Rany, ale dziś gorąco. Tak gorąco, że człowiekowi nic się nie chce. Jednak początek wakacji to początek wakacji, ma swoje prawa, jakieś atrakcje muszą być. Na szczęście dziś w moim mieście odbywa się turniej rycerski, impreza w sam raz do pojawienia się z moimi synami. Obaj są w wieku, w którym słowa miecz, rycerz, zbroja budzą jeszcze i już zainteresowanie, więc oglądanie kilku facetów okładających się tarczami i mieczami budziło w nich spory entuzjazm. We mnie nieco mniejszy, trochę przeszkadzała mi dość znaczna umowność zbroi... ale ja jestem znanym marudą. Galeria fotek ze starcia kwalifikującego do turnieju niżej, dodam tylko, że było tak gorąco, że niektórzy ze stających w szranki poddali walki przed upływem czasu, nie dając sobie rady z gorącem. Trudno się dziwić, na bieliźnie nosili przeszywanice, kubraki, dopiero na to zbroje... A wszystko w upale mającym dobrze ponad 30 stopni i w słońcu...
Malowanie figurek i gry wojenne | Miniature painting and wargames
Strony
▼
sobota, 30 czerwca 2012
piątek, 29 czerwca 2012
Podniebni rycerze
Hangar mieszczący samoloty do "Wings of War" zaczyna się robić powoli troszkę ciasny. Od mojego przyjaciela Marcina dostałem dwie maszyny, kolejne dwie zdecydował się kupić, płacąc za nie z kieszonkowego, mój starszy syn, który bardzo lubi grać we wspomnianą grę. Dzięki temu ogólny stan posiadania powiększył się do dziesięciu maszyn. Pozwala to rozgrywać już całkiem skomplikowane potyczki, z udziałem wielu osób. Myślę, że powoli nadchodzi czas kupowania nie tylko całkiem nowych modeli, lecz już też takich, które prezentują tylko inne malowanie.
Pierwszym z nowych samolotów jest lekko uszkodzony Fokker Dr.I w malowaniu por. Friedricha Kempfa, w dość ciekawym zielonym malowaniu, z nazwiskiem pilota na górnym płacie i zdaniem "Kennscht mi'noch?" (Pamiętasz mnie jeszcze?) na płacie środkowym. Sam pilot przeżył wojnę, zestrzeliwując cztery maszyny nieprzyjacielskie, umarł w 1966 r. Na początek wolałbym maszynę Czerwonego Barona, model w tym malowaniu jest jednak całkowicie niedostępny. Mój modelik jest lekko uszkodzony, brak mu usterzenia pionowego, dorobię je jednak chyba bez większych trudności z jakiejś plastikowej płytki.
Drugą maszyną, otrzymaną od Marcina, jest angielski myśliwiec Sopwith Snipe, samolot nosi malowanie maszyny pilotowanej przez australijskiego pilota, asa por. Thomasa Bakera. Zestrzelił on ogółem 12 samolotów wroga, zginął jednak na początku listopada 1918 r. Jego łupem na samolocie, którego model tu widać, były najlepsze ówczesne samoloty myśliwskie świata, zestrzelił na nim sześć niemieckich Fokkerów D.VII.
Trzecim nabytkiem jest interesujący, mało znany austro-węgierski samolot Ufag C.I, maszyna rozpoznawcza, która weszła do służby w ostatnim roku Wielkiej Wojny, będąca twórczym rozwinięciem wcześniejszego samolotu, Brandenburg C.1, wyposażona w znacznie mocniejszy silnik i będąca jednym z topowych samolotów końcowego okresu zmagań. Model w malowaniu nieznanego pilota.
Ostatnim nowym samolotem jest francuski myśliwiec Nieuport 23, w malowaniu maszyny rosyjskiego pilota, por. P. I. Krisanowa, służącego w 2. Korpuśnym Oddziale Lotniczym 1. Bojowej Grupy Powietrznej, walczącej w 1917 r. na froncie Południowo-Zachodnim. Pilot samolotu, na którym wzorowany jest ten model, został zestrzelony podczas walki powietrznej z dwoma wrogimi samolotami 26 września 1917 r. i zmarł dzień później wskutek odniesionych obrażeń. Podczas starcia zestrzelił wraz z innym rosyjskim pilotem jednego z napastników. Co ciekawe, jego samolot nadal nosił francuskie, nie rosyjskie kokardy - dość częsty przypadek, wynikający z potrzeby jak najszybszego wprowadzenia do walki maszyn otrzymanych z Francji. Producent modelu podaje błędną pisownię nazwiska wspomnianego pilota.
wtorek, 26 czerwca 2012
Powrót do przeszłości - rydwany ożywieńców
Dzisiejsza notka ma charakter mocno wspomnieniowy... Jak pewnie większość graczy i malarzy, robię sobie od czasu do czasu przegląd tego, co tkwi w rozmaitych pudełkach, walizkach czy na półkach. Ostatnio szukałem jakiejś zaginionej figurki i znalazłem pokazywane obok rydwany. Pochodzą z czasów, gdy tego rodzaju sprzęt gościł na stołach u grających undeadami, nie rozdzielonymi jeszcze wówczas na armie wampirów i królów grobowców. Pierwszy z tych rydwanów to wzór, który całkiem jeszcze niedawno, kilka lat temu, znajdował się chyba w sprzedaży, może nieco zmieniony w stosunku do pierwowzoru, jaki pojawił się w sklepach GW blisko 25 lat temu, niemniej jednak wyraźnie rozpoznawalny. Mój rydwan został kupiony wraz ze słynnym boksem "Skeleton Army", którego ilustracja widoczna jest obok. Skleiłem go i pomalowałem jako jeden z pierwszych modeli tego rodzaju w życiu - co, rzecz jasna, jest wyraźnie widoczne. Po jakimś czasie zdecydowałem się dodać sztandar, malowany wg. wymyślonego przeze mnie wzoru, z jakże wspaniałą nazwą "Legion Śmierci"... Taaa... Trochę to wszystko śmiesznie wygląda, ale nic nie poradzę... Tak zaczynałem.
