Strony

poniedziałek, 30 marca 2015

Z półki Mormega: "The Rise of the Horned Rat"

Czas na recenzję kolejnej powieści z serii "The End Times" - "The Rise of the Horned Rat". Autorem jest Guy Haley, książka ukazała się jako fabularyzowany odpowiednik podręcznika Warhammera "Thanquol". Haley jest relatywnie nowym autorem ze stajni Black Library, ma na koncie kilka powieści i dłuższych opowiadań osadzonych w uniwersum Warhammera 40K, a także kilkanaście opowiadań i powieści osadzonych w świecie fantasy. Jego najbardziej chyba znaną książką z tego uniwersum jest "Skarsnik" - ja jednak jeszcze jej nie czytałem, a samego autora kojarzę bardziej z twórczości "czterdziestkowej". Mimo raczej krótkiego stażu w wydawnictwie BL, Guy Haley od dawna zajmował się światami Games Workshop, był nawet redaktorem "White Dwarfa". Mówiąc krótko - gość zna się na rzeczy i  wie o czym pisze.

"The Rise of the Horned Rat", podobnie jak opisywane wcześniej powieści, których akcja toczy się zgodnie z fabułą podręczników z serii "The End Times" ("The Return of Nagash", "The Fall of Altdorf", "The Curse of Khaine", "Deathblade"), opowiada o wydarzeniach opisanych w szerszym kontekście na stronach innych książek. Fabuła powieści nie jest jednak prostą kalką wydarzeń, to raczej rozwinięcie niektórych wątków, uzupełnienie ich, snucie opowieści na ich kanwie. Niektóre rzeczy opisane są znacznie dokładniej, pojawiają się nowi bohaterowie, opisane są - przynajmniej częściowo - motywy i działania pomniejszych postaci. Działa to też na odwrót - akcja "Powrotu Rogatego Szczura" w praktyce całkowicie pomija wątek walk skavenów z jaszczuroludźmi w Lustrii, starań rozmaitych frakcji skaveńskich, ich wysiłków zmierzających do rozbicia czy przyciągnięcia Morrslieba. I dobrze - uprzedzając nieco cykl recenzji napiszę, że opis tych wydarzeń, stanowiący niemal połowę podręcznika "Thanquol", był dla mnie wtórny i mało ciekawy. Zamiast tego fabuła książki Haley'a koncentruje się na wydarzeniach, które niemal w całości toczą się w okolicach i pod górami Karak Osiem Szczytów.

Dawne krasnoludzkie miasto-forteca, siedziba króla Belagara, prawowitego króla miasta, potomka jego dawnych władców, jest areną zmagań trzech, a nawet czterech stron - nielicznych krasnoludów, nieprzeliczonych skavenów, goblinów pod wodzą Skarsnika oraz ogrów, gotowych nająć się temu, kto zapłaci najwyższą cenę... Wszyscy oni, może za wyjątkiem ogrów, chcą zająć fortecę raz i na zawsze wyłącznie dla siebie. I o tym właśnie mówi "Powrót Rogatego Szczura". Nietrudno się domyślić, że nie jest to książka radosna, opowiadająca o odrodzeniu krasnoludów. Wprost przeciwnie. Krasnoludy umierają. Upadają, jedna po drugiej, ich wspaniałe twierdze. Prastare komnaty, będące świadkami tysięcy lat chwalebnych wydarzeń, pustoszeją, giną w rozbłysku wybuchów dział i piekielnych maszyn szczuroludzi, zapadają się w nicość i proch, wraz ze swoimi twórcami.

Trudno jest wskazać głównego bohatera powieści. Większość akcji toczy się wokół Belagara, a potem Thorgrima, jednak tak naprawdę mocą sprawczą wszystkich wydarzeń jest Queek Headtaker. Największy spośród wojowników szczuroludzi, najznamienitszy wódz skaveński, okryty chwałą zwycięzcy i pogromcy krasnoludów otrzymuje zadanie ostatecznego pozbycia się garstki długobrodych, uparcie broniących swego królestwa dawno przebrzmiałej chwały. Queek do wykonania zadania otrzymuje gigantyczne środki - nieprzeliczone hordy niewolników i wojowników, maszyny bojowe, wsparcie licznych klanów. Na drodze do zwycięstwa są tylko dwie przeszkody. Pierwsza to, rzecz jasna, krasnoludy, uparcie trzymające się resztek swego dziedzictwa. Drugą są gobliny, dowodzone przez Skarsnika, który ma własne, wielkie plany - a brak w nich miejsca zarówno dla krasnoludów, jak i skavenów (chyba, że to miejsce w brzuchach zielonoskórych).

