Strony

niedziela, 22 lutego 2015

Z półki Mormega: "Warhammer The End Times - Khaine"

Mało jest negatywnych bohaterów świata Warhammera, którzy budziliby we mnie uczucia takie, jak Malekith. Z jednej strony, ambitny ale pechowy, od tysięcy lat próbujący podbić swój kraj ojczysty - z miernym skutkiem. Z drugiej, twardy sukinsyn, który zdołał nie tylko przetrwać przez tysiące lat, ale stworzył podległą sobie, skutecznie działającą domenę i zdołał zapewnić sobie i utrzymać przywództwo rasy zdeprawowanych, okrutnych i żądnych krwi poddanych, działających w społeczeństwie, w którym przetrwać zdołają jedynie najsilniejsi, a rządzi prawo pięści (i zatrutego ostrza). Trudno chyba o inną postać z tego uniwersum, która obrazowałaby bardziej dogłębny upadek, niż Wiedźmi Król.

Właśnie Malekith jest bohaterem trzeciej z ksiąg serii "The End Times", prezentującej wydarzenia zmieniające świat Warhammera - po Nagashu i braciach Glott (a właściwie cesarzu Karlu Franzu). Jest bohaterem, aczkolwiek bohaterem nie jedynym. Swoje miejsce w tej opowieści mają i Tyrion, i Teclis, i Morathi, i wiele, wiele innych postaci, tych mniej i bardziej znanych. A całość kręci się wokół Khaine'a, elfiego boga wojny, mordu, krwi i rzezi. "Warhammer The End Times: Khaine" wydany jest - tak jak wcześniejsze tomy - w postaci dwóch książęk w twardych oprawach, połączonych wspólnym pudełkiem. Dostępne są też wydania w miękkich oprawach oraz w postaciach elektronicznych. Zwyczajowo już pierwsza książka przedstawia wydarzenia fabularne, druga jest zaś poświęcona prezentacji nowych armii, zasad, czarów, bohaterów, itp. Tekst poniżej dotyczy jedynie księgi fabularnej.

Nie jest ona największą objętościowo z serii (ten tytuł przypadł "Nagashowi" i chyba trudno będzie go pobić), liczy 144 strony, czyli ciut więcej niż drugi z serii "Glottkin". Książka utrzymana jest w identycznej stylistyce graficznej, w pełni kolorowa, wydrukowana na przyjemnym w dotyku papierze o sporej gramaturze. Swoje waży i zdecydowanie nie sprawia wrażenia taniochy.

Ale dobra, skończmy z tym pitu, pitu, przystawkami i aperitifami, przejdźmy do dania głównego, czyli fabuły. "Khaine", to - w dużym skrócie - opowieść o odrodzeniu i upadku. Malekith pali za sobą wszystko - dosłownie. Niszczy Naggaroth i wszystkie miasta swojej Zimnej Krainy po czym nakazuje Mrocznym Elfom ruszyć do ostatniego, wielkiego ataku na Ulthuan, do ostatecznej inwazji, w której stawką będzie zwycięstwo lub śmierć. Słuchają go niemal wszyscy - choć Morathi, własna matka, stara się odwieść go od decyzji wyruszenia przeciwko Wysokim Elfom, przepowiadając, że jeśli ruszy na tą wyprawę, straci wszystko, co czyni go tym, kim jest. Niemal otwarcie posłuszeństwo wypowiada również Hellebron, pozostała z większością swych sił w ruinach Har-Ganeth, gdzie dokonuje się masakra niewolników i mieszkańców miasta, a potem wkraczających w okolice sił wyznawców Chaosu.

