Strony

niedziela, 31 lipca 2016

Czterech jeźdźców Apokalipsy | Four Flyers of the Apocalypse

Cztery zgnilce, czterech jeźdźców (w zasadzie lotników) Apokalipsy. Kolejny powrót do zamierzchłej przeszłości, figurki pojawiły się w sprzedaży bodajże w 1993 r., jako produkt Marauder Miniatures wyrzeźbiony przez Trish Morrison. Prawdę mówiąc, byłem przekonany, że to trochę wcześniejsze wzory, ale szybki rzut oka w katalogi pozwolił mi zorientować się, że tkwiłem w błędzie.

Malowanie pochodzi właśnie z tego okresu, choć mam wrażenie, że dwa stwory w brązach i plamach, były malowane ciutkę później, może nawet przemalowałem je z wcześniejszej, kolorowej, radosnej twórczości w stylu tej, jaką można podziwiać na dwóch barwniejszych stworach.

Pamiętam, że do szewskiej pasji doprowadzały mnie łamiące się podstawki - ówczesne podstawki przeznaczone dla modeli latających były skonstruowane odrobinę inaczej, sztyft był mniej wytrzymały niż obecnie, co skutkowało częstą koniecznością powtórnego klejenia podstawki i figurki...

Four carrions, four riders of the Apocalypse (well, flyers). Another return to the times gone by, miniatures were released back in 1993 by Marauder Miniatures. They are sculpted by Trish Morrison. To be honest, I was certain that they are older but now, catalogues show them as sculpted in 1993. It seems that I was wrong.

Photos show miniatures as painted by myself back then, but I vagualy remember that two of these flyers, brown with patches ones, were painted later or even maybe repainted over earlier, more brightly coloured versions.

I remember one more thing too - flying bases back then were very prone to be broken... All these miniatures were glued numerous times on new bases, again and again and again...







czwartek, 28 lipca 2016

Hipogryf | Hippogriff

Okres wakacyjny oznacza na moim blogu zazwyczaj powrót do dawno malowanych figurek. Dziś czas na hipogryfa. Miniaturka ukazała się w sprzedaży w 1987 r., wyrzeźbiła ją Trish Morrison. Cena ówczesna była powalająca - 1.95 GBP... Ech, żeby takie ceny utrzymały się do dzisiaj...


Potwór nie należy do gigantów, jak większość monstrów wydanych w ramach serii C29 - standardowo umieszczany był na kwadratowej podstawce o boku długości 40 mm. Na zdjęciach widać moje malowanie sprzed ok. ćwierci wieku. Zajebiste są te pióra o odmiennej kolorystyce, nie?;)

Myślę, że stwór powędruje niedługo do zmycia - warty jest nieco dokładniejszego malowania.


Holidays means - at least on my blog - return to very old miniatures, painted ages ago. Today it is time for Hippogrif. This one was released back in Februrary of 1987, it was sculpted by Trish Morrison. Price was great - 1.95 GBP. I wish to be able to buy miniatures with such prices today...

Monster isn't very large, as most miniatures released in C29 range - it was supposed to be mounted on square 40mm base. Photos show my original painting, dating back 25 years. I reaaaally love these original feathers on the wings;)

I think that this creature deserves better painting, so I it will go to dettol bath soon I guess.






wtorek, 26 lipca 2016

Z otchłani czasu: Fort Macragge

Dzisiejszy wpis to tłumaczenie fragmentu podręcznika Warhammer Siege z 1988 r. Podręcznik, przeznaczony głównie do wykorzystania w WFB, zawierał również niewielki fragment przedstawiający możliwość rozgrywania oblężęń w grze Rogue Trader. Właśnie z tego rozdziału pochodzi poniższy urywek. Wygląd zewnętrzny fortecy wynika z wprowadzonego właśnie do sprzedaży modelu zamku.

W 745.M41 flota-rój Behemoth została ostatecznie zniszczona dzięki połączonym wysiłkom zakonów Mrocznych Aniołów, Ultramarines i Białoszramych. Zwycięstwo to wieńczyło ostatnią wojnę z tyranidami. Po długiej serii starć, trwających przeszło sześćdziesiąt lat, flotę-rój udało się zwabić w zasadzkę, w której centrum znajdowała się forteca na planecie Macragge. Jej opis znajduje się na planach i mapie, dołączonych do tekstu. Podczas bitwy obsadę twierdzy stanowili Ultramarines z 1. Kompanii, podczas gdy pozostali marines oczekiwali w kosmosie na możliwość szturmu na okręty tyranidów.

Zasadzka udała się, w jej wyniku ciężko uszkodzono okręt dowódczy floty-roju. Dowódca obcych, nie chcąc się poddać, lądował awaryjnie na powierzchni Macragge. Ocalali obcy, tyranidzi i zoaty, zalali fortecę i - mimo jednego z najwyższych w historii zakonu współczynnika zabitych do strat - pierwsza kompania Ultramarines przestała istnieć.

