poniedziałek, 17 października 2011

Z półki Mormega: Garro: Oath of Moment

Niedawno otrzymałem paczuszkę z miłą sercu zawartością kilku produktów Black Library – kilka książek i drama books. Książki to raczej nowości, zaś płyty, jak np. Garro – Oath of Moment pióra Jamesa Swallowa, są raczej uzupełnieniem mojej biblioteczki.

Podobnie jak wcześniej omawiany Throne of Lies, ten krążek także zawiera 13 rozdziałów. Łączny czas nagrania to nieco ponad 70 minut, w trakcie których poznajemy dalsze losy kapitana Nathaniela Garro, z Legionu Gwardii Śmierci - jednego z największych bohaterów mrocznych czasów Herezji Horusa. Garro w czasie zdradzieckich działań Horusa na Isstvan III dowodził fregatą „Eisenstein”, na której wraz z garstką lojalistów udało mu się wymknąć okrętom Horusa, wypłynąć na wzburzone fale Morza Dusz, by wieść o zdradzie Horusa dotarła do Imperatora. Historię tego niezwykłego wyczynu opisuje James Swallow w The Flight of the Eisenstein. Książka kończy się w momencie, gdy Garro po wielu dramatycznych przygodach dociera na Lunę, gdzie traktowany jest bardzo podejrzliwie przez tych, których śpieszył ostrzec. Swój przymusowy pobyt na Lunie postrzega niczym więzienie. Zdradzony przez swojego Prymarcha Mortariona, pozbawiony poczucia braterstwa oferowanego przez Legion i ograbiony przez zdradę Legionu z sensu istnienia, oczekuje na przydział nowego zadania przez Regenta Terry.

Krążek opisuje dalsze losy Garro, któremu w końcu Regent wyznacza zadanie. Otóż Nathaniel ma wyruszyć w niebezpiecznej misji polegającej na odszukaniu spośród wszystkich Legionów, zarówno lojalnych wobec Imperatora jak i tych, które opowiedziały się za Horusem, Astartes wybranych przez samego Malcadora. Na pytanie, po co ma ich odszukać Regent odpowiada krótko – dla przyszłości.

Pierwszym, którego Garro ma zwerbować jest pewien Ultramarine, który, o zgrozo, zaczyna tracić wiarę w nieomylność Imperatora. Akcja krążka rozgrywa się na Calth, w czasie walk pomiędzy Ultramarines i Word Bearers. Nasz bohater niczym anioł zemsty, na skrzydłach ognia, ląduje w samym środku wojny i wyrusza na poszukiwania swojego celu.

Dużym plusem płyty jest oprawa dźwiękowa. Wszystkie odgłosy wojny są wiernie oddane. Słychać strzały, krzyki, nawet kroki bezcześciciela (defiler). Garro w czasie swojej wyprawy walczy z demonami i kultystami. Sami Word Bearers pojawiają się dopiero przy końcu płyty. O dziwo, rzecz która mi szczególnie przypadła do gustu to świetna, bardzo klimatyczna muzyka tu i ówdzie pojawiająca się na płycie.

Wspominałem już, że Malcador zlecił Garro misję dla przyszłości. Jaka to przyszłość możemy się domyśleć – barwa zbroi Nathaniela jest szara niczym jakiegoś ducha i pozbawiona wszelkich znaków, i zdobień poza literą „I”, osobistym znakiem Regenta. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują zatem, że oto śledzimy bóle porodowe towarzyszące narodzinom Szarych Rycerzy.

Ogólnie rzecz biorąc płyta zawiera nagranie, które w atrakcyjny sposób porusza ciekawy temat. Jest to materiał na świetny produkt – ciekawe postaci (poza samym Garro, nieźle opisana jest też wewnętrzna walka jaką toczy ze sobą targany wątpliwościami Ultramarine), miejsce akcji – Calth – w chwili najazdu Word Bearers, wszystko to sprzyjało powstaniu dobrej, wartko poprowadzonej akcji. Czy autorowi to się udało? Na pewno nie żałuję wydanych pieniędzy. Płyta nie jest co prawda tak dobra jak przywołany już wyżej Throne ale wciąż jest to solidny kawał pracy. Mnie zaciekawił na tyle, że natychmiast po odsłuchaniu sięgnąłem po kolejną płytę z przygodami kapitana Garro, o której napiszę następnym razem.
Mormeg

14 komentarzy:

  1. Jeżeli słychać Defilera to jest to zdecydowany błąd bo go tam być nie powinno ;) Może to był po prostu Dread?

    OdpowiedzUsuń
  2. A to już musi Mormeg się wypowiedzieć, jeszcze nie słuchałem tej płyty. Może się z pracy odezwie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cała intryga jest tu nieco dziwna (skąd Malcador wiedział o bitwie pomiędzy Ultrasami i WB na Calth, jeżeli kompanie WB wciąż stacjonowały na Ziemi, udając lojalistów...), no ale to James Swallow niestety, u niego wpadki fluffowe są nagminne ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moim zdaniem do był defiler:)) przynajmniej tak wynikałoby z opisu. Prawdę mówiąc nie wiem kiedy pojawiły się pierwsze defilery, nie zwróciłem więc uwagi na jego pojawienie się na krążku. Malcador wysyłając Garro na poszukiwanie Ultramarine nie musiał wiedzieć o toczącej się bitwie. Ultramarines udali się przecież na Calth, na rozkaz Horusa, jeszcze przed wydarzeniami na Isstvan III.

