poniedziałek, 14 listopada 2011

Z półki Mormega: Nagash Immortal


Kolejna recenzja książki osadzonej w realiach światów Games Workshop, autorstwa mojego brata Mormega. Tym razem przenosimy się z pustych otchłani przestrzeni kosmicznej realiów WH40K do ponurego Starego Świata, pełnego niebezpiecznych przygód... - Inkub



Wczoraj w nocy skończyłem czytać ostatnią część trylogii Rise of Nagash Nagash Immortal – wydaną w ramach serii Time of Legends. Autorem trylogii jest Mike Lee, odpowiedzialny także za opublikowany w ramach Horus Heresy drugi tom o Dark Angels – Fallen Angels  - zresztą jednej z lepszych pozycji w całej serii HH – a wraz z Danem Abbnetem niesamowitych książek opisujących losy Malusa Darkblade’a, bodajże najlepszych ze „stajni” Black Library, jakie dane mi było czytać. Bez wątpienia trylogia o Wielkim Nekromancie jest najlepszą w ramach Time of Legends. Do dzisiaj zastanawiam się, jak Graham MacNeill zdobył w 2010 r. David Gemmell Legend Award za najlepszą powieść fantasy. Bardzo lubię czytać MacNeilla, nawet jeżeli pisze o Ultramarines, ale trylogia o Sigmarze w porównaniu do trylogii o Nagashu jest - najzwyczajniej - słaba. Jedyne wytłumaczenie jakie przychodzi mi do głowy jest takie, że - po prostu - Nagash the Unbroken nie został zgłoszony. Wracając jednak do serii o Nagashu króciutko tylko wspomnę, że opisuje ona losy Nekromanty na przestrzeni około 800 lat. Od pełnych niepowodzeń prób zgłębienia tajników magii pod kierunkiem więzionych Druchii, aż do wielkiej bitwy pod murami Mahrak (Nagash the Sorcerer).  Drugi tom (Nagash the Unbroken) kończy się podbiciem przez Nagasha plemion ludzi zamieszkujących okolice jego twierdzy wzniesionej na dalekiej północy (dalekiej przynajmniej od Nehekhary;)), trzeci zaś, który miałem właśnie przyjemność skończyć, opisuje koniec panowania ludzi w Nehekharze i przebudzenie, na rozkaz Nagasha, umarłych Królów. Historia Nehekhary jest wszystkim fanom Warhammera zapewne dobrze znana, nie zdradzę więc żadnej tajemnicy, że Nagash Immortal koncentruje się na walce Alcadizzara - ostatniego i jednocześnie największego króla Nehekhary - najpierw z wampirzymi władcami Lahmi, a później z siłami samego Nagasha.

Walce tej poświęcone jest niemal 600 stron książki, na których zostały opisane najważniejsze wydarzenia około 200 lat, które ostatecznie zakończyły panowanie żywych nad Nehekharą. Autor dzieli książkę niemal równo na zmagania skavenów z Nagashem pod Nagashizzar – wspomnianą już wyżej twierdzą - a wydarzeniami, które doprowadziły do zniszczenia Lahmi i objęcia tronu Khemri przez Alcadizzara. Końcówka książki, około 100 stron, poświęcona jest już wyłącznie starciu głównych oponentów. Czytało mi się ją bardzo szybko, jest napisana lekko, świetnie kreśli postaci i motywy jakimi się kierują. Sceny batalistyczne choć nie robią takiego wrażenia jak w poprzednich częściach wciąż stoją na wysokim poziomie.

Pisałem do tej pory same superlatywy o książce. Niestety nie zmienia to faktu, że pomimo wszystkich tych ciepłych słów, jest to najsłabsza część serii. Najsłabsza nie znaczy jednak, że nie jest dobra. Po prostu, poziom dwóch pierwszych był bardzo wysoki. Ostatnia też jest dobra ale na tle pierwszej i drugiej części nie wywiera takiego wrażenia, jakie wywarłaby gdyby była odrębną książką. Z całą pewnością należy ją przeczytać bo to dobra rozrywka, zaznaczam też, że odrobinę niebezpieczna. Znowu bowiem zacząłem przeglądać figurki jakie mam do armii Tomb Kings i rozważać jak dużo pieniędzy musiałbym wyłożyć, żeby zetrzeć legiony Nagasha, które Inkub powoli przygotowuje do ataku.

