Strony

sobota, 31 października 2015

Z otchłani czasu: sławne oddziały - Matkokruszcy Eeza Ugezoda | From the abyss of time: Regiments of Renown - Eeza Ugezod's Mother Crushers

Ostatni z oddziałów wydanych w ramach pierwszej serii Regiments of Renown, ukazał się na rynku w sierpniu 1985 r. Autorem figurek był Nick Lund, prowadzący wcześniej własną firmę Chronicle Miniatures. Miał on własny, doskonale rozpoznawalny styl rzeźbienia, mocno odmienny od stylu Citadel.

Opowieść o Eezie Ugezodzie i Matkokruszczach
Spośród wszystkich orków, którzy najeżdżali na Stary Świat z Gór Krańca Świata, nie było straszniejszych lub bardziej znienawidzonych niż Wielkie Czarne Orki z plemienia Matkokruszców. Ich wielkie Najazdy Głodu ciągnęły się przez niemal pełne 42 lata, nie napotykając praktycznie na opór. Orki pozostawiały po sobie takie zniszczenia i ruinę, jak rzadko którzy ich pobratymcy.

Mimo licznych prób ich schwytania i zabicia, Matkokruszcom zawsze udawało się uniknąć zastawionych pułapek. W tych kilku przypadkach, gdy udało się doprowadzić do bitwy, wynik starcia okazywał się po myśli orków, w czym niewątpliwie swój udział miały ich słynne, niszczycielskie formacje, przełamujące wszelki opór przeciwnika.

Orki zawdzięczały swój sukces - w dużej mierze - inspirującemu przywództwu pewnego orka. Pośród plemion zielonoskórych znany był jako Eeza Ugezod, liczne legendy tej rasy są pełne opowieści o tym wielkim i sprytnym stworze. Jedna z nich, typowa dla tamtych czasów, opowiada o potyczce na Wielkiej Przeprawie - olbrzymim, naturalnym moście, łączącym dwa krańce jednej z nielicznych dróg prowadzących z gór ku żyznym, zaludnionym terenom pogórza i dolinom Starego Świata. To właśnie tam grupa orków, dowodzona przez Eezę, wpadła w pułapkę krasnoludów, którym towarzyszył przynajmniej jeden górski olbrzym. Fragment orkowej legendy "Volees Adgitz" można przetłumaczyć w następujący sposób:

"Tego dnia przeszliśmy całe mile. O zmroku zabiliśmy wiele ględzących duszyczek, dźgaliśmy je i cięliśmy - brak było jednak czasu, by zrobić to powoli, by odchodziły długo i z wrzaskiem. Dostaliśmy się na Wielką Przeprawę, gdy nagle opadli nas - długobrode pokurcze. Schwytali nas w pułapkę i grozili śmiercią. A potem szczerzyli się tylko w milczeniu, a przez ich szeregi przedarł się pijany w sztok Wielkolud, obuty w podkute, nabijane żelaznymi zadziorami buciory, krzesząc iskry przy każdym kroku. Widać było, że ma chęć zatańczyć pośród orków. Nadchodzi więc, wrzeszcząc i wywijając maczugą, a nasi chłopcy, nie powiem, stracili trochę odwagę. Krasnoludy zaczęły się śmiać, szydząc, że w końcu dorwą nasze kły, zrobią z nich paciorki dla swych kobiet, które zatańczą z radości. A my, same swojaki, zwarliśmy szyk, ale trochę na miękkich nogach. Ale nie Eeza Ugezod. Machnął toporem i rzekł, że odetnie stopy Wielkoludowi i rzuci mu je w twarz. Pobiegł potem do tamtego i mocno uderzył. Kolana poszły w jedną stronę, wielkie wąsiska poleciały w drugą. Pokurcze nagle spochmurniały i zamilkły. A potem Patrosz, nasz szefu, zakrzyknął prawdziwie no i rzucilim się na nich, tnąc i siecząc, wte i we wte. Zebraliśmy wiele skalpów i przywiązaliśmy je do pasów. Ich posoka spłynęła po całej Przeprawie, nazwaliśmy ją więc Czerwonym Przejściem. Zepchnęliśmy z przeprawy wszystkie pokurcze, ale kilka złapaliśmy - dla późniejszych wrzasków i na żarcie w czasie przemarszu. Nie za wielu naszych chłopaków zostawiliśmy tam sztywnych, a potem powędrowaliśmy dalej, na wojnę i po łupy."

Nikt nie wie, co stało się z Eezą Ugezodem - z pewnością nie było go pośród setek Czarnych Orków, którzy zginęli w bitwie z nadnaturalnym Nekromantycznym Panem Chaosu Edis Edisem.

Okrzyk bojowy: okrzyk bojowy Wielkich Czarnych Orków można opisać jedynie jako niezrozumiałą kakofonię wyzwisk i gróźb. Każdy ork stara się jak może, by przekrzyczeć stojącego obok towarzysza. W walce z krasnoludami wrzeszczą jednak wszyscy razem, nie ustając i niemal bez przerwy - "Pokurcza rąb, krasnala wal, tak wygląda orczy bal!

Taktyka bojowa: w tych rzadkich przypadkach, gdy nie dojdzie do przepychanek między orkami, taktyka Czarnych Orków, choć prymitywna, jest całkiem skuteczna. Walczą w specjalnej formacji, rodzaju kolumny, prowadzonej przez najlepszych wojowników, której flanek strzegą wilczy jeźdźcy i łucznicy. Jeśli dysponują morderczymi rydwanami wilczymi, których koła wyposażone są w ostrza - albo najemnymi ogrami - tych ustawiają dobrze z przodu. Choć formacje te są powolne i wrażliwe na ostrzał artylerii i magię, świetnie radzą sobie z przełamaniem nawet najbardziej zaciętej obrony.

Zasady Specjalne: ponieważ Czarne Orki rządzą mniejszymi goblinami i orkami (a nawet czasem je jedzą), nie ma między nimi wielkiej miłości i pomiędzy oddziałami złożonymi z tych zielonoskórych łatwo dochodzi do animozji.

The Story of Eeza Ugezod & the Mother Crushers
Of all the Orcish raiders to have plundered the Old World from the World's Edge Mountains, none have been so feared, or so hated as the Great Black Orcs of the Mother Crusher tribe. Their Great Raids of Hunger continued almost completely unchecked for nearly forty two years, leaving in their wake a trail of butchery seldom equaled In Orcish history.

Despite many efforts to capture and destroy them, the Mother Crushers always managed to avoid traps set for them. On the few occasions they were brought to battle the outcome invariably favoured the Orcs - using their famous juggernaut columns to push aside any resistance.

