Strony

niedziela, 3 maja 2015

Z półki Mormega: "Warhammer The End Times - Thanquol"

Niniejsza recenzja poświęcona jest czwartej księdze opisującej Czasy Końca świata Warhammera, podręcznikowi noszącemu nazwę "Thanquol". Pozwolę sobie przypomnieć, że opisałem już trzy podręczniki wcześniejsze ("Nagash", "Glottkin", "Khaine"), zrecenzowane zostały też powieści im towarzyszące ("The Return of Nagash", "The Fall of Altdorf", "The Curse of Khaine", "Deathblade" oraz "The Rise of the Horned Rat" - ta ostatnia to powieść towarzysząca opisywanemu poniżej "Thanquolowi".

Jak wcześniejsze pozycje w cyklu, tak i "Thanquol" dostępny jest/był w rozmaitych wydaniach - od wersji w twardej oprawie (opisywanej), poprzez oprawę miękką i edycje elektroniczne. Całość podręcznika to dwie książki, połączone wspólnym "pudełkiem". Mniejsza objętościowo książka zawiera zasady specjalne, odzwierciedlające wydarzenia opisane w większym tomie, specjalne listy armii i scenariusze-bitwy. Nie będę się nimi jednak zajmował, tematem wpisu są wydarzenia fabularne, przedstawione w tomie pierwszym całości.

Księga liczy 232 strony, wydrukowane w pełnym kolorze na wysokiej jakości papierze - pod względem edytorskim nie różni się niczym od wcześniejszych ksiąg serii. Nadal doskonała jakość druku, fajny układ treści, klimatyczne fotografie i zdjęcia. Tutaj nie można się przyczepić praktycznie do niczego, może poza wykorzystaniem parunastu grafik znanych już z wcześniejszych publikacji Games Workshop, niektórych nawet sprzed kilku ładnych lat.

Opisywany tom poświęcony jest wydarzeniom, jakie toczą się w Starym Świecie i Lustrii, koncentrując się na działaniach pomijanych dotychczas, w Czasach Końca, niemal całkowicie skavenów (poza niewielkimi rolami drugoplanowymi w "Nagashu"). Szczuroludzie toczą walkę ze wszystkimi, jednak ich głównymi przeciwnikami są jaszczuroludzie i krasnoludy. I to właśnie przedstawiciele tych dwóch ras są pozostałymi, niemal równoprawnymi bohaterami opowieści. 

Pierwsza jej część poświęcona jest przygotowaniom szczuroludzi do rozpoczęcia podboju, którego celem są wszystkie ziemie leżące nad ich Podimperium, a także terytoria ras, które ośmielają się żyć pod ziemią - goblinów i krasnoludów. Początek to opis sytuacji, niejako tło dla późniejszych wydarzeń, preludium koncertu zniszczenia. Rogaty Szczur, zniesmaczony brakiem wyraźnych i szybkich postępów swych czcicieli, kierowanych w mniejszym lub większym stopniu przez Szarych Proroków, pozbywa się w spektakularny sposób ich przywódcy, Lords Kritislika, otwierając miejsce w Radzie Trzynastu, a samych proroków spychając do roli pogardzanych i pomiatanych pariasów.

Na świecie pojawiają się wielkie szczurze demony, mające własne plany, niekoniecznie zgodne ze sobą. Działają, zazwyczaj, przez swych szczurzych agentów - przywódców klanów, wodzów i im podobnych osobników. Choć skaveni teoretycznie działają zjednoczeni jak nigdy wcześniej, w praktyce każdy z wielkich klanów stara się przyćmić dokonania konkurentów, najlepiej tak, by niewiele z nich pozostało. Skutek dla przeciwników jest jednak, w zasadzie, identyczny. Miasta jaszczuroludzi padają jedno po drugim. Starożytne piramidy, miejsca odpoczynku wielkich Slannów, zostają złupione, zniszczone i zrujnowane. Wielkie, mądre płazy giną jeden po drugim, często kończąc w żołądkach wielkich, głodnych gryzoni. 

Nie inaczej dzieje się w Starym Świecie, gdzie odwieczne twierdze krasnoludzkie są celem oblężęń. Krok po kroku, metr po metrze, sala po sali - dumni potomkowie budowniczych podziemnych fortec spychani są w głąb swych pradawnych siedzib, gdzie czeka ich jedynie smutek, lament, żal i śmierć. Nic i nikt nie potrafi się oprzeć dłużej potędze Podimperium. Najbliżsi są jaszczuroludzie, mimo utraty wielu miast stawiający w miarę skuteczny opór, ich wola walki i zdolności bojowe nikną jednak, gdy przywódcy, ocaleli z rzezi najwięksi, nastarsi i najbardziej potężni Slannowie giną, poświęcając się w celu ratowania, literalnie, całego świata. Skaveni, działając z właściwą sobie manią wielkości, postanowili bowiem wysadzić Morrslieba/przyciągnąć go bliżej świata. Wybór wersji uzależniony jest od klanu, który postanowił dokonać tego wiekopomnego czynu. Koniec końców, wygrała wersja związana z wybuchem (kogoś to dziwi?), tyle że owa eksplozja była nieco bardziej spektakularna, niż zakładały nawet najmądrzejsze szczury. Księżyc został rozbity na wielkie odłamki, które, niczym spaczeniowe meteory niosące śmierć i zagładę, runęły ku powierzchni świata Warhammera. Ofiara Slannów pozwoliła ocalić świat, nie uchroniła jednak przed ognistą zagładą Lustrii, Krain Południowych, fragmentów innych lądów... ani klanu Pestilens:)