Drugi ze śmiercionośnych rydwanów jest jeszcze starszy - jeśli chodzi o figurki. Skleiłem i pomalowałem go w okolicach 1993 r., po jednej z wizyt w Nottingham, skąd go przywiozłem. Do dziś pamiętam, jakim koszmarem było dopasowanie do siebie wszystkich elementów... I o ile niespecjalnie żałuję, że nie mogę już wystawić na stół tego pierwszego, plastikowego wozu, to szczerze boleję, że rydwany jako takie są dla Vampire Counts raczej niedostępne (poza namiastkami, w rodzaju Black Coacha), bo ten metalowy znalazłby miejsce dla siebie w mojej armii. Może, z sentymentu, znajdę kiedyś chwilę czasu na zmycie starego malowania i zrobienie go od nowa, wyłącznie w celach pokazowych, na półkę, gdzie zająłby miejsce obok starych katapult miotających czaszki, starych carrionów czy ciut młodszych, a w ogóle już nie istniejących w księgach armii mumii.
Na warsztacie tej chwili cały oddział włóczników imperialnych, ale zanim będą gotowi, minie jeszcze trochę czasu, wcześniej na pewno na blogu pojawi się jeszcze coś produkcji Bauedy...
niedziela, 24 czerwca 2012
Wybrane z tygodnia 50
Jubileuszowe wydanie, przydałoby się więc coś ekstra. Myślę, że udało mi się znaleźć kilka naprawdę ciekawych rzeczy. Na początek może trzy rzeczy za darmo. Wspominałem tu już kiedyś o dostępnych za friko flagach do samodzielnego wydrukowania, jakie można znaleźć na stronie http://grimsbywargamessociety.webs.com. Okazją do jej przypomnienia są nowe sztandary z czasów krucjat. Drugim prezentem jest kolejny plik .pdf Wargamera, który udostępnił nowy historyczny podjazd armii moskiewskiej. Autorami zasad są Michał "Kadrinazi" Paradowski i Rafał Szwelicki. Trzecią darmówką jest aplikacja pozwalająca tworzyć karty wszelkich jednostek i pojazdów do gry sci-fi "Gruntz". Możecie ją znaleźć tutaj (strona wymaga stworzenia konta), natomiast news mówiący nieco więcej z czym się to je, jest tutaj.
Ok, freebiesy mamy już za sobą. To teraz może słówko o teorii koloru. Podaję tutaj czasami rozmaite odnośniki do stron, gdzie można pobawić się rozmaitymi kolorami, oceniając ich wzajemną współpracę. Tym razem link do notki na blogu A League of Ordinary Gamers, w której autor podaje informacje na ten temat wraz ze znalezionymi w sieci poradnikami wideo, dotyczącymi konkretnych aspektów dobierania i mieszania kolorów. Bardzo fajna rzecz, gorąco polecam wszystkim, którzy malowanie figurek traktują nieco poważniej.
Z okazji odpadnięcia naszej drużyny narodowej z Euro, link do powstających figurek naszej husarii w skali 28 mm. Rzeźbiarz polski, temat polski, tylko producent zagraniczny... Figurki zapowiadają się ciekawie, nawet mimo pewnych niedokładności widocznych na fotach...:)
Poradniki dziś nie będą specjalnie mocno reprezentowane - jeden za to dobry. Ana na swoim blogu zamieściła tutorial dotyczący malowania drewna.
I reszta linków dotyczyć już będzie tylko rzeczy przeznaczonych w mniejszym lub większym stopniu do oglądania. Na początek odnośnik do bloga, poświęconego w całości grze sci-fi w skali 6 mm FUBAR. Nie jestem specjalnie zainteresowany, przynajmniej obecnie, grami w tej skali, muszę jednak uczciwie powiedzieć, że fotki których pełno na tym blogu, wyglądają naprawdę świetnie. I od maluszków przeskakujemy do skal w których można zobaczyć nieco więcej szczegółów. Doskonała galeria prac pokazywanych na wystawie modelarskiej w Japonii. Sporo egzotycznych rzeczy, sporo rzeczy budzących prawdziwy podziw. Koniecznie zerknijcie. Z pewnością warto też obejrzeć galerię fotografii przedstawiających miniaturową Rosję. Dzieło, z tego co doczytałem, jednej osoby. Dwie galerie fotek, pierwsza znajduje się tutaj, druga widoczna jest pod tym adresem. Teraz przeniesiemy się w ponury świat przyszłości i wojny. Cosplay w Polsce nie jest specjalnie popularny, jednak w innych krajach jest inaczej. W tym wątku można zapoznać się z budowanym krok po kroku kostiumem dowódcy kosmicznych marines Chaosu, Araghasta The Pillagera z gry Dawn of War II, tworzonym przez Litwina, Giedriusa Didžbanisa. Robi wrażenie zarówno tempem prac, jak i efektem końcowym. Kostium ten w ruchu widać na filmie znajdującym się tutaj. A skoro już jesteśmy na You Tubie, popatrzcie też tutaj - filmik, w którym prezentowane są prawie trzy dywizje armii brytyjskiej pod dowództwem księcia Wellingtona w skali 1:72 mm, odtwarzane 1:1. Nawet nie chce mi się myśleć, ile czasu wymagało pomalowanie tych wszystkich figurek. Już niemal na zakończenie odnośnik do postu z blogu Realm of Chaos: An 80s Warhammer Enthusiast Blog, gdzie pokazywana jest jedna ze starych dioram Johna Blancha, atak Undeadów. Parę jej zdjęć wykorzystane zostało do ilustracji podręcznika Warhammera 3. edycji i - jeśli mnie pamięć nie myli - podręcznika WFRP. Na tym samym blogu można też znaleźć notki o innych fajnych oldskulowych dioramach GW, prezentowanych w numerach White Dwarfa w okolicach 100-110 numeru. A na sam koniec link do jednego z najczęściej odwiedzanych przeze mnie blogów, prowadzonego przez Jamesa Wappela. Autor w serii artkułów pokazuje w jaki sposób buduje pokazową armię Tomb Kingów wraz ze specjalnie zaprojektowanym terenem - wszystko to, by wygrać konkurs GW "Armies on the Parade", którego zresztą James jest już wcześniejszym laureatem. Tutaj link do wspomnianego bloga z wybraną opcją pokazywania notek dotyczących armii Królów Grobowców. Fotka obok tej notki pochodzi właśnie z bloga Jamesa. Mam nadzieję, że nie obrazi się za jej wykorzystanie.