Their success was due mainly to the inspired leadership of one Orc. Known throughout the tribes as Eeza Ugezod, Orcish legend abounds with stories of this huge and cunning Orc. One such story, typical of the time, concerns the skirmish an the Great Crossing -a huge, natural span bridging one of the few routes through the mountains to the fertile foothills and valleys of the Old World. It was upon this bridge that a group of Orcs led by Eeza Uqezod were attacked by large numbers of Dwarfs and at least one mountain Giant. An extract from the Orcish 'Volees Adgitz' translates as follows.

'We goes miles this day. Last dark we kills many wittering souls, poking and cutting them - but not having times to make it slow and get them good and
screechy. We gets on the Great Crossing and suddenly all around there'. Stunty Long Beards (Dwarfs) -trapping us boys and making pain threats. Then they goes all grinning silent, and crashing through the crowd comes a Great One, all drunk up, with great iron boots sparking as it steps, and long spikes and jags hanging off them, all dressed up for Orc stomping. It comes roaring and swaying towards us, swinging its club and making us boys windy and tearful. And the stunties are laughing, saying at last they'll have our pretty fangs to make their stunty women grin and dance. And us bold boys - we bunch up close, but cannot help a little wimpering. But Eeza Ugezod's got no wimper. He waves his axe and swears he's going to cut Great One's feet off and pop them in its face. With this he goes off fast forward and sharp hacks the Great One. Its knees goes one way, its great screaming whiskers goes another. The stunties has one look and go all quiet and shuffly. Then Guted - our champion - he gives an honest war shout and we goes off at them cutting up their little bodies, this way and that, and we collects much headskin with hair on it and ties it to our belts. We paints their juices all over the Great Crossing and we calls it the Red Span. We push all the stunties off it, but keeping a few for screamings later and food for the march. We leaves not too many boys deadstiff and continues our way to make our dearest war and raidings.'

No one is quite sure what happened to Eeza Ugezod - he certainly wasn't amongst the hundreds of Black Orc dead after their supernatural defeat at the hands of the Necromantic Chaos Lord Edis Edis

Battle Cry: The Giant Black Orc battle cry can only be termed as an incomprehensible cacophany of abuse and threat. Each individual does his best to outshout his neighbour. However, against Dwarvern foes they would chorus over and over again the blood curdling battle cry... 'Stomp the stunties - stomp the stunties - stunty stompings fun!'

Battle Tactics: On those rare occasions when tribal animosity does not prevail Black Orc tactics are crudely effective. Always consisting of huge columns (juggernauts) led by the best fighters and flanked by archers and wolf riders. Should there be any of the deadly multi-scythed wolf chariots, or mercenary ogres, these would be placed well to the fore. Although cumbersome and easy prey to artillery and magic, these huge formations were well able to plough through and scatter any but the stoutest enemy formations.

Special Rules: Because Black Orcs naturally victimise smaller Goblins and Orcs (occasionally eating them) they are subject to Animosity at +1 on the dice.


czwartek, 29 października 2015

Stary aptekarz | Old Apothecary

Przedostatnią figurką, jaką pomalowałem do bandy poszukiwaczy przygód do "Frostgrave" jest widoczny obok aptekarz. Postać w grze droga - kosztuje jeśli mnie pamięć nie myli 100 sztuk złota - dysponuje jednak darmowym eliksirem leczącym, kosztującym zazwyczaj sporo kasy. I przydaje się, uratował kiedyś mojego ucznia czarodzieja przed zgonem.

Miniaturka to jeszcze jeden stareńki czarodziej Citadel, w uroczej pozie, z długą brodą ścielącą się przed stopami, z plecakiem pełnym maneli i z wisienką na torcie, a raczej dwoma wisienkami w postaci palących się świeczek, postawionych na tej całej graciarni. Miniaturkę wybrałem z prostego powodu - nie miałem nic lepszego do przedstawienia tej postaci. Citadel produkował kilka miniaturek znacznie lepiej nadających się do przedstawienia aptekarza, niestety nie mam ich w swoich zbiorach.

Ślicznym akcentem, dodającym staruszkowi czarmu, jest monokl. Prawdę mówiąc, nie jestem przekonany, czy nie powinny być to okulary, które albo źle odlano, albo zostały zniszczone w trakcie przechowywania... Ale wygląda tak jak jest całkiem przyzwoicie.

Do skończenia jeszcze wyborowy łucznik i pierwsza, rozbudowana grupa poszukiwaczy przygód będzie gotowa.

Second to last miniature, painted for my first 'Frostgrave' adventurers team - old apothecary. One of the most expensive hirelings in game, 100 gp, if my memory serves me right - but with free healing potion (expensive too usually). And he is actually useful, he saved my apprentice's butt in my first game.

Miniature is taken from my lead pile of old Citadel miniatures, one more wizard from bygone era of characterful figures. Lovely beard, backpack full of stuff of different kinds, with lighted candles on top. I chose this miniature from one reason, to be honest - I don't have anything more suitable for an apothecary from this era. Citadel released miniatures which are much better looking for an apothecary, unfortunately I don't have them.

And last cool detail - monocle on his nose. To be hones, I'm rather sure that there should be binocle there, but it was badly casted or just got damaged during long years in the box full of lead.

One more miniature to be painted - Marksman - and my first full 'Frostgrave' team will be finished.









wtorek, 27 października 2015

Detale architektoniczne z Black Grom Studio | Building details from Black Grom Studio

Gonzo z Black Grom Studio był tak uprzejmy i podesłał mi kilka ramek z detalami architektonicznymi, jakie wkrótce pojawią się w ofercie jego firmy. Są one wypalane laserem w twardej płycie HDF i mają służyć do uatrakcyjnienia własnoręcznie robionych budowli. W paczuszce otrzymałem pięć ramek z framugami, dwie ramki z ramami okiennymi, podstawkę z wypalonymi kamieniami bruku oraz drzwi z framugą.

Na zdjęciach widać, że wypalone części trzeba samodzielnie usunąć z ramek - nie ma z tym najmniejszych problemów. Potem pozostaje już tylko przyklejenie wybranych elementów na naszym dziele, ewentualnie ich sparowanie - dwie różne wielkości ram okiennych idealnie pasują do framug, dzięki czemu można zrobić okna zarówno z ramami, jak i bez. Po usunięciu fragmentów ram możliwe jest też zrobienie zniszczonych okien. Bardzo fajna sprawa.

Podstawka to jedna z wersji próbnych, Black Grom Studio rozważa wprowadzenie do oferty również nie tylko innych wzorów, lecz także podstawek ciętych znacznie głębiej.