Wracając do książki i kilku wad, które moim zdaniem odrobinę obniżają ogólną ocenę zacznę od tego, że bardzo sobie ceniłem świetny klimat książek o Nehekharze. Czytając je czułem gorąco pustyni, drżałem ze strachu przed armiami Nagasha, o dziwo troszkę też sympatyzowałem z tym „sympatycznym” typem Arkhanem Czarnym. Podziwiałem rękę i wyobraźnię autora, który z takim rozmachem i tak przekonywująco nakreślił wierzenia Nehekharan, wyjaśnił również kilka szczegółów jak choćby długość życia ludzi (w czasach, kiedy urodził się Nagash mężczyzna był uważany za dojrzałego, gdy osiągał wiek 80 lat), czy powody które stały za zbudowaniem Czarnej Piramidy. Tymczasem jakby troszkę, zwłaszcza o tym ostatnim, Lee zapomniał. Cóż bowiem się okazało - Alcadizzar założył szkoły magii. Nie bardzo jednak wiadomo jak i od kogo mieliby się Nehekharanie nauczyć nią władać. W czasach Alcadizzara prymitywne plemiona barbarzyńców nie znały przecież prawdziwej magii, której nauczyć ludzi miał dopiero Teclis kilka tysięcy lat po wydarzeniach opisanych w książce, kontakt z krasnoludami zaś nawiązano zaledwie na kilkanaście lat przed zniszczeniem Królestwa. Zresztą nie bardzo też mogę sobie przypomnieć choćby jednego czarodzieja krasno ludzkiego;) Potencjalnie magii ludzie mogliby się nauczyć od Lizardmenów, z którymi od setek lat toczyli zażarte wojny ale autor wiąże założenie szkół magii z ekspansją Nehekhary na północ. Ten pomysł również zatem odrzucam. Nawet jednak jeżeli przejdziemy do porządku dziennego nad tym aspektem, to przecież Nagash zbudował Czarną Piramidę po to, żeby ogniskowała w sobie słabe wiatry magii, ledwie wyczuwalne tak daleko na południe od Pustkowi Chaosu, stąd przecież jako źródło magii Nagash zaczął wykorzystywać siły witalne ludzi. Autor pozostawia tę zagadkę bez racjonalnego wytłumaczenia.

Kolejna sprawa to skaveny. Nie zrozumcie mnie źle, są fajnie oddane, wraz z całą polityką, zabójstwami, truciznami, machlojkami na większą i mniejszą skalę ale… Ale są odrobinkę zbyt uczłowieczone jak na mój gust. Wychowałem się niejako na Thanquolu i nawet niewielkie odstępstwa od kanonu są dla mnie trudne do przełknięcia. Wystarczy więc jeśli powiem, że Lee nie kreśli skavenów według ustalonych wzorców rodem z przygód Gotreka i Felixa. Największą jednak wątpliwość wzbudza długość życia bohaterów skavenów wynosząca co najmniej 200 lat. Troszkę trudno mi jakoś to przełknąć, nawet jeżeli byli oni magicznie utrzymywani przy życiu. Magia skavenów jest oparta na spaczeniu i z biegiem lat nagromadziłoby się w nich po prostu zbyt dużo zielonego proszku. Tym bardziej, że mieli z nim stały kontakt prowadząc najpierw wojnę z Nagashem, a potem nadzorując układ handlowy, jaki skaveny z nim zawarły. Pewną niespodzianką był również fakt, że stosownie do wersji opisanej przez Lee szczuroludzie nigdy nie zdobyli Nagashizzaru. Moja znajomość świata warhammera może nieco kuleć ale stawiam brylanty przeciw orzechom, że tak jednak było – tzn. że twierdzę zdobyły, dopiero zaś po pewnym czasie Nagash ją odzyskał. (Sprawdziłem właśnie ostatni podręcznik do armii Skavenów i faktycznie wszystko jest opisane tak jak podał to Lee, głowę jednak dałbym sobie uciąć, że we wcześniejszych edycjach było tak jak napisałem wyżej). (A ja zerknąłem do najwcześniejszego podręcznika Undeadów i wersja stamtąd zgodna jest z tekstem książki - Inkub)

Ogólnie są to jednak drobne rysy na gładkiej, lśniącej, czarnej powierzchni piramidy, którą wzniósł Mike Lee i z czystym sumieniem polecam całą trylogię. Tego jednak, że tak małą rolę odgrywa w ostatniej części Arkhan nie mogę darować…
Mormeg

5 komentarzy:

  1. We wcześniejszych edycjach podręcznika do Skavenów faktycznie szczurki zdobyły Nagashizzar, kiedy Nagash odrodził się pojawił się przed bramą, magicznym słowem otworzył bramę i jego ghoule wyrżnęły skavenów. Tylko kilku przywódców uciekło do Skavenblight i zawiadomiło Radę że Nagash powrócił.
    W pełni się z Tobą zgadzam Mormegu - ta seria jest świetna, chociaż to jest jej najsłabszy tom ;) Zdecydowanie moim ulubionym jest I tom.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. W pierwszym wydaniu rulebooka szczurów też jest taka wersja jak tu w książce - oblężenie zamienia się w długotrwałe walki pozycyjne, żadna ze stron nie zdobywa przewagi, Nagash oferuje ugodę szczurom, które te przyjmują - jakaś część spaczenia jest lepsza niż nic, a wojownicy są potrzebni gdzie indziej. Czyli tak samo jak w pierwszym wydaniu rulebooka Undeadów.

    OdpowiedzUsuń
  3. A, to ja nie zrozumiałem kontekstu :) Szczury zajęły miasto dopiero po śmierci Nagasha - a ten odbił je po tym jak się odrodził. Przepraszam za wprowadzenie zamieszania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wygląda zatem, że wygrałem orzechy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie marudź, lubisz orzechy;)

    OdpowiedzUsuń

Z wielką przyjemnością czytam zawsze wszystkie komentarze - pozytywne i negatywne, choć co do tych ostatnich wolałbym, by były merytoryczne. Zostaw ślad swojej obecności komentując lub dodając blog do listy obserwowanych.

I always read all comments with great pleasure - both positive and negative ones. Speaking about negatives - please be constructive and let me improve my blog. Comment or follow my blog.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.