Wszyscy miłośnicy długobrodych będą rozdarci akcją powieści. Z jednej strony, opis upadku Karak Osiem Szczytów jest, naprawdę, epicki. Zmagania krasnoludów, toczących nierówną, z góry skazaną na porażkę walkę, porażają heroicznością, poczuciem beznadziei i - w końcu - smutkiem. Smutkiem i złością na tak marny koniec dumnego i niegdyś potężnego ludu, zalanego falą brunatnych i zielonych stworów, marzących jedynie o zniszczeniu i panowaniu nad ruinami. Walka krasnoludów wbija jednak w dumę. Do ostatka, do ostatniego obrońcy, do ostatniej obrończyni - każdy z nich warty jest stanięcia pośród przodków i spojrzenia w ich oczy z dumą i bez wstydu. Opis ostatniej walki Belagora zapiera dech w piersiach. Wynik walki może być tylko jeden, ale - na przodków - szkoda, że annały krasnoludzkie pozbawione zostały opisu tego pojedynku... Równie wielkie emocje budzi nieco późniejsza ostatnia walka królowej, żony Belagara i jego syna.

Doskonała jest także bitwa, w której Thorgrim Grudgebearer staje naprzeciw gigantycznej armii skavenów. Wbrew taktyce krasnoludów nie zamyka się w ścianach swej kamienne fortecy, wychodzi w pole, walczy pod niebem i - mimo problemów - udaje mu się rozbić w pył wrogie siły. Tym większa szkoda, zdziwienie i szok, jak później kończy - ze zdziwieniem wpatrując się pod rozgwieżdżonym niebem w trzy ociekające zieloną trucizną sztylety, których ostrza wystają mu z piersi. Tak mija chwała świata krasnoludów, tak kończy się epoka, tak ginie świat.

Osobiście, bardzo podobał mi się również Skarsnik. Pokazany w sposób, który odpowiada mi chyba najbardziej, kiedy w grę wchodzą zielonoskórzy. Mieszanka humoru, okrucieństwa, przebiegłości sprawia, że ten mały, zielony pokurcz jest jednym z ciekawszych bohaterów całej powieści. Z całą pewnością przeczytam, wobec tego, poprzednią książkę autora, o Skarsniku właśnie.

Również Queek jest pokazany jako postać głębsza, niż li tylko mordercza maszyna do zabijania. Haleyowi udało się przekonująco pokazać motywy stojące za działaniami wodza skavenów. Ok, motywy, to może złe słowo. Motyw. Queek jest brutalnym, nie mającym sobie równych mordercą, z łatwością radzącym sobie z praktycznie każdym przeciwnikiem. Queek się jednak również starzeje. O ile krasnoludy czy elfy mogą żyć setki lat, jedynie naprawdę wyjątkowi skaveni liczą lata życia w dziesiątkach, a jednostki w setkach. Queek nie chce się zestarzeć, chce być jednym z nielicznych - otrzyma możliwość przedłużenia życia, jeśli uda mu się rzucić krasnoludy na kolana...

Motyw ten, a wraz z nim kilka innych, potraktowany został jednak nieco po macoszemu. Jest on dokładnie wyjaśniony w podręczniku "Thanquol", natomiast w książce jest raczej sporo odniesień do wydarzeń z tego podręcznika, niż dokładnych wyjaśnień. Z pewnością dla osób znających treść "Thanquola" część wydarzeń z "The Rise of the Horned Rat" będzie znacznie bardziej zrozumiała, niż dla czytelników, którzy nie będą mieli ze sobą tej lektury. Dla nich niektóre spośród wydarzeń czy motywacji bohaterów mogą być dość zaskakujące. Tak jest z motywem starości Queeka, tak jest ze śmiercią Thorgrima (a ogólniej, z całością wydarzeń w jego fortecy).

To jednak tylko pomniejsze problemy. Książka jest - nie zawaham się użyć tego słowa - naprawdę świetna. Nie tylko kończy wiele wątków, od dziesięcioleci przewijających się w Warhammerze (o Belegarze próbującym odzyskać Karak Osiem Szczytów pisał już Bill King jakieś dwadzieścia lat temu w jednym z pierwszych opowiadań o Gotreku), nie tylko w epicki sposób opisuje koniec pewnego wieku świata Warhammera, lecz również sprawia, że czytelnik naprawdę identyfikuje się z - jeśli nie wszystkimi - to znaczną większością postaci pierwszoplanowych. Nawet Queek ma w sobie coś, co sprawia, że można kibicować jego działaniom.

Z oczywistych powodów powieść może najbardziej podobać się osobom interesującym się krasnoludami i skavenami, część z wydarzeń, o których pojawiają się krótkie wzmianki, pochodzi bowiem z historii tych dwóch ras. Niemniej jednak, nawet bez ich dogłębnej znajomości praca Haley'a to kawał świetnej roboty pisarskiej. Jak dotychczas to właśnie ta powieść podobała mi się najbardziej spośród wszystkich sygnowanych znakiem "The End Times". Serdecznie polecam.

2 komentarze:

  1. Skarsnik'a warto przeczytać z Młotka40k The Eternal Crusader i The Black Pilgrims.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się gruba rzecz...

    OdpowiedzUsuń

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.