Ostatnia z wypalanek to framuga oraz drzwi z ładnie zarysowanymi podziałami desek i okuć. Są to dwie oddzielnie wypalone części, możliwe jest więc użycie drzwi zarówno otwartych, jak i zamkniętych. Z pewnością wykorzystam w planowanym mauzoleum do "Frostgrave".

Aktualny stan prac nad kolejnymi elementami architektury można śledzić na fanpejdżu Black Grom Studio.

Gonzo from Black Grom Studio company has kindly send to me few of his upcoming laser-cut building details. All parts are cut in hard HDF board and they are to be used for detailing hand-made buildings. I've got five "sprues" with window sills, two "sprues" of windows' inner frames, base with deeply cut stones and a door with door-frame.

Photos show that all details must be cut off from the boards - it is actually very easy. Then one must just glue specific detail onto building. It is also possible to use both sills and frames together, as they fit into each other. Then one can use only sills, sills with inner frames or - after cutting of part of the inner frame - it is possible to have damaged window too. Really cool.

Base shown on the photo is one of the test cuts. Black Grom Studio will make not only different sizes and patterns, but there will be much more deeply cut bases available too.

Last of the received parts is a door and a door-frame. These are separate, which means one can use open or closed door. Detailing of the door is really nice, I plan to use this particular piece for my planned mausoleum building for 'Frostgrave'.

You can follow Black Grom Studio company on Facebook here. Gonzo is a good listener so if You have some opinion or proposal - don't hesitate to drop him a massage too.




czwartek, 22 października 2015

Kusznik | Crossbowman

Następnym najemnikiem w mojej drużynie śmiałków penetrujących ruiny Frostgrave jest kusznik. Miniaturka to stara figurka kusznika z Bretonii, wyrzeźbiona przez braci Perrych pod koniec lat 80. minionego wieku - jeszcze jedna z dealu opisanego we wcześniejszym wpisie, początkowo wyglądająca równie uroczo, jak łucznik.

Figurka jest ściśle rzecz biorąc historyczna, przedstawia w zasadzie dowolnego kusznika zachodnioeuropejskiego z okresu późnego średniowiecza. Jej jedyne odstępstwo to sama kusza - Games Workshop produkował w tym okresie generyczne kusze, które pasowały do rąk figurek różnych armii - Bretończyków, Imperium, nawet orków. I właśnie ta kusza jest najsłabszym elementem całości. Wymagała porządnego szlifowania, miała bowiem potężne jamy skurczowe po bokach, prezentuje się też bardzo zgrzebnie w porównaniu do dość delikatnej postaci kusznika.

Next hireling for my team of adventurers ready to venture into Frostgrave in search of treasures and fame (but treasures mostly) is this crossbowman. This is old xbow miniature from Bretonnia range, sculpted by Perry brothers - one more from the deal described in the earlier note, looking just as fine too.

This is historical sculpt of course, good enough to pass for ordinary western european crossbowmen from the late Middle Ages. The only part which doesn't really cut is crossbow itself. Games Workshop used to produce plastic crossbows which were used in many different armies - Bretonnia, Empire, even orcs. This weapons is the weakest part of the miniature in my opinion. It looks rather crude in relatively slim hands of this miniature,







wtorek, 20 października 2015

Reanimacja trupa - łucznik | Reanimation of the dead - Archer

Szukając odpowiednich, starych figurek do zrobienia strzelców do drużyny poszukiwaczy przygód, przypomniałem sobie o starutkiej figurce, którą w minionym roku dostałem od znajomego w ramach wymiany. Obejrzałem ją wtedy pobieżnie, zapamiętując jedynie grubą warstwę farby i ogólną pozę i odłożyłem do pudełka z napisem "Stara Bretonnia". Coś mnie tknęło i uznałem, że może być to całkiem niezły poszukiwacz skarbów.

Już po pół godzinie przekopywania się przez pudełka miałem go w ręku. Cóż, nie zmienił się ani odrobinę - nadal wyglądał, jakby pomalowano go pędzlem ławkowcem. Szybka kąpiel w acetonie, doczyszczenie pod wodą i pierwsza niespodzianka... hej, ta figureczka ma całkiem niezłe detale...

Druga niespodzianka była nieco mniej przyjemna - łucznik został wyrzeźbiony przez braci Perrych z pewnością jako figurka quasi historyczna, a może nawet całkowicie historyczna. Nie mogłem w swoich zbiorach źródeł znaleźć niczego, co przypominałoby rozcięcie pikowanego kaftana, z jakim ewidentnie miałem do czynienia. W końcu, gdzieś tam wygrzebałem, że robiono takowe czasami dla wygody użytkownika, traktując to jako wentylację.

Samo malowanie sprawiło mi gigantyczną frajdę. Raz, lubię miniaturki tego rodzaju. Dwa, przyjemnie było ją reanimować. Trzy, przy malowaniu trafiłem na fantastyczną stronę, gdzie z przyjemnością znalazłem zdjęcia ślicznie pomalowanych starych figurek Bretończyków, łącznie z paroma sposobami na malowanie tego i owego. Na zdjęciach może specjalnie tego nie widać, ale na żywo jest to już doskonale widoczne. Zastosowałem metodę malowania starej stali, która wygląda końcowo znacznie lepiej od tej, z jakiej korzystałem dotychczas.

Ok, już nic więcej nie piszę. Koniecznie zajrzyjcie tylko na sam koniec zdjęć:)

When I was looking for some old miniatures suitable for archers for my adventurers' team, I suddenly remembered an old, battered miniature, which I received last year as a part of figure trade deal. I remembered just pose and a thick layer of paint and that it was hidden in the box with "Old Bretonnia" label. Well, well, well.. it would be a good damn archer.

Just after a half of hour of searching through my boxes, I finally found it. Well, it certainly wasn't any prettier then I remembered it - it still looked like painted with 40 size brush. Quick paint stripping, some toothbrush polishing and... First suprise - this miniature got some really nice details...

Second suprise was less pleasant. This miniature is sculpted by Perry bros, I think, and I'm pretty sure that this is historically accurate. I couldn't find in my sources anything resembling open cuts in cotton jerkin on the miniature. Finally, I found some vague description of such openings which were used for ventillation. Sounds believable.

Painting this miniature was a joy. I love such miniatures. It was good to restore it to its former glory. And - finally - I found a great website full of fantastic old miniatures, where I was able to grab some useful painting recipes. One of them was for old steel. I actually used it on this miniature, to paint a helmet, but photos, as usual, doesn't do a justice.