czwartek, 21 czerwca 2012
Drugi oddział harcowników karolińskich
Malowani wraz z figurkami pokazywanymi wczoraj. Podobnie jak już prezentowani harcownicy, również i ci dzisiejsi pomalowani są w kolory i prezentują wzory na tarczach przynależne północnym Frankom z okresu ciut wcześniejszego, niż karoliński. Miniaturki są dość typowe dla Bauedy. Stosunkowo nieźle zrobione, fajne pozy, których efekt końcowy pogorszony jest brakiem staranności w dopracowaniu masterów dla odlewanych figurek. Takie rzeczy jak ciżmy z których jedna jest dwa razy większa od drugiej, czy dłonie pozbawione kciuków, w których palce zaznaczone są, po prostu, nacięciami, są na porządku dziennym. Trochę szkoda, bo jakieś pół godziny więcej pracy nad masterem każdej figurki dałoby w rezultacie produkt naprawdę dobrej jakości. Tu i tam wygładzić trochę materiał, tam dodać jakiś element, poprawić najbardziej rażące niedociągnięcia (w rodzaju tych nieszczęsnych dłoni) i byłoby świetnie, a tak jest tylko dobrze. Na szczęście miniaturki tego producenta mają tę zaletę, że są bardzo odporne na użytkowanie na stole. Nie ma w nich jakichś drobnych, doklejanych elementów, które tylko patrzą, gdzie tu prysnąć na bok w czasie gry... Świetnie znoszą trudy transportu. Za każdym razem, gdy wiozę na turniej solidnie przecież opakowane armie Macedończyków, Traków czy Egipcjan, mam obawy czy przetrwają w nienaruszonym stanie. Wątpliwości takich brak w przypadku moich Wikingów... Tych chyba nic nie ruszy... Przetrwali już upadek pudełka z fotela, przetrwali zrzucenie ich na podłogę autobusu w czasie gwałtownego manewru... I po rozpakowaniu nadal byli jak nowi...
środa, 20 czerwca 2012
Karolińscy harcownicy
Baueda w swojej linii figurek Karolingów produkuje także miniaturki harcowników. Opisane są one jako baskijscy lub gaskońscy oszczepnicy. Te same wzory nadają się również do armii Normanów, jednak ponieważ akurat oddziały 2Ps do tejże armii mam już gotowe, nowe figurki pomalowałem jako część armii karolińskiej. Wzory są dość mocno ogólne, gdyby nie pewne detale tarcz, spokojnie nadawałyby się na harcowników z terenów śródziemnomorskich także z okresu starożytności. Miałem pewne problemy ze znalezieniem wiarygodnych symboli na tarcze, w końcu zdecydowałem się na lekko anachroniczne podejście do tematu, na tarczach widać symbole plemion frankijskich z nieco wcześniejszego okresu, mniej więcej z piątego wieku. Nie mam pojęcia, czy symbole i kolory uległy zmianie do czasów Karolingów... Podejrzewam, że nie...
wtorek, 19 czerwca 2012
Nowości z Amercomu 22
Tematem 62. numeru "Kolekcji wozów bojowych" będzie niemiecki lekki transporter amunicyjny Sd.Kfz. 252 Leichte Gepanzerte Munitionskraftwagen. Pismo będzie zawierało, tradycyjnie, historię powstania pojazdu i opis jego konstrukcji. Dodatkiem do numeru będzie gotowy model diecast w skali 1:72, przedstawiający opisywany pojazd wraz z przyczepką Sd.Anh 32 w malowaniu 210. dywizjonu dział szturmowych, działającego w rejonie Smoleńska w 1941 r.
22. zeszyt serii "Latające Fortece" będzie zawierał opis największej produkowanej seryjnie niemieckiej łodzi latającej z okresu II wojny światowej, Blohm und Voss BV222 Wiking. Do pisma dołączony będzie gotowy model diecast tej maszyny w skali 1:200.
W 24. odcinku kolekcji "Helikoptery Świata" przedstawiona zostanie amerykańska konstrukcja o nazwie Sikorsky H-19 Chickasaw. Pismo będzie zawierało opis tego śmigłowca, jego wersji amerykańskich i licencyjnych brytyjskich, natomiast dołączony do niego model w skali 1:72 będzie przedstawiał brytyjską wersję licencyjną, służącą pod nazwą Westland Whirlwind, w wersji Mk 10.
22. zeszyt serii "Latające Fortece" będzie zawierał opis największej produkowanej seryjnie niemieckiej łodzi latającej z okresu II wojny światowej, Blohm und Voss BV222 Wiking. Do pisma dołączony będzie gotowy model diecast tej maszyny w skali 1:200.
W 24. odcinku kolekcji "Helikoptery Świata" przedstawiona zostanie amerykańska konstrukcja o nazwie Sikorsky H-19 Chickasaw. Pismo będzie zawierało opis tego śmigłowca, jego wersji amerykańskich i licencyjnych brytyjskich, natomiast dołączony do niego model w skali 1:72 będzie przedstawiał brytyjską wersję licencyjną, służącą pod nazwą Westland Whirlwind, w wersji Mk 10.
poniedziałek, 18 czerwca 2012
Z półki Mormega: Butcher's Nails
Niedawno nabyłem audiobooka z Black Library z nagraniem opowiadania pióra Aarona Dembskiego-Bowdena – Butcher’s Nails - którego akcja rozgrywa się w czasach Herezji Horusa. Mistrz Wojny polecił Angronowi i Lorgarowi zaatakować Imperium, a konkretnie światy Ultima Segmentum. Na jego rozkaz 40 000 Niosących Słowo i 70 000 Pożeraczy Światów wyrusza w tajemnicy, by znienacka zaatakować siły lojalne Imperatorowi. Opowiadanie rozgrywa się pomiędzy Masakrą na Isstvan V, a bitwą o Calth, na którą właśnie zmierza pozostała część Legionu Lorgara. W zamyśle Mistrza Wojny atakowi na Calth ma towarzyszyć równoczesny atak przeprowadzony przez obu Primarchów.
Początkowo wszystko odbywa się zgodnie z oczekiwaniami Horusa. Nie po raz pierwszy jednak różnice w doktrynie wojennej Legionów prowadzą do wzrostu napięcia pomiędzy nimi. Wojownicy Angrona, raz spuszczeni ze smyczy, wbrew rozkazom masakrują populację kilku światów. Skutkiem ich niesubordynacji jest opóźnienie w stosunku do zakładanych parametrów misji i związane z tym rosnące niezadowolenie Lorgara. Wreszcie ten ostatni, doprowadzony do ostateczności, grozi Angronowi otwarciem ognia do jego okrętów jeśli nie przestanie łamać rozkazów Horusa.
