Strony

wtorek, 31 stycznia 2012

Nowości z Amercomu 12

W sprzedaży pojawi się wkrótce już 14. numer kolekcji "Helikoptery Świata". Bezpośrednio po opisie śmigłowca CH-46 Sea Knight z poprzedniego zeszytu, Czytelnicy będą mieć okazję poznać historię powstania i konstrukcję jego nieco większego "brata", helikoptera CH-47 Chinook. Do pisma dołączony będzie gotowy, metalowy model die-cast tej maszyny w skali 1:72 w brytyjskiej wersji HC.1, w malowaniu używanym podczas akcji brytyjskiej jednostki specjalnej SAS w trakcie wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r.





12. zeszyt pisma "Latające Fortece" poświęcony będzie radzieckiemu i rosyjskiemu samolotowi wczesnego ostrzegania i kontroli przestrzeni powietrznej Beriew A-50 Mainstay, powstałemu na bazie Iłjuszyna Il-76. Jak zwykle, do gazetki dołączony będzie gotowy model die-cast, tym razem A-50 w malowaniu rosyjskim w skali 1:200.






Kolejny numer "Kolekcji Wozów Bojowych" będzie oznaczony numerem 52. Tematem tego zeszytu będzie amerykański czołg lekki M41 Walker Bulldog, historia jego powstania, opis konstrukcji i wersji oraz przebieg służby w armiach użytkujących go państw. Do pisma dołączony będzie gotowy model die-cast tego czołgu w skali 1:72, w wersji M41A3, noszący malowanie pojazdu amerykańskiej 25. Dywizji Piechoty z 1962 r.











poniedziałek, 30 stycznia 2012

Armia Nowego Państwa Egipskiego 1/22 do DBA

Obiecane fotki całej armii Nowego Państwa Egipskiego do DBA. Figurki produkcji Venexia Miniatures, część odrobinę skonwertowana, żeby nadać nieco większej różnorodności pozom miniaturek. Czas malowania - niestety, blisko rok. Najważniejsze, że ten projekt już za mną - mam nadzieję, że na najbliższym turnieju DBA w Warszawie pojawię się właśnie z tą armią.
Na początek cztery rydwany, teoretycznie główna siła uderzeniowa armii. W jednym z nich jedzie dowódca armii, faraon. Wszystkie cztery rydwany są elementem obowiązkowym w obu wariantach tej armii. Armia Egiptu zaczęła w tym okresie zyskiwać znaczną przewagę nad swoimi wrogami właśnie dzięki rydwanom - lekkim, wytrzymałym, potrafiącym dość sprawnie manewrować w czasie jazdy. Historycznie był to bodajże najważniejszy element całej armii.



Druga fotka to cztery elementy przedstawiające łuczników egipskich, oddziały chętnie wykorzystywane w armii tego państwa. Łucznicy stanowili zawsze znaczną część jednostek egipskich, powszechnie wykorzystywano najemników z rozmaitych ościennych terytoriów, niemniej jednak także Egipcjanie używali - z dobrym skutkiem - prostych łuków. W mojej wersji armii widoczne są oddziały łuczników obu rodzajów - zarówno najemni, jak i krajowi. Liczbę elementów 4Bw mogę nieco zmieniać - w jednym z wariantów listy armii są trzy takie oddziały, zamiast czwartego używany jest element 3Wb, widoczny na kolejnej fotografii.



Trzecie zdjęcie przedstawia dwa elementy lekkiej piechoty egipskiej. Harcownicy i słabo zorganizowane oddziały, w DBA traktowane jako warband, o którym wspomniałem wyżej. Nie miałem, niestety, odpowiednich miniaturek do tych ostatnich, najchętniej w tej roli widziałbym bowiem libijskich najemników - z ich braku zadowoliłem się figurkami pieszych Egipcjan, co jest również poprawne historycznie.



Na czwartym zdjęciu widać trzy oddziały traktowane w zasadach identycznie - są to jednostki 4Bd. W mojej interpretacji jednym z takich oddziałów jest - nieco anachronicznie - Królewska Gwardia złożona z przedstawicieli ludu Szerden. Kolejny element to egipski generał i jego świta - nie jest to jednak oddział dowódczy w rozumieniu zasad, zastosowałem takie figurki, by całość armii nie wyglądała jak wyjęta z tej samej sztancy. Ostatni oddział to ciężka piechota, uzbrojona w masywne topory z brązu. W rzeczywistości tak uzbrojeni wojownicy wchodzili w skład formacji uderzeniowych - u mnie to taki sam oddział jak dwa wcześniejsze.