Ultramarines nie mówią o tej bitwie; wielu spośród nich zginęło walcząc w osamotnieniu, oddzieleni od swych współbraci. Cztery potężne lasery obronne, nim je rozbito, zdołały zniszczyć centra komunikacyjne okrętu obcych. Było to punktem zwrotnym w bitwie kosmicznej, wciąż trwającej w pobliżu planety - pozbawione kontroli dowódcy roju, wielkie formacje okrętów tyranidów rozproszyły się i zostały kolejno zniszczone. Gdy zwycięstwo było już pewne, kompanie trzecia i siódma Ultramarines wycofały się z walki w niebiosach, by pokonać wroga na powierzchni Macragge. Wraz z końcem bitwy w kosmosie, zajęto i oczyszczono z niedobitków obcych ruiny fortecy na planecie.

Imperator w uznaniu decydujących dla powodzenia bitwy zasług Ultramarines nadał im planetę w lenno, przyznał im także status pełnoprawnych Adeptus Astartes, a ich dowódcy zaszczytny tytuł Lorda Macragge i Imperialnego Dowódcy. Po bitwie Ultramarines przenieśli siedzibę swego zakonu na Macragge, budując ją na gruzach fortecy, w której chwalebną śmiercią zginęli żołnierze 1. Kompanii.

Plany i diagramy fortecy opisują ją taką, jaką była w przededniu bitwy - to frontowa baza, stale gotowa do walki.

POZIOM 1

1. Praefactorium
Centrum fortecy, główny ośrodek dowodzenia i łączności. Pomieszczenie chroni wewnętrzne pole ochronne.

2. Consillium
Pokój odpraw zastawiony stołami holograficznymi, na ścianach wiszą monitory. Pomieszczenie pełni także funkcję archiwum zawierającego dane dotyczące działań wojskowych.

3. Artillerium
Centrum kontroli ognia czterech laserów obronnych, głównego uzbrojenia fortecy.  Pozostaje w ciągłej gotowości.

4. Generatoris Laserium
Cztery ogromne generatory zasilające lasery obronne fortecy.

5. Praesidium
Pomieszczenie administracyjne  dowódcy garnizonu. W czasie oblężenia był nim komandor podporucznik Shiho Nage.

6. Munitorium
Główna zbrojownia. Każdy marine odpowiadał za swój ekwipunek, ale tutaj przechowywano wyposażenie zapasowe i amunicję. Podczas trwającej bitwy grodzie pancerne chroniące to pomieszczenie były responsywne wobec odcisku dłoni dowolnego Ultramarine. Po ich zamknięciu wnętrze pomieszczenia chronione jest polem stazowym.

7. Generatoria Vitae
Główne generatory dla instalacji energetycznych i systemów podtrzymywania życia.

8. Generatoria Secundae
Zapasowe generatory i akumulatory rezerwowe, zapewniające ilość energii wystarczającą na tydzień funkcjonowania wszystkich systemów fortecy.

9. Incursitorium
Pułapka zaprojektowana w celu powstrzymania i zneutralizowania ataku nieprzyjaciela. Stale stacjonowała tu jedna drużyna marines.

10. Escalerium
Schody bezpieczeństwa łączące wszystkie poziomy fortecy.

11. Apothacarion
Pomieszczenie medyczne dla członków garnizonu.

12. Elevatoria
Zespół wind zapewniających dostęp do wszystkich poziomów fortecy.

13. Obszar przeznaczenia ogólnego

14. Praesidium Lictores 
Biuro personelu żandarmerii polowej przydzielonego do garnizonu fortecy. Główny obszar obronny pomieszczenia Teleportorium.

15. Teleportorium
Zapewnia dostęp z flotą zakonu.

POZIOM 2

16. Magazyny ogólne
Pomieszczenia te służą również jako druga linia obrony w razie utraty poziomu pierwszego.

17. Ancora Vehicularis
Hydrauliczna rampa prowadząca na powierzchnię, bezustannie stoi na nim w gotowości Land Speeder.

18. Reficerium
Warsztaty, w których obsługiwane i naprawiane są broń i wyposażenie.

19. Laboratoria
Warsztaty zapewniające ciągłość pracy wszystkich instalacji fortecy.

20. Refektarz
Największe pomieszczenie całej fortecy pełni funkcję mesy, jest miejscem zbiórek i ceremonii religijnych. W ich trakcie artefakty religijne kompanii są uroczyście wynoszone z kaplicy (22).

21.  Praefectorium Auxilla
Zapasowe centrum łączności fortecy, przeznaczone do wykorzystywania w razie utraty lub zniszczenia centrum głównego.

22. Kaplica
Stoi tu niewielki ołtarz, pomieszczenie zawiera również rozmaite artefakty o znaczeniu religijnym dla zakonu, jak też inne przedmioty wykorzystywane podczas ceremonii zakonnych i kompanijnych. W razie napaści Kapelan ma za zadanie bronić tego miejsca, chroniąc skarby zakonne przed zbezczeszczeniem.

23. Celleae Sacredotis
Prywatne pomieszczenia Kapelana - w czasie bitwy funkcję tę sprawował Kapelan Ocellus.

24. Reclusium
Pomieszczenia przeznaczone do kontemplacji i oczyszczania członków garnizonu. Mury udekorowane są inspirującymi hasłami.

