środa, 18 lipca 2012

Z półki Mormega: The Primarchs


Dużo czasu minęło od ostatniego wpisu dotyczącego omówienia kolejnej pozycji wydanej przez Black Library, o czym Inkub przypomina mi ciągle mailowo… Niby, w tak zwanym międzyczasie, przeczytałem PhalanxBena Countnera i niemal, niemal skończyłem Victories of the Space Marines – zbiór opowiadań ze świata WH40K, ale jakoś nie mogłem się zmusić do napisania paru słów o tych książkach. Co do Victories… było to spowodowane tym, że po bardzo słabym opowiadaniu o Krwawych Aniołach utknąłem na kolejnym. Chyba to opowiadanie o Aniołach zraziło mnie do całego zbioru. Szkoda, że kolejna książka w serii Horus Heresy – Fear to Tread – jest również pióra Swallowa. Jakoś jego książek nie mogę przełknąć. Phalanx zaś okazało się, że - niestety - nie dorównuje wcześniejszym tomom. Szkoda. Bardzo wciągająca seria przygód Sarpedona i Soul Drinkers kończy się słabym, szóstym tomem, po którym pozostał mi jedynie niesmak i niemal obrzydzenie do Imperial Fists – wygląda bowiem na to, że zamiłowanie do torturowania przeciwników jest bardzo powszechne w uniwersum świata WH40K i Pięści, obok Mrocznych Aniołów nie stronią od tego rodzaju rozrywek.

Skoro mowa o torturach… The Primarchs to zbiór czterech opowiadań, których bohaterami jest czterech Primarchów. W kolejności The Reflection Crack’d – Fulgrim, Feat of Iron – Ferrus Manus, The Lion – Lion El’Jonson i The Serpent Beneath – Omegon. Akcja  The Reflection Crack’d rozgrywa się po Masakrze na Isstvan V. Właściwie, wbrew temu co przed chwilą napisałem, bohaterem opowiadania nie jest Fulgrim, choć oczywiście odgrywa w nim ważną rolę, ale Lucius, do którego w którejś ze scen jedna z postaci zwraca się, o ironio, „Zdrajca”. Opowiadanie jest pełne szczegółów i szczególików dotyczących Dzieci Imperatora, którymi Autor raczy czytelnika. Choćby opis Heliopolis, w którym na rozkaz Primarchy III Legionu zniszczono audytorium tylko dlatego, że Fulgrim nie mógł ścierpieć żeby ktokolwiek siedział wyżej od niego. Pycha, próżność i arogancja, zaspokajanie najbardziej niskich instynktów, żądza bycia adorowanym i podziwianym przez innych - oto jakim stał się III Legion. Nikt nie dorównuje jednak Fulgrimowi, temu który niegdyś był niedościgłym wzorem nieskazitelnego wojownika, a który upadł najniżej, pociągając za sobą, na dno piekła, swych Astartes. Opowiadanie dotyczy podejrzeń jakie Lucius ma względem Fulgrima. McNeill zdawkowo jedynie wspomina o nich w Fulgrim, tu jednak wątek ten znajduje swoje pełne rozwinięcie. Dość będzie powiedzieć, że Luciusa dręczą koszmary związane z La Fenice, coś nieodparcie nakazuje mu tam się udać. Problem w tym, że wejście na salę jest zakazane pod groźbą śmierci. Ostatecznie dochodzi jednak do buntu! Przyjemniaczki z III Legionu zastawiają na Fulgrima pułapkę i dość naiwnie próbują wypędzić z niego demona poprzez tortury. Z jakim skutkiem - warto przeczytać. Pomijając przydługi filozoficzny wywód Fulgrima, sama scena tortur, którym w imię dobra, z lubością oddają się jego oficerowie jest mocnym punktem opowiadania. Przy okazji pozwala również zapoznać się czytelnikowi z fenomenalnymi zdolnościami regeneracyjnymi Primarchy. Inną świetną sceną jest ta, w której Lucius informuje oficerów III Legionu o swoich podejrzeniach. Czytając ją miałem nieodparte skojarzenia z opisem zachowań drapieżników czyhających tylko na jeden moment słabości ofiary, gotowych w każdej chwili rozedrzeć ją na strzępy. Lucius… McNeill stworzył przemawiającą do wyobraźni postać, aroganckiego, zarozumiałego i okrutnego mistrza miecza, skoncentrowanego na doskonaleniu swoich fenomenalnych umiejętności, przekonanego, że są one tak duże, iż pokonałby nawet Fulgrima, gdyby doszło między nimi do walki. Jego pycha jest tak wielka, że będąc uzbrojony jedynie w miecze, z trudem powstrzymuje się od ataku na Warhounda. Świetna postać. Świetne pióro. Świetna historia, sprawnie i wartko opowiedziana. Bezsprzecznie jest to najlepsze opowiadanie w zbiorze.