Czego mi brakuje... Lista armii w podręczniku DBA nie przewiduje jakichkolwiek jednostek konnych, a w tym okresie Egipcjanie używali już oddziałów tego rodzaju, zapewne głównie do zwiadu. Zachowało się kilka reliefów przedstawiających takich wojowników. Zapewne nie było ich wielu, niemniej jednak chętnie widziałbym jednostkę 2LH.



sobota, 28 stycznia 2012

I oto koniec (Egipcjan)

Stało się. Dokonało się. Rzecz skończona. W końcu. Minął prawie rok od rozpoczęcia prac nad armią Nowego Państwa Egipskiego. Chciałem szybko zrobić jednocześnie dwa projekty - Egipt i Persów, przeciwników Aleksandra Macedońskiego. Potem, trochę z rozpędu, zacząłem też malowanie Normanów. I zamiast przyspieszyć, wszystkie trzy armie wpadły w grząski piasek, skutecznie uniemożliwiający ich dokończenie. Ale przynajmniej Egipcjanie są już skończeni. Ostatni element, czwarty rydwan, jest właśnie gotowy. W sumie gotowy był od prawie tygodnia, niewykończona była tylko podstawka, jakoś nie bardzo miałem ochotę się za nią wziąć. Szczerze powiedziawszy, mam lekki kryzys pędzlowania, na szczęście chyba już mi przechodzi.
Malowanie jak w przypadku poprzednich sztandarów, znalazłem jednak w końcu jakiś artykuł na temat uzbrojenia egipskiego z tego okresu. Autor twierdzi w nim, że istniały zarówno pancerze z "łusek" skórnych, zachodzących na siebie, jak i podobne z łusek wykonanych z brązu, różnych wielkości zresztą. Przytacza też znaleziska archeologiczne. W świetle tego postanowiłem dać woźnicy pancerz wykonany ze skóry, natomiast łucznik dostał ciepłe wdzianko z brązu...
Ha... Dopiero na zdjęciach zauważyłem, że zeszła trochę farba z lejc, zrobionych z taśmy dentystycznej. To świetny materiał, gotowy do wykorzystania w takiej właśnie roli, ma jednak dwie wady - czasami się rozwarstwia, przynajmniej ta taśma której używam, czasami farba też nie chce się jej trzymać, trzeba wówczas pociągnąć pędzlem raz jeszcze. I dla pewności jeszcze raz. Co też zrobiłem już po wstawieniu fotek na blog.
Foty całej armii wrzucę na blog jeszcze w styczniu, jeśli tylko oświetlenie dopisze. A teraz, na jakiś czas, "Warhammer" i "Ogniem i Mieczem".

wtorek, 24 stycznia 2012

Nazgul

Mormeg co jakiś czas wraca na krótko do Śródziemia, maluje jedną, dwie figurki i zajmuje się ponownie swoimi Night Lordami. Jedną z ostatnich tak pomalowanych miniaturek jest Nazgul z zestawu The Nine are Abroad. Nie wiem nawet, czy sprzedawany był/jest oddzielnie, w każdym razie na pewno można go też wystawiać na stole samodzielnie, podejrzewam że można mu też przypisać - w WoTR - zasady dotyczące Nazgula nazwanego przez GW Rycerzem z Umbaru. Jak wiadomo malowanie czarnego koloru nie jest proste, zwłaszcza w przypadku koloru tak dominującego, jak w przypadku tej miniaturki. Mormeg poradził z tym sobie w następujący sposób:

Podkład to chaos black, nakładany staromodną metodą, czyli pędzlem. Były potrzebne co najmniej 3 cienkie warstwy żeby dokładnie pokryć całą powierzchnię figurki. Krawędzie płaszcza Nazgula są rozjaśnianie Regal Blue, stopniowo z coraz większą domieszką Shadow Grey. W kilku punktach na figurce rozjaśnieniałem kolor do czystego Shadow Grey. Elementy metalowe - miecz i zbroja - to Mithril Silver delikatnie przyciemniony Chaos Black. Klingę miecza dodatkowo pociągnąłem bardzo cieniutką warstewką Emerald Green. Przybrudzenia płaszcza, przy "ziemii" to rozwodniony Scorched Brown. Wszystkie farbki oczywiście GW.