25. Magazyn

26. Cellae Praefecti
Prywatne kwatery dowódcy garnizonu - podczas bitwy był nim komandor podporucznik Shiho Nage.

27. Cellae Legati
Prywatne kwatery zastępcy dowódcy garnizonu - podczas bitwy był nim porucznik Kurt Ranger.

28. Culina
Kuchnia wraz z niewielką instalacją hydroponiczną i jednostką syntezy białek.

29. Cellae Militaris (nie pokazano na mapie)
Wszystkie drzwi prowadzące na zewnątrz, widoczne na mapie poziomu 2, prowadzą do pomieszczeń, w których znajdują się kwatery marines należących do garnizonu fortecy.

POZIOM 3

30. Penitorium
Pomieszczenie to wykorzystywane jest głównie jako cela, w której przetrzymywani są członkowie załogi, wobec których wysunięto zarzuty natury dyscyplinarnej. W warunkach wojennych praktycznie wszystkie przewinienia karane są śmiercią.


piątek, 22 lipca 2016

Zombicide? Pomaluj tę figurkę... | Zombicide? Paint this one...

Dziś nieco nietypowo. Nie pokażę kolejnej pomalowanej figurki, nie będę rozwodził się nad czymś z odległej przyszłości. Dziś oddam się w malarską niewolę - przynajmniej na chwilę. Mam w domu dwa pudełka dodatkowych bohaterów do Zombicide: Black Plague. W czasie kampanii kickstarterowej przy odblokowywaniu kolejnych poziomów jednymi z nagród były postacie zaprojektowane przez znanych grafików - mi przypadły miniaturki autorstwa Stefana Kopinskiego i Paula Bonnera.

Osiem figurek, osiem mocno różniących się postaci, osiem potencjalnie odmiennych malowań. Kogo mam pomalować? Czy wielkiego Kloma, bojącego się tylko pająków, czy też może tajemniczego Czarnosercego, potencjalnego nekromantę? A może orka Gaaka, mistrza rąbania dwoma tasakami? Mizara - inkwizytora pragnącego oczyszczenia Wulfsburga ogniem? Krasnoludzkiego władykę Bazaka? Genevieve, mistrzynię kuszy? Panienkę Ysabel, od maleńkości przyuczaną do topora? A może groźnego Azure, mrocznego elfa, który - jak na standardy drowów rzecz jasna, jest całkiem miłego usposobienia (co oznacza, że najpierw pyta, a potem siecze)?

Wybór należy do Was. Pomaluję tę postać, która do 1 sierpnia zbierze najwięcej głosów. Rezultat malowania zostanie przedstawiony pod koniec przyszłego miesiąca.

A little unusual entry today. I won't show another painted miniature, I won't write about times which passed eons ago. I will bring myself into slavery today - at least for a moment. I have two boxes of additional heroes for Zombicide: Black Plague. Some of the stretch goals during game's Kickstarter campaign were boxes of miniatures designed by famous artists - I have ones designed by Stefan Kopinski and Paul Bonner.

Eight miniatures, eight very different characters, eight potentially different paintjobs. Which of the heroes should be painted? Huge Klom, afraid of nothing except spiders? Or maybe mysterious Blackheart, necromancer in hiding? Gaak, master of two sharp cutlasses? Mizar - inquisitor desiring to burn Wulfsburg together with zombies (and most of its alive citizens too)? Dwarven lord Bazak? Genevieve, famous for her crossbow skills? Miss Ysabel, taught to wield heavy axe from infancy? Or, maybe, deadly Azure, dark elf who is - for drows' standards at least - cheerful and friendly, which means that he actually asks first and stabs later?

The choice is Yours. I will paint miniature which will get most votes till the 1st of August. Painted miniature will be shown here in the last days of next month.


Wybieram | I choose

The Blackheart
Miss Ysabel
Mizar
Genevieve
Lord Bazak
Azure
Gaak
Klom
Quiz Maker



The Blackheart

Miss Ysabel

Mizar

Genevieve

Lord Bazak

Azure

Gaak

Klom

środa, 20 lipca 2016

Braciszek James z Zombicide: Black Plague | Brother James from Zombicide: Black Plague

Wczoraj udało się nam się, wraz z Mormegiem, pograć nieco w Zombicide:Black Plague. Świetna, naprawdę znakomita gra - choć w trakcie pierwszej rozgrywki nasz start można porównać do wyjścia z domu i trafienia pod rozpędzoną ciężarówkę tuż po zamknięciu furtki, a drugą próbę rozegrania scenariusza musiałem przerwać mniej więcej w połowie.

Mój brat, który wsparł kampanię kickstarterową gry, otrzymał już wszystko co zamówił - koło tuzina pudeł, pudełeczek i innych pojemników, zawierających dodatkowe zasady, rozszerzenie, figurki rozmaitych zombie i monstrów i nowych bohaterów. Figurki są naprawdę niesamowite, będzie można z nich złożyć kilka bardzo fajnych band do Frostgrave.

Jednym z bohaterów jest braciszek James - podobnie jak większość pozostałych herosów w grze postać mocno inspirowana postacią z kultury, w tym wypadku Williama z Baskerville z Imienia Róży. Zdaniem mojego brata - malowało się znacznie przyjemniej niż pokazywaną kilka dni temu pancerną zakonnicę.