Dla odmiany Feat of Iron rozgrywa się przed Herezją Horusa. Niewiele właściwie jestem gotów napisać o tym opowiadaniu. Ot, Eldarowie podejmują próbę ostrzeżenia Ferrusa o nadchodzącej wojnie domowej. Chcą przestrzec go o losie jaki go czeka, o śmierci zadanej z ręki Fulgrima. Czynią to jednak tak zawile, alegorie którymi się posługują bywają czasem tak mocno zagmatwane, że nic dziwnego, iż Ferrus nie daje im wiary. Już lepiej chyba wyszliby na próbie spotkania się z Primarchą, podobnie jak Eldrad próbował tego z Fulgrimem. Opowiadanie zawiera jednak dwa smaczki. Pierwszy – Eldarowie prawdopodobnie przypadkowo, ale jednak, uczą X Legion pokory. Okazuje się bowiem, że ciało nie jest tak słabe jak mogłoby to się Żelaznym Dłoniom wydawać, a w pewnych okolicznościach żelazo może być jedynie powodem zguby. Drugi z wspomnianych smaczków wskazuje, że Black Library i GW wciąż chyba do końca nie podjęli decyzji dotyczącej Primarchów II i XI Legionu. Wszyscy, no, przynajmniej ja, skrzętnie łowię informacje, które powolutku sączą się o tych Legionach na kartach serii HH. Tym razem Ferrus spogląda na dwadzieścia posągów przedstawiających jak nietrudno się domyślić jego i pozostałych primarchów. Posągi zamiast twarzy mają jednak maski, które ukrywają lub wręcz zdradzają naturę postaci, którą przedstawiają. Jest więc lew i rycerz, śmierć i koń z rozwianą grzywą. Tylko dwie postaci są Ferrusowi kompletnie nieznane, i właśnie maski tych dwóch są niemal całkowicie zniszczone. Zagadka wciąż więc pozostaje nierozwiązana.

W The Lion wracamy znowu do czasów po Masakrze. Oto Mroczne Anioły toczą od dwóch lat wyniszczającą wojnę z VIII Legionem o system Thramas. Akcja rozpoczyna się dokładnie osiemdziesiąt dwa dni po wydarzeniach opisanych w Savage Weapons Aarona Dembskiego-Bowdena, opublikowanym w zbiorze opowiadań Age of Darkness, o którym mam wrażenie, już wcześniej pisałem. Anioły przechwytują astropatyczną wiadomość, że na planetę o wdzięcznej nazwie Perditus zmierzają okręty Death Guard z kilkoma tysiącami legionistów Mortariona na pokładzie. Wiadomość wspomina również, o Żelaznych Dłoniach, sugerując że oba oddziały mogą ze sobą prowadzić walkę. Mimo, że dla oficerów Aniołów wiadomość nie ma większego znaczenia, Lion podejmuje decyzję o natychmiastowym udaniu się na planetę wraz z trzydziestoma tysiącami Aniołów. Thorpe wtajemnicza nas przy tej okazji nieco w tajniki międzygwiezdnych podróży, których na moje oko chyba jednak nie skonsultował z innymi autorami. Floty Aniołów uparcie bowiem trapione są dolegliwościami, o których inni autorzy jakoś nie wspominają – skądinąd sensowną koniecznością wytracania ogromnych prędkości okrętów, czy też niemożnością podróżowania przez Morze Dusz w zwartych formacjach. Thorpe sensownie tłumaczy również sposób w jaki odbywa się podróż w sytuacji, w której nawigatorzy pozbawieni są zbawczego światła Astronomiconu. Tyle plusów. Na razie przynajmniej. Mogę bowiem zrozumieć rezerwę z jaką początkowo przynajmniej odnosi się do Żelaznych Dłoni, mogę również zrozumieć, że wyprowadzony w pole raz przez Perturabo nie ufa również Guillimanowi. Trudno jednak zrozumieć mi dlaczego Lion nie atakuje sił Typhona, choć ten wprost przyznaje, że walczy pod rozkazami Horusa.