Audiobook rozpoczyna się w momencie kiedy okręty flagowe obu Primarchów zbliżają się do siebie, zaś sekundy dzielą obie floty od rozpoczęcia bitwy. W ostatniej chwili, znienacka, pojawią się jednak Eldarzy, którzy atakują "Conquerora" - okręt flagowy Angrona. Jest to już zatem co najmniej drugi raz, kiedy Eldarowie podejmują próbę zabicia Czerwonego Anioła zanim ten stanie się wybranym synem Boga Krwi. Niespodziewane pojawienie się obcych – wspólnego wroga – zapobiega bitwie pomiędzy Astartes, którzy po ich pokonaniu decydują, dla ponownego scementowania obu Legionów, wspólnie ścigać i ukarać Eldarów za ich „żałosną” próbę ataku. Przy okazji walki z obcymi Conqueror używa ciekawej broni – Pazura Niedźwiedzia (Ursus Claw) - ogromnych harpunów, za pomocą których ściąga do siebie kilka pechowych okrętów Eldarów, by następnie dokonać na nie abordażu…
Opowiadanie koncentruje się na Angronie. Lorgar i jego Legion są raczej w tle, ukazani jako przeciwieństwo Pożeraczy Światów i ich Primarchy. Jak każde opowiadanie, które koncentruje się na jednym z oryginalnych Legionów Astartes zawiera mnóstwo szczegółów, które dla zwolenników XII Legionu będą bardzo ciekawe. Przeszłość Angrona jako niewolnika i gladiatora odciska piętno na Legionie, którą ADB umiejętnie wplata w opowiadanie, co jest widoczne choćby w sposobie zwracania się załogi Conquerora do Primarchy. Nawet wspomniane wyżej harpuny wydają się doskonale oddawać ten przerażający, brutalny styl walki gladiatora. Autor musiał też ewidentnie pozazdrościć Abbnetowi, który w Know no Fear wyjaśnił skąd wziął się zwyczaj malowania na czerwono hełmów sierżantów Ultramarines – obserwując Angrona w walce, całego obryzganego krwią pokonanych wrogów, Lorgar proponuje bowiem by ten przemalował zbroję na kolor krwi.
Skoro mowa o walce to płyta, ponad 73 minuty, jak przystało na opowiadanie o Pożeraczach Światów, jest pełna odgłosów toporów łańcuchowych, których Angron z upodobaniem używa z tak straszliwym dla jego wrogów skutkiem. Czerwony Anioł, pod wpływem tytułowych butcher’s nails (Pazurów Rzeźnika?:) zatraca się całkowicie w walce do tego stopnia, że nie docierają do niego żadne informacje o toczącej się bitwie. Nie jest w stanie dowodzić Legionem. Prawdopodobnie, choć nie jest to wprost powiedziane, po włączeniu się Angrona do walki Kharn dowodzi bitwą. Angron walcząc znajduje się w zupełnie innym świecie.
Wspólna walka z Eldarami jest okazją do odbudowania szacunku pomiędzy Primarchami. Angron ostatecznie zrozumiał, że Lorgar i jego Legion zmienił się. Lorgar zaś zaczyna podejrzewać dokąd doprowadzi Angrona i jego Legion korzystanie z implantów…
Opowiadanie kończy się w momencie, gdy rozpoczyna się atak na Calth. Pozostało nam tylko czekać na dalsze losy obu Primarchów w kolejnym tomie w serii HH zatytułowanym, bodajże, Betrayer.
Jak w każdym dobrym opowiadaniu ze świata wh40k nie mogło zabraknąć również akcentu o VIII Legionie – mostek flagowego okrętu Mrocznych Eldarów, przypominał Lorgarowi okręt tego Legionu:)
Mormeg
wtorek, 12 czerwca 2012
Wojownik Huronów
Kilkanaście dni temu, przy okazji wrzucenia na blog zdjęć figurek Apaczów, wspominałem, że wkrótce pojawią się fotki innych czerwonoskórych. Mormeg namówił mnie na nową grę w skali 28 mm, rozgrywającą się na terytorium Ameryki Północnej w czasach wojen francusko-angielskich i amerykańskiej wojny o niepodległość. Okres ten, a zwłaszcza Indianie z tych czasów, obu nas fascynował od dawna, od dzieciństwa. Niemała w tym zasługa książek o szlachetnych "dzikusach", jakie obaj pochłanialiśmy - takich jak trylogia indiańska o Tecumsehu autorstwa Jana Longina Okonia, czy "Ostatni Mohikanin" Jamesa Coopera. Nie broniłem się więc specjalnie... Bodźcem, jaki pchnął nas do działania (bo namawialiśmy się na ten okres już od kilkunastu miesięcy), było ukazanie się nowej gry "Muskets & Tomahawks", napisanej specjalnie z myślą o odtwarzaniu starć z interesującego nas okresu. Autorem gdy jest ta sama osoba, która napisała grę "Saga" (kolejną na mojej liście do kupienia), zbierającą doskonałe recenzje i mającą coraz liczniejsze grono graczy. Nie wahaliśmy się więc specjalnie i do rąk Mormega gra trafiła jakieś trzy tygodnie temu. Jej obszerniejszą recenzję postaram się zamieścić wkrótce na blogu, dziś jednak czas na pierwszą figurkę pomalowaną specjalnie z myślą o "M&T". Miniaturka widoczna poniżej to jeden ze wzorów braci Perry z linii figurek przedstawiających uczestników amerykańskiej wojny o niepodległość, a konkretnie z zestawu AW31 "Warriors skirmishing with rifles and muskets". Figurki te kupiliśmy trochę testowo - nie jesteśmy jeszcze do końca zdecydowani na producenta, jakiego miniaturki wykorzystamy. Mormeg skłania się ku Perrym, ja optuję raczej za Conquest Miniatures i Galloping Major. Produkty Perrych są fajne, większość Indian (bo ci na razie nas głównie interesują), przedstawia jednak bardzo generycznych czerwonoskórych, zadaniem malarza jest takie ich pomalowanie, by dało radę rozpoznać w nich przedstawicieli konkretnych szczepów. W przypadku produktów dwóch pozostałych firm produkowane są zestawy Huronów, Mohawków i innych szczepów indiańskich, których wojownicy różnili się fryzurami i detalami strojów. Na razie jednak mamy do malowania po kilka figurek braci z Nottingham...