    OdpowiedzUsuń
  5. Defilery pojawiły się dłuuuuugo po HH, stworzone przez Techmarine'a Black Legionu i klikę z Dark Mechanicus, więc jak żywo ich nie mogło być podczas bitwy pod Calth. Po raz pierwszy zostały sklasyfikowane przez Imperium podczas jednej z Krucjat Abaddona. Właśnie przez to co napisał Swallow, zapewne nie sprawdzając fluffu, jest teraz problem. Jego opis faktycznie idealnie pasuje do Defilera:
    'and from behind the ridge line emerged a great construct of steel and cables, armor and brass. It clattered across the stone on four jointed piston hissing legs; crab-walking as it crushed the unwary in its path. An angular turret thrust up from the center of the mass, overloaded with guns and fearsome blades protruding in a spine-like formation. It had a main cannon made from black iron with a yawning muzzle dripping with penitent chains. The machine moved like it was alive, its flanks arterial red and dressed in the ebon detailing of the Word Bearers'
    Jak na moje to po prostu wpadka Swallowa ;) Z drugiej jednak strony demoniczne maszyny były obecne podczas Oblężenia Terry, więc to może takie proto-defilery?
    Co do linii czasowej - ona wydaje się nieco poplątana, czasami panowie piszący i rysujący dla BL nie do końca czytają to co napisali inni i dziwne rzeczy powstają, jak Primarch farbujący włosy na przykład.

    OdpowiedzUsuń
  6. Stawiam na niewiedzę autora, czytałem jakiś czas temu wywiad z którymś z nich, wymsknęło mu się, że parę razy popełnił ewidentny błąd wynikający z niedoczytania czy też nieprzeczytania materiałów fluffowych dostarczonych przez wydawcę.
    Zresztą bodajże ADB w którymś z wpisów u siebie na blogu podniósł tę kwestię, tłumacząc, że wizja jego czy innego autora nie musi być spójna z wizją kogoś innego... bo to jest JEGO wizja.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wydaje mi się, że nie ma chyba drugiego Legionu, który, na wczesnym etapie Herezji, na taką skalę jak WB parałby się paktami z demonami. Więc jeśli gdzieś miałyby pojawić się opętane maszyny to u WB. Możliwe zatem, że to jakaś wczesna wersja Defilera. To jest MOJA wizja:) Zresztą First Heretic ADB to bardzo zacna pozycja i rzuca nieco światła na ten Legion. Co prawda trylogia o Marduku to istna perełka, nawet Inkubowi się podobała.
    Aha, To Fulgrim farbował włoski?

    OdpowiedzUsuń
  8. Fakt, co autor to inna wizja, niemniej jednak czasami wynika to raczej z niewiedzy autora (vide Swallow który w swoich knigach o Blood Angels co i rusza nazywa ich zakon legionem ;)
    Faktycznie WB najbardziej pasują do demonicznych machin, zwłaszcza że są informacje o ich dobrych kontaktach z Dark Mechanicus. Jednak fluff o Defilarach był już ładnie napisany w White Dwarfie, trochę szkoda go zmieniać.
    A włosy farbował (raczej na pewno przez pomyłkę autora) Sanguinius, któremu jeden z autorów HH zrobił ni z tego ni z owego czarne włosy. Co za obraza :)

    OdpowiedzUsuń
  9. No, tu trochę pojechał:)
    Z drugiej strony popatrzcie, śmieli się z któregoś tam twórcy w GW, że wymyślił sobie sojusz Blood Angeli z Necronami a tu proszę, myk i w nowej książce do Tomb Kings in Space jest owszem coś takiego:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Co proszę? Aż muszę sprawdzić nowy codex do necronów, przecież to wbrew całej budowanej historii blaszaków, że o Astartes już nie wspomnę...

    OdpowiedzUsuń
  11. 5 listopada wychodzi nowy Kodeks Nekronow. Sadzac z podsumowania przeciekow na jego temat, Nekroni doczekali sie CALKOWITEJ zmiany fluffu. No dobra, moze nie calkowitej, niezwykle daleko idacej.
    http://www.lounge.belloflostsouls.net/showthread.php?t=17938

    OdpowiedzUsuń
  12. Blaaaah, jak dla mnie ohydny pomysł. Necroni mieli niemal od początku świetny fluffowo klimat, już jednak w 'Fall of Damnos' była zapowiedź nader indywidualistycznych dowódców nekrońskich którzy pogrywali jeden przeciw drugiemu. Mi jako konserwatyście fluffowemu to się nie podoba, ale ja to po prostu stary jestem i zrzędzę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. No to wlasnie teraz jest to juz prawdopodobnie w pelni usankcjonowane. Z jednej strony ma to sens, biorac pod uwage sama gre, z drugiej... ciut inaczej troche to niekiedy wygladalo;) Ale squaci tez kiedys mieszkali w tym kosmosie, nie?;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ba,ale zniknięcie squatów (chlip, chlip) przynajmniej logicznie wytłumaczono. Nekroni współpracujący z Astartes to pomysł jak z kiepskiej książki pana Swallow lub Goto :)

    OdpowiedzUsuń

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.