Strony

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Z półki Mormega: Path of the Renegade


Ponury świat mrocznej przyszłości w ujęciu autorów wydawnictwa Black Library - kolejna z recenzji kreślonych piórem Mormega.


Przebywając w domu na tzw. L4, nadrabiam powoli zaległości w lekturze książek, które kupiłem niedawno i trochę dawniej. W ten sposób w moje ręce wpadła książka Andy'ego Chambersa "Path of the Renegade". Będąc znanym miłośnikiem wszystkiego co ma spiczaste uszka, z dawna już ostrzyłem sobie zęby na czas spędzony z księgą o Mrocznych Eldarach. Dosyć dawno temu przeczytałem "Path of the Warrior" Gava Thorpe’a i ciekawy byłem, jak wypadnie porównanie obu książek, a pośrednio dwu odłamów Eldarów.

Zacznijmy jednak od okładki autorstwa Neila Robertsa, na której przedstawiono jednego z wojowników Mrocznych Eldarów. Nie chcielibyście chyba spotkać kogoś takiego ciemną nocą. Przedstawiona postać robi mocne wrażenie, z pewnością przyciąga uwagę i w rezultacie powoduje, że książka rzuca się w oczy. Warto też chyba odnotować, że o ile w serii Thorpe’a o Eldarach z craftworlds tło okładek jest białe z kolorową postacią, o tyle tło tej o Mrocznych Eldarach jest oczywiście czarne. Dużą niespodzianką jest natomiast runa, którą wojownik ma umieszczoną na hełmie. Spędziłem wczoraj trochę czasu, szukając odpowiedzi na tę zagadkę w mojej biblioteczce ale nie znalazłem niczego co by przybliżyło mnie do jej rozwiązania. Otóż jest to symbol craftworldu Iyanden. Myślałem sobie, no cóż może jest to tylko zbieg okoliczności, ale tym bardziej dziwny, że jest to symbol bezpośrednio związany z Asuryanem. Umieszczenie go na hełmie przedstawiciela odłamu Eldarów uważającego, że wszyscy bogowie zginęli w czasie Upadku, oddającego cześć, spośród bogów starego panteonu, jedynie Khainowi, a w dodatku  utożsamianego przez samych Mrocznych Eldarów z odłamem ich gatunku z craftworldów jest co najmniej dziwne. Przynajmniej w mojej opinii. Może ktoś zresztą znajdzie jakieś wytłumaczenie tej zagadki.

Książka na 400 stronach przenosi nas do Commoragh. Jesteśmy świadkami intrygi snutej przez pewnego Archonta, który ni mniej, ni więcej tylko uznał, że czas położyć kres rządom Asdrubaela Vecta. Wraz z przywódcami dwóch innych koterii planuje wskrzesić wroga Vecta, któremu prawie udało się go niegdyś pokonać. Prawie robi jednak jak wiadomo wielką różnicę. Jak jednak tego dokonać w mieście, w którym wszyscy nawzajem śledźą każdy krok wrogów, potencjalnych wrogów i niepewnych sojuszników? Jak pozyskać pewien rzadki składnik niezbędny do jego wskrzeszenia, tak aby nie dowiedzieli się o tym szpiedzy Vecta? Pytania o tyle istotne, że dane nam jest również naocznie przekonać się, w jaki sposób Vect pozbywa się swoich wrogów.

Jest tu właściwie wszystko, co być powinno - morderstwa, zakulisowe rozgrywki, bohaterowie nużają się we wszelkich możliwych zdradach, podstępach i truciznach - a jednak czuję niedosyt. Spodziewałem się bardziej elektryzującej lektury, czegoś jak "Kroniki Malusa" przeniesione do uniwersum Warhammera 40000, tymczasem książka nie jest aż tak dobra. Najbardziej chyba doskwiera brak w książce pierwszoplanowej postaci, z którą mógłbym się identyfikować. Wiem, że trudno tego wymagać przy książce o najbardziej zwyrodniałych okrutnikach i mordercach, w świecie WH40K, istotach czerpiących przyjemność z torturowania innych, im bardziej niewinnych tym lepiej. Udało się to jednak autorom historii o Malusie, który przyjemniaczkiem przecież nie był, a jednak bez wątpienia był postacią, której kibicowałem, udało się to w kilkakrotnie już wspominanej trylogii o Marduku z Legionu Niosących Słowo, który też typowym bohaterem nie był. Według mnie, Chambersowi w "Path of the Renegade" sztuki tej nie udało się powtórzyć. Zapewne wbrew intencjom autora, ale największe wrażenie sprawiła na mnie postać Morra, jednego z incubi. Tym bardziej cieszę się, że kolejnym tomem ma być Path of the Incubus, być może książka będzie pozbawiona mankamentu pierwszego tomu.
Mormeg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.