Figurka przedstawia jednego z Dziewięciu. Celowo wybrałem staroedycyjny model gdyż, primo, bardzo mi się podobają, secundo: mają dodatkowo tę zaletę, że w grze każdy model może uchodzić za każdego z Nazguli (może poza Królem, którego zresztą - między innymi z tego powodu - również kupiłem), czego nie mógłbym robić używając "dedykowanych" poszczególnym Nazgulom figurek. Takie małe skrzywienie - jestem bowiem gorącym zwolennikiem zasady WYSIWYG.



poniedziałek, 23 stycznia 2012

Wybrane z tygodnia 39

Kawał czasu minęło od mojego ostatniego wpisu, na szczęście ponownie mam nieco więcej czasu, jaki mogę poświęcić na hobby, jest więc szansa, że Egipcjanie do DBA staną w końcu do walki. Nie cierpię tak patrzeć na wpół ukończony model, czekający i czekający na dokończenie...
Ale na razie kolejne "Wybrane z tygodnia", tym razem takiego który miał pewnie dobrze ponad 20 dni. Świąteczny zastój widać też było w sieci. Ciężko było mi znaleźć coś takiego, co mógłbym polecić z czystym sercem, niemniej jednak trzy takie linki mam i się nimi podzielę;)
Pierwszy odsyła do strony Massive Voodoo - to świetna stronka, gdzie w olbrzymim tempie pojawiają się nowe prace. Ich jakość jest różna - od prawdziwie mistrzowskich do bardzo dobrych i dobrych, niemniej jednak zawsze mają w sobie "to coś". A dziś zerknijcie na poradnik dotyczący tworzenia realistycznych pajęczyn, przydatny, rzecz jasna, głównie przy tworzeniu modeli pokazowych i w przypadku robienia terenów do gry.
Drugi z dzisiejszych linków to adres bloga Roba Hawkinsa, dawnego pracownika Games Workshop i Privateer Press, osoby zajmującej się - dla tych firm - głównie tworzeniem makiet terenu. Warto zerknąć na to co pokazuje autor bloga, ja dodam że jedną z jego armii są wampiry. Blog dopiero co wystartował, sądzę jednak, że warto tam będzie zajrzeć co jakiś czas.
Trzeci link poprowadzi nas do strony firmy CP Models, specjalizującej się w figurkach głównie 20 mm, czyli popularnej skali 1:72. Oprócz sporej liczby standardowych modeli (Niemcy, Amerykanie, Niemcy, Rosjanie, Niemcy, Niemcy, Niemcy), producent konsekwentnie tworzy też modele przeznaczone dla nieco mniej popularnego tematu zabaw wargamingowych, a mianowicie Polaków (ale też radzieckich partyzantów, brytyjskich żołnierzy z okresu walk na Falklandach, itp.). Dostępnych jest kilkanaście wzorów polskich spadochroniarzy z okresu II wojny światowej i niemal tyle samo wzorów powstańców warszawskich. Zwłaszcza ci ostatni, widoczni na fotce obok tej notki, godni są chyba uwagi.

środa, 18 stycznia 2012

Nowości z Amercomu 11

Tematem 51. numeru pisma "Kolekcja wozów bojowych" będzie francuska samobieżna haubica AMX 30 AuF1 kalibru 155 mm. W piśmie znajdzie się omówienie jej konstrukcji i historia służby, natomiast dodatkiem będzie gotowy, metalowy model die-cast tego pojazdu w skali 1:72 i w barwach francuskich.








W 13. numerze "Helikopterów świata: tematem będzie jedna z najciekawszych konstrukcji śmigłowcowych na świecie, helikopter CH-46 Sea Knight. W piśmie, jak zwykle, znajdzie się omówienie jego konstrukcji i wersji, natomiast do pisma dodany będzie gotowy, metalowy model tej maszyny w skali 1:72 w barwach amerykańskiego korpusu piechoty morskiej.