Coś mi się zdaje, że i pod mój pędzel trafi wkrótce coś z tej planszóweczki...

Yesterday Mormeg and I managed to play Zombicide: Black Plague again. Excellent, very fun, cinematic game - even with our first try of the new scenario has ended right after the start and I have had to leave the second game a little bit early...

My brother, who bought this game via Kickstarter campaign, has already received everything - boxes and boxes of stuff, full of additional rules, miniatures, add-ons etc. Miniatures are simply great, they will probably be used in our Frostgrave games too.

One of new heroes is Brother James - as most of other characters from the game, he is heavily influenced by a popular culture and characters from movies and books - in this particular instance William of Baskerville from The name of the Rose book (and movie with excellent character by Sean Connery). According to my brother, this hero was much more fun to paint then armoured nun Ann, shown here few days ago.

I think that I will paint some of the Zombiecide characters soon too...







niedziela, 17 lipca 2016

Samotny wilk: wywiad z Garym Chalkiem

Ostatni z serii wywiadów  z ludźmi pracującymi dla Games Workshop w czasach początków Warhammera. Oryginalnie rozmowa opublikowana została na łamach bloga Realm of Chaos 80s, a z Garym Chalkiem rozmawiał Orlygg. Serdecznie dziękuję mu za pozwolenie na przetłumaczenie i publikację wszystkich wywiadów.

Kiedy miałem dziewięć lat, moim sąsiadem był chłopie o imieniu Matthew. Był o rok starszy. Łączyła nas jedna z tych dziwnych przyjaźni z dzieciństwa, istniejących poza szkołą, bo tam raczej nie spotykaliśmy się ze sobą. Był o klasę wyżej a przecież, przynajmniej w mojej szkole, nie zaczepiało się chłopców ze starszych klas. Obaj uwielbialiśmy książki z serii Fightning Fantasy, które w tamtym czasie były, jak się zdaje, u szczytu popularności. Przeżyliśmy przygody z Forest of Doom, Deathtrap Dungeon i Island of the Lizard King trzymając kciukiem stronę z poprzednim akapitem, żeby móc szybko wycofać się w przypadku śmierci. Staraliśmy się wypożyczyć, pewnie tak jak i inne dzieci, zaczytane egzemplarze dzieł Livingstone’a i Jacksona w miejscowej bibliotece, po to, by po szybkim powrocie do domu, z wypiekami na twarzy cieszyć się nimi na naszych łóżkach.

Któregoś dnia odwiedziłem Matthew, pewnie miałem ze sobą pudełko czy dwa plastikowych żołnierzyków Airfixa, Brytyjczyków (on ZAWSZE grał Niemcami). Spodziewałem się, że na jego stole do snookera będzie rozstawiony teren przedstawiający jakąś potyczkę z 1944 r. Zamiast tego znalazłem go na łóżku, ostrożnie przeglądającego strony jakiejś książki. Wiedziałem, że była z biblioteki, bo miała założone takie żółte, plastikowe okładki, cenione przez bibliotekarzy dwadzieścia pięć lat temu. Kiedy wszedłem, zerknął na mnie i beztrosko rzucił książkę na podłogę.

Kiedy zatrzymała się na usmarowanym farbami dywanie, dostrzegłem jej okładkę. Nagle spoglądała na mnie para niebezpiecznych oczu, tkwiących w twarzy postaci, która była po części Robin Hoodem, po części Leśnym Elfem z lat 80., a po części jakimś nieznanym herosem. Tak wyglądało moje pierwsze spotkanie z Samotnym Wilkiem!


Moje pierwsze spotkanie z klasycznym stylem grafiki Chalka. Te oczy wciąż mnie prześladują!
Kilka lat zabrało mi połączenie Samotnego Wilka, Gary’ego Chalka i Warhammera z lat osiemdziesiątych. Prawdę mówiąc, dotarło to do mnie dopiero niedawno. Jakieś osiem lat temu zacząłem zbierać stare numery White Dwarfa, poczawszy od numeru 90 w górę, do chwili, w której tematyka magazynu zmieniła się z anarchii lat osiemdziesiątych na korporacyjną papkę serwowaną w latach 90. Potem zacząłem zbierać wcześniejsze numery, te, w z czasów przed wydaniem Warhammera/Rogue Tradera, kiedy pismo niemal w całości poświęcone była RPG. W tych numerach też przewijały się prace Gary’ego i w końcu, dzięki tym kupowanym bez ustalonej kolejności pismom, zacząłem rozpoznawać jego styl w książkach do gier GW, stojących na półce w mojej sypialni, których strony czasami przeglądałem. To styl bardzo wyrazisty. Czysty, rozpoznawalny, całkowicie przeciwstawny tym mroczniejszym pracom, które przeważały i wówczas... 

Z przyjemnością więc opublikowałem, na blogu, mały artykuł na temat prac Chalka, nosił on tytuł The Magic of Warhammer Third Edition. Jak się zdaje, jest on całkiem popularny, miał dużo odsłon i komentarzy fanów prac Gary’go. Z tym większym zadowoleniem mogę napisać, że Gary zgodził się udzielić wywiadu. Rozmawiamy na temat wczesnych lat jego kariery, pracy dla GW, o grze Fantasy Warlord i innych sprawach. Chciałbym jednocześnie osobiście podziękować Gary’emu za jego wkład w blog Realm of Chaos 80s i społeczność Oldhammera. Z tego, co do mnie piszecie, wiem, że wielu z was naprawdę cieszą te wycieczki w przeszłość.

