środa, 31 marca 2010

Zapowiedź szóstego numeru "Kolekcji wozów bojowych" | Announcement of the sixth issue of "Kolekcja wozów bojowych"

W szóstym numerze "Kolekcji wozów bojowych", który ukaże się za ok. trzy tygodnie, znajdzie się omówienie niemieckiego transportera piechoty Sd.Kfz. 251. Do pisma dołączony zostanie model tego pojazdu w wersji /10 Ausf. D. (z armatą przeciwpancerną kalibru 37 mm). Pojazd będzie nosił malowanie transportera służącego w 9. pułku grenadierów pancernych „Germania” 5. Dywizji Pancernej SS  „Wiking”, walczącego latem 1944 r. w okolicach Modlina, lato 1944 r.


Sixth issue of "Kolekcja wozów bojowych" will be published in about three weeks in Poland. Central theme of this issue will be german halftrack Hanomag Sd.Kfz. 251.Model of Sd.Kfz. 251/10 Ausf. D (with 3.7 cm gun) in 1:72 scale will be included with the magazine. Model will be prepainted as a halftrack from 9. PzGrenReg "Germania"/5. Panzer Division SS "Wiking", fightning in summer of 1944 in the surroundings of Modlin and Warsaw.





poniedziałek, 29 marca 2010

Agenci Kartelu | Cartel Special Agents

Figurki do pierwszej edycji "Warzone" miały bardzo zróżnicowaną jakość, uzależnioną głównie od projektanta - od naprawdę niezłych do dosłownie koszmarnych (większość produkcji Tima Prowa) - i to nie tylko tych związanych z Legionem Ciemności. Zazwyczaj prezentowały solidną przeciętność. Osobiście bardzo podobały mi się - i podobają - dwa wzory agentów Kartelu. Działają na moją wyobraźnię - garniturki, okulary, giwery. Patrząc na nich przed oczami staje mi nie tylko świat "Mutant Chronicles" ale też "Cyberpunk 2020" czy "Shadowrun". Wzory, moim zdaniem, niespecjalnie się zestarzały - nadal doskonale prezentowałyby się w każdej skirmishówce osadzonej w świecie bliskiej przyszłości.

Miniatures for first edition of "Warzone" wargame have had varied quality - from really nice to just plainly ugly - and not only from Legion of Darkness. They were solidly average. I like some of them personally, like that two Cartel agents. They invoke some pictures in my mind - not only from "Mutant Chronicles" but from universes of "Cyberpunk 2020" or "Shadowrun" too. I think they didn't age too much - they still would be cool addition to any miniature skirmish game set in a near future.



niedziela, 28 marca 2010

Stary gargulec Ral Parthy | Old Ral Partha's gargoyle

Ta figurka ma dla mnie sporą wartość sentymentalną. Była pierwszą "prawdziwą" miniaturką metalową, jaką kupiłem w naszym kraju, na jednym z pierwszych zjazdów miłośników gier role playing w Lublinie w 1993 r. Stare dzieje. Gargulec był częścią większego zestawu, w którym znajdowały się rozmaite monstra i postaci bohaterów graczy. Wcześniej malowałem tylko plastikowe, raczej mało udane miniaturki z gry "Hero Quest" wydanej przez MB w kooperacji z Games Workshop i polskie odlewy kupowane w pamiętnej warszawskiej księgarni "U Izy" na Wilczej. Gargulec był, co prawda, pomalowany jako pierwsza figurka z myślą o konkretnej przygodzie ale nigdy nie miał okazji w niej wystąpić. Bohaterowie graczy zignorowali całkowicie moje wysiłki naprowadzenia ich i wyruszyli radośnie zwiedzać bezdroża, trzeba było improwizować. Być może gargulec trafi kiedyś, przemalowany, jako element gotyckiego kościoła czy jakiejś świątyni na teren figurkowej bitwy.

