Strony

niedziela, 29 listopada 2015

Wielki Mistrz Chaosu: wywiad z Tonym Acklandem

Jeszcze jeden z wywiadów, jakie z ludźmi pracującymi dla Games Workshop w okresie uważanym za "złoty wiek" działalności tej filmy przeprowadził Orlygg z bloga Realm of Chaos 80s. Oryginał można znaleźć tutaj.

Jedną z osób, które wywarły olbrzymi wpływ na wygląd podręcznika "Slaves to Darkness" jest Tony Ackland, należący do grona tych, którzy w ogromnym stopniu przyczynili się do sukcesu Citadel i Warhammera we wczesnych latach działalności firmy. Nawet jeśli jego nazwisko niewiele komuś mówi, jest spora szansa, iż jeśli ktoś interesuje się retro GW, spodobają mu się jego rysunki. Ackland przez lata pracował nad praktycznie wszystkim wydawanym przez GW - od "Laserburna" do "Spacefarers", "Zewem Cthulhu", "WFRP", "Warhammerem", czy "Rogue Traderem", po czym przeniósł się do Flame Publications, a następnie Harlequina i Black Tree Design. Prawdę mówiąc, jeśli lubisz demony chaosu, jesteś dłużnikiem Tony'ego - to on nadał im wygląd!

Fantastyczne krajobrazy - być może przypominacie sobie tę ilustrację z pierwszego wydania WFRP.
Dzięki współczesnym mediom społecznościowym udało mi się skontaktować z samym autorem i zadać mu pytania na temat jego pracy w GW. Tony w swej łaskawości dostarczył nam skany wysokiej rozdzielczości niektórych swoich prac z tego okresu, w tym liczne ilustracje z książek "Realms of Chaos" - niektóre z nich nie były wcześniej publikowane i przedstawiamy je, jak przypuszczam, po raz pierwszy!

Poniżej wywiad z Tonym i wybór jego prac. Rozmawiamy o jego początkach w Citadel, a potem w Games Workshop, o tym, co wywarło na niego wpływ, w jaki sposób powstawały wówczas projekty graficzne i jego pracy nad książkami "Realms of Chaos".


RoC80s: Pracę w GW rozpoczęłeś w 1981 r. Jak to się zaczęło? Wyszukali cię i zaproponowali pracę? Przypadek?
TA: Wszystko zaczęło się, gdy Bryan Ansell wraz z parnerami założył Asgard Miniatures pod koniec lat siedemdziesiątych. Zacząłem rzeźbić figurki, głównie po to, by wypełnić lukę w dostępnych komercyjnie figurkach - dla siebie i przyjaciół. Podczas któregoś z konwentów spotkałem Bryana i zacząłem od czasu do czasu rzeźbić coś dla Asgardu i - czasami - robić dla nich jakieś ilustracje promocyjne.
Bryan sprzedał swoim partnerom udziały w Asgardzie i wraz z Ianem Livingstonem i Stevem Jacksonem założył Citadel. Układ, który łączył mnie z Asgardem, przeniósł się do Citadel. Po nieporozumieniach z Ianem i Stevem, Bryan sprzedał swoje udziały i tak zaczęło się coś, co sam określa jako rok na wygnaniu. Po roku prowadzenia Citadel z raczej zmiennym szczęściem, Ian i Steve poprosili Bryana by zarządzał dla nich firmą. Wtedy Bryan zapytał mnie, czy nie chciałbym pracować dla Citadel w pełnym wymiarze czasowym.

Powrót do domu - kolejna działająca na wyobraźnię ilustracja z gry "Warhammer Fantasy Roleplay".
RoC80s: Jaka była filozofia stojąca za projektami w tym wczesnym okresie? Czy miałeś swobodę twórczą, czy też twoją pracą rządziły ciasne ramy szkiców projektowych?
TA: W tych wczesnych dniach nie było czegoś takiego, jak formalny proces projektowania. "Studio" było raczej grupą przyjaciół, a nie zhierarchizowanym biurem. Poza ilustracjami robiłem w tym czasie mnóstwo szkiców potrzebnych do projektowania figurek, siedziałem też nad reklamami. W tym czasie byliśmy "biednym kuzynem" właściwego GW, które mieściło się w Londynie.