Oddaję głos Gary’emu...

Orlygg

RoC80s: Dorastałeś na wiejskich terenach Hertfordshire, w jaki sposób chłopak ze wsi zainteresował się fantastyką?

GC: W tamtych czasach fantastyka właściwie nie istniała, a jeśli nawet, to ja o tym nie wiedziałem. Doctor Who pojawił się w telewizji dopiero kiedy miałem jedenaście lat, a świat widziany był w czerni i bieli. W rezultacie zainteresowałem się rysowaniem i historią, czyli czymś, co było tak bardzo odległe od rzeczywistości, jak tylko się dało. Czytając świetne powieści historyczne Rosemary Sutcliff zorientowałem się, że ktoś (Charles Keeping) je przecież ilustrował i prawdopodobnie otrzymał za to honorarium. Wtedy zadecydowałem, że zostanę ilustratorem. Dzięki naprawdę wspierającemu mnie nauczycielowi plastyki udało mi się dostać do szkoły artystycznej.

Dopiero pod sam koniec szkoły zaczęła się popularność fantasy, pojawiła się gra Dungeons and Dragons, wszędzie można było kupić ksiązki science fiction, wszyscy czytali Władcę Pierścieni. Ja chciałem ilustrować książki dla dzieci, a tu nagle pojawiło się tyle nowych możliwości. Świat pokazał się w technikolorze. Oczywiście, mogło to być efektem narkotyków, ale nadal taki jest, co oznacza w sumie, że nadal mogę być pod ich wpływem...

Dostałem pracę w studio graficznym zajmującym się robieniem praktycznie wszystkiego, od etykiet na szampony (błyskotliwe lecz dostojne), do - przysięgam, że to prawda - wymazywania aerografem drewnianej nogi jakiejś staruszki w jakimś zdjęciu do czegoś związanego z medycyną. Ma się ten styl, nie? Kiedy się tym zajmowałem, wysyłałem próbki swoich ilustracji i w końcu udało mi się nawiązać dostać zlecenia na zilustrowanie bajek dla dzieci i podobnych książek. Fantasy pojawiło się trochę później, więc czytajcie dalej.


Ilustracja z Lone Wolf II: Fire on the Water.
RoC80s: Jako nastolatek zainteresowałeś się grami bitewnymi. Co pamiętasz z tych wczesnych lat? Czy w twoim przypadku były to wyłącznie gry historyczne, czy też znalazłeś się w gronie wczesnych graczy D&D?

GC: W gry bitewne grało się figurkami Airfixa używając zasad Donalda Featherstone’a. Nastolatek spoza Londynu miał dostęp tylko do tego. Grało się w Drugą Wojnę Światową albo Wojnę Secesyjną, albo spędzało pół życia na konwertowaniu plastikowych żołnierzyków używając plasteliny. Co dziwne, te gry dawały naprawdę mnóstwo radochy. Jak zapewne wiecie, obecnie przyjemność z gry jest niedozwolona, no - chyba że jakoś przypadkowo uda się przemycić takie zasady, które dają frajdę. A nawet jeśli się tak stanie, to cała ta frajda zniknie gdzieś w okolicach piętnastej edycji. Ostatecznie sami stworzyliśmy własne zasady gry, ale bez obaw - nikt nigdy się o tym nie dowiedział.

W tym czasie nie było na rynku gier fantasy, z wyjątkiem tych, w które grała mityczna niemal postać odziana w kardigan - Tony Bath. Toczył on bitwy osadzone w Hyborei Roberta Howarda. Ale jako że w Hertfordshire nikt nigdy nie słyszał nawet o Conanie czy Hyborei, pozostawało to zagadką. D&D miało dopiero nadejść…

RoC80s: Jak udało ci się przejść od grania do pracy w przemyśle związanym z wydawaniem gier?

GC: Zacząłem pracować w przemyśle związanym z grami wymyślając swoją własną! Miałem małe biuro w drukarni, któregoś dnia oglądałem jakąś historyczną grę planszową, kiedy zauważyli to dwaj bracia, właściciele drukarni. Zapytali co to jest i ile kosztowało. Kiedy usłyszeli, nie mogli nadziwić się różnicy między kosztami druku i ceną sprzedaży. Powiedzieli, że jeśli wymyślę coś podobnego, to to wydrukują. I tak zrobiłem.

Wymyśliłem “Cry Havoc”. Niewiele wcześniej zacząłem grać w D&D (mówiłem przecież, że w końcu pojawi się ta gra) i nadal dziwiłem się różnicom między grami fabularnymi i istniejącymi wówczas grami historycznymi. Gry historyczne, nawet te na poziomie niewielkiej potyczki, wykorzystywały anonimowe pionki, w gruncie rzeczy identyczne, natomiast w D&D były postacie, całkowicie różne, mogące walczyć ze sobą. Dlatego postanowiłem dodać do gry historycznej trochę kolorytu, charakteru gier fabularnych, wprowadziłem indywidualne postacie, mające własne zalety i słabości. Tak narodziła się gra “Cry Havoc” a ja zostałem projektantem gier.