This old Ral Partha gargoyle miniature has great sentimental value to me. It was my very first proper metal miniature bought and painted in my country, it was 17 years ago. This little winged ugliness was part of the boxed set with some monsters and player characters bought with role playing games in mind, for specific encounter. Unfortunately, my players totally ignored my "narration", plans and scenario and went into the wild singing merry songs... but that's another story. Sometimes I think I should use this old miniature as a part of gothic church or some temple, to give it "one more chance" on some wargame table ;) It certainly deserves it.

sobota, 27 marca 2010

Macedońscy oficerowie pezhetairoi | Macedonian pezhetairoi officers

Wciąż czekam na nadejście pudełka z zamówionymi figurkami do armii Aleksandra Macedońskiego, jednak żeby nie marnować czasu maluję pojedyncze figurki, kupione w blisterach. Pomalowałem konie, które będą wchodzić w skład elementu 3xCav, a dziś dokończyłem oficerów jednostki pieszych towarzyszy Aleksandra, pezhetairoi. Podobnie jak przy malowaniu pierwszej, próbnej figurki, kierowałem się ilustracjami z Osprey'a Man at Arms 148 "The Army of Alexander the Great" - oczywiście, ze względu na skalę, zastosowałem pewne uproszczenia, pomijając głównie jakieś elementy ozdobne. Czekam też na kalkomanie na tarcze, na zdjęciu są więc bez jakichkolwiek oznaczeń - docelowo będzie tam macedoński symbol słońca, będący też - o ile mi wiadomo - symbolem dynastii królewskiej. Podstawka, oczywiście, tymczasowa.

Well, I decided that I will be writing short notes in English too. I apologize in advance for their succinctness, bad style and syntax errors, still it is better than nothing;) I just finished painting officers of Alexander's foot companion unit - pezhetairoi for my II/12 DBA army. They will be divided between  4 Pikes elements acting as dekadarchs of my units. I used color plates from Osprey's Man at Arms 148 "The Army of Alexander the Great" book as main source of inspiration. Still, due to scale, I decided to not paint some ornaments. I'm waiting for transfers for shields - they are left in basic, lightly highlighted metallic bronze colors for time being. Base is temporary, of course.


piątek, 26 marca 2010

Marine Nurgle'a

Pan Rozkładu, Chorób i Zgnilizny, Nurgle. Jedna z oryginalnych kreacji Games Workshop, budujących klimat Starego Świata i wszechświata 40 tysiąclecia. Zawsze miałem słabość do niektórych z jego sług, lubię też kolory, z jakimi jest kojarzony - brąz, zieleń. Pomalowałem kiedyś kilka figurek, mając docelowo zamiar wystawić w armii marines Chaosu oddział Plague Marines. Oto jeden z nich. Sporo frajdy sprawiły mi kolorowe dodatki - ropiejące, pełne pęcherzy ciało ukryte pod pancernymi osłonami nóg, rura oddechowa, giętkie przeguby pancerza. Podobają mi się też stopy tego marine, mają w sobie coś owadziego...

czwartek, 25 marca 2010

Stary krwiopuszcz Khorne'a

Prowadząc rozgrywki Warhammera RPG chętnie używałem figurek do przedstawienia sytuacji i lepszego uzmysłowienia graczom odległości, wzajemnego ustawienia postaci, itp. Z tego powodu pod pędzel trafiły rozmaite figurki z WFB, takie jak pokazywany dziś Bloodletter Khorne'a (przetłumaczony przeze mnie na potrzeby polskiej edycji WFRP jako krwiopuszcz). Stary model znacznie różni się od wprowadzonego kilka lat później wzoru wyprodukowanego dla potrzeb już wyłącznie gry bitewnej. Jest - moim zdaniem - po prostu fajniejszy, bardziej klimatyczny, wygląda rzeczywiście jak jak demon, istota nie z tego świata i z obcej rzeczywistości, a nie jak przerośnięty, czerwony kulturysta z rogami.

