruin. Fajna gra, będąca znacznie mniejszą wersją czterdziestki, rozgrywana na kilkanaście figurek na stronę (w jednej z gier miałem ich sześć), z dziesiątkami dostępnych warbandów (na fejsie działa prężnie grupa główna, gromadząca graczy, publikowane są tam nowe wersje zasad i list).

Do gier stworzyłem grupę wojowników Czarnego Legionu, ze świeżo upieczonym czarownikiem na czele. Pomyślałem jednak, że w przyszłości chętnie spróbowałbym też czegoś z Nurglem, stąd dzisiejszy wpis. Z dawnych czasów zostały mi dwie praktycznie pomalowane figurki jednych z pierwszych Chaos Space Marines Nurgla - zdecydowałem się na ich błyskawiczne przemalowanie, by wizualnie zbliżyć je do mojego Czarnego Legionu.

Oryginalnie malowanie było zbliżone do kolorowych, radosnych motylków, widocznych w pierwszym kodeksie CSM, ale spora dawka czarnego washa, przemalowanie na czarno tu i ówdzie, podkreślenie pewnych akcentów... I z daleka ujdzie.

Last weekend together with Mormeg we have had a four battles in 40K skirmish Kill Team - not the Games Workshop version, but the one published on Heralds of Ruin blog. Really nice game, a small version of 40K, with just about a dozen miniatures per side (in one battle I fielded only six miniatures). There are dozens of different warband lists available (there is active Facebook group too, where players publish updated and new lists).

I played my Black Legion warband, with aspiring sorcerer as a leader. But, I thought I could use some Nurgle troopers too in the future. So, I dig out my old almost finished CSM Nurgle miniatures - all two of them. I decided to paint them in express way, to visually tie them with Black Legion.

My original painting was based on the miniatures shown in the first CSM codex years ago - colourfull and happy. But with a lot of black wash, some black paint here and there... Voila.. It looks ok from 60cm away.







niedziela, 15 maja 2016

Re re kum kum | Croach! Croach!

W ramach robienia bestiariusza do Frostgrave popełniłem, raczej błyskawicznie, cztery widoczne obok lodowe ropuchy. Małe stwory, spotykane w ruinach miasta, przypominają bohaterom, że nie każdy skarb pozbawiony jest strażnika.

Miniaturki to stare olbrzymie żaby, wyprodukowane przez Citadel Miniatures na licencji TSR do gry Advanced Dungeons and Dragons, które trafiły na rynek jako część zestawu Dungeon Monsters. Odlano je wraz z integralną podstawką.

Moje ropuchy pomalowałem aerografem, nakładając dwie warstwy jasnoniebieskich farb. Potem całość zwashowałem mocno rozwodnionym ciemnoniebieskim washem. Wykończenie to kilka warstw coraz jaśniejszego koloru niebieskiego nakładanego suchym pędzlem i ostatnia warstwa białego. Cienie namalowałem washami - od purpury, przez granat, do - okazjonalnego - czarnego.

I'm continuing to paint Frostgrave bestiary and just managed to paint four Ice Toads. Little creatures from the ruins of the city, kind of reminder for adventurers that most treasures are - in fact - guarded.

Miniatures comes from rather old TSR licenced range of Advanced Dungeons and Dragons released by Citadel Miniatures in mid eighties for a short 18 months. In original they were labelled as Giant Toads and they were released as a part of Dungeon Monsters basic set. Figures were casted with integral base.

My toads were airbrushed with two light blue colors, then everything was washed with heavily dilluted dark blue wash. Highlights were drybrushed with progressively lighter colors, ranging from blue to - final - white. Shadows were painted with washes - purple, dark blue, black sometimes, even reds were used sparingly.





czwartek, 12 maja 2016

Budynek | A building

Szykuję się na małe granie, dokonałem przeglądu dostępnego terenu i trochę tego mało. A jako że czasu też niewiele, konieczne okazało się zmajstrowanie czegoś na bardzo szybko. Jak każdy rodzic-wargamer zapewne wie, wśród dziecięcych zabawek można znaleźć czasami bardzo interesujące rzeczy. W moim przypadku w stercie zabawek niechcianych, które wędrowały na zatracenie, już bardzo dawno znalazłem podium z miniaturowego skateparku dla małych deskorolek. Miniaturowe deski jakoś nie wzbudziły specjalnego zainteresowania mojej młodszej pociechy. Pomyślałem - co się ma zmarnować. Zachomikowałem i nadszedł czas na wykorzystanie.