Gra Talisman: The magical Quest. Pierwsze wydanie z 1983. Okładka autorstwa Gary’ego Chalka.
RoC80s: Moje najwcześniejsze wspomnienia twoich ilustracji to prawdopodobnie okładka Lone Wolf: Flight from the Dark z 1984. W jaki sposób związałeś się ze słynną serią gier książkowych Joe Devera?

GC: Po raz pierwszy spotkałem Devera, gdy prowadził sklep Game Centre w pobliżu Oxford Street, wstawiłem do niego mnóstwo egzemplarzy “Cry Havoc”. Potrzebował też wielu innych produktów, trudnych do regularnego otrzymywania, zacząłem więc rysować serię planów lochów i podziemi, które również mu sprzedawałem. W tym czasie nie istniały jeszcze gry-książki, zaczęliśmy więc grać w bitewne gry fantasy używając zasad Reaper i Laserburn, a także w gry historyczne, używając powszechnie już wówczas dostępnych metalowych figurek w skali 25 mm.


Jedna z dioram Gary’ego z lat osiemdziesiątych. Pojawiła się, między innymi, w Fantasy Warlord.
RoC80s: Jak rozpoczęła się twoja współpraca z Games Workshop? Czy pracowałeś wtedy w charakterze grafika czy projektanta gier?

GC: Odszedłem z drukarni, kiedy okazało się, że bracia mieli poważne problemy finansowe i ciągnęli kasę z Cry Havoc, więc gra nigdy nie zdołała osiągnąć zakładanej popularności. Spotkałem się z Livingstonem i Jacksonem w Games Workshop. Wielokrotnie grozili mi pozwami za splagiatowanie arkuszy planów lochów i podziemi, ale nigdy jakoś nie udało im się tego zrobić. Powiedziałem im, żeby mnie zatrudnili, wtedy nie musieliby mnie ciągać po sądach, no i mógłbym wymyślać nowe rzeczy dla ich firmy. Przemyśleli to i dali mi stanowisko, które nazwali Kierownik Rozwoju Gier! Miałem biuro, stół do rysowania i widok na parking. Do kierowania miałem tylko samego siebie, ale hej - byłem w kierownictwie!

Tak naprawdę cała historia zaczyna się właśnie w tym momencie. Joe Dever stracił pracę w Game Centre i potrzebował roboty. Workshop potrzebował kierownika magazynu, a ja zaproponowałem Devera. Dostał pracę. Podczas gdy ja pracowałem nad Talismanem i Battlecars, Livingstone i Jackson wpadli na pomysł gry The Wizard of Firetop Mountain, opartej na przygodach dla jednego gracza z gry Tunnels and Trolls. Kiedy zaczęła się dobrze sprzedawać, zapytali  Joego, czy nie napisałby podobnej przygody pod pseudonimem, a mnie, czy bym jej nie zilustrował. Wszystko za hojną ofertę jednego procenta z zysków. Powiedziałem Joemu, że skoro jesteśmy wystarczająco dobrzy, by pracować i pisać dla nich, równie dobrze możemy zrobić to sami. Joe napisał fragment pierwszej książki o Samotnym Wilku, z akcją osadzoną w świecie wymyślonym przez niego na potrzeby bitewnych gier fantasy. Ja zrobiłem kilka ilustracji i zrobiliśmy wersję demonstracyjną dla wydawców. O ile sobie przypominam, tekst napisaliśmy na maszynie GW, skrywając się w czasie przerw obiadowych...

RoC80s: Jesteś autorem bardzo różnych materiałów, jakie publikowano we wczesnych numerach White Dwarfa. W czasach przed ‘Eavy Metal pisałeś o malowaniu, twojego autorstwa są takie klasyczne artykuły, jak ‘Every Dwarf Loves a Sailor’. Jak wyglądała praca dla tego magazynu w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych?

GC: Praca z Jamiem Thompsonem, ówczesnym naczelnym, była świetna. Miał wielkie poczucie humoru, bezustannie udawało mu się przemycić na łamy pisma jakieś mniej czy bardziej niegrzeczne żarciki. Szczególnie w pamięć zapadł mi pisarz, którego nazwał Hugh Janus ... Oczywiście, miało to miejsce w tych dawnych czasach, gdy White Dwarf był wciąż magazynem o grach i nawet publikował artykuły o produktach innych firm. Zasady rozgrywania bitew morskich dla Warhammera powstały, ponieważ do swoich własnych gier potrzebowałem jakichś okrętów - więc napisałem na ten temat artykuł.

Ikoniczna okładka dodatku Blood Bath at Orc's Drift. Gary Chalk. 1985.
RoC80s: Miłośnicy dawnego Warhammera znają cię najlepiej, jak sądzę, z dodatków do 2 edycji, takich jak Bloodbath at Orc’s Drift (scenariusz ten rozgrywaliśmy podczas niedawnego Dnia Oldhammera w Wargames Foundry Bryana Ansella). Jak powstały te scenariusze??