11. numer "Latających Fortec" poświęcony będzie amerykańskiej łodzi latającej PBY Catalina z okresu II wojny światowej. W piśmie, tradycyjnie, zawarta będzie historia tej konstrukcji, przebieg jej służby i opis wersji, natomiast dodatkiem będzie metalowy model die-cast tego samolotu w skali 1:144 w barwach amerykańskich.











poniedziałek, 9 stycznia 2012

Z półki Mormega: Horus Heresy

Tym razem recenzja nieco nietypowa – nie dotyczy książki wydawnictwa Black Library tylko gry planszowej wydanej przez Fantasy Flight Games. Pozostajemy jednak w uniwersum Warhammera 40k, tyle że zmienia się medium opowieści… Nie mogłem się też powstrzymać, na końcu wpisu widać zdjęcie jednej z dioram Mike'a McVey'a z lat 90. minionego wieku. Zbudowana niemal od podstaw przedstawia chwilę, kiedy Imperator wdziera się na mostek Vengeful Spirit i dostrzega ciało Sanguiniusa - Inkub

Dzisiaj troszkę z innej beczki. Jak już wspomniał Inkub, w piątek udało nam się zagrać w grę planszową Fantasy Flight Games – Horus Heresy. Jak wskazuje sam tytuł, dotyczy ona wydarzeń z tego okresu uniwersum Warhammera 40K, a właściwie kulminacyjnego starcia sił wiernych Horusowi z lojalnymi wobec Imperatora – oblężenia Pałacu Imperatora.

Gra jest zapakowana w solidne, duże pudło, które sprawia naprawdę imponujące wrażenie. Ozdobione piękną ilustracją przyciąga od razu uwagę. Całość już na pierwszy rzut oka wyrabia przekonanie, że mamy do czynienia z towarem nieprzeciętnej jakości. Patrząc na to pudełko w czasie pisania recenzji myślę, że bezpowrotnie minęły czasy gier pakowanych w foliowe torebki - vide takie legendarne tytuły jak Ratuj swoje miasto, czy pierwsze wydanie Bitwy na Polach Pellenoru. Mogę sobie jedynie z nostalgią te czasy wspomnieć,  pewnie -  jak to ze wspomnieniami bywa - wszystko w nich wydaje się lepsze niż było w rzeczywistości. Nie chodzi o zawartość i mechanikę gry, ta, zwłaszcza w Bitwie, była jak na swoje czasy bardzo przemyślana, a gra niezwykle wciągająca. Zresztą aż do Wojen Napoleońskich nie było drugiej planszówki, w którą grałem tak często i z takimi wypiekami na twarzy. Dzisiaj pewnie bym nawet nie spojrzał w stronę tak opakowanej gry ale kiedyś był to szczyt moich marzeń. Ale ale, miało być o Horus Heresy… Wracając do tematu, już samo pudełko przyspiesza bicie serca, a przynajmniej przyspieszyło bicie mojego, na tyle by nie czekając na wieczór, czym prędzej, nie bacząc na gniewne spojrzenia mojej lepszej połowy, zajrzeć do środka.

Oczywiście, będąc w głębi serca małym chłopcem, w pierwszej kolejności rzuciłem się na figurki przedstawiające rodzaje jednostek biorących udział w tym tytanicznym starciu. Marines, kultyści, gwardziści, siły Mechanicum, tytany i thunderhawki - by wymienić jedynie kilka spośród nich. Wszystkie figurki są bardzo staranie przedstawione, jakość odlewów jest bardzo wysoka. Zachwycają mnie szczególnie thunderhawki, które można byłoby chyba wykorzystać w rozgrywkach Battlefleet Gothic. Pozostałe figurki jednak nie pasują do żadnej innej gry osadzonej w świecie WH40K, ze względu na skalę. Figurki przedstawiają zarówno siły Imperatora, jak i Horusa, te ostatnie są dodatkowo podzielone na cztery zestawy, każdy w innym odcieniu plastiku, odpowiadające Potęgom Chaosu. Kolory zostały dobrane tak aby wyznawcy każdego z bogów byli łatwo identyfikowalni, tzn. czerwony dla Khorna, zielony dla Nurgla itd. Są to zresztą, jeśli pamięć mnie nie myli, te same kolory, jakich użyto w grze Chaos in the Old World.