Co jednak jest takiego szczególnego na Perditus, że Lion gotów jest zaryzykować utratę Thramas i wyrusza, by zająć tę planetę? Otóż, w czasie Wielkiej Krucjaty I i XIV Legion zajęły planetę, na której znajdowała się przedziwna istota o bliżej nieznanych wówczas właściwościach, którą oddano kapłanom Marsa do zbadania. Po trzydziestu latach część swych umiejętności owa – z braku lepszego określenia - istota demonstruje Lionowi. Dość powiedzieć, że może ona walnie przyczynić się do zwycięstwa jednej ze stron w toczącym się konflikcie. Typhon i Żelazne Dłonie chciały zaś ową istotę przejąć. Lion początkowo chce ją zniszczyć, choć sama istota, nie daje temu wiary, ostatecznie jednak od swojego zamiaru odstępuje. Mam też wrażenie, czytając końcowe zdania tego opowiadania, że Astelan wyjaśniając Boreasowi w Angels of Darkness przyczynę zachowania Liona w czasie Herezji mógł przynajmniej częściowo mówić prawdę. Koniec opowiadania rzuca bowiem światło na motywy postępowania Primarchy. The Lion jest ważne dla mnie jeszcze z jednego powodu. Dotyka, oczywiście, jak wspomniałem VIII Legionu, w tym jednak przypadku przypomina, że oprócz postaci takich jak Talos, wielu legionistów zaprzedało się całkowicie chaosowi.

The Serpent Beneath jest powiązane z ostatnio opisywanym opowiadaniem. Otóż Koteria (Cabal) przekazała Alphariusowi plany zbudowania urządzenia, przy którym umiejętności istoty z Perditus wydają się nic nie znaczące. XX Legion takie urządzenie zbudował, jednak ktoś z bazy, w której to urządzenie zostało zbudowane, zdradził Alphariusa, który ledwo uniknął śmierci. W szeregach Legionu jest zatem zdrajca. Omegon montuje więc oddział, który ma uderzyć na bazę i doprowadzić do jej całkowitego zniszczenia. Atak i zniszczenie bazy ma się odbyć w taki sposób, aby nikt, nigdy nie mógł odszukać celu owego ataku. Jak w każdej historii, w którą jest zamieszany ten najbardziej tajemniczy ze wszystkich Legionów, dane nam jest zetknąć się z wartką akcją utrzymaną w konwencji na poły książki o asach wywiadu. Tak charakterystyczne dla Legionu działania wywiadowcze przeplatają się ze strzelającymi bolterami czy pojedynkami na noże. Tak do końca, nigdy nie wiadomo, kto jest kim. Opowiadanie świetnie oddaje atmosferę spowitego tajemnicą Legionu, metody jego działania, pewien klimat, który - nie powiem - jest bardzo atrakcyjny i doprowadzi mnie pewnie do tego by pomalować kilku legionistów XX jako sojuszników moich Władców Nocy. Z opowiadania wynika, że Alpha Legion prowadzi już akcje bojowe przeciwko obu stronom konfliktu, co więcej, Primarchowie wiedzą po jak cienkiej linie stąpają opowiadając się za Horusem i czym grozi niepowodzenie ich planu, jak zgubny będzie miało ono wpływ na Legion. Jedną z lepszych scen opowiadania jest ta, w której Omegon ze swoim oddziałem śledzi jednego z agentów Legionu, zwłaszcza moment, w którym legioniści pozbawiają agenta jego ochroniarzy. Sam atak na bazę to także dobry warsztat pisarski, z kilkoma niespodziewanymi zwrotami akcji i nieco zaskakującym zakończeniem. Domyśliłem się jedynie jego połowy, część była zaś sporym zaskoczeniem. Powinienem jednak się już przyzwyczaić, że nic, co dotyczy XX Legionu, nie jest oczywiste i jednoznaczne. Niewątpliwie w każdym zbiorze The Serpent Beneath byłoby jednym z wyróżniających się opowiadań. Przyznaję mu drugie miejsce jedynie dlatego, że McNeill odwalił naprawdę kawał porządnej pracy.