GC: Workshop poprosił nas o napisanie dla nich scenariusza. W tym czasie pokazywaliśmy pierwsze, naprawdę duże gry wojenne fantasy podczas konwentów Dragonmeet i Games Day. (Czasami używaliśmy do tego Warhammera, a czasami kładliśmy na stole przepisy Warhammera, ale w tajemnicy używaliśmy Reapera, ponieważ był szybszy. Ależ byli z nas psotnicy;) W każdym razie Bryan Ansell poprosił nas o napisanie scenariusza, ja wpadłem na pomysł Orc’s Drift, a Joe trochę go rozwinął, tak żeby można było wykorzystać w nim wiele z najnowszych figurek Citadel.
   

Wewnętrzna ilustracja ze 113 numeru pisma White Dwarf autorstwa Gary’ego Chalka. 1989.
RoC80s: W latach osiemdziesiątych wykonałeś dla GW - i nie tylko dla nich - wiele ilustracji. Liczni fani chcieliby wiedzieć, co stało się z oryginałami twoich prac. Czy nadal je posiadasz, czy też sprzedano je kolekcjonerom?

GC: Posiadam część tych prac, ale mnóstwo zaginęło w Games Workshop. Kiedyś produkowali pudełkowy zestaw figurek do Samotnego Wilka, dałem im na okładkę pudełka grafikę, którą namalowałem na okładkę pierwszej książki z jego przygodami. Niestety, to jedna z zaginionych prac. Z dobrego źródła wiem, że moje prace, a także prace innych artystów, trafiły do śmieci. Ponieważ świadkiem był rzeźbiarz pracujący niegdyś dla GW, podejrzewam, że to prawda. Jestem z tego powodu naprawdę wkurzony.

Gra fantasy która nie miała zbyt świetlanej przyszłości.
RoC80s: Maczałeś palce w pechowym projekcie Fantasy Warlord. Jak wyglądał pierwotny projekt tej gry, jak sądzisz - dlaczego gra nie odniosła sukcesu?

GC: Początkowo mieliśmy pomysł, by napisać zestaw przepisów, które pozwalałyby graczom na wykorzystanie taktyki na stole w sposób realistyczny, a jednocześnie byłyby relatywnie szybkie w samej grze. Przestałem grać w Warhammera, ponieważ przy dużej liczbie figurek gra ciągnęła się bez końca. Przez dużą liczbę rozumiem dwieście czy trzysta miniaturek na stronę. Kiedy dwudziestu łuczników musi rzucić sześćdziesiąt razy, by obliczyć efekt ostrzału, to - jak dla mnie - system jest naprawdę niezgrabny. Z tego powodu zdecydowałęm się na przepisy bazujące na systemie procentowym, pozwalające rozstrzygnąć walkę i strzelaniem rzutem jednej kostki.

Nie lubiłem też coraz bardziej puchnących zasad. Wydawało się, że Chaos potrzebuje wielkiej liczby dodatkowych przepisów. Pomyślcie o tym przez chwilę... A tło fabularne świata zostało tak ściśle określone, że pozostawiało niewiele miejsca dla wyobraźni graczy. Naprawdę lubię pisać scenariusze, wymyślać machiny bojowe, mundury, a potem przenosić to na stół, do moich gier. Jak mi się teraz zdaje, lubię to chyba jednak wyłącznie ja sam - jest to prawdopodobnie jedna z przyczyn niepowodzenia projektu Fantasy Warlord. Ludzie lubią przynależeć do grupy, chcą być jednym z wielu chłopców. To właśni oni grają w Warhammera, Malifaux czy cokolwiek innego - w gruncie rzeczy społeczność graczy jest równie ważna, jak sama gra. Lubią żarty zrozumiałe tylko dla fanów, takie o trzeciej edycji, czy też malowanie znaków na swoich orkach dokładnie takich, jakie pokazano im w piśmie. Prawdę mówiąc, niewiele obchodzi mnie taka gra, potrafię sam wymyślić własne oznaczenia. Zdaje się, że jestem pseudogeekiem, który tak naprawdę wcale nie jest geekiem.

Są też liczne inne powody, dla których projekt nie odniósł sukcesu. Mieliśmy producentów figurek, kłamiących na temat liczby dostępnych rzeźbiarzy, mieliśmy grafików zajmujących się składem, których powinno się z miejsca wyrzucić do jakiegoś składu rzeczy niepotrzebnych. Mieliśmy magazyn, który właśnie bankrutował i zapomniał nam o tym powiedzieć. Mieliśmy też malutki kryzys finansowy. Kanclerz, Nigel Lawson, powiedział kiedyś, żę bedą “małe problemy”, ale kłamał. Wyobraźcie sobie, polityk, który kłamie. Niemożliwe, nie? W każdym razie projekt skazany był na porażkę od chwili rozpoczęcia prac. Naprawdę dałem ciała.

Ilustracja wewnętrzna z Warhammer Armies. Gary Chalk 1987.
RoC80s: Ostatnio udzieliłeś wywiadu na temat 40k, ten wywiad zadziwił trochę fanów gry znających ją od lat, jako że od dziesięcioleci nie masz nic wspólnego z Warhammerem 40000. W jaki sposób w ogóle doszło do tego, że udzieliłeś wywiadu na ten temat?