Oryginał miał beżowy kolor, widać go zresztą na jednym ze zdjęć. Postanowiłem przeróbki do moich celów ograniczyć do minimum - czyli wykonać jedynie malowanie. Przejrzałem swoje niepotrzebne kalkomanie, niestety nie znalazłem niczego, co mógłbym wykorzystać od ręki (czas, czas się liczy). Trudno - kalkomanie nalepię i pobrudzę przy innej okazji, a teraz aerograf w dłoń, paręnaście minut malowania, kilka minut brudzenia i efekt całkiem nadaje się na stół. Szkoda, że nie mam jeszcze ze trzech podobnych "budynków".

I'm preparing for a small game tomorrow, so I looked through my available terrain. It turned out that I'm pretty short on sci-fi terrain, so I just had to prepare something really fast. As every parent-wargamer knows, there are true treasures amongst children's toys. A few years ago my younger son was briefly interested in (very briefly, to be honest) in finger skateboards. Some accessories and desks were bought and some time later, during one of the bigger clean-ups, my kid told me that he doesn't want to use it anymore. Well, well, well. Ok. I thought I can make something with that platform.

Orignal platform has a beige color - visible on the photo. I decided to do not make any improvements for this "building" - no time for that. Painting was also really straightforward - airbrush and some greys. 30 minutes later it was finished and few hours later I was able to weather it a little bit. Voila, sci-fi building is finished and ready for a game. I would like to have two or three more such platforms...






wtorek, 10 maja 2016

Z półki Mormega: Warhammer 40,000 Freeblade

Warhammer 40,000 Freeblade to jedna z wydanych w ostatnich miesiącach gier wykorzystujących licencję GW, przeznaczonych na urządzenia mobilne - telefony, tablety i wszystko to, co pomiędzy nimi. Dotychczas mogli się nią cieszyć użytkownicy sprzętu z jabłuszkiem na obudowie, kilka tygodni temu trafiła jednak również i na sprzęt z Androidem na pokładzie.

O co w niej chodzi? W skrócie - o radosną rozwałkę. Nieco rozbudowując tą wypowiedź, wcielamy się w niej w postać pilota Imperialnego Rycerza, który krocząc przez zrujnowane miasta Imperium i wybudowane w leśnych ostępach wioski orków strzela, niszczy, miażdży i wgniata w ziemię wszystko, co staje mu na drodze. Wszystkiemu towarzyszy cała masa efektów specjalnych i spektakularnych dźwięków.

Mechanika gry jest prosta - robot kroczy sam, nasza rola ogranicza się do wskazywania celów i wyboru uzbrojenia. Do dyspozycji mamy cały arsenał zgodny z tym, co przenoszą Rycerze w WH40K - od piłomiecza łańcuchowego, poprzez wyrzutnię rakiet, do dział plazmowych i działek automatycznych. Nasz rycerz uzbrojony jest w cztery rodzaje broni - uzbrojenie lekkie, przeznaczone w zasadzie do eliminacji wrażej piechoty, uzbrojenie ciężkie, mające za zadanie zamienianie w złom pojazdów i broń pośrednią, montowaną na grzbiecie - dodatkowo też wspomniane piłomiecze do walki wręcz.

Mój rycerz kontra czołg orków. Lepiej zestrzelić pocisk, a potem zniszczyć pojazd.
Fabuła jest, jak to w większości tego typu gier, nie tylko do bólu prosta, ale wręcz będąca jedynie pretekstem do odsłaniania kolejnej fazy kampanii, i jeszcze jednej misji, i kolejnej, a po niej jeszcze jednej. Nasz pilot Rycerza, po utracie towarzyszy, dołącza do Mrocznych Aniołów w czasie trwającej kampanii. Wykonuje na ich rzecz rozmaite zadania, w zamian zyskując coraz to nowsze uzbrojenie i wyposażenie.