Opowiadania, poza Feat of Iron, mają jeszcze jedną wspólną cechę. Wyjaśniają losy kilku znanych i odgrywających znaczną rolę postaci z wcześniejszych książek w serii HH – że tak powiem ostatecznie… Co do Feat of Iron, to cóż - całe opowiadanie dotyczy przecież Legionu, który niemal w całości został unicestwiony na Isstvan V. Losy postaci w nim opisanych były więc wcześniej znane.
Kończąc i krótko podsumowując nie mam wątpliwości, że jest to jedna z bardziej udanych pozycji w serii Horus Heresy.
Mormeg

5 komentarzy:

  1. siemka,

    po kolei: TRC'd - "Bezsprzecznie jest to najlepsze opowiadanie w zbiorze." dla mnie bezsprzecznie jest to dość słabe opowiadanie. z naciąganym zakończeniem.

    Feat of Iron - "ciało jednak nie jest tak słabe" - nazywasz to smaczkiem tego opowiadania? to było tak oczywiste i przewidywalne, że aż mi się przykro zrobiło, gdy nagle wielce się okazało, że IH bez wsparcia zwykłych ludzi sobie nie poradzą... Nick Kyme jak zwykle w szczytowej formie :/ warto też dodać, że to opowiadanie to niejako drugie spojrzenie na ten sam konflikt - wcześniej mieliśmy limitowaną nowelkę "Promethean Sun" ww. autora. zatem jego kolejne nowelki z HH to pewnie będzie ten sam konflikt oczami Death Guard i Exodytów ;).

    dla mnie TSB jest absolutną perełką w tym zbiorze. i gdyby nie to opowiadanie, tej antologii mogłoby nie być.

    jeszcze jedno - przyjęta polska wersja słowa Primarch to Prymarcha.

    ogólnie - moim zdaniem za dużo spoilerów tej recenzji. przez co nie nadaje się ona dla kogoś, kto zastanawia się nad kupnem/przeczytaniem tej książki. ta recenzja to bardziej punkt wyjścia do dyskusji dla tych, którzy antologię już znają. jak widać po tym, co właśnie piszę :)