Ok, no more writing now. Just look at the last photo, please:)








Tak wyglądała figurka przed malowaniem.
This is how miniature looked like before painting.



niedziela, 18 października 2015

Wywiad z Rickiem Priestleyem - od Królestw Chaosu do Wrót Antaresa

Drugi z wywiadów, przeprowadzonych przez Orlygga z bloga Realm of Chaos 80s z ludźmi, którzy odegrali znaczącą rolę w powstaniu Warhammera i pomogli w sukcesie firmy Games Workshop. Dziś bohaterem jest Rick Priestley, człowiek-legenda w świecie wargamingu. Oryginalna wersja przeprowadzona została ponad dwa lata temu. Gra Gates of Antares, o której powstawaniu mowa w końcowej części wywiadu, będzie dostępna już w ciągu najbliższych dni...

Skoro fani muzyki mają Epsteina i Beatlesów... Kogo my, wargamingowcy, możemy uznać za Szarą Eminencję?

Jak się zdaje, nie ma innego kandydata, niż Malcom McLaren Mechaniki Gier, sam Rick Priestley! Jeśli w ciągu ostatnich 25 lat zdarzyło ci się przesuwać po stole figurki do gier bitewnych, z całą pewnością grałeś w coś, co napisał Rick Priestley - albo przynajmniej gra ta pozostawała pod wpływem jego twórczości.

Z całą pewnością można powiedzieć, że wszyscy jesteśmy jego dłużnikami, przyczynił się bowiem w znacznym stopniu do stworzenia współczesnej sceny gier bitewnych. Dlatego też, by spłacić swój dług, Orlygg założył swoją zbroję Chaosu, na towarzysza przybrał Renniego, który miał za zadanie hamować jego nieposkromione gadulstwo, opanował do perfekcji swoje głupie kroki i nastraszył sławnego projektanta gier tak mocno, że ten w końcu zgodził się udzielić wywiadu. Rozmawiamy o studio GW w ikonicznym czasie, gdy właścicielem był Bryan Ansell, o pracy Ricka nad WFB3 i Królestwami Chaosu i jego planach związanych z Wrotami Antaresa - grą, która w mojej opinii ma potencjał zostania najbardziej ekscytującą rzeczą, jaka przydarzyła się wargamingowi w ostatnim ćwierćwieczu


Książki Realm of Chaos miały chaotyczny proces produkcji, który przeszedł już do legendy.

RoC80s: Kiedy skontaktowałem się z tobą w celu przeprowadzenia tego wywiadu, raczej niechętnie opisywałeś początek właściwych prac nad "Lost and the Damned", do których doszło w końcu po paru wcześniejszych próbach. Czy to oznacza, że praca nad tym projektem była dla ciebie czymś nieprzyjemnym?
RP: Nie całkiem - projekt "Realm of Chaos" ciągnął się już od paru lat, zajmowało się nim wielu autorów i współpracowników - żadnemu nie udało się zrobić tego, czego oczekiwał ówczesny właściciel i szef Games Workshop. Można więc powiedzieć, że projekt ten budził ambiwalentne uczucia - poległo na nim wielu projektantów i autorów gier.

RoC80s: Realm of Chaos słynie także z bardzo pogmatwanej historii powstania; początkowo wspomniano o nim jako dodatku do drugiej edycji "Warhammera" w 1983 r. (jeśli mnie pamięć nie myli), ale światło dnia dodatek ujrzał dopiero w 1988 r. Dlaczego tak się stało? Czy to była taka, po prostu, tradycja studia? W podobny sposób opóźniało się przecież też wydanie "Rogue Tradera" i "WFRP".
RP: Tak - jak wspomniałem, projekt miał już swoje lata! Prawdę mówiąc, miałem całkiem zaawansowaną wersję już w 1983 r., gotowa była okładka i inne takie - ale w końcu zdecydowaliśmy się na wydanie zamiast tego drugiej edycji "Warhammera", bo "Realm of Chaos" napisano jeszcze z myślą o pierwszym wydaniu gry. Pominęliśmy go więc pewni, że wrócimy jeszcze do tego pomysłu. Ale potem wyszły inne rzeczy, więc zanim mogliśmy się nim zająć, upłynęło trochę czasu. Jeszcze potem okazało się, że 40K jest takim sukcesem, że "Realm of Chaos" musi również odnosić się i do niego, nie tylko fantasy - oznaczało to, że znaczna część tekstu musiała zostać napisana na nowo. Zrobił się z tego prawdziwy potwór.

Ktoś ma chęć na kebaba?

RoC80s: Dla "Lost and the Damned" napisałeś krótkie kawałki prozy. Czy pracownicy byli zachęcani do pisania czegoś takiego, czy też napisałeś je w jakimś innym celu? Dlaczego też nie napisałeś nic więcej?
RP: No cóż, wszyscy musieliśmy napisać trochę tekstów, które miały wypełniać miejsce, gdzie nie udało się wsadzić rysunku, czy też gdzie chcieliśmy podkreślić trochę mocniej charakter świata. W tym samym czasie działała już pierwsza wersja Black Library, zamówiliśmy więc u współpracujących z nami autorów trochę krótkich tekstów - wszyscy, jak się zdaje, napisali coś w tym stylu. Jeśli o mnie chodzi, to - prawdę mówiąc - przez wszystkie te lata napisałem całkiem sporo takich wstawek literackich. Jakoś się jednak o tym nie myślało. Wtedy zresztą autorzy GW byli nieźle wykształceni i oczytani - i to wszystko w czasach, gdy wykształceniem uniwersyteckim mogło pochwalić się jakieś 5% społeczeństwa. Mieliśmy wśród nas trzech magistrów archeologii! Phil Gallagher mówił, do diabła, po persku i rosyjsku! Krótko mówiąc, pisanie takich tekścików należało do naszych obowiązków.

Jacyś chętni na paintball w stylu Dark Future?