Kolejną rzeczą, jaką obejrzałem, była instrukcja. Liczy ona ponad 40 bogato ilustrowanych stron, na których zostały przedstawione zasady, opatrzone również kilkoma przykładami. Przed pierwszą grą przeczytałem ją dwa razy ale liczba zasad, a raczej możliwych kombinacji zdarzeń losowych, rozkazów, efektów kart walki wpływających na rozgrywkę jest na tyle duża, że w trakcie pierwszej gry musiałem i tak bardzo często do niej zaglądać.

W pudełku znajduje się również broszurka z sześcioma scenariuszami do gry oraz fabularyzowany krótki opis wydarzeń, które gra ma odzwierciedlać. Pewnym rozczarowaniem było odkrycie, że scenariusze 2-6  są jedynie wariantami pierwszego, niejako „historycznego”. wzbogaconymi jedynie o większą lub mniejszą liczbę zdarzeń losowych, czy pozostawiających graczom nieco więcej swobody w początkowym rozmieszczeniu jednostek. Podobnie jak instrukcja także opisywana broszurka jest bardzo ładnie wydana i ślicznie ilustrowana.

W grze wykorzystuje się dużą liczbę żetonów i znaczników, wykonanych z grubego kartonu, dzięki temu są bardzo solidne, a ponieważ są także sztancowane, łatwo i bez uszkodzeń dają się wyjmować z ramek. W grze wykorzystuje się bardzo dużo kart podzielonych na kilka kategorii: rozkazów, ostrzału, wydarzeń i walki. Karty, podobnie jak pozostałe elementy gry, zostały bardzo ładnie ozdobione ilustracjami odpowiadającymi opisowi zamieszczonemu na danej karcie. Są sztywne lecz z pewnością warto je chronić przed nadmiernym zużyciem poprzez zainwestowanie w koszulki ochronne, które przypadkiem produkuje ta sama firma.

Plansza do gry jest wykonana - podobnie jak całość - bardzo solidnie i starannie. Podzielona jest na kilka części, z których dwie odgrywają w rozgrywce kluczową rolę – mapę strategiczną, na której wydaje się rozkazy, oraz taktyczną, na której owe rozkazy wcielamy w życie, czyli innymi słowy, likwidujemy wrogie jednostki. Na mapie zaznaczone zostały najważniejsze z punktu widzenia strategicznego obiekty: porty kosmiczne i obiekty ufortyfikowane – fabryki, twierdze i Pałac. Fragmenty mapy odpowiadające ufortyfikowanym obiektom można wyjąć i zastąpić je załączonymi do gry – powtórzę się ponowanie - starannie wykonanymi elementami plastikowymi.

Horus Heresy jest grą przeznaczoną dla dwóch graczy. Jeden z nich kontroluje siły Chaosu, drugi siły Imperium. Gracz dowodzący siłami Horusa zwycięża, jeżeli uda mu się zabić Imperatora lub zdobędzie kontrolę nad wszystkimi czterema portami kosmicznymi. Siły Imperatora wygrywają jeżeli uda im się zabić Horusa, zdobędą kontrolę nad portami kosmicznymi albo odpowiednio długo uniemożliwią osiągniecie celów zwycięstwa siłom Chaosu.

Zasady gry kładą bardzo silny nacisk na planowanie z wyprzedzeniem, do czego służą karty rozkazów. Rozkazy mają zróżnicowany koszt punktów inicjatywy (1-3), jeżeli zagrywa się je z ręki np. aby szybko zareagować na ruchy przeciwnika albo jeden punkt jeżeli zagrywane są z mapy strategicznej, na której wcześniej zostały umieszczone. Każdy z graczy dysponuje określoną liczbą punktów inicjatywy. Każda akcja pociąga za sobą konieczność wydatkowania pewnej ich liczby. Jeżeli owe punkty zostaną przez jednego z graczy wyczerpane, a nie zostały wcześniej spełnione inne warunki zwycięstwa to wygrywa Imperator, co symbolizuje przybycie z odsieczą Legionów Mrocznych Aniołów i Kosmicznych Wilków i zdobycie niezbędnej przewagi nad siłami Horusa przez Imperatora. Z mojego skromnego doświadczenia wynika, że o zwycięstwie decyduje umiejętność planowania i przewidywania rozwoju sytuacji. Rozkaz zagrany we właściwym momencie potrafi zdecydowanie przechylić szalę zwycięstwa. Gracze mogą oczywiście uprzykrzać życie swoim przeciwnikom i zakłócać wydawanie rozkazów, co znakomicie wpływa na samą rozgrywkę. Doświadczyłem już tego w czasie rozgrywki, gdy mozolnie gromadziłem siły niezbędne do przeprowadzenia ataku po to tylko, by mój przeciwnik uniemożliwił mi wydanie odpowiedniego rozkazu, czym w dużej mierze zniweczył moje wcześniejsze działania.