Po ustaleniu stron konfliktu mój brat będzie zbierał Francuzów i ich pomocników, a więc głównie Huronów, ja natomiast zajmę się Brytyjczykami i sprzymierzonymi z nimi Mohawkami.
Wojownik widoczny na fotce to właśnie Huron, pomalowany zgodnie ze świetnymi poradnikami dotyczącymi barw i detali strojów indiańskich zamieszczonymi na stronie Galloping Major. Na figurce widoczny jest jeden ze wzorów charakterystycznych, hurońskich fryzur. Kolory i detale stroju, zwłaszcza leginów, również pozwalają zidentyfikować widocznego Indianina jako członka irokeskiego plemienia Huronów. O samym malowaniu wiele powiedzieć nie mogę - wykorzystane zostały farby Citadel, skóra to Tallarn Flesh, leginy Enchanted Blue.
poniedziałek, 11 czerwca 2012
Halabardnicy Imperium
Nareszcie! Te figurki od pary tygodni stały u mnie na półce, w częściach, będąc niczym niemy wyrzut sumienia. Przygotowałem je do malowania i nałożyłem pierwszą, podstawową warstwę kolorów razem z pokazywanymi wcześniej włócznikami, po czym zająłem się innymi figurkami. Być może, podświadomie, trochę z obawy przed ich montowaniem. Nie chciałem mieć problemów podczas malowania, dlatego zdecydowałem się nakładać kolory na figurki w częściach - osobno na zmontowane korpusy, głowy i nogi, osobno na ręce i halabardy z dłońmi. Już na etapie przygotowywania figurek wiedziałem, że nie będzie łatwo. Miniaturki są, teoretycznie, tak pomyślane, że większość kończyn powinna pasować do dowolnych korpusów. Rzeczywiście, tak jest w przypadku nóg, jednak ręce nie są już tak dobrze dopasowane. W praktyce pasują, i to niezbyt dobrze, tylko do jednego, określonego korpusu. Najpierw musiałem więc ustalić, które części będą do siebie dopasowane. Potem pilnowałem tylko, by podczas prac nie zamienić ich między sobą. Miałem nadzieję, że po pomalowaniu fragmentów uda mi się w miarę bezboleśnie złożyć je zusammen do kupy...
Sam proces malowania był prosty. Warstwa podkładowa została nałożona aerografem na wszystkie części. Potem położyłem, korzystając z tego samego narzędzia, podstawowy kolor żołty. Pomalowałem nim, nie przejmując się specjalnie starannością, wszystkie te elementy, które w gotowej miniaturce będą miały taki kolor. Następnie nałożyłem kolor czerwony, cielisty i pomalowałem wszystkie drobne elementy - pasy, sprzączki, kokardy, pióra, itd. Nadszedł czas sklejania. I tu poległem. Jakbym nie próbował, zawsze zostawała gdzieś jakaś szpara. A to między ręką i korpusem, a to między dłonią (odlaną razem z halabardą) a ręką... No, po prostu koszmar. Moje starannie pomalowane kolorami podstawowymi miniaturki prezentowały się naprawdę tragicznie. Byłem bliski rzucenia ich w kąt. W końcu jednak doszedłem do wniosku, że bez szpachlowania się, niestety, nie obejdzie. Przykleiłem wszystko tak, by prezentowało się dobrze po szpachlowaniu, po czym spędziłem kilkadziesiąt minut pieczołowicie używając greenstuffu. Modelowałem go od razu na bieżąco, starając się utrzymać kształt odpowiednich części. Niestety, po zakończeniu szpachlowania musiałem popoprawiać liczne elementy - farba została starta albo moimi palcami, albo zeszła pod wpływem szpachlowania. Na szczęście ponowny podkład biały zamaskował zieleń szpachli, a po wyschnięciu ładnie przyjął kolory właściwe. W zasadzie połączenia nie są widoczne, myślę że nie będą się źle zaprezentować.
Potem figurki pomalowałem dipem Army Paintera i odstawiłem na 24 godziny do schnięcia. W tym czasie przygotowałem podstawki. Postanowiłem zrobić je podklejone folią magnetyczną. Podstawki regimentowe będą zrobione albo z metalu, albo wykleję je taką samą folią, co ułatwi poruszanie się jednostek po stole. Podstawki, po podklejeniu przy użyciu cyjanoakrylu, wyszlifowałem i pomalowałem. Już po pomalowaniu okazało się, że miejsce łączenia jest trochę widoczne... W przyszłości będę chyba jeszcze szpachlował połączenie.... Po wyschnięciu dipa ożywiłem nieco przybrudzone kolory figurek, używając lekko jaśniejszego koloru żołtego i czerwonego, poprawiłem skórę i elementy metaliczne i zrobiłem podstawki. Zastanawiałem się, czy dawać halabardnikom tarcze, w końcu jednak przeważyły korzyści w grze. Wykorzystałem tutaj pięć z pomalowanych jakieś 15 lat temu przez mojego znajomego tarcz do regimentu halabardników z 4. edycji Warhammera, traf chciał, że były żółto-czerwone.
Pierwsza piątka gotowa... Niemniej jednak, zanim zrobię resztę oddziału, skończę żołnierzy z włóczniami - robi się ich z mniejszym stresem;)
Na zdjęciu widać też strzelca - to figurka która powędruje do pierwszego oddziału strzelców, zastępując tam jedną z poprzednio pomalowanych figurek, ciut odmienną stylistycznie...
niedziela, 10 czerwca 2012
Wybrane z tygodnia 49
Powoli chyba czuć zbliżające się wakacje, niewiele udało znaleźć mi się ciekawych wpisów na blogach, artykułów i poradników, coś tam jednak jest. Na początek może link do opisu wykonywania tarcz w starym stylu Games Workshop, z okolic 3 edycji Warhammera. Znalazłem ciekawego bloga, poświęconego właśnie tym mocno starym klimatom gry - sami zobaczcie, moim zdaniem warto. A blog nazywa się, dość wymownie, Realm of Chaos. Zdjęcie obok tej notki pochodzi właśnie z tego artykułu. Skoro jesteśmy już w klimacie starego Warhammera, część osób zainteresuje może wygrzebany przeze mnie w czeluściach internetu artykuł o pierwszych próbach wydawania książek przez firmę z Nottingham. W czasach Maga i "Magii i Miecza" większość z tych książek ukazała się po polsku, mam do nich olbrzymi sentyment. Tytuły takie jak trylogia "Konrad", "Drachenfels" czy opowiadania o Gotreku i Felixie oraz wampirzycy Genevieve do dziś pozostają jednymi z moich ulubionych lektur osadzonych w ponurym świecie niebezpiecznych przygód. Ze wspomnianego artykułu można się dowiedzieć, jak bardzo przypadkowe były to teksty i jak trudne jest życie autora do wynajęcia.