    pozdr
    Emeryt

    OdpowiedzUsuń
  2. Iron Hands nie zostali niemal w całości unicestwieni na Istvaan - Manus zabrał ze sobą 'tylko' Morlocków, na dodatek tylu ilu mogło sie zabrać na 'Ferrum' (10 kompanii według 'The Horus Heresy. Collected Visions'), reszta legionu na bitwę nie zdążyła. W odróżnieniu jednak od Salamander i RG, IH stracili Primarcha, więc to akurat była największa strata. Ciekawym nawiązaniem do 'Feat of Iron' jest wstęp z 'Wrath of Iron' - ciekawe czy to świadome nawiązanie ;)
    Fakt że DA nie atakują sił Typhona baaardzo dziwny, chyba jednak teza że Lion czekał na to kto wygra coraz bardziej się potwierdza. Niesmak dotyczący DA coraz większy.
    Opowiadanie o EC fajne, wyjaśnia jak Fulgrim pozbył się pasożyta :)
    Co do 'Serpent Beneath' - interesujące jest zakończenie i 'other suit of armour', ciekawe...
    Dla mnie ten zbiór - w kolejności od najlepszego do najsłabszego opowiadania:
    - Serpent Beneath
    - Lion
    - The Reflection Crack’d
    - Feat of Iron
    Sposób w jaki Kyme pisze mnie akurat męczy, przez jego trylogię o Salamandrach brnąłem długo i z bólem. Zdecydowanie ciekawiej o IH od niego napisał Chris Wraight.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za komentarze, które byliście uprzejmi zamieścić i w miarę sił postarem się do nich odnieść. Cieszę się, że ktoś moje posty czyta, oprócz niezawodnego Kadrinaziego:)
    Zgadzając się zamieszczać recenzję, czy też, powiedzmy, bardziej omówienie publikacji związanych ze światem WH i WH40K, nie miałem zamiaru aspirować do roli obiektywnego recenzenta. Bardzo wyraźnie zaznaczyłem to zresztą w moim pierwszym poście. Nawiasem mówiąc wczoraj minął od niego rok. (Czas pędzi bardzo szybko, chyba zresztą coraz szybciej.) Pisałem wówczas, że "Każda recenzja przedstawia subiektywną ocenę autora, nie będę więc zdobywał się na wyważone i nikogo nie krzywdzące opinie. Wyraźnie podkreślam, że ocena poszczególnych opowiadań obarczona jest brzemieniem mojej subiektywnej opinii, która nie musi pokrywać się z opiniami innych czytelników.". Nie czarujmy się, każdy z nas ma inny gust, podobają nam się inne style pisania, narracji, tempa akcji itd. Nikogo to chyba nie powinno dziwić. Zresztą już starożytni zauważyli, że de gustibus non est disputandum.
    Zgadzam się, że The Serpent Beneath jest świetnym opowiadaniem i jak pisałem byłoby ozdobą każdego zbioru. Po prostu w mojej subiektywnej ocenie inne było od niego lepsze.
    W mojej subiektywnej opinii fakt, że Iron Fists uświadomili sobie, że ludzie są im potrzebni jest w przypadku tego Legionu bardzo znaczący. Motyw pogardy Astartes do ludzi, a przynajmniej nie dostrzegania ich znaczenia pojawia się i u innych autorów BL czego jesteśmy świadkami np. w czasie dialogu Branne i Marcusa Valeriusa w Raven's Flight. W przypadku IF mamy jednak do czynienia z dodatkowym czynnikiem - owym mottem Flesh is Weak. Uważam, że dla IF wydarzenia opisane przez Kyme'a niosły znacznie większy łądunek emocjonalny, a że bieg wydarzeń był łatwy do przewidzenia, to inna sprawa.
    Co do tłumaczenia wyrazu "Primarch", to muszę przyznać, że nie wiedziałem o tym, że "przyjęta polska wersja słowa "Primarch" to Prymarcha. Mogę się jedynie domyślać, że zapewne jeden z tłumaczy, lub nawet większa grupa osób, np. tłumaczy i korektorów, tak ten wyraz przetłumaczył/ła i stąd zapewne Twój komentarz. Być może masz rację. Pozwolę sobie jedynie zauwayżyć, że jedyna (może tu leży przyczyna mojej niewiedzy) książka z serii HH, którą mam w języku polskim - Wywyższenie Horusa, czyli Horus Rising, wydanie z 2007 r., Copernicus Corporation, w tłumaczeniu Marcina Roszkowskiego, posługuje się terminem "Primarcha".
    Co do "spoilerów" jest to pewnie znowu kwestia gustu ale istotnie przyznaję, że być może nieco za dużo uchyliłem rąbka tajemnicy. Piórem jednak nie władam równie sprawnie jak zawodowi krytycy stąd też zapewne i niedoróbki warsztatu:)
    Odnosząc się do uwag Kadrinaziego, to oczywiście jak zawsze ma rację:). Co prawda nie dane mi było zajrzeć do 'The Horus Heresy. Collected Visions' ale McNeill w Fulgrim nie pozostawia co do Twojej wersji wydarzeń żadnych złudzeń. Na swoją obronę jedynie dodam, że we wspomnianym już Raven's Flight to Branne informuje Marcusa, że "Three Legions. Three whole Legions move against Horus. Four more will follow up their offensive.". Zapomniałem, zaś że siły 52 Ekspedycji nie zdążyły na miejsce bitwy. Stąd moja pomyłka:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Staram się być niezawodny niczym Morlock, chociaż nie zawsze mam rację. Przyjmuję to z z pokorą, tak jak moi Egregorikoi Astartes przyjęli 100 letnią krucjatę karną ;)
    Odnosząc się do kwestii masakry na Istvaan - że pozwolę sobie pociągnąć wątek - pewna rzecz mnie intryguje. Wiemy już dokładnie jak straszliwie zmasakrowany został Raven Guard (+/- 75 000 zabitych Astartes z 80 000 którzy wylądowali), IH stracili prawie wszystkich Morlocków (10 kompanii - powtarza to McNeill na str. 456 'Fulgrima')na czele z Primarchem i kapitanem Santarem - niektórzy jednak mieli przebić się przez kordon rebeliantów ('Fulgrim', str. 494. Pytanie jak mocno dostały Salamandry? Wiemy że byli niewielkim legionem, jednak ilu był obecnych na Istvaan? W 'Fulgrimie' mamy tylko wzmiankę o ich Zakonach (Chapters) i o Firedrakach Vulkana.
    Według McNeilla w pierwszej fali lądowało 40 000 Astartes z trzech legionów (a odpierało ich 30 000 Astartes Horusa).Czy Thorpe ze swoimi 80 000 RG trochę nie przeszarżował?