RoC80s: Pracowałeś też nad projektem i rozwijaniem ulubieńców fanów, zoatów i fimirów. Być może uda ci się pomóc w rozwiązaniu zagadki, od dawna trapiącej kolekcjonerów. Ten model jest od dawna przedmiotem debaty, w kręgach hobbystów znany jest jako "Baby Zoat" - ze względu na niewielkie wymiary. Co stało za tym projektem? I po co była halabarda?
TA: Bryan chciał rasy podobnej w charakterze do Adzelów z Ligi Polesotechnicznej Poula Andersona. Ale chciał, żeby nie byli aż tak gadzi w wyglądzie, tak narodziły się zoaty. Nie przypominam sobie tej figurki. Jej ogólny wygląd bardziej przypomina adzela niż zoata. Być może odlano ją na życzenie któregoś z projektantów figurek. Zdarzało się to czasami, a sama figurka wchodziła w skład najbardziej odpowiedniej serii. Dziś nie pozwolono by na coś takiego. Stworzenie nowej rasy powierzono Graeme Davisowi. Wspólnie wymyśliliśmy fimira. On pracował nad tekstem, ja zająłem się wyglądem. Punktem startowym była okładka książki, znaleziona przez Graema, przedstawiająca fomora, a narysowana przez Alana Lee. Zmutowałem trochę ten wygląd, a Graeme skrócił nazwę i zmienił samogłoski. Powiedzmy, że nie była to nasza najbardziej oryginalna praca.

Oryginalny szkic koncepcyjny fimira. W pełni kolorowy skan, widać na nim technikę pracy Tony'ego.

Szkic koncepcyjny figurki dżabbersmoka.
RoC80s: Jak zmienił się/ewoluował proces twórczy w późnych latach osiemdziesiątych i jaki wpływ na twoją pracę miało kupienie firmy przez Ansella?
TA: Przed końcem 1983 r. Citadel była najsilniejszą, pod względem finansowym, częścią Games Workshop. To, oraz sukces książek z serii Fighting Fantasy Iana i Steve'a (seria zrobiła z nich milionerów) leżało u podstaw planu Bryana, który wymyślił sobie, że wykupi ich udziały. Jak możecie sobie wyobrazić, był to raczej powolny proces. Tak samo zmiany w GW były stopniowe. Z pozytywów, z wyjątkiem jednego lub dwóch projektów, mieliśmy teraz więcej czasu na ich dopracowanie. Wadą było to, że coraz więcej decyzji podejmowano zbiorczo. Stało się to tym bardziej wyraźne, im mniejszą rolę w samym studio grał Bryan. Jedną z przyczyn, dla których zacząłem pracę we Flame Publications (a tak naprawdę cała nasza trójka), była chęć ucieczki przed tymi zmianami.