Czas na kolejny poradnik - blog Roba Hawkinsa interesuje mnie ze względu na konotacje autora z GW i armię, jaka często na nim gości - Vampire Counts. Rob zamieścił świetny poradnik dotyczący tworzenia sztandarów. Mi się, co prawda, nie przyda, jako że moje umiejętności graficzne i obsługi Photoshopa pozostawiają wiele do życzenia, ale z pewnością znajdzie się ktoś, kto wykorzysta rady autora we właściwy sposób. Kolejnym poradnikiem jest dość prosty tutorial robienia śnieżnych podstawek. Jego autorem jest Rentall, a zamieszczono go na łamach Chest of Colors.
Zbliżamy się do końca, jeszcze tylko dwa linki - pierwszy dla zatwardziałych graczy w "Czterdziestkę" - link do strony, która podchodzi do gry od strony matematyki, prawdopodobieństwa, itp. Jeśli chce się wiedzieć, jaka jest szansa zniszczenia przeciwnika, przy użyciu konkretnej jednostki - warto sprawdzić MathHammer40k.
Ostatni link to ciekawostka z teorii koloru - interaktywna strona pozwalająca sprawdzać pasujące do siebie lepiej lub gorzej kolory. Przeznaczona dla grafików tworzących strony internetowe, myślę że może się także przydać podczas dobierania kolorów na nasze figurki...
Czas na kolejny poradnik - blog Roba Hawkinsa interesuje mnie ze względu na konotacje autora z GW i armię, jaka często na nim gości - Vampire Counts. Rob zamieścił świetny poradnik dotyczący tworzenia sztandarów. Mi się, co prawda, nie przyda, jako że moje umiejętności graficzne i obsługi Photoshopa pozostawiają wiele do życzenia, ale z pewnością znajdzie się ktoś, kto wykorzysta rady autora we właściwy sposób. Kolejnym poradnikiem jest dość prosty tutorial robienia śnieżnych podstawek. Jego autorem jest Rentall, a zamieszczono go na łamach Chest of Colors.
Zbliżamy się do końca, jeszcze tylko dwa linki - pierwszy dla zatwardziałych graczy w "Czterdziestkę" - link do strony, która podchodzi do gry od strony matematyki, prawdopodobieństwa, itp. Jeśli chce się wiedzieć, jaka jest szansa zniszczenia przeciwnika, przy użyciu konkretnej jednostki - warto sprawdzić MathHammer40k.
Ostatni link to ciekawostka z teorii koloru - interaktywna strona pozwalająca sprawdzać pasujące do siebie lepiej lub gorzej kolory. Przeznaczona dla grafików tworzących strony internetowe, myślę że może się także przydać podczas dobierania kolorów na nasze figurki...
środa, 6 czerwca 2012
Nieśmiertelni
Dzisiejsza podstawka figurek przedstawia perskich nieśmiertelnych, oddział elitarnych wojowników, będących gwardią królewską. Tak naprawdę, jak to często bywa w przypadku starożytnych oddziałów i wojowników, niewiele wiadomo pewnego na temat tych żołnierzy. Najwięcej szczegółów przekazał na ich temat bodajże Herodot, ale jeśli mnie pamięć nie myli, naukowcy obecnie kwestionują sporą część jego zapisków na ten temat, łącznie nawet z nazwą. Część historyków starożytności uważa, że Grek błędnie zapisał właściwą nazwę tych żołnierzy, którą można przetłumaczyć na "towarzyszy", robiąc z nich zbliżonych w zapisie "nieśmiertelnych" i dorabiając do tego legendę o utrzymywaniu stałej liczby 10 000 żołnierzy. Jak to było, pewnie się nie dowiemy. W każdym razie malując tę podstawkę początkowo zamierzałem zrobić z nich takabara - żołnierzy pośledniejszego rodzaju, najprawdopodobniej członków miejscowych garnizonów, nie mogących stawić czoła Grekom ani Macedończykom w bezpośrednim starciu. Ponieważ jednak początkowo oddział ten miał być zgłoszony do konkursu malarskiego, zdecydowałem się na ciut bardziej efektowne malowanie. I tak padło na nieśmiertelnych. Malowanie wzorowane jest na planszach z zeszytu Elite wydawnictwa Osprey poświęconego armii perskiej, nie jest jednak wiernym odtworzeniem któregokolwiek z tam pokazanych oddziałów nieśmiertelnych. To raczej wariacja na temat, pokazująca bogactwo szat i jaskrawość kolorów tych oddziałów, odzianych w ubrania farbowane dwoma najbardziej kosztownymi barwnikami starożytności - morską purpurą i szafranem. Wzory na tarczach to kalkomanie Little Big Men Studios - nieocenione, jeśli chodzi o odwzorowanie skomplikowanych wzorów. Ogólnie muszę nieskromnie powiedzieć, że jestem zadowolony z finalnego wyglądu tych trzech wojowników. Świetnie prezentują się obok pozostałych, gotowych podstawek tej kolorowej armii.
wtorek, 5 czerwca 2012
Nowości z Amercomu 21
61. zeszyt "Kolekcji wozów bojowych" poświęcony będzie włoskiemu, kołowemu niszczycielowi czołgów B1 Centauro. Do pisma dołączony zostanie gotowy, metalowy model w skali 1:72 die-cast tego pojazdu w malowaniu włoskim, użytym podczas międzynarodowych manewrów w Egipcie w roku 2002.
Tematem dwudziestego pierwszego odcinka kolekcji "Latających Fortec" będzie amerykański samolot wielozadaniowy Grumman A-6 Intruder i jego wersja przeznaczona do walki radioelektronicznej Northrop Grumman EA-6B Prowler. Do pisma dołączony zostanie gotowy model die-cast tego samolotu w skali 1:144, przedstawiający maszynę w wersji A-6E Intruder.