środa, 24 marca 2010

Konny nekromanta

Jak każdy  gracz WFB wie - może poza dowódcami krasnoludów - im więcej magów tym lepiej - zwłaszcza w armiach tak silnie magicznych jak ożywieńcy. W mojej armii undeadów mam kilka różnych figurek rozmaitych nekromantów. Przez długi czas brakowało mi jednak czarodzieja dosiadającego zwykłego konia. Jego przydatność na polu walki jest dyskusyjna, niemniej jednak podobał mi się model.
O ile sam nekromanta jest - jako miniaturka - dość fajny, o tyle jego wierzchowiec nie robił już na mnie dobrego wrażenia. Ot, standardowy plastikowy koń z kropierzem, wykorzystywany w dziesiątkach figurek GW. Nie miałem czasu ani chęci na robienie jakiejś konwersji jeźdźca, by dobrze trzymał się na plastikowym koniu-szkielecie, postanowiłem więc nieco zmienić samego wierzchowca. Sama konwersja, jeśli w ogóle o konwersji można w tym wypadku mówić, była banalnie prosta. Postanowiłem wzbogacić i wierzochwca i jeźdźca o jakieś wspólne elementy, łączące ich i identyfikujące jako część armii undeadów. Wykorzystałem do tego celu plastikowe modele olbrzymich nietoperzy, wyprodukowane przez GW do gry Warhammer Quest, a potem - jeśli mnie pamięć nie myli - sprzedawane też oddzielnie jako jednostka do WFB. I tak koń doczekał się elementu dekoracyjnego w postaci całego nietoperza, natomiast jeźdźcowi urosły skrzydła...Można chyba powiedzieć, że to taki nekromantyczny husarz;).

wtorek, 23 marca 2010

Dwa maluchy

Ponoć małe jest piękne... W swojej kolekcji pomalowanych figurek GW mam dwa sympatyczne maleństwa. Pierwszy z nich to chowaniec maga, wykorzystywany przeze mnie podczas gier WFB. Pomalowałem go dość kolorowo, w pastelowych barwach. Jeśli mnie pamięć nie myli, malowanie było błyskawiczne, trwało góra godzinę.

Druga figurka ma bogatszą historię. W 100 numerze "White Dwarfa", kiedy pismo zajmowało się jeszcze innymi rzeczami, niż nachalna promocja gier jedynie słusznej firmy, zamieszczono niezwykle sympatyczny scenariusz turniejowy do WFRP - "The Floating Gardens of Bahb-Elonn". Ten sam scenariusz kilka lat później przedrukowany został w "Magii i Mieczu" pod nazwą "Latające ogrody Bahb-Elonna". Prowadzony w zamierzeniach jako jednorazowa przygoda z predefiniowanymi postaciami, łączył w sobie pigmejów, latające piramidy, slannów, magię, konflikty pomiędzy bohaterami graczy i nadciągającą zagładę. Przygoda cieszyła się sporym zainteresowaniem, zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i później w Polsce. Traf chciał - no dobra, to na pewno nie był przypadek - fakt faktem, GW produkowało przez pewien czas niewielką serię figurek pigmejów, idealnie nadających się do przedstawienia bohaterów graczy z tej przygody. Odwiedzając kiedyś fabrykę GW w Nottingham dostałem w swoje ręce całą serię. Pomalowałem tylko jedną figurkę, reszta czeka (od 15 lat) na swoją kolej.

poniedziałek, 22 marca 2010

Piąty numer "Kolekcji wozów bojowych"

Za cztery dni w sprzedaży powinien pojawić się czwarty numer "Kolekcji wozów bojowych" z modelem samochodu HMWWV. Dwa tygodnie później do rąk czytelników trafi piąty zeszyt, zawierający opis powstania, konstrukcji i użycia bojowego ciężkiego samobieżnego moździerza rakietowego 38cm RW61 auf Sturm (panzer) mörser Tiger, znanego powszechniej pod skróconą nazwą Sturmtiger. Pojazd wyprodukowany, a w zasadzie złożony, w zawrotnej liczbie 18 egzemplarzy, brał udział, między innymi, w walkach w Powstaniu Warszawskim. Numer szósty pisma będzie zawierał model niemieckiego transportera opancerzonego Sd.Kfz, 251/10 Ausf. D.


niedziela, 21 marca 2010

Element dowódczy armii macodońskiej

Pierwszy element pierwszej armii do DBA skończony. W tym tempie zrobienie całej armii zajmie mi jeszcze ok. półtora miesiąca, pewnie nawet więcej, zważywszy że czekam jeszcze na dostawę większości figurek. Jedyną rzeczą, jaka pozostała jeszcze do zrobienia przy elemencie dowódczym jest zabezpieczenie lakierem. Błyszczący werniks mam gdzieś w zapasach, brakuje mi tylko dobrego matowego. Pactra matt nie spełnia swojego zadania, zostawia brzydki osad. Poczekam i w kwietniu kupię Testorsa Dull Coat - najlepszy jakiego dotychczas używałem.


