Tak jak armaty są ultima ratio królów, tak ogryzione kości muszą być decydującym argumentem w przypadku trupojadów. Z krótkiej wycieczki w stronę ghuli firmy Heresy Miniatures powracam w znane już staroedycyjne rejony Citadel Miniatures. Różnica między miniaturkami obu producentów, malowanymi bezpośrednio po sobie, jest dość szokująca - wszystkie elementy są znacznie większe, a jednocześnie - mam wrażenie - szczegółowość odlewów GW jest jednak niższa. Nie szkodzi, lubię te stare wzory, będą stanowić główną masę jednego lub dwóch oddziałów ghuli. Do pomalowania zostało mi ich jeszcze mniej niż dziesięć, kolejna dziesiątka będzie już plastikowa, obecne wzory. Mam nadzieję, że potem uda mi się jeszcze gdzieś dorwać ze dwudziestu starych trupojadów... Dzisiejszy stwór malowany był kolorem Fortress Grey jako podstawowym, rozjaśnianym domieszkami białego, cieniowanie Shadow Grey i zmieniający się co do intensywności wash koloru Regal Blue oraz gotowy wash Vallejo Azure Blue.
no i te staroedycyjne duże łapki, mam do nich okropną słabość.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie i gratuluje kapitalnego bloga.
witek
Dzięki:) A łapki rzeczywiście, coś w sobie mają... Ja najbardziej lubię te ich kaloryferki na brzuszku, widać że sporo ćwiczą;)
OdpowiedzUsuń