RoC80s: Wiele się również mówi o zarzuconych projektach, nad którymi pracowaliście w interesującym nas okresie. Czy pamiętasz coś niemal gotowe do wydania, coś, co nigdy nie doczekało się publikacji?
RP: Niech no się zastanowię... Richard Halliwell miał w tym czasie kilka projektów, które nigdy nie zostały wydane. Wśród nich była wczesna wersja Warhammera fantasy w skali epic, gra o okrętach kosmicznych (proto "Battlefield Ghotic") i gra planszowa oparta o Dr Who, która zawierała obrotowe segmenty planszy, przedstawiające rozmaite strefy czasowe. Segmenty te obracały się wzajemnie w czasie gry, co pozwalało na przemieszczanie się między nimi - zdaje mi się, że tutaj projekt zarzucono z powodu licencji. Planowaliśmy też serię gier planszowych, które miały ukazać się w najlepszych sklepach - opartych na klasycznych grach takich jak "Snakes and Ladders", ilustrowane przepięknymi grafikami Wayne'a Englanda. Naprawdę pięknymi ilustracjami, w stylu klasycznych ilustracji dla dzieci, jak małe klejnociki. Dwie, które pamiętam, oprócz wspomnianych "Snake and Ladders", to "Wielki Wyścig", luźno oparty o książkę "W 80 dni dookoła świata" oraz wersja "Stratego", która miała nosić nazwę "Offensive". Ponieważ cała seria miała być firmowana przez Wayne'a Englanda - w stylu "Wielki Wyścig Wayne'a Englanda", itd - zastanawiam się, jak Wayne zareagowałby na nazwę "Ofensywa Wayne'a Englanda". Mieliśmy też szalony plan założenia firmy, która zajęłaby się organizowaniem gier role-playing na żywo (z paintballem), których akcja toczyłaby się w świecie "Dark Future". Kiedyś wszyscy ubraliśmy się w stylu Mad Maxa i strzelaliśmy do siebie w lesie z markerów paintballowych. Niestety, nikt nie pomyślał, by wspomnieć o tym miejscowej policji. Kiedy okoliczni mieszkańcy zobaczyli pracowników GW biegających z bronią... No cóż, powiem tylko, że policjanci okazali się bardzo wyrozumiali!

Nie wspominajcie tylko o jego modyfikatorach do rzutów!

RoCs: Wspomniałeś niegdyś (wywiad w Maelstrom nr 11), że twoim zdaniem trzecia edycja Warhammera najmniej nadawała się do grania, a mimo to właśnie ona najczęściej pojawia się we wspomnieniach. W rzeczy samej, nasza grupa powstała właśnie dzięki popularności tej edycji, pasji, jaką żywią do niej gracze. Co, z perspektywy czasu, jest największą porażką tej edycji - dla ciebie i twoich kolegów, takich jak Richard Halliwell?
RP: Nie, w ogóle nie postrzegam tego jako porażki - z całą pewnością nie uważaliśmy tak też w chwili jej wydania. Nie przypominam sobie, by w czasie produkcji WFB3 przeszkadzały nam rzeczy takie jak ociężała mechanika i zbytnie skomplikowanie. Nie wydaje mi się też, by przeszkadzało do komukolwiek. Jak sam zresztą powiedziałeś, to wydanie jest chyba zresztą najlepiej pamiętane. I myślę, że słusznie. Chodziło mi tylko o to, że sama gra nie jest specjalnie grywalna - odepchnięcie w czasie walki bywa torturą - wynik walki zmienia się bardzo, ponieważ istnieją dwie zmienne - "trafienia" i "zabicia" - co oznacza, że walka sprowadza się, czasami, do rzutów +2, po których są kolejne +2, lub +6, po których jest kolejne +6. Wszystkie te modyfikatory i zmienne, wprowadzane na każdym etapie rzutów kostkami - trafienia, zabicia, ochrony... to bardzo spowalnia grę! Następna edycja była znacznie szybsza i, tak naprawdę, dzięki niej ludzie wrócili do grania Warhammera (sprzedaż bardzo spadła przed wydaniem czwartej edycji). Problem z czwartą edycją w 92 roku był innego rodzaju - nie mieliśmy w ogóle pieniędzy, gdyż GW przeszła właśnie przez wykup menedżerski i nagle okazało się, że mamy 10 milionów funtów długu - nie mieliśmy żadnych wolnych pieniędzy, na nic. Przeszliśmy też na pierwszy system dtp, który nie był tak profesjonalny jak analogowy stary (ale zmniejszył nasze koszty, jako że potrzebowaliśmy mniej ludzi), mieliśmy mniej grafików, nie mogliśmy sobie pozwolić na wykorzystanie koloru (sekcje kolorowe to wycinki z White Dwarfa). Nad samą grą pracowało także mniej ludzi - praktycznie tylko ja z Jervisem, z pomocą Andy'ego i Nigela. Przy trzeciej edycji mieliśmy pół tuzina ludzi pracujących tylko dla nas i kolejnych sześciu chętnych do pomocy. Mogliśmy wtedy, po prostu, zrobić o wiele więcej.

RoC80s: Czy na początku lat osiemdziesiątych nie wyrzeźbiłeś czasem niektórych maszyn bojowych, takich jak rydwan szefa goblinów? Jestem pewny, że słyszałem od kogoś, że ten zestaw był twojego autorstwa. Jeśli tak, czy wyrzeźbiłeś coś jeszcze dla Citadel w tym okresie?
RP: wyrzeźbiłem orkową balistę (spear chucker) - chciałem coś takiego, a wówczas nie mieliśmy jej w ofercie. Muszę jednak powiedzieć, że nie była specjalnie dobra! We wczesnych dniach pracy w GW wyrzeźbiłem kilka rzeczy, ale to raczej były proste modele - skrzynie ze skarbami, bronie i linię statków kosmicznych, z których niektóre lata później wciąż były dostępne w naszej serii generycznych pojazdów kosmicznych. Przed pracą w GW rzeźbiłem dla firm Tabletop Games i Asgard - to było jednak dawno temu, a wówczas oczekiwania ludzi były jednak zdecydowanie niższe!

RoC80s: Po rozmowach z innymi osobami, pracującymi w GW w tym okresie, wiem, że opisują atmosferę w studio jako niezwykle kreatywną i pomocną, podobnie zresztą, jak niemal nieistniejący nadzór, jeśli chodzi o samo projektowanie. Czy też podzielasz ten pogląd?
RP: Ekhem... No tak, książki "Realm of Chaos" powstawały tak długo, że w tym okresie, jeśli mam być szczery, atmosfera w studio musiała się trochę zmieniać. Kiedy jednak pracowaliśmy w Enfield Chambers (przed 1991), w studio panowała bardzo swobodna atmosfera, sprzyjająca kreatywności, by powiedzieć to w łagodny sposób. Większość czasu każdy z nas zajmował się swoimi sprawami, a Bryan Ansell (szef i właściciel) rozdzielał proces kreatywny całego interesu od sprzedaży i produkcji. Bryan był człowiekiem kreatywnym i inspirującym do działania - myślę, że się nie obrazi o to, co teraz powiem - zawsze chciał też robić świetne gry, z ciekawą mechaniką i inspirującymi pomysłami. Nie opierał się przed inwestowaniem w zespół twórców. Był prawdziwym patronem studio, naprawdę interesowały go wszystkie modele, ilustracje. Bryan zawsze mówił, że gdyby studio musiało mieszać się do spraw produkcji i sprzedaży, byłby to jego koniec. I muszę powiedzieć, że się nie mylił! Obecne studio to już całkiem co innego - to nie jest zbiorowsko artystów i kreatywnych ludzi, wymieniających się pomysłami i napędzających się nawzajem. Obecnie to departament promocji firmy produkującej zabawki - czasy się zmieniają!