W 23. zeszycie "Helikopterów świata" omówiony zostanie radziecki śmigłowiec morski Kamow Ka-27 i jego wersje rozwojowe. Dodatkiem do pisma będzie gotowy model die-cast w skali 1:72 przedstawiający helikopter Kamow Ka-29 w malowaniu rosyjskiego lotnictwa morskiego.
Tematem dwudziestego pierwszego odcinka kolekcji "Latających Fortec" będzie amerykański samolot wielozadaniowy Grumman A-6 Intruder i jego wersja przeznaczona do walki radioelektronicznej Northrop Grumman EA-6B Prowler. Do pisma dołączony zostanie gotowy model die-cast tego samolotu w skali 1:144, przedstawiający maszynę w wersji A-6E Intruder.
W 23. zeszycie "Helikopterów świata" omówiony zostanie radziecki śmigłowiec morski Kamow Ka-27 i jego wersje rozwojowe. Dodatkiem do pisma będzie gotowy model die-cast w skali 1:72 przedstawiający helikopter Kamow Ka-29 w malowaniu rosyjskiego lotnictwa morskiego.
poniedziałek, 4 czerwca 2012
Z półki Mormega: Void Stalker
Dawno, dawno temu upłynął termin zamieszczenia na blogu kolejnej recenzji jakiegoś produktu Black Library, ale - niestety - po premierze Diablo III w kąt poszły nie tylko wszelkie plany malowania figurek, stąd również owo moje „małe”, dwutygodniowe opóźnienie. Cóż, czekając ponad 10 lat na grę mam chyba prawo nieco się w niej zatracić, prawda? Przez ostatnie dwa tygodnie codziennie obiecywałem sobie, że dziś już na pewno napiszę recenzję, ale jakoś tak zawsze wychodziło, że w wolnym czasie w końcu i tak zawsze rozbijałem czaszki i wypruwałem flaki czym tam akurat miałem w rękach mojego nieustraszonego barbarzyńcy. Dość jednak tego. Obudziłem się dziś z silnym postanowieniem ułożenia jakoś swojego życia w ten sposób aby i wilk był syty i owca cała – tzn. żeby Inkub dał mi spokój i nie marudził ciągle o recenzji:). Muszę też ograniczyć czas spędzony przy Diablo III i wrócić do malowania Władców Nocy.
Skoro mowa o Władcach Nocy, pora napisać kilka słów o trzecim tomie trylogii Aarona Dembskiego-Bowdena pod tytułem Void Stalker, zamykającym losy Talosa i jego braci z First Claw (Pierwszego Pazura) Dziesiątej Kompanii. Książkę otwiera prolog (co raczej nie jest dziwne:)) – jedna z wizji bohatera. Opiszę tę część powieści nieco dokładniej, gdyż wyciekła ona do sieci (jeszcze przed wydaniem książki) i chętni mogą ją tam z łatwością odnaleźć, nie zdradzę więc żadnej tajemnicy. Dość jednak powiedzieć, że Talos jest umierający. Jego miecz złamany. Pusta dłoń nie zaciska się na rękojeści boltera. W strugach deszczu, na kolanach czeka na cios, który zakończy jego życie, cios zadany przez stojącego przed nim tajemniczego eldara (właściwie chyba powinienem napisać eldarkę, ale jakoś tak mi ten termin nie pasuje. Angielski jest pod tym względem znacznie prostszy - she-eldar i wszystko wiadomo). W ostatniej chwili eldar zostaje jednak zmuszony do ucieczki przez Septimusa, który wraz z Octavią nadlatują Thunderhawkiem. Proponują Talosowi, by wraz z nimi ratował się, ten jednak odmawia. Musi bowiem dopaść tego eldara, który zabił jego braci z Pazura. Scena kończy się, gdy Talos odprawia niewolników, zwalniając ich z dalszej służby i z trudem podnosi się by odnaleźć eldara...
Niepokojące wizje eldarów nękały Talosa już od dłuższego czasu. To właśnie próba zapobieżenia spotkania z eldarami jest powodem obrania kursu na Tsagualsę – przybrany świat Władców Nocy po zniszczeniu Nostromo. W trzecim tomie dochodzi do starcia resztek 10. Kompanii z Czarnymi Eldarami z Craftworldu Ulthwé. Zanim jednak będziemy świadkami ostatniej walki 10. Kompanii, dane jest nam obserwować zdarzenia, które - być może - kiedyś znajdą swoje rozwinięcie. Nie wyprzedzając jednak wydarzeń, już z początkowych kart wyłania się obraz nieco zmienionego Talosa. Wygląda na to, że pogodził się z mroczną naturą Legionu. Już z nią nie walczy, wręcz przeciwnie. Ponoć sam wyrusza na łowy na najniższe pokłady okrętu, by zabijać członków załogi. Jego schorzenie zdaje się coraz bardziej nasilać, Talos traci przytomność na wiele dni, przy czym traci także zdolność zapamiętywania proroczych wizji. Variel podejrzewa, że świadczy to o tym że organizm Talosa odrzuca implanty. Sądzi, że dni Talosa są policzone, co może nie do końca okazuje się prawdą, ale dar lub schorzenie Talosa (w zależności od tego kto o tym mówi) pogarsza jego kondycję. Aptekarz uważa również, że implanty Talosa, w innym organiźmie, gdyby się przyjęły, doprowadziłyby do powstania Astartes dysponującego tym samym darem co Talos, tyle tylko, że dar byłby stabilny - bez efektów ubocznych tak ciężko doświadczających Talosa. Dodajmy do tego równania jeszcze jedną daną - Octavia jest w ciąży z chłopcem. To chyba mała furteczka pozostawiona przez ADB, która może kiedyś doczeka się jakieś formy rozwinięcia.