    OdpowiedzUsuń
  5. Fulgrim został opublikowany w 2007 r. Od tego czasu troszkę rzeczy mogło zostać na nowo przemyślanych. Dembski-Bowden pisze o tym wyraźnie w notce do Void Stalkera "As more of the Horus Heresy comes to light (...), the lore of the Warhammer 40000 universe undergoes subtle shifts in scope.". Być może dotyczy to również liczebności Legionów.
    Fakt, że McNeill pisał, iż na Isstvan V walczyło ponad 60000 Astartes po obu stronach (przed przybyciem czterech Legionów z drugiej fali). Thorpe w Ravens Flight określa jednak liczbę Ravens Guard uczestniczących w walkach na planecie na 80000. Z tego udało się wydostać z planety około 3000. Corax zaś sam twierdzi, że jego Legion był mało liczebny. Z Deliverance Lost wynika, że stracił na Isstvan około 90% wszystkich legionistów. Dembski-Bowden w Butcher's Nails zaś określa, liczbę samych World Eaters wysłanych do Ultima Segmentum na 70000. W tym samym czasie wg Lorgara 40000 Word Bearers stanowiło 1/3 sił Legionu. Abbnet w Know No Fear podaje, że XIII i XVII Legiony były najliczniejsze i na Calth zgromadzonych było 200000 z 250000 Ultramarines i 50000 Word Bearers. Nie wiem jednak jak liczny był I Legion. Pamiętajmy bowiem, że Luther skrócił okres szkolenia DA czterokrotnie w porównaniu do standardów innych Legionów, a Lion wyruszył na Perditus z sześcioma Zakonami (Orders), które miały liczyć więcej niż 30000 legionistów. Nie wiadomo przy tym jak liczny był oddział pozostały w Thramas.
    Przy okazji szperania w książkach zauważyłem, że wg Thorpe'a (The Primarchs, str. 315) Horus zniszczył trzy Legiony na Isstvan "He destroyed three Legions at Isstvan", podobnie McNeill w Fulgrimie (str. 494) podaje, że "almost the entire strenght of three complete Legions lay silent and dead on tortured sands of Isstvan V.".

    OdpowiedzUsuń

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.