Ktoś zamawiał styropianowy zamek?

RoC80s: A dodatki do trzeciej edycji? Armie, Oblężęnie? Planowano je od początku, czy też wzięły się z innego powodu? Na przykład, by sprzedać styropianowy zamek?
RP: Myślę, że zawsze chcieliśmy zrobić te rzeczy, a zamek był, po prostu, dobrą okazją. Tak naprawdę, niewiele planowaliśmy. W tamtym czasie duża część naszych działań polegała na reagowaniu. Mieliśmy jednak wiele pomysłów, często więc wystarczyło sięgnąć do jakichś zapisków i je rozwinąć.

RoC80s: Ok, przewijamy 25 lat do przodu... Sposób, w jaki podszedłeś do planowania "Gates of Antares" jest nietypowy, gracze sami są mocno zaangażowani w projektowanie gry. Czy wcześniej chodziło ci już coś podobnego po głowie? 
RP: Zawsze angażowałem graczy w projektowanie swoich gier - tyle że zazwyczaj tymi graczami byli moi koledzy, albo grupy graczy których znałem, na których odzew i uwagi mogłem liczyć. Z "Gates of Antares" próbujemy rozszerzyć tę grupę za pośrednictwem Internetu, jak się wydaje, był to bardzo dobry pomysł.

RoC80s: Rynek gier sci-fi, zarówno figurkowych, jak i komputerowych, jest mocno nasycony. Jak uważasz, dlaczego was produkt nie będzie, po prostu, jeszcze jedną generyczną grą z kosmicznymi marines/robotami uzbrojonymi w wielkie spluwy?
RP: Tak, wiem co masz na myśli - do pewnego stopnia musisz jednak grać tymi archetypami, by wszystko trzymało się kupy. Mamy jednak też bardzo utalentowanych rzeźbiarzy, jestem pewny, że potrafią zrobić figurki, które będą unikatowe zarówno pod względem wyglądu, jak i stylu. Nawet, jeśli będą wpasowywać się w pewne archetypy branży, która obecnie jest, zapewne, znacznie bardziej określona, niż miało to miejsce w 1987, w czasach gry "Rogue Trader".

RoC80s: Czy w grze będzie miejsce na humor? To coś, co - moim zdaniem - odróżnia brytyjskie gry. Nawet w mrokach Królestw Chaosu można znaleźć wiele zabawnych inspiracji. Czy coś takiego znajdzie odzwierciedlenie w tle fabularnym i w samych figurkach? Wspaniałe byłyby, przykładowo, wycinane żetony przedstawiające w humorystyczny sposób siły biorące udział w konflikcie, których można byłoby użyć do wypróbowania gry!
RP: Całkiem o nich zapomniałem! Rzeczywiście, staram się pisać w swobodny sposób, a pewna dawka humoru wkrada się zapewne sama... nie mam tylko pojęcia skąd! Nie planuję jednak napisać książki składającej się głównie z humoresek - zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. "Realm of Chaos" rzeczywiście miał bardzo zabawne fragmenty - często zresztą powstałe z pomysłów ludzi pracujących nad tymi książkami. Wiele radochy sprawiło nam wymyślanie różnych mutacji, spora część z nich jest zresztą autorstwa Bryana. Musieliśmy mocno ocenzurować co bardziej niepoprawne!

RoC80s: Czy szkice i wstępne wersje "Gates of Antares" pojawią się wraz z tobą na rozmaitych tegorocznych konwentach, takich jak Salute? Zauważyłem, że wersja alfa zasad będzie dostępna w kwietniu. Jest jakaś szansa na gry pokazowe?
RP: Z pewnością tak. Planujemy też odwiedzić kluby graczy - wiele jednak zależy od tego, jak pójdzie nam kampania kickstarterowa, pozwoli nam ona ocenić zainteresowanie grą - czy czasem nie ciekawi ona tylko mnie, przykutego łańcuchem do biurka!

Serdeczne podziękowania dla Ricka za udzielenie tego wywiadu. Doceniam to tym bardziej, że z całą pewnością jest teraz po uszy zanurzony w tym nowym projekcie. Stronę gry Gates of Antares możecie znaleźć w tym miejscu.

piątek, 16 października 2015

Z otchłani czasu: sławne oddziały - Rycerze-Mściciele Oczyszczającego Płomienia | From the abyss of time: Regiments of Renown - Avenging Knights of the Cleansing Flame

Opisywany dziś sławny oddział jest mocno związany z innym regimentem, Uczniami Czerwonego Odkupienia, których opis opublikowałem poza kolejnością, ponad rok temu. Zachęcam do zapoznania się z treścią i tamtego wpisu, bowiem oba teksty dopełniają się wzajemnie - Inkub.

Opowieść o Oczyszczającym Płomieniu

"Z popiołów starego rodzi się nowe, i ogień ich oczyści, i będą wolni ode złego" - Chronus Goodheart przy stosie pogrzebowym Bractwa.

Chronus Goodheart należał do osobliwej grupy krzyżowców, biorących udział w świętej wojnie z Arabijczykami. Przynależał do Bractwa. Pochodził z głęboko religijnej rodziny i był przekonany o wyższości kultury Zachodu. Brzydził się smagłymi ludźmi z Arabii i ich podstępną, złą kulturą. A teraz miał przed oczami scenę tak okropną, że gorszej nie mógł chyba sobie wyobrazić.

Widok ten wywracał mu żołądek, a towarzyszący mu smród wykręcał zarówno nozdrza, jak i duszę. Przed nimi leżały trupy ludzi, zwłoki ich przyjaciół i towarzyszy broni. Chronus i jego trzech kompanionów byli przerażeni i zadziwieni rozmiarem i straszliwością mordu, którego celem byli ich ziomkowie. Jak sobie tłumaczyli, nie mogło być to dzieło człowieka, a z pewnością nie dzieło człowieka w pełni zmysłów. Usypali wielki stos pogrzebowy, by spalić na nim szczątki rycerzy Bractwa. Kiedy płomienie hucząc biły w niebo, jeden z rycerzy Chronusa dokonał niezwykłego odkrycia w ruinach, w których doszło do mordu. Po powrocie do swego dowódcy opowiedział mu o swym znalezisku. Chronus natychmiast udał się, by zbadać słowa swego towarzysza. Ów młody rycerz natrafił bowiem na podziemne sanktuarium - niegdyś część świątyni, teraz ukrytą pośród ruin. Po wejściu Chronus odkrył tam wysmarowane krwią freski, ukazujące sceny pełne grozy i perwersji nieludzkiej natury. Najgorsze jednak, że na posadzce odnalazł odrzucone szaty i ekwipunek rycerza Bractwa.