Mówiąc krótko - dzieje się, a wszystko to można określić słowem masakra. Milionami giną skaveni (ale kto by się tam tym przejmował), dziesiątkami tysięcy inne rasy. Krasnoludów zostało tak mało, że w zasadzie wszystkich pozostałych przy życiu można wystawić jako armię na stole. Jaszczuroludzie porzucają skazany na zagładę świat, odlatując w niebiosa w swoich piramidach, z których przynajmniej część okazała się pradawnymi "arkami niebios", czyli jakimiś statkami kosmicznymi. Ciekawe, czy spotkamy ich teraz w czterdziestce.

Nawet Thanquol, biedny Szary Prorok, mający pecha niemal zawsze spotykać na swojej drodze a to Gotreka i Felixa, a to jakichś innych herosów, w końcu ma swoje pięć minut. Praktycznie w pojedynkę przywraca honor Prorokom, niszcząc Nuln i sprawując poselstwo do Archaona, któremu skaveni ofiarowują swe usługi. Szczuroludzie mają w tym, rzecz jasna, własny cel. Niewiele obchodzi ich krucjata wybrańca Chaosu, pragną zjednoczyć swe siły wyłącznie dlatego, że uważają, iż większym niebezpieczeństwem jest Nagash. Chcą najpierw pozbyć się Wielkiego Nekromanty, a potem... przyjdzie kryska na Archaona. Ten zaś doskonale zdaje sobie z tego sprawę, lecz swych sojuszników ma za nic - ot, mięso armatnie, świetnie nadające się do wykorzystania i wyrzucenia.

Fabuła jest rzeczywiście, epicka. Wydarzenia, które jeszcze rok temu byłyby tematem niejednej powieści i wzbudzałyby falę spekulacji i kłótni na forach i blogach, teraz są, zaledwie, tłem dla większej opowieści. Dzieje się dużo, fabuła ma wielu bohaterów, i - szczerze mówiąc - trochę to przeszkadza w odbiorze. Może nieskromnie uważam się za osobę, która o świecie Warhammera wie nieco więcej niż przeciętna, niemniej jednak po, wcale nie tak długim, obcowaniu z książką, zaczynałęm się powoli gubić w gąszczu dziesiątek imion, nazw, funkcji. Zaczynało mi to naprawdę przeszkadzać w czytaniu. Na szczęście, główne wątki nie wymagają zapamiętywania tych wszystkich detali.

Akcja obejmuje tak wiele wydarzeń i toczy się na tak rozległych terenach, że stanowi to przyjemną odmianę po dość klaustrofobicznym "Glottkinie". Jest to, jednocześnie, spora wada. Nie wiem z czego to wynika, być może autorzy nie stanęli na wysokości zadania, lecz mam wrażenie, że dość znaczna część księgi to materiał nieco rozwlekły. O ile "Nagash", mimo znacznie większej objętości, był dla mnie do przeczytania w trzy wieczory, o tyle "Thanquol" ciągnął się, i ciągnął, i ciągnął. Może u źródeł tego leży prosty fakt - żadna z opisywanych w księdze ras nie należy do moich ulubionych. Hmm, może poza jaszczurami, ale ci, nim zdążyłem się w nich na dobre wciągnąć, odlecieli w niebiosa;)

Podsumowując - "Thanquola" umiejscowiłbym na mojej liście przed "Glottkinem", niemniej jednak za "Khainem" "Nagashem".


3 komentarze:

  1. Dzięki! Skrobnij co się stało z Gotrekiem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny ciekawy wpis. Proszę więcej takich.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co? Moje kochane gady od których w ogóle zacząłem przygodę z Warhammerem, i które uwielbiam ponad wszelakie inne rasy wzięły i... Odleciały? W kosmos? Mam przez to rozumieć, że znikną ze świata WH? ;_; Oby nie... A ja bardzo dziękuję za recenzje i streszczenia książek The End Times, bo dla mnie są za drogie i za ciężkie pod względem j.ang, a tak przynajmniej mniej więcej wiem co i jak, jeszcze raz dzięki i czekam na kolejne recenzje ;)

    OdpowiedzUsuń

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.