Robiąc ten element chciałem, by wyróżniał się na tle pozostałych, stąd Bucefał spinany przez jeźdźca na skałce. W pozostałych elementach nie będę się już silił na coś podobnego, podstawki będą jednak utrzymane w tej samej stylistyce. Kolejny element w pracach - jazda macedońska.

sobota, 20 marca 2010

Ponownie Macedonia

Skończyłem właśnie malowanie elementu dowódczego armii Aleksandra Macedońskiego do DBA. Nie jestem do końca przekonany co do prawidłowości postawienia obok Aleksandra jakiegokolwiek chorążęgo - mam wrażenie, że w tych czasach żadna armia Hellady nie znała czegoś takiego jak chorągiew czy sztandar - może za wyjątkiem Sparty, jeśli za "sztandar" można uznać spartańską dokanę, drewnianą "bramę" symbolizującą Kastora i Polluksa oraz dwóch królów Sparty... Mniejsza z tym, chorąży znajduje się w elemencie, bo mi się podoba:). Wykonany został z figurki noszącej nazwę producenta Macedonian Companions, czyli teoretycznie zgodną historycznie. Mam jednak wrażenie, że nosi pancerz niezbyt pasujący do znanych nam wizerunków konnych towarzyszy Aleksandra. Drugą pomalowaną figurką jest kolejna miniaturka oznaczona jako Macedonian Leader. Trochę nie pasuje wielkością do konia. W blistrze znajdowały się dwa wzory koni, jeden niby niezbyt mniejszy, niemniej jednak po usadowieniu na nim jeźdźca różnica staje się widoczna... Mam tylko nadzieję, że zginie to na stole. Podstawki do obu figurek dopiero przygotowane do wykonania - w zamierzeniach cały element będzie dopasowany podstawkami do podstawki dowódcy - zrobię to jutro.


piątek, 19 marca 2010

Stare kości w całunie

Aspektem hobby, który kiedyś sprawiał mi mnóstwo przyjemności - po części z konieczności - było konwertowanie figurek. Piętnaście lat temu Games Workshop miał daleko mniej wzorów niż obecnie, kiedy więc chciało się posiadać coś, co zawarte było w liście armii ale nie było dostępne jako gotowy wzór, trzeba było ciąć, giąć i kleić. Taka właśnie sytuacja miała miejsce w przypadku konnego wraitha, przewidzianego jako dowódca oddziału jazdy szkieletów, który uzbrojony mógł być - opcjonalnie - w broń dwuręczną (powergaming FTW!:). Istniała odpowiednia miniaturka wraitha ze sztyletem w uniesionej kościanej łapie, ale starałem się unikać powtarzania wzorów, a miałem już go w armii. Do konwersji wykorzystałem figurkę konnego szkieletu w opończy, uzbrojonego w miecz. Miecz wkrótce wylądował w pudełku z bitsami, natomiast szkielet ochoczo dzierżył w dłoni plastikową kosę - broń jak najbardziej dwuręczną. Mały problem powstał przy wierzchowcu - metalowy, świeżo mianowany wraithem szkielet za diabła nie chciał trzymać się na kościstym kręgosłupie plastikowego rumaka szkieletów. Rozwiązaniem okazały się stare wzory metalowych kościstych koni. Wybrałem takiego, który nie odbiegał specjalnie wielkością od odrobinę większych figurek plastikowych.

czwartek, 18 marca 2010

Abaddon

Kolejną figurką, jaką pomalowałem do swojej powstającej od 10 lat armii Chaosu do WH40K był Abaddon. To jedna z moich ulubionych miniaturek dawnego GW, łącząca bogactwo szczegółów z doskonałą pozą. Malując ją kierowałem się wzorcowym malowaniem firmy z Nottingham, zmieniając jedynie niektóre szczegóły, jak elementy boltera, szpony czy miecz. I to miecz właśnie kwalifikuje się bezwzględnie do przemalowania. Jest - po prostu - obrzydliwy:). Podstawki jak zwykle brak, zrobię ją w momencie ukończenia paru oddziałów, by była jednolita i dopasowana do klimatu armii.