"Eroneus" - wyrwał mu się zduszony okrzyk, gdy rozpoznał ubranie jednego z towarzyszy, Eroneusa Balbadrona, swego kuzyna. Umysł Chronusa pogrążył się w chaosie. Jego kuzyn z pewnością został zamordowany w sposób zarówno okrutny, jak i nieludzki. Cała ta scena cuchnęła jakimś perwersyjnym rytuałem religijnym, straszliwą ofiarą złożoną jakiemuś piekielnemu bogu.

Lecz Garland, chorąży, domyślił się prawdy, w młodości bowiem widział tajemną, leśną świątynię bogów Chaosu, słyszał też pogłoski o ich czynach. Pochodził z lasów Imperium, włości ukrytych w kniei leśnej tak głębokiej i mrocznej, że skrywała sługi Chaosu i ich ofiary. W ruinach świątyni dostrzegł znaki.

Chronus początkowo nie dawał wiary opowieści Garlanda. W końcu jednak zrozumiał, zdruzgotany, że to jego własny kuzyn był potworem odpowiadającym za śmierć tak licznych, dobrych rycerzy.

Wraz z towarzyszami Chronus wypełnił sanktuarium słomą, wokół całego wzgórza ułożono zaś okrąg ze wszystkiego, co mogło się palić i było pod ręką. W godzinę cały szczyt skrył się w ogniu, a szczątki rycerzy i sama świątynia uległy zniszczeniu. Przy buchających w niebo płomieniach każdy z rycerzy złożył wielką i niezłomną przysięgę.

"To będzie nasz znak i symbol, płomienie zrodzone z ciał naszych braci. Dopóki nasza przysięga się nie dopełni, świat od zła Choasu uwolnion nie będzie, płomień ten zgasnąć nie może. Wtedy dopiero dusze nasze zaznają spokoju. Płomień też nieść będziemy, a wszelkie stwory Chaosu strachem skryjemy, a zwać się będziemy Rycerzami-Mścicielami Oczyszczającego Płomienia".

I tak oto czterech rycerzy powędrowało w poszukiwaniu Eroneusa. Natknęli się na liczne ślady jego wędrówki, liczni też byli ludzie, którzy dołączyli do nich na szlaku, gdyż wiele okropnych czynów popełnili wyznawcy Chaosu.

SPRZĘT: Sztylet, włócznia, kolczuga i tarcza. Chorąży dzierży miecz zamiast włóczni i pawężą. Muzyk zamiast włóczni i tarczy posiada róg. Czempion Roland jest uzbrojony w potężny miecz płomienisty miast tarczy lub włóczni. Sam Chronus jest zaś zbrojny w maczugę, nie włócznię.
ZEW: Oczyśćcie ich, a od zła ich uwolnicie.
SŁAWNE UCZYNKI: Rycerzy wciąż gna przysięga, nigdy nie odpoczywają lub nie przebywają zbyt długo w jednym miejscu, tyle tylko, by wypocząć i zjeść.
TARCZA: Na tarczach, chorągwi i szatach rycerzy widnieje symbol płomienia.
SZATY: Tarcze rycerskie są czerwone z żółtymi płomieniami. Zbroje i wyposażenie są czarne lub też ciemnozielone lub ciemnoniebieskie. Drzewca włóczni w naturalnym kolorze drewna. Chorągiew czerwona z żółtym motywem płomienia.
ZASADY SPECJALNE: Miecz Rolanda pali się nadnaturalnym ogniem. Uświęcona kadzielnica Garlanda bez przerwy przypomina rycerzom o ich przysiędze, co wzmacnia ich determinację w walce. Rycerze nienawidzą wyznawców Chaosu - w walce z nimi są o wiele groźniejsi, niż w przypadku starcia z dowolnym innym przeciwnikiem.

Today's Regiment of Renown is strongly connected with other Regiment, Disciples of the Red Redemption. Disciples were published as a first of RoR on my blog, more then year ago. I strongly advise to read history of theirs too, as both share similar theme - Inkub

The Story of the Cleansing Flame

'From the ashes of the old are born the new, and the fire shall have cleansed them, and they shall be free of evil.' Chronus Goodheart at the funeral pyre of the Brotherhood.

Chronus Goodheart was a member of a singular band of crusaders in the holy war against the Arabians. He was one of the Brotherhood. Chronus came from a deeply religious family and firmly believed in the ways of the West. He abhorred the swarthy, outlandish men of Araby and their insidiously evil culture. Now he was confronted by the most hideous scene he could possibly have envisaged.

Before him was a sight that turned his stomach, and a stench that spelled both his nostrils and his soul. It was human carrion, carrion that had once been friend and fellow crusader. Chronus and his three companions were puzzled and horrified at the sickening carnage that had fallen upon their fellows. It was the work of no man, or no sane man at least, they reasoned.

They built a great funeral pyre to consume what remained of the Knights of the Brotherhood. As the flames bellowed and roared one of Chronus's Knights made a strange discovery amongst the ruins where the massacre had taken place. Returning to Chronus he told of his find, and Chronus at once investigated. What the young Knight had chanced upon was an underground sanctuary -originally part of a temple, but now hidden amongst the ruins. Entering inside Chronus saw the blood stained frescoes, frescoes that depicted scenes of horror and perversion of an altogether abhuman nature. Worst of all, upon the floor lay the discarded uniform and equipment of a Knight of The Brotherhood.

'Eroneus', he gasped, as he recognised the clothing of one of the company, Eroneus Balbadron, his own cousin.

Chronus's mind was thrown Into chaos. Clearly his cousin had been murdered, and in a manner both foul and inhuman. The whole thing stank of some perverse religious ritual, of a terrible sacrifice to who knows what hellish god.

But it was Garland, the standard bearer who glimpsed the truth, for in his youth he had seen the secret woodland temples of the Gods of Chaos, and had heard rumours of their deeds. He came from the forests of the Empire, lands deep enough, and dark enough to hide the minions of chaos and their victims. In the ruins of the temple he recognised the signs.

Chronus was struck dumb at what Garland told him. To find that his own cousin was the monster that had undoubtedly precipitated, if not actually accomplished, the deaths of so many good Knights, was a considerable blow.