Druchii ruszają ku Ulthuanowi, pozostawiając w niegościnnym Naggaroth słabych, chorych, nieprzydatnych. Ku dawnej ojczyźnie wyruszają jedynie najsilniejsi, najbardziej sprawni, najlepsi we władaniu orężęm. Pierwszym sprawdzianem ich umiejętności jest atak na twierdzę Wrota Orła, broniącą dostępu do wewnętrznych krain wyspy. Atakiem dowodzi nie kto inny, a Malus Darkblade. Ostatecznie twierdza pada dzięki wydarzeniu trudnemu do wyobrażenia sobie jeszcze rok temu. Imrik Książę Smoków zdradza Króla Feniksa, o którego poczynaniach nie wiadomo nic już od miesięcy. Caledorczycy sprzymierzają się z Mrocznymi Elfami, czerwone i złote smoki walczą skrzydło w skrzydło z czarnymi, spopielając obrońców elfiej fortecy, niszcząc ich trującymi wyziewami i uderzeniami szponów.

Szokująca zdrada Imrika to efekt działania Teclisa. Ten, kierowany przez Lileath, elfią boginię losu, stara się ocalić swą rasę i ich świat przed Chaosem. Wymaga to wielu, bardzo wielu działań, wątpliwych moralnie, niechcianych sojuszy, zdrad i podstępów. Mag działa w tajemnicy, udzielając rad Malekithowi, który - zgodnie z przepowiedniami Lileath - musi objąć tron Ulthuanu, by elfy ocalały. 

Tymczasem brat Teclisa, Tyrion, zostaje regentem królestwa, wyrusza naprzeciw Malekithowi zmierzającemu ku wyspie Khaine'a. Po wielu bitwach i starciach, Tyrion bierze w dłoń Wdowoczyńcę, miecz boga Khaine'a, odrzucając i niemal niszcząc siły Malekitha i raniąc jego samego. Rozpoczyna się wojna domowa. Część Wysokich Elfów staje po stronie Malekitha, inne popierają Tyriona, widząc w nim prawowitego władcę Ulthuanu. Jeszcze inne starają się zachować neutralność, oczekując bądź to wyklarowania się sytuacji, bądź też nie potrafiąc zidentyfikować się ze sprawą żadnej ze stron. Obie strony popełniają szereg masakr i okrucieństw, sojusz sił Malekitha jednak o wiele mniej, niż oddziały praworządnego, zdawałoby się Tyriona. Ten bowiem popada w coraz głębszą otchłań szaleństwa i żądzy krwi. Kieruje nim Morathi, mająca nadzieję na przywrócenie w jakiś sposób do życia swojego męża, Aenariona.

Po licznych, epickich wydarzeniach, Malekith przechodzi, po raz drugi, ogień Asuryana, stając się władcą Ulthuanu. Wysokim królem tytułuje się także Tyrion. Narasta nienawiść między oboma stronnictwami, decydujące znaczenie ma postawa Alarielle, Wiecznej Królowej, żony Finubara i matka córki Tyriona, Aliathry, która zginęła w rytuale przyzwania Nagasha. W zaciętej bitwie, w której po jednej stronie stoją oddziały Alarielle i leśne elfy z Orionem, a po drugiej armia Tyriona, ten ostatni ponosi dotkliwą porażkę, a Wieczna Królowa przyłącza się do Malekitha.

Ostatecznie, po wielu, wielu wydarzeniach, Ulthuan zanurza się w głębinach oceanu, Teclis niknie w falach z ciałem Tyriona na rękach, a Malekith, Alarielle i pozostałe elfy przechodzą do Athel Loren, gdzie tworzą nowe królestwo. 

W olbrzymim skrócie tak wygląda historia opowiedziana w "Khainie". Wywraca ona do góry nogami całą, ustaloną z dawien dawna historię elfów z Ulthuanu i Druchii. Okazuje się, że przez tysiące lat mieszkańcami wyspy elfów rządzili uzurpatorzy, a jedyny prawowity władca, Malekith, żył na wygnaniu, marząc o pomoście za doznane zniewagi i o objęciu przynależnego mu z urodzenia i zwyczaju tronu.