Główny ekran gry.
Kampania podzielona jest na części (wszystkich misji jest obecnie, bodajże, 173). Po przejściu kilku misji danego etapu otwiera się kolejny rozdział walk, a potem schemat powtarza się. Misje są dość zróżnicowane, nawet pomimo względnej powtarzalności "terenu" - od prostego przejścia i uzyskania możliwie wysokiego wyniku, po ochronę sprzymierzonych jednostek, walkę na czas, czy też zniszczenie konkretnych, wyznaczonych celów. Im lepszy wynik, tym więcej dostajemy punktów i rudy, służącej potem do wykonywania nowych elementów wyposażenia i broni bądź ulepszania istniejących. W czasie misji, po pokonaniu co potężniejszych przeciwników, zdobywamy także kolejne przedmioty. Podobnie jak w wielu innych grach różnią się one częstotliwością wypadania - od "białych", powszechnych i zazwyczaj niewartych uwagi, po legendarne złote przedmioty, dysponujące potężnymi możliwościami i efektami specjalnymi.

Ekran kampanii, rozdział piąty, widoczne są misje kampanii. W lewym prawym rogu zakładka Patrols przenosi nas do dostępnych misji tego rodzaju, premiowanych, z reguły, nieco większą ilością rudy i medalami, niezbędnymi do przejścia na kolejny etap kampanii.
Wyposażenie można także produkować samemu. Jeden z ekranów interfejsu to kuźnia. Służy ona do przetapiania niepotrzebnego nam ekwipunku i rudy w celu stworzenia lepszego wyposażenia. Oczywiście, im dalej w grze, tym większe otwierają się przed nami możliwości twórcze, jednak okupione jest to i znacznie większymi wymogami dotyczącymi przetapianej rudy, i zdecydowanie wydłużonym czasem produkcji.

Kuźnia. Właśnie robi się moja nowa tarcza jonowa. Bez niej nie mogę rozpocząć nowej misji w kampanii.
Częścią tego ekranu są też ulepszenia - tu, poświęcając najczęściej dość znaczącą ilość rudy - możemy ulepszyć nasze przedmioty. Liczba takich ulepszeń jest ograniczona, widoczna każdorazowo na danym przedmiocie, a każde ulepszenie ma rosnącą cenę. Dzięki temu możemy jednak szybko nieco zwiększyć możliwości naszego Rycerza - bywa to niezbędne, gdyż misje w kampanii mają swoje minimalne "progi wejścia". Jeśli któryś z elementów wyposażenia naszego robota nie spełnia kryteriów wstępu, widoczne to jest na ekranie, a gracz wie, co należy ulepszyć lub wymienić.

Ekran, na którym widoczne jest wyposażenie naszego Rycerza.
Kolejny ekran zarządzania służy do malowania naszego Rycerza. Część kolorów dostępna jest "za darmo", inne pojawiają się w miarę rozwoju kampanii, kolejne - i bardziej zaawansowane wzory - dostępne są po ich kupieniu za całkiem już prawdziwe pieniądze.

Ekran malowania. Zbliżenie na część, którą wybrałem do pokrycia nową farbą - korpus robota. Po prawej stronie widoczne dostępne dla mnie kolory.
W kampanii naszym przeciwnikiem są początkowo orki, stopniowo jednak dołączają do nich marines Chaosu. Bardzo ładnie odwzorowane są maszyny i ich ruchy - atakujące bestie orków, ich sklecone z byle czego minigarganty, demoniczne roboty marines Chaosu - wszystko rusza się, brzdęka blachami, klekocze szczypcami i ryczy "jak żywe". Pod względem graficznym gra prezentuje się zdecydowanie nieźle.

Jeden z mniejszych przeciwników - jakiś blaszak orków. Symbol błękitnej tarczy oznacza, że przed jego ostrzałem lepiej chronić się tarczą jonową. Uruchomi się ją klikając na tenże symbol.
Walka jest prosta - stuknięcie i przytrzymanie jakiegoś punktu na ekranie powoduje strzał z broni lekkiej, szybkie dwukrotne kliknięcie odpali naszą broń zamontowaną na grzbiecie (działko automatyczne lub wyrzutnię rakiet), natomiast dotknięcie ekranu dwoma palcami uruchomi broń ciężką. Każdy rodzaj uzbrojenia ma własne charakterystyki, sprawiające, że lepiej lub gorzej nadaje się on do zwalczania konkretnych przeciwników. Lekki autostubber świetnie radzi sobie z gromadkami piechoty, jednak ma problemy z pokonaniem opancerzonych przeciwników. Strzał z którejś z broni ciężkich w grupę piechoty wroga bywa czasem świetnym pomysłem, pozwala błyskawicznie uporać się z jakimś upierdliwym użytkownikiem broni ciężkiej, jednak nasza własna broń tego rodzaju ma ograniczoną liczbę pocisków, które dłuuuugo przeładowują się po strzale - może się okazać, że tuż po zlikwidowanej właśnie grupie piechoty na scenę wkroczy decimator Chaosu... Powodzenia w ostrzeliwaniu go ze stubbera.