The Knights packed the sanctuary with straw, and around the whole circuit of the hill they spread such flammable materials as lay to hand. Within an hour the whole hilltop was on fire, and what little remained of the Knights of The brotherhood, and of the strange temple, was utterly destroyed. As the flames burned each Knight swore a great and binding oath.

'This shall be our call to arms and symbol, the flame of our burning brothers. We must keep the flame burning until such time as our oath is fulfilled and the world cleansed of the evil of Chaos. Only then can our souls rest in peace. And the flame we shall bear as our device, and -the minions of Chaos will come to fear us, and we shall be known as the Avenging Knights of the Cleansing Flame.

So it was that the four Knights travelled abroad in search of Eroneus. They encountered much evidence of his passing, and many men joined them in their quest, for many were the unspeakable acts committed by the defilers of Chaos.

Equipment: Dagger, spear, mail armour and shield. The standard bearer carriers a sword instead of shield and spear. The musician carries a horn instead of shield and spear. Roland the Champion carries the mighty flame-sword instead of shield or spear. Chronus himself carries a mace rather than a spear.
Battlecry: Cleanse them - and they shall be free of evil
Deeds: The Knights continue in their quest, never ceasing or stopping in one place long enough save to sat or rest.
Shield: The shield, banners and the robes of the Knights all carry the symbol of the flame.
Uniforms: The shields of the Knights are red with yellow flames. Armour and equipment is black, or a very dark green or blue. Spear-staffs are natural wood. The banner is red with the yellow flame device.
Special Rules: Roland's sword has a flame attack (Warhammer Magic volume page 27.) The sacred brazier carried by Garland the standard bearer is a powerful reminder to the knights of their oath. whilst it remains intact the whole unit may add +2 to their Cool.
The knights Hate Chaos Worshippers. When confronted by Red Redemptionists they add + 2 to their dice when testing.


czwartek, 15 października 2015

Logar - złodziej do Frostgrave | Logar - further thief for Frostgrave

Drużyna moich poszukiwaczy przygód może pochwalić się kolejnymi zręcznymi palcami i włochatymi stopami - innymi słowy w jej gronie znalazł się kolejny złodziej. To Logar z serii C11 Hobbits, wydany na początku 1988 r. Sposób  w jaki trzyma miecz zdaje się sugerować, że w razie potrzeby może nie tylko w śmiały, acz niewidoczny sposób pozbawić kogoś sakiewki, ale i porządnie... porządnie przyargumentować owym ostrzem. Urocza, mała figureczka. I ciekawe w rzeźbie, dość mocno wytrzeszczone oczy.

My adventurers team is stronger again - another pair of nimble hands and hairy foot has joined its ranks. In other words - another hobbit thief. This is Logar from C11 Hobbits range, released on the very beginning of 1988. The way he is holding his sword strongly suggests, that he can not only swiftly take your purse but - when the need will arise - equally strongly hit with this blade...
Lovely little miniature. And interesting sculpt of eyes - they are rather bulgy:)








wtorek, 13 października 2015

Angron, Czerwony Anioł | Angron, Red Angel

W ostatnim wpisie dotyczącym Peregrina wspomniałem o poprzednim projekcie, który zajął mi bardzo dużo czasu i "zmęczył" mnie. Dziś widać go w całej okazałości - Angron, Red Angel, Prymarcha XII Legionu Astartes. Model kupiłem wieki temu na aukcji w jednym z serwisów aukcyjnych. Był już sklejony. Wówczas nie zwracałem na to uwagi, skuszony niższą ceną, w trakcie malowanie połączenie płaszcza i miecza z samym Angronem stało się jednak powodem licznych frustracji, a w efekcie zaowocowało wspomnianym "zmęczeniem". Angron - pierwsza figurka prymarchów produkcji FW - pierwsza i zarazem ta, która wciąż podoba mi się najbardziej. Biegnący Angron, padający pod ciosami jego toporów Astartes - całość składa się na bardzo dynamiczną scenę -  niemal słychać wściekły ryk wydarty z gardła Angrona, a wszystko okraszone rozbryzgującą się krwią.

Tyle teorii. W praktyce malowanie miecza i niektórych partii pancerza było upiorne ze względu na utrudniony dostęp. Leżący u stóp Angrona Syn Horusa był malowany trzykrotnie, zanim podstawowy kolor jego pancerza choć trochę przypominał ten właściwy, zalecany przez Forge World. Wygląd podstawki pozostawia też sporo do życzenia, na co zwracał już uwagę Inkub - brak choćby bardziej zdecydowanych washy na elementach metalowych. Po raz kolejny bolesny okazał się brak środka do nakładania kalkomanii. Końcówka malowania czyli ochlapywanie krwią postawiła mnie przed trudnym dylematem dotyczącym jej ilości. W sieci jest mnóstwo zdjęć Angrona, od niemal czystego aż do skąpanego wręcz we krwi. Koniec końców wybrałem wersję oszczędną - czasem mniej oznacza lepiej. Po drugie nie chciałem go zachlapać całego - w końcu spędziłem dużo czasu nad figurką.

Podoba mi się wygląd pancerza, podobają mi się też jak ostatecznie wyszli dwaj World Eaters. Może pomaluję kiedyś jeszcze paru. Powziąłem też mocne postanowienie, że nie będę już naklejał kalkomanii bez płynu, wykosztuję się też żeby kupić weathering powders. Myślę, że po zastosowaniu ich podstawka wyglądałaby lepiej.
-Mormeg

In my last entry showing my model of Peregrin, I mentioned a 'previous, tiring project', which took a lot of time to complete. And here it is - Angron, Red Angel, Primarch of XII Astartes Legion. Model was bought ages ago off an auction site. It was fully assembled and I bought it tempted by a low price. Unfortunately, painting assembled model was really, really frustrating, especially area where the cloak and a sword connects with Angron's armour. But here it is - Angron - first Primarch model released by Forge World - first and both the one I like the most. Running Angron, with Astartes being felled by his axes' blows - it is a very dynamic scene - I can almost hear primar Angron's roar and see splashes of bright, arterial blood.

Son of Horus under Angron's feet was painted three times, as I couldn't get the right color for his armour. Base itself is a little lacking too, washes are definitely too light on metal areas. And this was another time when I was fightning with decals, I definitely need to buy some softening solution.

One of the hardest decisions to take while painting this model was amount of blood to paint. Net is full of photos of Angron, ranging from him being almost clean to literally bathed in blood. In the end, I decided to go for 'less is more' option. Besides, I wanted to show him a little bit with all these hours spent painting him.

I like how the armour turned out, I like both World Eaters too. I think I will paint some more again in the future. And I finally decided to buy some decal softening solutions and weathering powders. I think base would look better with powders.
-Mormeg