środa, 17 marca 2010

Champion Khorne'a

Jakoś tak się złożyło, że nigdy nie pomalowałem całej armii do Warhammera 40k. Zawsze bardziej - z czysto wizualnego punktu widzenia - bardziej podobały mi się figurki do WFB, niż do czterdziestki, niemniej jednak posiadam sporo rozmaitych miniatur do tego systemu. Bardzo lubię też cały fluff, background tej gry. Jedyną armią, którą potraktowałem poważniej, była armia Chaosu. Kupiłem nawet tyle figurek, że licząc ze sprzętem starczyłoby pewnie na wystawienie - wg. starych zasad - około 3000 armii. Pomalowałem jednak tylko niewielką część. Jednym z tych pomalowanych szczęściarzy jest czempion Khorne'a, w oryginale dosiadający obrzydliwie brzydkiego juggernauta - drugiego wyprodukowanego przez GW i jedynie nieznacznie ładniejszego od pierwszego wzoru. Na juggernauta planowałem posadzić coś innego, została mi więc dodatkowa figurka, w sam raz pasująca na dowódcę jakiejś niewielkiej drużyny berserkerów... Jej wadą była jednak mało dynamiczna poza - zero animacji i pałąkowate nogi przystosowane do dosiadania bestii Chaosu. Ale od czego są obcążki, klej i trochę wyobraźni - zrobienie całej "konwersji" zabrało mi zaledwie kilka minut a efekt - przynajmniej pod względem dynamiki - okazał się lepszy niż oczekiwałem.

wtorek, 16 marca 2010

Powrót do przeszłości encore



Kolejna część powrotu do przeszłości, tym razem trzy figurki z mojej armii Undeadów. Kiedy ją zaczynałem, trzecia edycja WFB była w pełni sił i nawet ptaszki nie ćwierkały jeszcze o czwartej (pierwszej z pudełkiem pełnym figurek, wysokie elfy i gobliny). Na ożywieńców zdecydowałem się - jeśli mnie pamięć nie myli - z dość prozaicznych przyczyn. Figurki tego rodzaju kosztowały wtedy w Polsce małą fortunę. Ich zdobycie graniczyło z cudem... Pamietajmy, to był rok 1991/1992. Wykombinowałem sobie, że kupno zestawu startowego plastikowych szkieletów da mi - za w sumie NIE AŻ TAK dużą kasę - całkiem sporo
figurek. GW sprzedawało jeszcze wówczas zestaw wyprasek szkieletów - Skeleton Army - w którym znajdowało się 8 jeźdźców, 2 rydwany z załogą i 30 szkieletów pieszo... Całkiem niezły deal:) Zdobyłem do tego jeszcze kilka innych wzorów, głównie dowódców, muzyków i chorążych i zacząłem zabawę w WFB. Prezentowane zdjęcia to figurki pochodzące z 4 i 5 (chyba) edycji WFB. Banshee to chyba najmłodsza figurka z tej trójki, pomalowana w ciągu krótkiego czasu - jak widać niespecjalnie wysiliłem się co do kolorów, jednak zrezygnowałem z "upiornego" błękitu, jakim wówczas malowano pokazowe figurki duchów GW w White Dwarfie.
Wraith jest nieco starszy, wygląda odrobinę inaczej niż model prosto z blistra dzięki lekkiemu wygięciu kosy. Licz to konwersja - dół pochodzi z modelu wraitha, natomiast góra to figurka licza, w oryginale siedzącego na tronie - znajdowała się ona w dodatku do gry Warhammer Quest Catacombs of Terror.

poniedziałek, 15 marca 2010

Oficer falangi macedońskiej


Moja pierwsza figurka w skali 15 mm - docelowo będzie to część elementu Pikes powstającej armii macedońskiej do DBA, tu nazwijmy go sobie, powiedzmy, syntagmatarchem, czyli oficerem dowodzącym syntagmą, podstawową jednostką w falandze macedońskiej (odpowiednik batalionu). Równie dobrze figurka mogłaby chyba przedstawiać jakiegoś hypaspistę, oficera zwanego lochagos. Różnice w uzbrojeniu i wyposażeniu tych dwóch rodzajów piechurów nie są dla historyków do końca jasne. Figurka produkcji Xystona, bardzo ładny odlew, sporo szczegółów jak na takie maleństwo. Piki, a właściwie sarissy, w zestawie brak - mój model jest wyposażony w pikę produkcji Wargamera.Nie wygląda ona jak macedońska sarissa, zwłaszcza jej grot jest odmienny, niemniej jednak na bezrybiu i rak ryba. Malując oficera wykorzystałem wspomniane wczoraj dwie książeczki Osprey'a dotyczące armii macedońskiej z okresu podboju. I tym razem większość inspiracji (i kolorów) została zaczerpnięta z ilustracji z serii Man at War, a konkretnie z planszy przedstawiającej hypaspistów. Na żywo nieco źle wyglądają dolne paski linothoraxa, kirysu wykonanego z wielokrotnie zszywanego i utwardzanego płótna - na ilustracjach Osprey'a są bladożółte, w moim wykonaniu za bardzo przypominają pasy z wyprawionej skóry.
Spory błąd popełniłem malując figurkę bez przymierzenia do niej tarczy. Okazało się, że pasuje w tylko jednej pozycji, pozostawiającej sporą szparę między samą tarczą a skórzanym rzemieniem opasującym plecy żołnierza. Po pomalowaniu nie chciałem już paprać się w green stuffie, muszę tylko pamiętać o sprawdzeniu spasowania tarcz przed pomalowaniem kolejnych figurek. Wzór na tarczy jest fatalny - freehand nigdy nie był moją mocną stroną. Zostanie albo przemalowany, albo zakryty odpowiednią kalkomanią.