Fragment walki - zaledwie jeden przeciwnik. Ork uzbrojony w broń ciężką może nieco uszkodzić naszego robota.
W czasie walki wręcz interfejs ulega zmianie - najpierw mamy szansę zaszarżowania na przeciwnika - robimy to, klikając na pojawiającą się na nim czerwoną tarczę. Sęk w tym, że wcelowanie w nią bywa dość trudne, a wróg biegnie nam na spotkanie - kiedy nam się nie uda, zaszarżuje na nas, zadając nam spore obrażenia. Dalsza walka wręcz to widok dwóch przeciwników. Na dole ekranu widać kreskę z zaznaczonym pośrodku obszarem odpowiadającym za trafienie i cios krytyczny. Biegnie po niej wskaźnik. Jeśli uda nam się nacisnąć ekran we właściwym momencie, trafiamy wroga. Jeśli nie - my sami otrzymujemy cios. Szerokość "momentu trafienia" i szansy na cios krytyczny jest zaś uzależniona od naszego wroga i jakości naszego piłomiecza łańcuchowego. Podczas walki wręcz chyba najłatwiej o otrzymanie poważnych obrażeń, zwłaszcza gdy to my zostaniemy zaatakowani.

Gra jest trudna. Z jednej strony to dobrze, nie nudzi się szybko, a nadzieja znalezienia lepszego sprzętu powoduje, że chce się przejść jeszcze jedną, kolejną, następną misję. Z drugiej strony widać - niestety - że przyczyną tegoż stanu rzeczy jest skok na kasę. Po prostu - jest trudno, żeby kupić rudę, wyposażenie, kolejne możliwości eksploracji planety (szansa na otrzymanie rudy, sprzętu czy też ulepszaczy). Sprzęt uzyskiwany w misjach rzadko kiedy jest lepszy od tego, jaki ma się na sobie - ten z kolei robiony jest w kuźni. Do wejścia w kolejne misje kampanii potrzebujemy jeszcze lepszego sprzętu, pozostaje więc liczyć na łut szczęścia i epickie znalezisko albo - tak jest, kuźnia, czyli jeszcze więcej rudy. I tak koło się zamyka.

Ekran poszukiwania sprzętu - kolejną misję mogę wysłać za 27 minut...
Na szczęście gra jest - w mojej opinii - naprawdę fajna. Przyjemnie wyrzyna się kolejne fale orków, wiele frajdy sprawia zestrzelenie jeszcze jednego drop poda czy wsadzenie miecza w zielone oko brass scorpiona. Chce się grać. Mi nie przeszkadza poziom trudności, nie mam nic przeciwko zgrindowaniu kolejnych 40000 jednostek rudy. Zresztą, w takich grach z zasady nie płacę, mikropłatności mnie nie interesują. Zdaję sobie jednak sprawę, że są osoby, którym zepsuje to przyjemność z gry. Myślę jednak, że nawet one znajdą sporo frajdy w tej grze. To chyba, przynajmniej na razie, najlepsza gra mobilna wykorzystująca licencję GW. Zdecydowanie warto zapoznać się z przygodami Imperialnego Rycerza, zwłaszcza, że jest darmowa. Ostrzegam tylko, że po parunastu dniach rozgrywki naszła mnie duża ochota na kupienie tego modelu w wersji plastikowej. Co zresztą możliwe jest z poziomu samej gry:)

Zadania do wykonania, premiowane dodatkowymi nagrodami - złotem, rudą lub sprzętem.

poniedziałek, 9 maja 2016

Koniec z posągami | No more statues

Zgadza się, to ostatni wpis dotyczący żywych posągów. Tym razem na cokołach przyszło stanąć wiekowym miniaturkom z firm Metal Magic oraz Grenadier. Pierwsza w katalogu z przełomu lat 80/90 była opisywana jako "Poszukiwaczka przygód w ubraniu zimowym". Druga zaś to produkt Grenadiera, z tego co pamiętam, jako "Rayr, półelf". Obie figurki mają swoje lata, ale - co naprawdę zdziwiło mnie w miarę postępów malowania - nie są wcale prostackie. Nawet Rayr, który w postaci szarego ołowiu prezentował się nadzwyczaj nieciekawie, okazał się całkiem interesujący....