W grze nie używa się kostek. Wszystkie elementy losowe są determinowane przez karty. Najbardziej widoczne jest to w czasie walki, w której gracz ma jedynie wpływ na to jakie jednostki wezmą w niej udział. Ma to znaczenie przy ustalaniu liczby kart walki, jakie będzie miał do dyspozycji podczas starcia. Karty najczęściej są dobierane w sposób losowy, a ich wpływ na walkę jest również uzależniony od jednostek, jakie są w niej zaangażowane. Skrajnym przykładem może być karta, która pozwala na eliminację dowolnej wrogiej jednostki, jeżeli gracz, który tę kartę zagrał dysponuje w tej bitwie jednostką Marines. Część dodatkowych efektów, takich jak ten opisany wyżej, może być zniwelowana przez przeciwnika, inne odnoszą skutek bez możliwości przeciwdziałania. Z zamieszczonego wyżej opisu zapewne to nie wynika, ale bitwy są szybkie, emocjonujące, pełne niespodziewanych zwrotów akcji i wymagają bardzo rozważnego zagrywania kart walki.

Bardzo gorąco polecam grę wszystkim miłośnikom strategii. Jest wciągająca i zapewnia wiele godzin rozrywki. Po nabyciu pewnej wprawy w mechanice gry zakładam, że gra nie powinna trwać dłużej niż trzy godziny – idealny sposób na spędzenie kilku godzin ze znajomymi.

O zaletach gry pisałem wyżej, czas więc na kilka drobnych minusów:
1.       figurki reprezentujące armie gwardii imperialnej mają nóżki, które w mojej opinii mogą łatwo się połamać,
2.       odradzam używanie w czasie rozgrywki plastikowych odpowiedników terenów ufortyfikowanych. Liczba jednostek zaangażowanych w grę może czynić wysoce frustrujące próby ich zmieszczenia na jednym polu. Nie można jednak odmówić im tego, że plansza z plastikowymi odpowiednikami robi duże wrażenie,
3.       Pałac Imperatora nie ma zaznaczonych linii podziałów na mapie, które dla odmiany są bardzo wyraźnie zaznaczone na jego plastikowym odpowiedniku,
4.       w grze odzwierciedlono jedynie cztery Legiony Zdrajców, największą stratą jest brak Synów Horusa (i oczywiście Władców Nocy).
 mormeg

sobota, 7 stycznia 2012

Powstańcie z grobów!

Pewnie każdy z nas ma na swoim biurku czy w miejscu do malowania kilka takich figurek, które stoją tam smętnie od wieków, czekając na swoją kolej do pomalowania. I zawsze jest coś pilniejszego, coś fajniejszego, coś co odsuwa te miniaturki po raz kolejny na sam koniec kolejki. U mnie stało tak, między innymi, tych dwóch panów. To dwa bardzo stare metalowe szkielety produkcji GW z końca lat osiemdziesiątych. Mam chyba wszystkie wydane wówczas wzory tych truposzy i zamierzam zrobić z nich - niespiesznie - kolejny oddział szkieletów do armii. A na razie, te malowane niewielkim nakładem czasu i pracy figurki, powstające w chwilach urwanych podczas pracy lub malowania innych miniaturek, posłużą mi jako szkielety wezwane zaklęciem podczas bitwy. O malowaniu nie ma się co specjalnie rozpisywać - kolczugi i hełmy to boltgun metal przyciemniony starymi washami Skaven Brown i Rust Brown do nadania im efektu zabrudzenia i pordzewienia, kości to Kommando Khaki z washem Devlan Mud rozjaśniane Bleached Bone i bielą. Ogólny czas malowania pewnie krótszy niż ten, jaki potrzebny był do zrobienia podstawek. Tarcza powiela schemat kolorystyczny innych tarcz armii - przytłumiona, wygaszana w kierunku środka tarczy czerwień. Dodam tylko, że sam wzór jest tak stary, że ma jeszcze metalowy bolec na ręku, wchodzący w tarczę i będący jej umbem.