Ilustracja z kampanii "Kamienie Zagłady", powstała w czasach, gdy Tony pracował we Flame Publications.
Oryginalne ilustracje pregenerowanych bohaterów z kampanii "Wewnętrzny wróg".
RoC80s: W twoich pracach wyraźnie wyczuwalna jest nuta "miecza i magii". Co, poza briefami projektowymi z GW było dla ciebie (lub jest nadal) inspiracją podczas tworzenia ilustracji fantasy?
TA: Od najmłodszych lat pociągało mnie fantasy i science fiction - książki, filmy, komiksy. Przypuszczam, że moje pierwsze doświadczenia tego rodzaju to stare komiksy Eagle. Wkrótce potem zaczytywałem się w pulpie sf, takiej jak "Astounding Science Fiction", "Future", "Original SF" i "Galaxy". Pisma te zamieszczały ilustracje grafików takich jak Virgil Finlay, Frank Kelly Freas i Wally Wood - wszyscy oni wywarli na mnie wpływ. Podobnie jak plakaty filmowe Reynolda Browna, choć wtedy nie wiedziałem, kto je stworzył. Później nadszedł czas magazynów wydawnictwa Warren, w Wielkiej Brytanii najłatwiej dostępne były "Creepy" i "Eerie". Publikowano w nich grafiki starych artystów Eagle Comics, takich jak Al Williamson, Frazetta i - ponownie Wally Wood. Oni również wprowadzili na rynek artystów hiszpańskich, w rodzaju Estebana Maroto i Jose Ortiza.Potem, w połowie lat siedemdziesiątych, pojawił się "Heavy Metal" i mnogość prezentowanych w nim stylów artystycznych. To był też świetny okres pod względem okładek książek i płyt. Wszystko sprowadza się do tego, by czerpać z oglądanych ilustracji, ale wypracować swój własny, indywidualny styl.

Meduza - patrząc na tę ilustrację, myślę o Frazettcie, który wywarł wielki wpływ na prace Tony'ego. Grafika ze "Slaves to Darkness".
Miażdżący wyobraźnię widok krajobrazu rodem z horroru... Ilustracja z "Realms of Chaos".
RoC80s: Co było inspiracją dla twoich jeźdźców jaszczurów Mrocznych Elfów i ich dziwnych pancerzy, tak charakterystycznych dla wczesnych figurek tej rasy?
TA: Tu muszę dobrze wytężyć pamięć. Myślę, że punktem wyjściowym była powszechwnie uznawana wówczas wizja Wysokich Elfów, której ukoronowaniem były figurki przedstawicieli tej rasy, wyrzeźbione dla Ral Parthy przez Toma Meiera. Sztuczka polegała na tym, by wykrzywić ten wygląd, zmienić ich z "dobrych" na "złych". Stąd dużo ostrych krawędzi na częściach pancerza, a także ozdoby, które miały nadać im, przynajmniej trochę, takiego wyglądu stereotypowego SS. Musicie pamięać, że Citadel powstał początkowo po to, by produkować na licencji figurki Ral Parthy w Wielkiej Brytanii. Dodatkowe figurki miały być projektowane w kompatybilnym z nimi stylu. Zmieniło się to, gdy Ian Livingstone odkrył bliźniaków Perrych, wtedy serie Citadel nabrały własnego charakteru. Figurki Ral Parthy były silnie inspirowane ilustracjami fantasy z tego okresu, a one same - z kolei - wywarły olbrzymi wpływ na innych producentów figurek. Bliźniacy jednak, którzy i wówczas, i teraz, umiłowali prace historyczne, nadali swym pracom fantasy nieco dziwaczny charakter. Zostałem zatrudniony również po to, by nadać pewien kierunek temu, co rzeźbili.

"Kiedy byłem mały, zwierzoludzie byli zwierzoludźmi..."

Szkic koncepcyjny horroru Tzeentcha. Rzeźbiarz Kevin Adams dodał do tego swoją słynną "złośliwą twarz" - zawsze uważałem, że ta zmiana uczyniła te demony jeszcze bardziej strasznymi.
RoC80s: Jak sądzisz, co powoduje, że po ponad 25 latach książki "Realm of Chaos" nadal budzą entuzjazm? Czy uważasz, że to tylko nostalgia stoi za tym, że osiągają tak wysokie ceny na rynku kolekcjonerskim?
TA: Kiedy "Realms of Chaos" pojawiły się na rynku, były czymś unikatowym. Był to pierwszy produkt GW, w którym tak wiele czasu i pieniędzy poszło na grafiki. Może się wydawać, że dzieło tego rodzaju powinno być wpływowe, nigdy jednak historycy gatunku nie poświęcili tym książkom wystarczającej uwagi. Odpowiedzialne za to jest, do pewnego stopnia, samo GW, ponieważ firma zdystansowała się od produktów tego rodzaju, przestawiając się na młodszych odbiorców. Podejrzewam, że mogło to mieć wpływ na ten kultowy status, jakim książki te cieszą się dzisiaj.