That's right, this is last entry about living statues. This time I present two pretty old miniatures, one from Metal Magic company, another one from Grenadier. The first was described in catalogues from 80/90 as "Adventureress in winter clothing". Second miniature is older IIRC, it was released by Grenadier as a part of one of theirs boxed sets under name "Rayr Half-Elf". Both miniatures are clearly old school but I was genuinely suprised that they are far from being simplistic. Even Rayr, who as a grey lead was really uninspiring, after laying some paint and drybrush turned out to be pretty nice one...








środa, 4 maja 2016

Figurkowy Karnawał Blogowy XXI -Oldskul | Miniatures Blog Carnival XXI - Old school

Nie ma to jak upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu - nie dość, że pokazuję kolejne dwa żywe posągi, które wykorzystam w grze Frostgrave lub - ogólniej - jako architektoniczne przeszkadzajki na polu walki, to jeszcze wpiszę się w tematykę XXI edycji Figurkowego Karnawału Blogowego, której myślą przewodnią jest oldskul, a gospodarzem jest Żółty z bloga Twierdza Nieumarłych.


Po dwóch gargulcach na kolumnach produkcji Black Grom Studio ustawiłem figurki, a w zasadzie figureczki, bo to skala 25 mm, produkowane niegdyś, pod koniec lat osiemdziesiątych, przez Ral Parthę na podstawie licencji TSR. Pierwsza, miniaturka krasnoluda, była już kiedyś na blogu - przemalowana i postawiona na kolumnie, niczym Zygmunt, z dumą pokazuje, jaki los czeka bohaterów - w tym wypadku Bruenora z Zapomnianych Krain. Druga miniaturka, herosa z mieczem, to z kolei pomnik ku czci Caramona z Dragonlance'a.

Nie wiem, kto był rzeźbiarzem - Tom Meier lub Denis Mize (prawdopodobnie Meier) ale rzeźba zdecydowanie broni się mimo upływu tylu lat. Detali sporo, ładnie zrobionych, łuski pancerza, paski, zdobienia... A mimo to robią za pomniki... No cóż, nigdy nie ukrywałem, że Dungeons & Dragons to nie moja bajka:)




Nothing better then hitting two birds with one stone - not only I can show another two living statues for my Frostgrave games, but they fit perfectly with the theme of XXI edition of Miniatures Blog Carnival - Old School. This edition of the Carnival is run by Żółty from Twierdza Nieumarłych blog.

After two gargoyles my attention was drawn to miniatures from official TSR-licenced range released by Ral Partha back in the late eighties. First, dwarf miniature, comes from Forgotten Realms heroes boxed set - it is Bruenor. Second, hero with a sword, is Caramon from Dragonlance Heroes boxed set. Both show what future holds for heroes - ages of boring standing on the stone pillar. 

I don't know who sculpted both of them, Tom Meier or Denis Mize (Meier most likely) but those miniatures are really, really nice - despite all these years. A lot of subtle detail like scales, straps, very nice facial features, etc. Still - they are just living statues to me. Well, it is not a mystery that I'm definitely not a Dungeons and Dragons fan:)





poniedziałek, 2 maja 2016

Gargulce | Gargoyles

Na warsztat trafił kolejny miniminiminiprojekcik, a mianowicie dwa gargulce na postumentach, które będę mógł wykorzystać albo jako, po prostu, ozdóbki na polu walki, albo w scenariuszach do Frostgrave. Miniaturki to stareńka Ral Partha, skala 25 mm z tego co pamiętam. Jednego z tych gargulców pokazywałem lata temu w innym, pierwotnym malowaniu. Postanowiłem jednak wydobyć to maleństwo z czeluści zapomnienia i dać mu drugą szansę na zaistnienie. Przykurczony kolega to druga część tego samego zestawu - tego od dziesięcioleci miałem w białym podkładzie.

Jeden ze scenariuszy gry Frostgrave wykorzystuje sześć żywych posągów, strzegących skarbów. Moje kamienne maszkarony będą dwoma z nich, teraz muszę jeszcze znaleźć cztery kolejne miniaturki, podobne w stylu. Dwie w zasadzie już mam, nad kolejnymi się waham... Ale możliwe, że ostatecznie zrobię je w tym tygodniu.