czwartek, 5 stycznia 2012

Przedostatni rydwan egipski

Cieszę się, że ten znacznie rozciągnięty w czasie projekt zrobienia armii egipskiej z okresu circa about bitwy pod Kadesz zbliża się do wyraźnego końca. Zrobiłem przedostatni element całej armii, jeden z dwóch pozostałych jeszcze rydwanów. Nadal nie mogę pojąć, jak bardzo nie przystają do siebie poziomy wykonania figurek koni i ludzi. Konie są naprawdę fajne. Proporcjonalne, z niezłą rzeźbą, przyzwoicie oddane detale. Figurki ludzi... ech, szkoda gadać. Pewne jest, że Hetytów nie kupię z tej firmy. Może ktoś z was zna firmę produkującą dobre jakościowo i zróżnicowane pod względem póz figurki Hetytów z tego okresu?
Sam rydwan i jego załoga odzwierciedlają normalne rydwany - stąd nie bawiłem się w żadne zdobienia, kolorystykę mają też nieco odmienną od obu wcześniej prezentowanych pojazdów egipskich tego typu. Miniaturki woźnicy i wojownika mają spiłowane podstawki - oczywiście, nogi były tak delikatne, że ułamały się w trakcie. Stąd do rydwanu obie figurki przytwierdzone są za pomocą drutów. Trochę je widać ale trudno - wolę solidne mocowanie niż konieczność przyklejania załogi przed każdą rozgrywką.
A skoro już mowa o klejeniu i mocowaniu. W jaki sposób malujecie takie kilkuelementowe modele, jak rydwany, wozy taborowe, itp? Czy gotowe, w całości sklejone, czy też każdy element malowany jest oddzielnie i przyklejany do gotowego, pomalowanego elementu głównego? Pytam, bo sam stosuję tę drugą metodę, często jednak się zdarza, że taki pomalowany element po prostu odpada. Cyjanoakryl niszczy w jakiś sposób warstwę farby, a połączenie obu fragmentów figurki nie jest specjalnie mocne. W przypadku rydwanów najsłabiej zamontowane są oba kołczany, przyklejone po bokach rydwanu...
Mam nadzieję, że zaledwie kilka dni dzieli mnie od końca prac nad tą armią. Ostatni rydwan jest już oczyszczony i czeka na malowanie, jednak wcześniej drobna zmiana tematu - powrócę na moment do krainy fantazji...

wtorek, 3 stycznia 2012

Nowości z Amercomu 10

50. numer "Kolekcji wozów bojowych" poświęcony będzie jednej z ciekawszych powojennych konstrukcji zachodnich, niemieckiemu ciężkiemu kołowemu samochodowi pancernemu Spahpanzer 2 Luchs. W zeszycie znajdą się informacje na temat historii powstania tego pojazdu, jego konstrukcji i służby, natomiast do pisma dołączony zostanie gotowy, metalowy model die-cast w skali 1:72 tego samochodu w wersji A1.

10. numer "Latających Fortec" zapozna czytelników z historią jednego z najbardziej sławnych bombowców brytyjskich okresu II wojny światowej - tematem zeszytu będzie bowiem Handley Page Halifax. W piśmie omówiona zostanie budowa tej maszyny i jej poszczególne wersje, natomiast dodatkiem będzie model die-cast tego samolotu w skali 1:144 w wersji B.Mk III.