Takich historii jest w książce więcej, choć chyba żadna nie jest aż tak istotna z punktu widzenia historycznego tła całej gry. Jak się okazuje, szlachetnym elfom daleko do szlachetności, źli i krwiożerczy Druchii są ich godnymi przedstawicielami. Część z osób interesujących się armiami elfów w grze z pewnością nie może się pogodzić, ze sposobem w jaki je pokazano, inni reagują entuzjastycznie. Ja sam, mimo początkowych zastrzeżeń, całą historię przyjmuję z dobrodziejstwem inwentarza. Autorom ze stajni Games Workshop udała się rzecz bardzo trudna. Nie tylko kompletnie zmienili dotychczasową historię dwóch ras, ale uczynili to w sposób naprawdę spójny i wiarygodny. Wydarzenia w logiczny sposób wypływają ze wcześniejszych, brak akcji w rodzaju interwencji sił boskich, dokonywanych w sposób mało prawdopodobny. Przemiana bohaterów - rozlicznych, nie tylko wspomnianych powyżej - ma swoje powody, najczęściej bardzo dobrze opisane i mieszczące się w ramach opowieści. Sama fabuła to nie jest tania próba zmiany widzenia elfów wszystkich odmian. "Khaine" to doskonale przemyślany projekt, łączący wiele wątków sygnalizowanych we wcześniejszych rozmaitych publikacjach, wyjaśniający liczne kwestie, stawiający nowe pytania. Zastanawiam się nawet, od jak dawna musiały być przygotowywane zręby fabularne całej serii "The End Times" - nawiązuje ona bowiem do opowieści przewijających się, choćby fragmentarycznie, od kilku lat w rozmaitych publikacjach dotyczących Warhammera - księgach armii, opowiadaniach i powieściach.

Książka jest naprawdę nieźle napisana. Jak "Glottkin" raził mnie pod tym względem, tak "Khaine'owi" nie mogę wiele zarzucić. Dobre są dialogi, świetne opisy bitew, bardzo dynamiczne, aż czuje się to, o czym czytamy na kartach księgi. Fragmenty, takie jak spotkanie Tyriona i Teclisa w kręgu bogów, gdy Tyrion pyta brata o śmierć swego dziecka, czy opis wędrówki kapłanki Ishy po Ogrodach Nurgla, zapadają w pamięć. Najbardziej epickim momentem całej opowieści jest jednak Ostateczna Bitwa na Wyspie Zniweczenia, gdzie ścierają się ze sobą wojska Malekitha i Tyriona, a w ich szeregach stają, między innymi, przywołani przez tego pierwszego, prawowitego władcę Ulthuanu, wielcy królowie elfów. 

Dla osoby, która o elfach Warhammera i ich historii ma niewielkie pojęcie, pewną przeszkodą mogą być liczne odniesienia do panteonu bogów elfów i losów poszczególnych bóstw. W trakcie lektury większość ewentualnych wątpliwości jest jednak wyjaśniana, nie przeszkadza to więc jakoś zbyt mocno w lekturze.

Reasumując - zdecydowanie polecam. Dla wszystkich graczy elfów rozmaitych odmian, pozycja obowiązkowa, dla miłośników Warhammera jako takiego - również. Mam wrażenie, że z dotychczas wydanych książek serii właśnie ta ma szansę stać się klasykiem. Jest w niej wszystko, czego do tego potrzeba - wciągająca opowieść, wartka akcja, niespodziewane zwroty, emocje i uczucia. Doskonała rzecz, wrócę do niej nie raz, najlepsza z dotychczas wydanych pozycji z całej serii. Koniecznie przeczytać.




2 komentarze:

  1. Dziękuję za recenzję. Czekam na kolejny tom. Fajne się czyta to co piszesz :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, jedni spiczastousi mordują drugich, co za miła historia :) Dzięki za recenzję. Jako że nie zbieram już gry, spokojnie czekam na kolejne tomy z BL w paperbacku. Nagash mi się bardzo podobał, niedługo wyjdzie 'Fall of Altdorf', a i Khaine'a kupię, chociaż osoba autora mnie nieco odrzuca...

    OdpowiedzUsuń

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.