Fala pomiotów chaosu zalewająca krajobraz. Ilustracja z "Realm of Chaos".
Demonica i ogary chaosu. Ilustracja z "Realm of Chaos".
RoC80s: W jaki sposób zaprojektowano czterech bogów Chaosu (wraz z ich grafikami i seriami figurek)? Jak wyglądało to od początkowych szkiców, do gotowych produktów?
TA: Pomysł powstał z tego, że Bryan był zafascynowany bogami chaosu opisanymi w książkach Michaela Moorcocka z serii o Wiecznym Wojowniku. Bryan wymyślił ich imiona i atrybuty, natomiast surowe, pierwsze szkice każdego z czterech bogów wykonał John Blanche. Ja bazowałem potem na tych pomysłach i szkicach. W pewnym momencie mieliśmy jeszcze piątego boga Malala, stworzonego przez Johna Wagnera i Alana Granta (autorów Judge Dredd) i narysowanego przez Bretta Ewinsa w komiksie, który ukazywał się w "Compendium" lub "Journalu" (nie pamiętam, w którym z tych wydawnictw).

Niepublikowany wcześniej szkic koncepcyjny demona Malala.
TA: Tego boga, Malala, nie mogliśmy wykorzystać w "Realm of Chaos", ponieważ Wagner i Grant zadbali o to, żeby prawa autorskie pozostały przy nich. Nie zdawaliśmy sobie z tego początkowo sprawy, stworzyłem nawet szkice boga i jego stworów. Jeśli chodzi o stwory, zazwyczaj tworzyłem najpierw gotowe szkice, po czym dyskutowaliśmy nad tym, które z nich wykorzystamy, a które nie. Mutacje wojowników pozostawiono mojej decyzji.

Demoniczna maszyna Khorne'a, jedna z ostatnich ilustracji, jakie Tony wykonał dla GW, 1991 r.
Niepublikowana wcześniej scena bitewna z Warhammera.
Niepublikowana wcześniej ilustracja z "Realm of Chaos".

Niepublikowana wcześniej ilustracja z "Realm of Chaos".
Niepublikowana wcześniej ilustracja z "Realm of Chaos".
Niepublikowane wcześniej szkice koncepcyjne z "The Lost and the Damned" - prawdopodobnie studium proporcji Pana Zmian, płomieńca i horrora. Fascynujące...
Niepublikowany szkic z "Realm of Chaos".
RoC80s: Intryguje mnie ten obrazek wyżej. Przypomina jedną z ilustracji ze Slaves to Darkness, przedstawiającą demony Slaanesha i Khorne'a. Tu widzimy demony Nurgla w szeregach, przypomina to inną znaną grafikę (pokazaną poniżej dla porównania). Co ciekawe, Bestia Nurgla przypomina tutaj figurkę, która nie ukazała się ostatecznie na rynku (była zbyt mała, zobaczcie tutaj), a nie tę, która jest powszechnie znana. Brak ilustracji tego rodzaju uderzył mnie, kiedy czytałem "The Lost and the Damned". Być może istniała kiedyś również podobna ilustracja, przedstawiająca demony Tzeentcha. Zapytałem o to Tony'ego.
TA: Początkowo miała być tylko jedna książka. Dlatego główne ilustracje rozmaitych rozdziałów o demonach miały współgrać ze sobą. Plan był taki, by autorami większości ilustracji byli Ian Miller i ja, dodatkowe grafiki miały pochodzić od freelancerów. Potem okazało się, że napisano za dużo tekstu (stosunek tekstu do ilustracji ustalono na początku prac nad projektem), by zmieścić to w jednym tomie. Zdecydowano więc, że wydane zostaną dwa tomy. Po ukończeniu "Slaves to Darkness" musieliśmy zająć się innymi projektami, wstrzymanymi na czas prac nad pierwszą książką. Wyszło tak, że "The Lost and the Damned" poświęciliśmy, w końcu, mniej uwagi. W międzyczasie Ian zajął się innymi rzeczami, a studio urosło, zatrudniono więcej artystów, rozmyła się też trochę pierwotna wizja całości.