Malując hełm i nagolenniki postanowiłem spróbować pobawić się techniką odwzorowania metalu normalną farbą niemetaliczną - w tej skali jest to jednak mocno utrudnione, w pozostałych figurkach pozostanę chyba jednak przy farbach metalicznych.






niedziela, 14 marca 2010

Aleksander Macedoński


Od kilku tygodni powolutku maluję swoją pierwszą armię historyczną do De Bellis Antiquitatis. Początkowo miałem chęć na armię Słowian i wczesnośredniowieczną armię polską, jednak ostatecznie zająłem się na początek armią Aleksandra Macedońskiego z okresu podboju. Zamówiłem gotowy zestaw tej armii produkcji Xystona, a na początek, żeby mieć co robić, kupiłem dwa blistery, oficerów falangi i zestaw dowódców konnych. Skala 15 mm to dla mnie nowość - dotychczas malowałem jedynie 28 mm i figurki historyczne w skali 35 i 54 mm. Na pierwszy ogień, dla zaznajomienia się z materiałem, wybrałem oficera falangi, o którym szerzej napiszę jutro. Drugą figurką był konny dowódca. Będzie on generałem mojej armii, czyli Aleksandrem. Do malowania wybrałem figurkę do której konieczne będzie dodanie włóczni - pozostałe w blistrze miały w rękach miecze, te doczekają się konwersji. Szczerze powiedziawszy, jestem zachwycony jakością odlewów Xystona - są bardzo szczegółowe, dokładnie odlane, niezłe są też pozy. Po oczyszczeniu nadlewów (w zasadzie jedynie ślady łączenia formy i elementy kanałów odprowadzających powietrze z formy) położyłem czarny podkład Citadel Chaos Black i zabrałem się do studiowania materiałów ilustracyjnych. Nieocenione okazały się dwa zeszyty Osprey'a - pierwszy z nich z serii Man at War przedstawia armię Aleksandra w całości, drugi z serii Elite opisuje jego piechotę. Stwierdziłem, że odpowiadają mi prezentacje przedstawione w MaW, gdzie zresztą na jednej z plansz barwnych widać samego wodza Macedończyków. Moja figurka w większości szczegółów jest wzorowana na tym właśnie rysunku. Już  w czasie krycia figurek podkładem doszedłem do wniosku, że poza konia jest mało dynamiczna, zwłaszcza jak na przyszłego Bucefała. W związku z tym w ruch poszedł nóż modelarski i po kilku minutach cięcia i gięcia Bucefał stał już na tylnych nogach, spięty przez swego pana. Malując konia postanowiłem trochę poeksperymentować, czaprak wykonany ze skóry pomalowałem tak, by przypominała skórę tygrysią. Dodałem strzałkę na czole, białą skarpetę na nodze. Jeździec otrzymał purpurowy płaszcz, należny władcy Grecji, a potem całego znanego świata. Zbroja w kolorze białym, skórzane buty (nawiasem mówiąc najmniej udany fragment całego odlewu). Włócznia to skrócona pika produkcji Wargamera. Do gotowego elementu dowódczego do DBA brakuje mi jeszcze muzyka i jakiegoś chorążego, konie już się malują...