GC: Choć ostatnio nie mam wiele wspólnego z 40K, nie mam też alzheimera i dokładnie śledzę rozwój tej gry. Udawło mi się nawet parę razy przeczytać parę stron z White Dwarfa w miejscowym sklepie, zanim mnie wyrzucili.

Przyczyna leżąca u podstaw tego wywiadu jest prosta i znana - bezczelny nepotyzm. Tak się składa, że mój syn Titus, który pracuje jako dziennikarz w Berlinie, jest przyjacielem Samiry Ahmed. A ona musiała znaleźć kogoś, kto znał produkty Games Workshop, więc Titus zaproponował mnie. Zabawne, prawda?

Na swoją obronę mogę powiedzieć jedynie, że znam dokładnie produkty GW i grałem zarówno w Warhammera Fantasy, jak i 40K. Prawdę mówiąc testowałem wczesne wersje zasad obu tych gier. Gdyby wywiad zrobiono z kimś, kto obecnie pracuje dla GW, powiedziałby kupę marketingowego dziadostwa. Powiedziaem autorce wywiadu szczerze to co myślę i tyle.

Intrygująca ilustracja z artykułu o Kolegiach Magii. Czarna kropa? Albo zamierzona, albo coś ukrywa.








czwartek, 14 lipca 2016

Epic 30K - odsłona 36: Land Raidery terminatorów | Epic 30K - part 36 - Terminators' Land Raiders

Terminatorzy - wiadomo, przedstawiać nie trzeba, ciężka piechota legionów Astartes. Mormeg pomalował swoich dawno temu, czas też na moich. Wielu ich nie będzie, raptem cztery podstawki, ale przyda im się transport. Wyznaczyłem do tego, spośród kilku możliwości, najprostsze Land Raidery, choć w przyszłości zapewne pomaluję coś bardziej sexy, w rodzaju Drop Podów czy może nawet, jeśli uda się kupić coś nieoficjalnego, Assault Ram. Ale to pieś, zapewne odległej, przyszłości.

Modele to stareńkie plastiki, oczywiście znacznie gorsze od nowszych metalowych modeli, niemniej jednak mają jedną zaletę - przedstawiają rzeczywiście starą wersję tych pojazdów, które zresztą malowałem już wcześniej. Nowe, dla wyróżnienia, mają drobny akcent kolorystyczny w przedniej części kadłuba.

Terminators - heavy infantry of Legions of Astartes. Mormeg has painted his detachement ages ago, now it is time for my unit. There won't be many of them, just minimal number of stands, four, but they could use some transport. I decided to paint just standard Land Raiders for them, but in the future I will probably paint something more sexy, Drop Pods or - if I will be able to buy something unofficial - Assault Ram. But this is for the future.

Models are very old and plastic, much worse then newer metals but with one important advantage - they depict correct, Horus Heresy erea, older variant of this vehicle, which I already painted a few. New ones have red stripe painted on the front of the hull, to make them more distinctive on the battlefield.





wtorek, 12 lipca 2016

Zakonnica Ann z Zombicide: Black Plague | Ann Nun from Zombicide: Black Plague game

Pewnie jeszcze nigdy nie miałem okazji napisać o moich ulubionych serialach... Dziś też tego nie zrobię. Dość jednak powiedzieć, że jakiś czas temu zostałem fanem jednego, w którym jest, a właściwie było, dużo zombie. Nie wahałem się więc długo kiedy rok temu został ogłoszony kickstarter Zombicide: Black Plague. Minął rok, a ja niedawno dostałem wielką paczkę pełną pudełek z figurkami. Czy może być coś lepszego?
W każdym razie zakonnica Ann pochodzi z zestawu podstawowego, który otrzymałem przed Świętami Bożego Narodzenia i, o dziwo, udało mi się nawet kilka razy zagrać w grę. W najbliższy piątek mam zresztą nadzieję znowu ściąć kilka głów. W każdym razie zakonnica została już pomalowana. Żadnych fajerwerków, trochę czarni i żelaza. Robota szybka i, chciałoby się rzec, przyjemna. Na ukończeniu jest brat James i zaczynam się rozglądać za kolejnym bohaterem. Myślę, że da się złożyć z nich drużynę do Frostgrave. Jest też pewien model dużego szczura, który wiążę z pewną inną grą. To już jednak zupełnie inny wiek.

Sigmar z Wami
Mormeg

I think I never wrote about my favourite tv series yet... And I won't write about them today too. It is sufficient to say that some time ago I become a fan of one serie featuring zombies, and lots of them too. So I didn't hesitate too long then about a year ago kickstarter for Zombiecide: Black Plague has started. One year later I received a large package full of boxes with miniatures inside. Is there anything better?

Anyway, Ann Nun comes from the basic set, which I've got just before Christmas last year. I even managed to play it a few times. I hope to play it again coming Friday, so few heads will roll again. Well, Nun is already painted. Nothing fancy of course, some black and iron. Really fast paint job and - I'd like to add - a pleasant one. I'm close to finish brother James too and slowly I'm considering which of the heroes should be painted next. I think that I will be able to make a Frostgrave team from Zombicide miniatures too. And there is a miniature of really large ogre, which I'd like to use in some other game... But it will be another story.

Sigmar with You all
Mormeg