Akcja książki rozpoczyna się, gdy Talos budzi się po jednym z ataków swojego schorzenia. Gdy wchodzi na mostek, okazuje się okręt znajduje się na orbicie Tsagualsy. Planeta jest jednak, ku zaskoczeniu Władców, zamieszkana. Okazuje się, wiele lat temu na planecie rozbiły się statki kolonizacyjne. Obecnie ludzkość walczy z trudem o przeżycie na tej niegościnnej planecie. Dla Władców jest to jednak afront. ICH świat jest zamieszkany przez ludzi! Talos spuszcza Władców ze smyczy. Lądują na bezbronnej planecie i oddają się orgi zabijania, okaleczania i torturowania. Co prawda przerwanej nieoczekiwanym atakiem Marines z Zakonu Genesis. Taki obrót sprawy jest pewnym zaskoczeniem dla Talosa et consortes, nie spodziewali się bowiem obecności sił Imperium w tak odległym zakątku galaktyki, nad przeklętą (dla Imperium) planetą. Walka z Marines jest długa, krwawa i wyniszczająca. W pierwszym tomie na Braterstwo Krwi (Covenant of Blood) abordaż przeprowadziły Krwawe Anioły, teraz jest gorzej, znacznie gorzej...
Ostatecznie jednak obecność bezbronnych wobec Władców ludzi na Tsagualsie daje Talosowi szansę na zadanie ciosu Imperium. Obiecuje, że Imperium usłyszy o planecie i słowa dotrzymuje. Malcharion twierdzi, że po przeprowadzeniu planu Talos zadał Imperium większy cios niż Vandred – poprzedni dowódca 10. Kompanii - w ciągu całego swojego życia. W jaki jednak sposób to osiągnął nie będę jednak opisywał. Po przeprowadzeniu planu Echo Potępienia (Echo of Damnation) jest ścigane przez... Eldarów. Talosa dopadło więc przeznaczenie. Jego wizje starcia z Eldarami stają się nagle bardzo bliskie ziszczenia. Rozpoczyna się kilkutygodniowy pościg. Ostatecznie, świadomi nieuchronności losu wracają nad Tsagualsę, gdzie już raz ich Legion doświadczył klęski. Mądrzy ludzie mawiają, że historia lubi się powtarzać. Tak ma być i tym razem. Udaje im się wylądować na planecie i w ruinach fortecy Konrada Curze stanąć do ostatniej walki. Pierwszy Pazur ma jeszcze czas na użycie zabawek – zbroi terminatorów, które zdobyli na Salamandrach, przybycie jednak tytułowego Void Stalkera oznajmia początek końca...
Książka rzuca również nieco światła na przeszłość 10. Kompanii, jesteśmy, między innymi, świadkami dołączenia do Pierwszego Pazura Uzasa, którego losy są, jak się okazuje, bardzo dramatyczne. Zdecydowanie też, o dziwo, z biegiem czasu budził coraz większą moją sympatię (Jeżeli można tak powiedzieć o szalonym rzeźniku). ADB już w drugim tomie nieco stonował i zmienił rolę Uzasa, który w pierwszym tomie właściwie ograniczał się jedynie do wykrzykiwania „Blood for the Blood God”, co było nawet zabawne, w trzecim tomie jednak spojrzałem na tego przystojniaka w nowym świetle. ADB opisuje również ucieczkę Pierwszego Pazura z Tsagualsy w czasie ataku XIII Legionu. Działo się, oj działo...
Z całej książki niewątpliwie największe wrażenie wywarł na mnie epilog, a właściwe Epilogue Tertius (książka ma bowiem trzy epilogi) zatytułowany wymownie Prorok Ósmego Legionu. Te kilka kart znajdujących się na samym końcu książki (to też nie jest dziwne, epilogi raczej są na końcu, prawda?:)) powala na kolana, to prawdziwy dynamit. Trzeciego tomu nie czytało mi się tak szybko, łatwo i przyjemnie jak dwóch pierwszych, jest chyba najsłabszy z całej trylogii, ale wierzcie mi te ostatnie strony dosłownie wgniotły mnie w fotel. Centralną postacią epilogu, którego akcja rozgrywa się kilkadziesiąt lat po wydarzeniach opisanych w trzecim tomie - jest Astartes, w zbroi skądś nam znanej, z rytualnie zniszczonym Imperialnym orłem na napierśniku, z przekutym, zdobycznym na Krwawych Aniołach mieczem którego opis też jest znajomy, z bolterem z wygrawerowaną nazwą Malcharion, w hełmie z pojedyńczą runą na czole. Jego imię to Decimus.
Tylko kim, do cholery, był Novimus?
Na zakończenie malutki bonusik dla zainteresowanych – link do bloga ADB, gdzie znajduje się trochę informacji o Void Stalkerze i rysunki głównych bohaterów.
piątek, 1 czerwca 2012
Perska piechota - kardaka
Drugi z elementów armii Późnych Achemenidów, jaki maluję na konkurs forum Strategie. W zasadzie nie starczyło mi czasu na pomalowanie trzech wymaganych oddziałów, sądziłem więc, że z udziału w konkursie nic nie wyjdzie, okazało się jednak, że prace można oddawać do końca tygodnia. Może więc zdążę pomalować jeszcze jedną podstawkę Persów.
Widoczni poniżej żołnierze to dość tajemniczy kardaka. Do dziś nie jest pewne, jakiego rodzaju wojsk dotyczyło to określenie, użyte kilkanaście razy przez różnych starożytnych autorów. Najbardziej popularna hipoteza mówi, że była to piechota złożona z osadników lub najemników, wyposażona i walcząca na wzór greckich hoplitów - być może podzielona na odpowiedników hoplitów i peltastów. Minione tysiąclecia sprawiły, że jest to kolejna z tajemnic starożytności, na której wyjaśnienie trudno liczyć. Xyston w swoim pudełku Persów zamieścił figurki żołnierzy tej formacji dwóch rodzajów. Pierwszy, to ci widoczni obok. Wyposażenie to włócznie używane przez Persów, z żelaznym grotem i żelazną kulą dla przeciwwagi, oraz brązowe tarcze, praktycznie identyczne z greckimi. Drugi rodzaj figurek piechoty kardaka, które będę malował za czas jakiś, uzbrojona jest identycznie, jednak żołnierze ci noszą pancerze zbliżone wyglądem do greckich. W mojej "interpretacji" malarskiej będą oni przedstawiać oddział gwardzistów, wyróżniony dodatkowo złotą przeciwwagą włóczni.
Wzory na tarczach to kalkomanie firmy Little Big Men Studios... Jak widać, zapomniałem pomalować jedną z tarcz na biało w miejscu, gdzie przyklejałem rysunek na tarczy - stąd koncentryczne kręgi na tle czystego metalu...