Gdybym miał wskazać jedną jedyną figurkę, której widok wywarł największy wpływ na moje decyzje dotyczące gier bitewnych, byłaby nią, zapewne, miniaturka króla ożywieńców na latającym koniu. Nie mogę znaleźć w starych podręcznikach jej fotografii, być może była w jednym ze starych "White Dwarfów". W każdym razie widok pomalowanego króla szkieletów, dosiadającego latającego, ożywieńczego konia, sfotografowanego na tle gwiaździstego nieba, wywarł olbrzymi wpływ na moją wyobraźnię, w znacznej mierze przyczyniając się do początkowego wyboru tej, a nie innej armii. Traf chciał jednak, że wspomnianej figurki nie kupiłem na początku swojej przygody z Warhammerem, pewnie z prozaicznej przyczyny finansowej - za cenę jednego metalowego jeźdźca mogłem mieć pewnie z pięciu plastikowych. Po paru latach król trafił jednak w moje ręce razem z niewielkim zestawem innych jeźdźców undeadów. I potem, jak to zazwyczaj bywa w przypadku moich figurek, zniknął w jednym z licznych pudełek. Spośród jego towarzyszy pomalowałem szybko tylko jedną figurkę, służyła mi początkowo jako konny wight ... A król leżał odłogiem, coraz bardziej zapomniany. Wyciągałem go co jakiś czas, jednak okazywał się coraz to mniej przystający zarówno do wizji WFB, jaka zaczynała obowiązywać, jak i do nowych miniaturek. I tak pewnie leżałby jeszcze długo, gdybym nie zechciał szybko wzmocnić swojej armii wampirów. Oczywiście, zarówno król jak i pozostałe miniaturki starej kawalerii nie są już kompatybilne z nowymi (a nawet i starszymi) figurkami - głównie z powodu wielkości, są zauważalnie mniejsze. Jakiś czas temu wpadłem jednak na pomysł zrobienia z nich duchów. W miniony piątek oczyściłem szybko cztery modele z tej serii (został mi jeszcze jeden, wykorzystam go pewnie na podstawce z jakimiś modelami pieszymi) i w ciągu dwóch godzin zrobiłem 95% prac nad dwoma podstawkami duchów. Poza podkreśleniem detali, słabo zresztą widocznych na zdjęciu, wszystko zrobiłem za pomocą aerografu. Figurki zostały zapodkładowane kolorem szarym. Następnie nałożyłem cieniowanie, psiukając farbą od spodu - kolejno kolor czarny i ciemnoszary. Potem, już normalnie, od góry, nanosiłem w kilku warstwach farbę bazową - mieszankę Scorpion Green, Fortress Grey i białego, stopniowo dodając coraz więcej białej farby. Dzięki temu zrobiłem od razu rozjaśnienia. Potem jeszcze tylko cieniowanie zakamarków, zrobione za pomocą bardzo rozcieńczonej farby Turquise Hawk (rozcieńczałem ją rozcieńczalnikiem do akryli firmy Model Master, by lepiej wpływała w zagłębienia), poprawienie ponowne tym samym washem powierzchni leżących w dolnej części figurki - by wzmocnić tam cienie i to był w zasadzie koniec prac. Następnego dnia zrobiłem jeszcze tylko podstawki i czystym kolorem białym zaakcentowałem co bardziej wyraziste i wystające elementy na górnych powierzchniach, popracowałem też trochę nad okolicami oczodołów. Szybko, łatwo i chyba dość fajnie. Docelowo podstawek duchów będzie więcej - wykorzystam zapewne jedną ze starymi wzorami duchów Citadel Miniatures, z tego samego okresu co widoczne obok miniaturki kawalerzystów, a kolejne zrobię chyba z wzorów armii umarłych do "Władcy Pierścieni". I tak stary król szkieletów doczekał się pomalowania.
Pamiętam to zdjęcie króla ozywieńców. No pełna nostalgia normalnie. Nie mogę znaleźć w tej chwili mojego egzemplarza ale czy ta fotka nie pojawiła się w starym podręczniku do WFRP?
OdpowiedzUsuńHA! Szybkie sięgnięcie ręką na półkę i oczywiście:) To ilustracja z podręcznika RPG, a nie z gry bitewnej:)
OdpowiedzUsuń