sobota, 13 marca 2010

Jeźdźcy Rohanu

"Władca Pierścieni" należy do moich ulubionych książek, kiedy czytałem go 25 lat temu po raz pierwszy, tom I zdołałem połknąć w jeden dzień, musiałem go oddać koledze, któremu dosłownie wyrwałem książkę z rąk wraz z obietnicą odniesienia wieczorem. Podobał mi się też film Petera Jacksona, kiedy jednak GW wyprodukowało grę bitewną opartą na jego dziele, miałem mieszane uczucia. Raziła mnie nieco narzucona z góry przez producenta formuła "kolejna gra co rok", dodatkowo wśród moich znajomych nikt nie miał chęci zbierać kolejnej, choćby niewielkiej armii - choć figurki raczej podobały się. Dla przyjemności pomalowałem wówczas kilka figurek, kupiłem kilkanaście zestawów "na później" i "Lord of the Rings" produkcji firmy z Nottingham na kilka lat usunął się z mojej pamięci. Do tematu powróciłem rok temu, tuż przed ukazaniem się nowych zasad dotyczących rozgrywania dużych bitew w realiach filmu i książki - "War of the Ring". Tym razem nieco poważniej zająłem się Rohanem - mam zamiar docelowo zebrać armię potomków Eorla. Na zdjęciach rezultat przypominania sobie "jak się maluje" - trzymałem wówczas pędzel pierwszy raz od dobrych pięciu, sześciu lat. Trzech plastikowych jeźdźców malowałem dość długo, łącznie spędziłem nad nimi ok. 20 godzin. Gros tego czasu spędziłem nad wierzchowcami. Lubię siwki, postanowiłem więc, że pierwsze trzy, cztery figurki koni będą więc pomalowane tak, by odzwierciedlały rozmaite odmiany tego umaszczenia. Po każdym koniu kląłem na czym świat wlezie - siwy nie jest najprostszy do oddania. Dla porównania - gniadego, wierzchowca niepokazanego na zdjęciu, malowałem - łącznie z uprzężą - góra półtorej godziny. Na żywo figurki prezentują się znacznie lepiej, tu moje kiepskie umiejętności fotograficzne obnażają bezlitośnie każdą ich wadę. Podstawek nadal brak, czekam aż zbiorę większą liczbę miniaturek, by były jednolite.



piątek, 12 marca 2010

4 numer "Kolekcji wozów bojowych"

Mała zapowiedź nowego numeru "Kolekcji wozów bojowych" Amercomu. Za mniej więcej dwa tygodnie w kioskach powinien pojawić się zeszyt, w którym przedstawiona zostanie historia powstania i służby oraz opis techniczny samochodu HMMWV. Do pisma dołączony zostanie model tegoż pojazdu w wersji wyposażonej w wyrzutnię pocisków przeciwpancernych TOW-2.



czwartek, 11 marca 2010

Rydwan zielonoskórych


Wycieczki w przeszłość ciąg dalszy. Nigdy nie miałem armii orków i goblinów, jednak pomalowałem sporo rozmaitych modeli wchodzących w jej skład. Nie miałem cierpliwości do malowania dziesiątków figurek, jakie wchodzą w skład armii orków i goblinów, jednak czysto hobbystycznie, dla przyjemności, od czasu do czasu brałem pod pędzel coś zielonego. Widoczny obok rydwan to jeden z pierwszych moich modeli zielonoskórych z WFB. Sam model to - w większej części  - zestaw "Goblin king chariot", wydany początkowo w serii pudełek "Machines of destruction" do chyba 3. edycji Warhammera. Zostawiłem z niego sam rydwan i figurki (w tym króla, noszącego urocze imię Sourgutt), dzika, który w oryginale ciągnął rydwan zastąpiłem jednak nowszymi plastikowymi wilkami. Z tego co pamiętam, kierowała mną chęć doprowadzenia rydwanu do stanu zgodnego z listą armii, która w czasie gdy malowałem ten model nie dopuszczała już rydwanów ciągniętych przez pojedyncze stworzenia, a dzik dodatkowo był mikry w porównaniu z plastikowymi stworzeniami tego gatunku, które opanowały już wówczas pola bitew WFB. Nie mogłem przecież dopuścić do sytuacji, w której rydwan króla ciągnięty byłby przez jakiegoś niewyrośniętego włochatego prosiaka:). W modelu zmieniłem też sztandar - w oryginale nie zawierał tarczy, pomyślałem jednak, że taki akcent z symbolem klanu "Bad Moon" będzie wyglądał dość fajnie... Tarcza to, jeśli mnie pamięć nie myli, jeden z elementów leciwych wyprasek GW z połowy lat 90. minionego wieku.