Kolumny to produkt Black Grom Studio, wersja prototypowa. Wkrótce prawdopodobnie trafią do sprzedaży. Dobrze odlane, proste, klasyczne kolumny doryckie, dostępne w odcinkach z podstawami i z kawałkami "po przejściach" - ukruszonymi i obitymi. Te trafią do planowanej zrujnowanej świątyni...

Gargulce przymocowałem do kolumn za pomocą magnesów. Dzięki temu mogę je zdejmować, jeśli w czasie gry zajdzie taka potrzeba.

I managed to paint another tinytinytiny project - two stone gargoyles standing on columns, which will be usable both as a stand alone mini-architecture on the game table or for Frostgrave scenarios. Figures are very old Ral Partha, 25 mm scale if I remember correctly. One of them was already shown here, on the blog, years before, in its original painting 23 years old. I decided to revive this little fellow and give him a second chance so to speak. His gnarled friend is from the same set - this one was undercoated white and left for the same amout of time.

One of Frostgrave scenarios calls for a six living statues guarding treasures. My stone gargoyles will be two of them, now I need to find another four miniatures similar in scale to make further statues. To be honest, I have two of them already, and I wonder over last two of them... I will try to make those four statues this week, if time will permit.

Columns come from Black Grom Studio company, both are from preproduction cast. They will be available soon I think. Cast is good, columns are classical doric ones, divided into sections and bases/capitals. Some of the sections are broken or crushed, adding to the variety. I will use them in forthcoming ruined small temple project...

Gargoyles are positioned over the top of columns with small earth magnets. They are easily detachable, if need arise.








sobota, 30 kwietnia 2016

Drakula - Figurkowy Karnawał Blogowy XX | Dracula - Miniatures Blog Carnival XX

Trochę jadę po bandzie - psim swędem załapuję się na XX, jubileuszową edycję mojego własnego dzieła, Figurkowego Karnawału Blogowego. Raz, że w ostatniej chwili, poproszony przez prowadzącego tą edycję Czakiego, dwa że figurką, którą i tak miałem na warsztacie (aczkolwiek zaledwie w podkładzie), trzy... że teoretycznie magiczną, czyli zgodną z tematem jeszcze trwającego Karnawału - Magia - ale teoretycznie... Przedstawiam bowiem Drakulę, czyli kolejnego, starego wampira produkcji Citadel.

Przyjmijmy jednak, że definicja magii jest tak szeroka, że załapują się do niej krwiopijcy - przemieniają się bowiem w mgłę, chmarę nietoperzy czy jakieś inne monstra, rzucają uroki, a w mojej ulubionej grze są przecież pełnoprawnymi czarownikami. Czyli - liczy się do tematu:)

Pokazałem wcześniej Nosferatu, musowo było też pokazać Drakulę. Miniaturka wydana w tym samym, z tego co pamiętam, co Nosferatu, również część serii Night Horrors. Klasyczny krwiopijec rodem z horrorów klasy B - peleryna, kły wyszczerzone w agresji. U mnie będzie kolejnym przeciwnikiem poszukiwaczy przygód we Frostgrave.

Malowanie błyskawiczne, choć już nie liczone w minutach - zajął mi około dwóch godzin, sporo czasu poświęciłem na płaszcz. Liczne fałdy aż się prosiły o podkreślenie, było też sporo płaszczyzn wymagających choć elementarnego rozjaśnienia.


This is a kind of "last chance" entry - I barely managed to paing something for XX edition of Miniatures Blog Carnival - an event started by me almost two years ago, kind of community effort to paint something according to the selected theme. And the theme of current edition is magic. As you can see, my entry is done almost too late and is barely acceptable. Let me introduce Drakula, another old, classic Citadel Vampire.

Let's assume that definition of magic is so brad, that it encompasses blodsuckers too - they do change into a mist of bats, they cast glamours, etc - definitely magical in my book. And let's not forget that they are magic users in my favourite game too.

As I showed earlier Nosferatu, it is only right to show Dracula. This miniature was released in the same time as previously shown vapire, as a part of Night Horror range too. This is classical vampire from horror B movies - theatrical cloak, bared fangs... It will do fine as another opponent for adventurers in Frostgrave games.

Painting was really fast, but it wasn't counted in minutes anymore - it took me about two hours to paint this miniature, as a lot of time went into the cloak. It has folds which demended sharp highlights and some smooth surfaces where rudimentary blending was necessary too.