Słynne przedstawienie dwóch przeciwstawnych potęg ze "Slaves to Darkness".
RoC80s: Po ukazaniu się "Realms of Chaos" przeszedłeś do Flame Publications, zająłeś się tam produktami RPG, zwłaszcza uwielbianą serią o Marienburgu i Confrontation - grą, z której pewnego dnia powstała "Necromunda". Na ile różne były oryginalne projekty od tego, co w końcu zobaczyliśmy?
TA: Zmiana była bardzo duża. Część tła fabularnego opublikowano w White Dwarfie. Nigdy nie ukazały się ilustracje, których narysowanie zajęło mi sześć miesięcy. Uznano, że nadają się dla odbiorcy starszego, niż ten, w którego wówczas już celowano, i że gra fabularna nie wygeneruje odpowiednio dużej sprzedaży figurek. Materiał, który ukazał się w White Dwarfie zredagowano i skrócono w stosunku do tego, jaki wyszedł z Flame Publications (pracowali tam wówczas Mike Brunton, Graeme Davis i ja). Flame stworzono, by produkować rzeczy związane z GW, głównie do "Warhammera Roleplay". To Flame dostarczył wszystkie materiały do serii o Marienburgu, które ukazały się w White Dwarfie. Z rozmaitych przyczyn (całkowicie legalnych) GW utrzymywał wrażenie, że Flame była osobną firmą. 
Stwór opracowany dla "Confrontation". Ma zdecydowanie obce przymioty...
Obcy z "Confrontation". Ta ilustracja nigdy nie została opublikowana.
RoC80s: W jaki sposób związany byłeś z projektem Marienburg? Czy dostarczałeś tylko ilustracje, czy też odgrywałeś większą rolę przy tworzeniu tła fabularnego?
TA: Oryginalny pomysł na Marienburg pochodził od Richarda Halliwella. Scenariusze, które ukazały się w White Dwarfie, zredagował Mike na podstawie materiałów dostarczonych przez rozmaitych autorów zewnętrznych i Graema. Przypominam sobie, że kilkakrotnie ja i Mike sprzeczaliśmy się z Graemem na temat wyglądu bohaterów. Ale poza tymi nielicznymi sprzeczkami pracowaliśmy wspólnie, trójka przyjaciół, dawaliśmy z siebie wszystko. Był też jeden scenariusz, którego publikację wstrzymałem osobiście. Był oparty na postaci z "Sokoła Maltańskiego". Główną różnicą było to, że Gutman (postać grana przez Syndey'a Greenstreeta w najbardziej znanej adaptacji filmowej) prowadziła burdel i zajmowała się różnymi innymi mrocznymi przedsięwzięciami. Biorąc pod uwagę, że White Dwarf kierowany był do coraz młodszych odbiorców, wydawało mi się to mało odpowiednie. Ponieważ ilustracje i tekst były już gotowe, zamierzaliśmy ostatecznie wydać to razem z innymi rzeczami w kompendium produkcji Flame Publications, adresowanym przecież do nieco starszych czytelników. Tak się jednak nigdy nie stało.

Stara Mateczka Crumhorn, jedna z bardziej niepokojących kreacji Flame Publications i GW.
To byłoby na tyle. Mam nadzieję, że z zaciekawieniem przeczytaliście te zapiski i dowiedzieliście się, przy okazji, czegoś nowego. Wielkie dzięki dla Tony'ego za podzielenie się z nami wspomnieniami i pracami.

1 komentarz:

  1. Świetny materiał, widać GW już od dawna kierowało się do coraz młodszych odbiorców, ostatnio slanesh padł tego ofiarą ;)

    OdpowiedzUsuń

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.