12. numer pisma "Helikoptery świata" będzie zawierał omówienie śmigłowca Westland Wessex, brytyjskiej, licencyjnej wersji omawianego wcześniej śmigłowca Sikorsky S-58 "Choctaw". Pismo będzie zawierać omówienie konstrukcji i zmian w stosunku do wersji amerykańskiej, a także opis wersji produkowanych w Wielkiej Brytanii. Do zeszytu dołączony będzie gotowy model die-cast tego śmigłowca w skali 1:72 w wersji HU5.











niedziela, 1 stycznia 2012

Nowy rok

Strasznie szybko zleciał ten rok, ani się człowiek obejrzał, a tu już koniec starego i początek nowego. Mam nadzieję, że 2012 nie będzie najgorszy, pod każdym możliwym względem, czego i Wam życzę.

Kilka słów o minionym roku pod względem wargamingowym – pod względem dokończenia różnych rzeczy, nie było najlepiej. Jedyny projekt jaki doczekał się końca, to armia wikingów do DBA, tyle że rozpoczęta jeszcze w 2010 r. Dokończyłem też Meksykanów do skirmishów na Dzikim Zachodzie w skali 28 mm, tu jednak zawsze można dorzucić jeszcze parę figurek. Niemal skończona jest też armia Nowego Państwa Egipskiego. Przedostatni rydwan jest na etapie robienia podstawki, ostatni szykuje się do malowania. Poza tym – wszystko leży. Armie Normanów i Późnych Achemenidów do DBA są w głębokim lesie. Oddział ghuli do WFB – pomalowany w góra 25%, pozostałe jednostki do armii wampirów i Czarnego Legionu do WH40K – tak samo… Pomalowałem za to kilkadziesiąt różnych figurek przyjemnościowo,  sprawiało mi to sporo frajdy. Udało mi się też kilkadziesiąt razy zagrać w rozmaite gry – bitewne i planszowe – w 2010 r. ten aspekt hobby był w zapaści. W moim mieście powstało też coś w rodzaju klubu miłośników gier, mam nadzieję, że zdoła on rozwinąć skrzydła, byłoby miejsce i ludzie do wspólnego grania.

W zamierzeniach na przyszły rok – przede wszystkim dokończenie rozpoczętych armii DBA i prace nad armią Imperium Osmańskiego do „Ogniem i Mieczem”. Sądzę że uda mi się też sprężyć i domalować około dziesięciu figurek Indian do dzikozachodniego skirmisha. To z rzeczy związanych z historią. Najwięcej czasu zajmie mi jednak, jak sądzę, malowanie rzeczy do Warhammera Battla. W styczniu ukazuje się nowa księga do tej armii i kilkadziesiąt nowych, fajnych figurek. Chciałbym doprowadzić swoje figurki do stanu, w którym będę mógł na nie spojrzeć i stwierdzić, że z podstaw nie brakuje już niczego pomalowanego. Trochę energii chciałbym też poświęcić okazjonalnemu malowaniu następnych miniaturek do Czarnego Legionu – w połowie roku chciałbym móc rozgrywać niewielkie potyczki, do 1000-1200 pkt. pomalowanymi figurkami. Jakaś część działalności w kierunku niehistorycznym zostanie też skierowana na okręty do „Battleship Gothic”. Poza tym, nieuniknione pewnie będzie zbaczanie, chwilowe, w kierunki nieprzewidziane – może „Infinity”, „Dystopian Wars”, może coś dodatkowego do „OiM”?

Sam blog zostanie, prawdopodobnie, nieco zmieniony. Zastanawiam się nad zrezygnowaniem z wpisów w języku angielskim. Moja znajomość języka nie pozwala na pisanie bezbłędne po angielsku, dodatkowo zabiera mi to sporo czasu, na co – po prostu – czasami nie mogę sobie pozwolić. Być może zrezygnuję też całkowicie z publikowania wiadomości o produktach Amercomu. Powody przedstawiałem już kiedyś, nie zmieniły się od tego czasuJ

A skoro mowa o blogu, to jeszcze garść statystyk. 167537 odsłon ogólnych w 2011 roku (co daje 84,5% całości działalności bloga). Na te odsłony złożyły się wizyty 34996 unikatowych gości (wobec 5311 w 2010 r.). Najwięcej unikatowych odwiedzin zanotowałem w sierpniu (4314), średnia z ostatniego pół roku wynosi w granicach 4000 unikatowych odwiedzin miesięcznie. Opublikowałem 232 notki.  Ciekawe jak będzie w tym roku…