Strony

niedziela, 11 sierpnia 2013

Z półki Mormega: Wrath of Iron

Dzisiejszy odcinek cyklu recenzji książek wydawnictwa Black Library, osadzonych w uniwersach gier Warhammer i Warhammer 40k, poświęcony jest książce "Wrath of Iron" autorstwa Chrisa Wrighta, będącej częścią cyklu "Space Marine Battles". Książkę polecił mi Mormeg, twierdząc, że powinienem poczytać sobie co nieco o "terminatorach".

Autora znałem wcześniej z jednej tylko książki, wydanej w tym samym cyklu, całkiem przyzwoitej "Battle of the Fang". Jego poprzednie dzieło nastroiło mnie dość optymistycznie. Typowe dla BL "gun porno", stojące na odrobinę wyższym od przeciętnej poziomie, z paroma dość fajnymi informacjami fluffowymi. Można więc powiedzieć, że wiedziałem czego mogę się spodziewać.

Okładka książki utrzymana jest w typowej dla serii białej tonacji, widać na niej walczącego z demonetką Slaanesha terminatora zakonu Iron Hands. Zakonu, który - żeby być całkowicie szczery - nigdy nie był dla mnie specjalnie interesujący.

Akcja powieści dzieje się na planecie Shardenus, centrum podsektora Contqual, ogarniętego zmaganiami z siłami Chaosu. Rozpoczyna się w momencie, gdy zdecydowana większość Contqual jest już spacyfikowana, a siły Gwardii Imperialnej i Kosmicznych Marine lądują na powierzchni Shardenusa. Autor zastosował tutaj dość ciekawy trik narracyjny - parę pierwszych stron pisanych jest z punktu widzenia obrońców, spodziewających się ataku sił zła. Dowódca bunkra walczy do ostatniego tchu, rzucając "Walczę dla Imperatora!" prosto w hełm czarnego jak noc, opancerzonego "demona", wdzierającego się do centrum dowodzenia jego kazamaty, tylko po to, by tuż przed śmiercią usłyszeć "Nie. To my walczymy dla niego". Okazuje się bowiem, że pierwszą linię umocnień obsadzają obrońcy nie mający pojęcia dla kogo walczą - korupcja najważniejszych osób na planecie nie jest jeszcze bowiem widoczna dla jej wszystkich mieszkańców. Całe pułki Gwardii Imperialnej walczą przekonane, że umierają za Imperatora.

Książka jest o tyle nietypowa, że brak w niej możliwego do wskazania głównego bohatera. Opowieść o ataku na miasto-rój Shardenus Prime opowiadana jest poprzez śledzenie losów kilku, praktycznie równie ważnych postaci. Są wśród nich marines z zakonu Iron Hands, dowódca sił Gwardii Imperialnej, atakującej siedzibę odszczepieńców i jego przyjaciel komisarz, żołnierz Gwardii i kobieta z wewnątrz roju, próbujący pomóc atakującym. Jest także imperialny asasyn, odgrywający kluczową rolę w łańcuchu wydarzeń, jakie prowadzą do finałowego starcia sił Imperium i Chaosu.

Historia ataku opowiadana jest z ich punktów widzenia - diametralnie nieraz różnych. Marines Iron Hands prą do jak najszybszego przełamania obrony, chcą błyskawicznym atakiem, nieliczącym się w najmniejszym stopniu ze stratami podległych im oddziałów, doprowadzić do zniszczenia centrum hive'a. Czas jest dla nich najważniejszy, obawiają się bowiem, że wkrótce nastąpi prawdziwa katastrofa. Zupełnie inaczej sytuację postrzega Lord Generał Raji Nethata, dowódca Gwardii wsławiony dziesiątkami kampanii, chcący ochronić podległe mu jednostki przed zupełnym wykrwawieniem w ogniu nieustających, morderczych szturów Marines. Jeszcze odmienne motywy mają powstańcy z wewnątrz miasta-roju, powoli uświadamiający sobie, że ich dotychczasowi władcy zaprzedali się czemuś potwornie złemu...

Całkiem nieźle przedstawione są psychologiczne podstawy zachowania poszczególnych postaci. Oczywiście, najwięcej uwagi poświęcono tu Żelaznym Dłoniom. W trakcie opowieści pokazana zostaje taktyka ich działania, brutalna, niemalże mechaniczna skuteczność działania, kult siły i pogarda dla słabości, w tym - oczywiście - dla ciała. Z rozmów postaci można dowiedzieć się sporo fluffowych ciekawostek. Najciekawszym spośród żołnierzy klanu Raukaan jest sierżant Naim Morvox, przedstawiony w momencie przemiany. Przemiany, po której z marine, czującego jeszcze luźne, lecz istniejące związki z ludźmi, zostaje w praktyce jedynie nieczuła, superwydajna maszyna do walki, pozbawiona współczucia, empatii czy podobnych uczuć, będących oznaką słabości. Drugą z wybijających się postaci synów Ferrusa jest librarian Telach - ten jednak dla opisów walki psionicznej.

Muszę jednak szczerze powiedzieć, że żaden z marines nie zrobił na mnie takiego wrażenia, jak Valien, zabójca kultu śmierci Talica, w służbie Lorda Generała Nethaty. Fragmenty książki z jego udziałem były dla mnie najbardziej interesujące. Drugą postacią, która także mocno zapisała się w mojej pamięci był... osobnik... stojący za upadkiem elit Shardenusa Prime - ale jego imię niech pozostanie niespodzianką.

A skoro mowa już o przemianie arystokracji planety w wyznawców Chaosu. Spore wrażenie robią bardzo dobrze, moim zdaniem, napisane sceny walk z demonicznymi istotami. Z opisów jasno wynika, że nawet pojedyncze pomniejsze demony są śmiertelnie niebezpiecznym przeciwnikiem dla marines, nie mówiąc już o żołnierzach Gwardii. Odpowiada mi przedstawiony w książce sposób ich walki, uważam go za zdecydowanie ciekawszy i bardziej "wiarygodny", niż spotykane czasami w wydawnictwach BL siekanie wszystkiego, poza większymi demonami, na plasterki przez szeregowych marine.

Książka jest brutalna - nie tylko w sposób do jakiego przyzwyczaiły nas inne opowieści rodem z Czarnej Biblioteki. To brutalność nie tylko opisu reżimu Imperium, cierpień powodowanych przez Chaos, czy walk w których hektolitrami leje się krew ludzi i posoka demonów. To brutalność działań Iron Hands, brutalność walki widzianej oczami cywila, a - w końcu - groza czystek, przeprowadzonych przez Synów Imperatora, by z losu mieszkańców Shardanusa uczynić przykład dla innych poddanych Tronu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.