środa, 10 marca 2010

Wampir



Większa część mojej przygody z grami bitewnymi upłynęła pod znakiem gier Games Workshop. Dziś na tapecie wizyta w odległych czasach - tego konnego wampira pomalowałem dobrze ponad 10 lat temu, praktycznie chyba zaraz po jego ukazaniu się w sprzedaży. Był to dowódca mojej armii Undeadów, z jaką wybrałem się do Nottingham na Wielki Turniej GW. Funkcję dowódcy mojej armii ożywieńców wampir sprawował zresztą bardzo długo. Dopiero po kilku latach pomalowałem kilka innych figurek, które "wymieniały" się dowodzeniem w czasie rozmaitych, najczęściej przegrywanych przeze mnie bitew. Kiedy malowałem tę figurkę, Warhammer miał tylko jedną armię Undeads. Jutro powrotu do przeszłości ciąg dalszy...

poniedziałek, 8 marca 2010

HMS "Shannon"

Od kilku miesięcy dość bacznie śledziłem liczne fora i blogi poświęcone wargamingowi, szukając czegoś, co przemówiłoby do mojej wyobraźni. W gry bitewne bawię się od lat blisko 20 - z różną - co prawda - częstotliwością. Większość moich bitew toczyła się w uniwersach Games Workshop ale od dłuższego już czasu nie śledzę na bieżąco poczynań tej firmy, ani nawet niespecjalnie interesują mnie nowe wydania ich gier... W swojej kolekcji mam większość wydanych przez nich pozycji kilku różnych edycji i kupowanie dziesiątek nowych ksiażek i figurek jakoś już do mnie nie przemawia. Oczywiście, jakość figurek jest doskonała, ich plastiki są niedoścignione... ale... jakoś mniej mnie już to rusza niż jakiś czas temu. Od pewnego czasu mam natomiast chęć na coś osadzonego w realiach historycznych. Przyglądałem się kilku różnym systemom z kilku różnych okresów, wybrałem nawet kilka zbiorów zasad ale o nich napiszę innym razem. Przeglądając rozmaite wiadomości zauważyłem, że do systemu "Warhammer Historical" ukazał się dodatek "Trafalgar", zawierający zasady prowadzenia bitew morskich w epoce napoleońskiej. Żagle i morze zawsze mnie pociągały, dodatkowo stworzenie floty, za pomocą której można przeprowadzić jakąś niewielką potyczkę nie jest specjalnie czasochłonne. Kupiłem podręcznik i kilka pierwszych modeli. Dziś o owocu kilku godzin spędzonych z pędzlem w dłoni. Oto HMS "Shannon" - model firmy GHQ w skali 1:1250, opisywany przez wytwórcę jako 38-działowa fregata klasy Leda. Pierwowzór zapisał piękną kartę w historii Royal Navy, gromiąc w zaledwie 15 minut amerykańską fregatę Chesapeake podobnej wielkości, co miało miejsce 1 czerwca 1813 r. Walka ta była niezwykle krwawa - była to ponoć najkrwawsza walka morska epoki żagli - spośród 725 członków załóg obu jednostek zginęło 96, a 134 odniosło rany.

Sam model wyjęty prosto z pudełka nie prezentował się specjalnie okazale. Miękki metal pozwolił jednak błyskawicznie usunąć nieliczne nadlewki i po kilku minutach kładłem już pierwszą warstwę białego podkładu. Dopiero farba ukazała kunsztowność odlewu i liczne szczegóły, jakie udało się oddać w tej mikroskopijnej przecież skali. Samo malowanie trwało zaledwie kilka godzin - łącznie ze zrobieniem podstawki montaż i malowanie fregaty zajęły mi łącznie ok. 5 godzin - jak na mnie wynik całkiem niezły:). Nie dodawałem tylko olinowania - raz, że nie mam obecnie nadającej się do tego nici, dwa, że model przeznaczony jest na prezent dla mojego też grającego brata. Mam zamiar wciągnąć go w wargaming historyczny, a "Shannon" ma odgrywać rolę zapalnika:)